Emilia Korczyńska - egocentryczna histeryczka czy nieszczęśliwa kobieta, pragnąca miłości - analiza zagadnienia na podstawie fragmentów tekstu
Emilia Korczyńska - egocentryczna histeryczka czy nieszczęśliwa kobieta, pragnąca miłości - analiza zagadnienia na podstawie fragmentów tekstu
1. Cele lekcji
a) Wiadomości
Uczeń:
rozumie znaczenie pojęć egocentryzm, histeria,
zna środki przekazu pozawerbalnego.
b) Umiejętności
Uczeń:
potrafi analizować i interpretować fragmenty tekstu,
potrafi dokonać analizy postaci, wykorzystując właściwe cytaty,
rozwija umiejętności aktorskie,
efektywnie współpracuje w grupie.
2. Metoda i forma pracy
Elementy metody podającej, heurystycznej, metoda problemowa, metoda zajęć praktycznych, drama, studium przypadku, praca zbiorowa, praca grupowa, praca indywidualna.
3. Środki dydaktyczne
Kserokopie fragmentów tekstu
4. Przebieg lekcji
a) Faza przygotowawcza
Powitanie. Sprawdzenie listy obecności. Nauczyciel wyłania parę chętnych uczniów do odegrania scenki dialogu między Emilią a Benedyktem. (załącznik 1)
b) Faza realizacyjna
Nauczyciel informuje klasę, iż jej zadaniem jest rozpoznanie postaci wraz z podaniem uzasadnienia.
Nauczyciel podaje temat lekcji: Emilia Korczyńska - egocentryczna histeryczka czy nieszczęśliwa kobieta, pragnąca miłości - analiza zagadnienia na podstawie fragmentów tekstu.
Nauczyciel prosi uczniów o wyjaśnienie własnymi słowami pojęć: egocentryzm, histeria.
Nauczyciel rysuje na tablicy tabelę (załącznik 2).
Nauczyciel objaśnia uczniom, iż o postaci świadczą nie tylko jej słowa, ale i przekazy pozawerbalne (gesty, wygląd).
Nauczyciel dzieli klasę na 3 rzędy: pierwszy zajmie się analizą tego, jak gesty świadczą o bohaterce, drugi - jak słowa, trzeci - jak wygląd zewnętrzny Emilii i jej otoczenie. Nauczyciel każdej ławce rozdaje inny fragment tekstu. (załącznik 3)
Nauczyciel rozdaje fragmenty tekstu (jeden na parę). Uczniowie szukają w nich odpowiedzi na pytanie zawarte w temacie.
Wybrane osoby z rzędów prezentują efekty pracy reszcie klasy, która uzupełnia tabelki w zeszytach.
c) Faza podsumowująca
Nauczyciel prosi o posumowanie zebranych informacji i wyciągnięcie wniosków na temat Emilii.
Rozmowa na temat życiowych, znanych uczniom przykładów takich osobowości.
Nauczyciel zadaje pracę domową.
5. Bibliografia
Dziedzic I., Drama na lekcjach języka polskiego, WSiP, Warszawa 1992.
Pankowska K., Drama – zabawa i myślenie, Centralny Ośrodek Metodyki Upowszechniania Kultury, Warszawa 1990.
Polonista w szkole. Podstawy kształcenia nauczyciela polonisty, pod red. A. Janus‑Sitarz, Universitas, Kraków 2004.
6. Załączniki
a) Karta pracy ucznia
załącznik 1.
„Dlaczego ty, Emilciu, od jakiegoś czasu bywasz dla mnie tak obojętną? Co ja ci złego zrobiłem? Czy masz mi co do wyrzucenia? Ot, i dziś biegłem do ciebie, aby przy tobie uspokoić się... odpocząć... Chciałem wygadać się przed tobą, rozpowiedzieć ci wszystko, uścisnąć cię i poweseleć... A ty tylko narzekasz, albo milczysz... ot, po prostu, jak wroga mnie traktujesz... Nie pierwszy już raz zauważyłem to w tobie, o! Nie pierwszy... Jest się już tak od dawna, ale dziś większy mnie żal zdjął nad tym... Dlaczego zobojętniałaś tak dla mnie? Dlaczego wiecznie czujesz się nieszczęśliwą, dlaczego? A? Powiedz, aniołku mój, dlaczego?
