Artur Schopenhauer
Parerga i paralipomena
Pesymizm
Gdyby cierpienie nie było najbliższym i bezpośrednim celem naszego życia, egzystencja nasza byłaby zupełnie bezsensowna. Absurdem jest bowiem zakładać, że ból bezmierny, który wynika z nieszczęścia jako istotnej cechy życia, którego pełno na świecie, jest bezcelowy i czysto przypadkowy. (...) Nie znam więc większego absurdu niż ten, jaki głoszą niemal wszystkie systemy metafizyczne, które uznają zło za czynnik negatywny, podczas gdy jest właśnie czymś pozytywnym, czymś, co samo daje się odczuć. (...) Natomiast dobro, tj. wszelkie szczęście i wszelkie zadowolenie, jest czystą negacją, mianowicie zwykłym spełnieniem jakiegoś życzenia i końcem jakiejś męki. (...) Lecz tak jak ciało nasze uległoby rozsadzeniu, gdyby nie ciśnienie atmosfery, tak też, gdyby z życia ludzkiego zniknęło ciśnienie biedy, trosk, przeciwności i niepowodzeń, wzrosłoby zuchwalstwo ludzi, prowadząc jeśli nie do wybuchu, to przynajmniej do objawów rozpasanej głupoty, ba, do szaleństwa. Każdy człowiek stale potrzebuje nawet pewnego kwantum trosk, cierpień lub biedy, tak jak okręt potrzebuje balastu, by płynąć prosto i równo. Prace, kłopoty, trud i nędza przypadają niewątpliwie prawie wszystkim ludziom przez całe życie w udziale. Ale gdyby każde życzenie zostało spełnione ledwo się je wypowie, czym byłoby wówczas wypełnione życie ludzkie, na czym spędzalibyśmy czas? Przenieście rodzaj ludzki do krainy pieczonych gołąbków, gdzie wszystko samo rośnie, a rzeki mlekiem i miodem płyną, gdzie każdy natychmiast odnajdzie swą bogdankę i bez trudu zachowa jej młodość. Część ludzi umrze wówczas z nudów albo się powiesi, część zaś zacznie zwalczać się nawzajem, dusić i mordować i w ten sposób ludzie przysporzą sobie więcej cierpień niż im dziś zadaje natura. Takie plemię nie pasuje więc do innej scenerii, nie nadaje się do innej egzystencji.
Przy całej różnorodności form, w jakich występują szczęście i nieszczęście ludzkie jako cel dążeń lub powód do ucieczki, ich podstawą materialną jest zawsze rozkosz lub ból cielesny. Jest to jednak podstawa niezmiernie wąska: zdrowie, pożywienie, ochrona przed deszczem i zimnem oraz zaspokojenie popędu płciowego, bądź też brak tych rzeczy. Jeśli więc idzie o realną przyjemność fizyczną, człowiek doznaje jej tyleż co zwierzę: tylko odczucie przyjemności, ale i bólu także, jest u niego silniejsze na skutek bardziej rozwiniętego sytemu nerwowego. Dzieje się tak, po pierwsze, dlatego że u człowieka wszystko potęguje się przez myśl o rzeczach nieobecnych i przyszłych; na dobrą sprawę dopiero dzięki temu pojawiają się troski, strach i nadzieja, te jednak grają potem znacznie większą rolę niż aktualna obecność rozkoszy lub cierpień, na którą skazane jest zwierzę. (...) Natomiast dzięki refleksji wraz ze wszystkim, co z nią związane, te same elementy rozkoszy i cierpienia, które człowiek posiada pospołu ze zwierzęciem, rozwijają się u niego w tak spotęgowane doznanie szczęścia i nieszczęścia, że może to doprowadzić aż do śmiertelnego wybuchu radości albo też do samobójstwa z rozpaczy. (...) Potrzeby człowieka, które początkowo niemal równie łatwo zaspokoić jak potrzeby zwierząt, potęguje on celowo, by zwiększyć rozkosze: stąd luksus, stąd smakołyki, tytoń, opium, napoje wyskokowe, przepych i wszystko, co z tym związane. Dochodzi do tego, również na skutek refleksji, źródło rozkoszy, a więc i cierpień, znane tylko ludziom, które niezmiernie, bodaj bardziej niż wszystkie niż wszystko inne ich absorbuje, mianowicie ambicja oraz poczucie dumy i wstydu: prozaicznie mówiąc mniemanie własne o cudzym mniemaniu na nasz temat. W tysiącznych, nieraz karykaturalnych formach staje się ono celem niemal wszystkich dążeń ludzkich, które wykraczają poza fizyczną rozkosz lub cierpienie. (...) Należałoby wspomnieć, że zaspokojenie popędu płciowego wiąże się u człowieka ze szczególnym, jemu tylko właściwym wyborem, prowadzącym czasem do miłości bardziej lub mniej gwałtownej. (...) Dzięki temu zaspokojenie popędu płciowego staje się dla niego źródłem długich cierpień i krótkich radości.