Isaac Asimov
Fundacja
W pokoju zastał Gaal oczekującego na niego mężczyznę. Był zbyt zaskoczony, aby wyksztusić „Co pan tutaj robi?”, choć słowa te same cisnęły się na usta. Stał tak dobrą chwilę. Wreszcie mężczyzna podniósł się. Był stary, prawie zupełnie łysy i lekko utykał, ale jego błękitne oczy patrzyły bystro.
− Jestem Hari Seldon − rzekł.
W tej samej chwili Gaal otrząsnął się i skojarzył twarz mężczyzny ze zdjęciami, które widział już tyle razy.
[...]
− Dzień dobry − powiedział Gaal. − Ja... ja...
− Chcesz powiedzieć, że mieliśmy się spotkać dopiero jutro? W normalnych warunkach tak właśnie by się stało. Jeśli jednak mamy skorzystać z twoich usług, to musimy się spieszyć. Coraz trudniej jest znaleźć nowych pracowników.
− Nie rozumiem pana.
− Rozmawiałeś z kimś na wieży obserwacyjnej, prawda?
− Tak. Ten człowiek miał na imię Jerril. Nic więcej o nim nie wiem.
− Nieważne, jak ma na imię. Jest agentem Komisji Bezpieczeństwa Publicznego. Śledził cię od lotniska.
− Ale dlaczego? Nic z tego nie rozumiem.
− Czy mówił ci coś o mnie?
Gaal zawahał się.
− Nazywał pana Seldonem Krukiem.
− Powiedział, skąd ten przydomek?
− Mówił, że przepowiada pan katastrofę.
− Bo istotnie to robię. Co myślisz o Trantorze?
[...]
− Wspaniały.
− Mówisz to bez zastanowienia. A psychohistoria?
− Nie pomyślałem o tym, żeby ją zastosować w tym wypadku.
− Zanim się ze mną rozstaniesz, młody człowieku, stosowanie psychohistorii do analizy wszystkich problemów będzie już dla ciebie czymś oczywistym i naturalnym. Patrz. − Seldon wydobył z sakiewki przy pasie kalkulator. [...] Zwinne palce Seldona, poznaczone już starczymi plamkami, poruszały się szybko po plastikowej powierzchni. Na szarym tle zapłonęły czerwone symbole. − To jest obraz stanu Imperium w tej chwili − powiedział. Zamilkł. Czekał.
Wreszcie Gaal przerwał milczenie:
− Oczywiście to nie jest kompletny obraz.
− Nie, nie jest kompletny − odrzekł Seldon. − Cieszę się, że nie wierzysz ślepo moim słowom. Jednak to przybliżenie, które wystarczy, aby wyciągnąć odpowiedni wniosek. Zgadzasz się?
− Pod warunkiem, że będę mógł później sprawdzić wprowadzenie funkcji. Dornick miał się na baczności, aby nie nadziać się na jakiś haczyk.
− Dobrze. Dodaj do tego znany procent prawdopodobieństwa zamordowania imperatora, rebelii wznieconej przez wicekróla, okresy kryzysu gospodarczego, stale zmniejszający się stopień badań planetarnych...
Seldon wymieniał wciąż nowe czynniki, a ich matematyczne obrazy pojawiały się za kolejnymi naciśnięciami przycisku na ekranie kalkulatora, wzbogacając i zmieniając pierwotną funkcję.
Gaal przerwał mu tylko raz.
− Nie widzę uzasadnienia dla tego przekształcenia zbioru.
Seldon powtórzył działanie, tym razem wolniej.
− Ależ takie operacje są niedopuszczalne w rachunku socjomatematycznym! − zdumiał się Gaal.
− W porządku. Jesteś bystry, ale sporo ci jeszcze brakuje. Akurat w tym przypadku jest to zupełnie dopuszczalne. Zaraz ci to udowodnię.
Trochę to potrwało, ale przy końcu obliczeń Gaal wyznał ze skruchą:
− Tak, teraz rozumiem.
Wreszcie Seldon skończył.
− To jest Trantor za pięćset lat − powiedział. − No i co ty na to? Hę? − Przechylił głowę na bok i czekał.