Ujął jeszcze i drugą jej rękę, twarz swą blisko do jej twarzy przychylał i z miłosnym prawie spojrzeniem, z prośbą, coraz ciszej i czulej zapytywał:
- Dlaczego, Emilciu? Powiedz! A? Dlaczego, moja koteczko?
Nie broniła się pieszczotom jego, ale delikatną i coraz więcej zasępiającą się twarz swą od jego twarzy oddalając z przejmującym żalem, zawołała:
- O! Gdybyś się ty był tak nie zmienił, Benedykcie, gdybyś się tak nie zmienił! I ja... Byłabym może taką, jak dawniej... Ale tyś się tak zmienił... Zmienił...
Zastanowił się chwilę nad tym, co powiedziała.
- A tak - potwierdził - zmieniłem się istotnie...
- I tak nadzwyczajnie - dorzuciła - jakby cię dotknęła różdżka jakiegoś złego czarnoksiężnika... Machnął ręką i zaśmiał się wpółwesoło, wpółgorzko.”
załącznik 2.
GESTY/ ZACHOWANIE | SŁOWA | WYGLĄD/ OTOCZENIE |
załącznik 3.
RZĄD I
GRUPA 1
„- Moja Tereniu - przerwał czytanie drugi głos kobiecy, słaby, łagodny, tęskny - czy możesz sobie przedstawić podobnie piękną, podobnie promienną egzystencję jak tej margrabiny!...
- Ach! Takiego życia nawet wyobrazić sobie nie podobna! - westchnęła Teresa.
- Być gwiazdą pierwszej wielkości na dworze wielkiego króla... Bawić się, jaśnieć...
- Być kochaną... - przerwała Teresa.
- O, tak! i przez kogóż? przez takiego margrabiego de Créquy!... Jakąż musiała być miłość tych wykwintnych, pięknych, poetycznych ludzi!
- Ach! Takiego szczęścia wyobrazić sobie nawet nie podobna!
- W takich warunkach ja także byłabym zdrową, wesołą, zadowoloną, mogłabym tańczyć, nie tylko chodzić, pełną piersią oddychać, słowem, żyć! Prawda, Tereniu?
- O!
- Jakże nierówno pomiędzy ludźmi rozdzielone jest szczęście!”
GRUPA 2
„- Mnie także zeszłoroczna jesień wcale niewesoło przeszła. Chorowałam na zapalenie oskrzeli... I sama w domu byłam... Jak pustelnica...
Benedykt rękę żony pocałował.
- Bieda z twoim złym zdrowiem! Prawda, że dwa miesiące prawie nie byłem w domu, a przez ten czas ty kilka dni chorowałaś obłożnie... Ale przecież sama nie byłaś! Miałaś przy sobie pannę Teresę, Martę Justynkę, dzieci... a nawet - dodał z uśmiechem - pan Ignacy mógł cię muzyką swoją rozrywać... Jakaż to pustynia?
- Ja ciągle żyję na pustyni - szepnęła kobieta.
- Oj! - krzyknął prawie mężczyzna - bodaj, że lepiej byłoby żyć na pustyni, jak wśród okoliczności takich, z jakimi ja ciągle ubijać się muszę (...) A zawsze, dalibóg, we środku mi coś aż płacze...
(...) Pani Emilia wzniesionym wzrokiem ścigając ruchy gałązek, z którymi wietrzyk jesienny igrał, szepnęła:
- O! I ja także wiem, co to płakać bez łez...
- O, chleb chleb! Chleb! - z cicha zaśmiała się Emilia.
Benedykt spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
- Czegóż śmiejesz się? Chleb! najpewniej o chleb mi chodzi! Więc cóż? Ty nawet bez perfum i tych tam... Różnych swoich szlafroczków obejść się nie możesz, a tak ironicznie mówisz o chlebie...
- Ja obchodzę się bez wielu rzeczy, które są tym dla duszy, czym chleb dla ciała - żywiej nieco odparła.