− Całkowita zagłada! − krzyknął Dornick, nie wierząc własnym oczom. − Ależ... ależ to niemożliwe. Trantor nigdy...
− Powoli, powoli. − Seldon ożywił się, jakby ubyło mu lat. – Widziałeś, w jaki sposób doszedłem do tych wyników. A teraz postaraj się zapomnieć na moment o funkcjach i równaniach i przełóż to na zwykły język.
− W miarę jak Trantor coraz bardziej się specjalizuje, staje się coraz bardziej bezbronny − mówił Gaal. − Ponadto, w miarę jak rośnie jego znaczenie jako centrum administracyjnego Imperium, staje się coraz bardziej łakomym kąskiem. I wreszcie, w miarę jak sprawa następstwa tronu staje się coraz bardziej niepewna, a spory i walki między wielkimi rodami przybierają na sile, znika poczucie odpowiedzialności w społeczeństwie.
− Wystarczy. A jakie jest prawdopodobieństwo całkowitej zagłady w ciągu tych pięciu stuleci?
− Nie potrafię powiedzieć.
− Na pewno potrafisz zróżniczkować pole prawdopodobieństwa.
Gaal zakłopotał się. Seldon nie zaoferował mu swojego kalkulatora. Trzymał go z dala od jego oczu. Nie pozostało mu nic innego, jak dokonać obliczeń w pamięci. Liczył intensywnie, aż pot wystąpił mu na czoło.
− Około 85%? − powiedział w końcu.
− Nieźle − stwierdził Seldon, wysuwając dolną wargę − ale niezupełnie dobrze. W rzeczywistości wynosi ono 92,5%.
− I dlatego właśnie nazywają pana Seldonem Krukiem? Nie czytałem nic o tych obliczeniach w gazetach.
− Oczywiście. Tego przecież nie można drukować. Chyba nie przypuszczasz, że Imperium przyznałoby się otwarcie do swojej słabości. Jest to zupełnie oczywiste w świetle psychohistorii. Ale część naszych wyników przeciekła z pracowni i jest znana arystokracji.
− To niedobrze.
− Niekoniecznie. W rachunku uwzględnione jest wszystko.
− I dlatego jestem śledzony?
− Tak. Wszystko, co ma związek z moją pracą, jest pod obserwacją.
− Czy coś panu grozi?
− O, tak. Prawdopodobieństwo, że zostanę stracony, wynosi 1,7%, ale to oczywiście nie wstrzyma prac. To również wzięliśmy pod uwagę. No, ale dajmy temu spokój. Przypuszczam, że jutro spotkamy się na uniwersytecie?
− Tak − odparł Gaal.
[Gaal następnego ranka zostaje aresztowany. W rozmowie z przysłanym przez prof. Seldona prawnikiem okazuje się, że uczony dzięki psychohistorii przewidział aresztowanie Gaala:]
− Przykre to, ale prawdziwe. Komisja odnosi się z coraz większą niechęcią do jego prac. Jego nowym współpracownikom stwarza się coraz więcej trudności. Wykresy wykazywały, że byłoby dla nas najkorzystniej, gdyby sprawy rozstrzygnęły się właśnie teraz. Komisja działa nieco opieszale, więc profesor Seldon odwiedził pana wczoraj, aby przyspieszyć bieg wypadków. Nie miał żadnego innego zamiaru.
Gaal zaczerpnął powietrza.
− Czuję się dotknięty...
− To zrozumiałe. Ale takie postępowanie było konieczne. Wybór pańskiej osoby nie był spowodowany żadnymi względami osobistymi. Musi pan sobie uświadamiać, że plany profesora Seldona, które opierają się na obliczeniach prowadzonych przeszło osiemnaście lat, uwzględniają wszelkie możliwe wydarzenia o znacznym stopniu prawdopodobieństwa. Mamy teraz do czynienia z jednym z takich wydarzeń. Przysłano mnie tu tylko po to, abym zapewnił pana, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Wszystko dobrze się skończy, prawie na pewno, jeśli chodzi o plan, i z dużym prawdopodobieństwem, jeśli chodzi o pana osobę.
[...]
− [...] Proszę skontaktować mnie z profesorem Seldonem.
− Niestety to niemożliwe. Profesor Seldon sam jest w areszcie.