(...) Benedykt nie przerywał, słuchał i koniec wąsa przygryzał, a gdy umilkła, nie patrząc na nią przytłumionym głosem wymówił:
- Ja... moje... mnie... dla mnie,. przy mnie...
Po chwili wstał. Zdawać się mogło, że wysoka i silna postać jego cięższą jeszcze stała się niż wprzódy”
GRUPA 3
„Z wyjątkową u niej energią wyprostowała się i z głębokim przekonaniem rzekła:
- Nie, Benedykcie, nigdy nie zgodzę się na to, aby życie wymagało od nas takich ofiar. Może ono być piękne i szczęśliwe, ale tylko dla tych, którzy odrzucą jego brzydką i prozaiczną stronę. Ale jeżeli kto tak, jak ty, zanurzy się w samych materialnych interesach, a wyrzeknie się wszelkiego piękna i wszelkiej poezji... wtedy.
- Więc oboje z tobą zanurzać się będziemy w poezji - przerwał mężczyzna - a tymczasem bank lub lichwiarze sprzedadzą nam Korczyn i wraz z dziećmi pójdziemy w świat o kiju.
- Wyliczyłeś wszystko, co mam, wyliczże teraz to, czego nie mam. Cóż ja mam? Żyję w tym kącie jak zakonnica, więdnę jak kwiat zasadzony na piaskach. Cóż stąd, że nie doświadczam niedostatku? Moje potrzeby są większe, wyższe... O smaczny obiad nie dbam, ale pragnę dokoła widzieć choć trochę poezji, piękna, artyzmu.., A gdzież je tu znaleźć mogę? Ja pragnę wrażeń natura moja nie może być stojącą wodą, ale potrzebuje błyskawic, które by nią wstrząsały... Ja pragnę nade wszystko podziału uczuć... a czy jest przy mnie choć jedno serce, które by uderzało razem z moim sercem?
Mówisz zawsze, że mię kochasz! Ja to uważam za bolesną tylko ironię! Przebacz, że powiem prawdę. Nie masz natury dość wytwornej i zarazem gorącej, abyś mógł kochać tak, jak ja kochaną być potrzebuję. Gdybyś mię tak kochał, nie opuszczałbyś mnie na godziny i dnie całe dla prostych materialnych interesów. Przy mnie, dla mnie zapominałbyś o wszystkim, nie obrażałbyś co chwilę gustów i przyzwyczajeń moich, ale wyrzekłbyś się raczej wszystkiego, zapomniałbyś o wszystkim, byle mię rozweselić, zająć uszczęśliwić. Tak ja rozumiem miłość, takiej spodziewałam się od ciebie i dawno już wiem, żem się zawiodła. Cierpiałam nad tym tak, że aż się zachwiało to biedne, słabe zdrowie moje. Na koniec zdobyłam się na rezygnację.”
GRUPA 4
„Jak myślisz, Tereniu: czy wśród Eskimosów istnieje prawdziwa, gorąca, poetyczną miłość?
Teresa nie odpowiedziała. Zamyśliła się głęboko. Z łabędzią szyją, pod światło lampy wyciągniętą, końcami palców dotykała bolącej i leczniczym plastrem oblepionej szczęki. Erotyczne tęsknoty i marzenia dreszczami przebiegały wątłe ciała dwu tych kobiet i twarze ich okrywały wyrazem cierpienia.
- Czytaj dalej, Tereniu...
Czytała dalej, ale po kwadransie znowu czytanie przerwać musiała.
(...) Mnie się zdaje, że jedynym lekarstwem pewnym byłoby zadowolenie wyższych potrzeb istoty naszej, potrzeb serca... wyobraźni... szlachetnych gustów... Ale któż jest tak szczęśliwym, aby móc spełniać wszystkie marzenia swoje, aby dysonanse życia nie zatruwały mu ducha i ciała?...”
RZĄD II
GRUPA 1
„(...) Raz jeszcze westchnęła pani Emilia i zapewne łza spłynąć musiała po jej chudym i białym jak lilia policzku, bo słyszeć się dały perswazje Teresy:
- Niech tylko najdroższa pani nie denerwuje się, nie płacze, bo znowu atak być może... Moja najmilsza pani, proszę zapanować nad sobą i nerwy oszczędzać... Może już kula dusi?...
Zamyśliły się obie i mimo woli zwolniły kroku, co najpierw spostrzegła starsza.
- No, wleczem się jak żółwie. Prędze, bo już tam Emilka wyrzeka pewno, że nie wracam, i zaczyna dostawać migreny albo globusa...
Benedykt podniósł głowę, z uwagą jej w twarz popatrzał, ręką potem machnął i rzekł:
- Tylko, że u ciebie, Emilciu, pochodzi to z nerwów... mnie zaś - no! już tam o wszelkich rzeczach wysokich albo wesołych i marzyć przestałem... Ale chciałbym czasem odetchnąć swobodniej, pewnym być, że wam wszystkim nigdy chleba nie zabraknie...
Tego więc wieczoru pani Emilia i jej towarzyszka zamiast po rozłogach kuli ziemskiej podróżowały po przestrzeni czasu zatapiając się w czytaniu pamiętników jednej ze sławnych w wieku siedemnastym wielkich dam francuskiego dworu”.
GRUPA 2
„Z wyrazem niemocy lub słodkiej rezygnacji splatała je [ręce] ona i opuszczała na suknię albo rozmawiając czyniła nimi gesta rzadkie, drobne, powolne, objawiające śmiertelną obawę przed wszelkim żywszym i choćby odrobinę energiczniejszym poruszeniem ciała czy ducha.
(...) Dość, że od lat już kilku doświadczać zaczęła uczuć rozczarowania i zawodu, które czyniły ją smutną i - chorą. W tym odludnym i cichym Korczynie, przy tym człowieku spracowanym i nie mającym czasu ani chęci do podzielania jej ulubionych rozrywek i zajęć wprost traciła ochotę do życia. Objawiało się to w coraz wzrastającym jej wstręcie do wszelkiego ruchu. Po cóż by zadawać sobie miała jakąkolwiek fatygę, skoro sobie przez nią żadnej przyjemności zdobyć nie mogła?”
GRUPA 3
„Ładna brunetka w białym negliżu milczała także, twarz jego, ubiór i całą postawę zwolna wzrokiem obejmując. Z gry jej delikatnych rysów poznać można było, że czyniła w tej chwili bolesne dla siebie uwagi i porównania. Myślała zapewne, że tego człowieka, który teraz obok niej siedział, nie takim wcale poznała i pokochała. Był on wtedy młodzieńcem zgrabnym, ze świeżą twarzą i trochę już smutnymi, ale pełnymi blasku oczami.
(...) Odwaga i zapał jego, dla których wielu nazywało go prawie szaleńcem, a także nieszczęścia dwu jego braci nadały mu aureolę rycerską i poetyczną. Powiadano, że dziwnym tylko zbiegiem okoliczności mógł tu pozostać. Przy ówczesnym braku młodych mężczyzn uchodził za partię świetną. Dumną była, że ją właśnie wybrał, że rozkochał się w niej z całą zapalczywością swej natury, że życie z nią, z nią właśnie, uważał za jedyną zorzę, która na niebie jego zaświecić mogła po zgaśnięciu tylu innych...”
GRUPA 4
„Przestała bywać u sąsiadów, bo byli dawno znani i niezabawni; nie wychodziła na przechadzki, bo nic ciekawego ani miłego nie znajdowała w widoku nieba, ziemi i wszystkiego, co było na nich. Ogarniało ją coś bardzo podobnego do lenistwa ciała i duszy. Samo przejście z domu do ogrodowej altany nużyło ją niekiedy. Szczęściem było dla niej jedynym, że lubiła czytanie i ręczne robótki. Pochłaniała dużo książek, wyrabiała mnóstwo poduszek, serwet, kołder itd. Przy tym tęskniła i czuła się coraz częściej napastowaną przez różne bóle, dolegliwości, osłabienia, które zawsze przewidywała z daleka, spotykała z przestrachem i usiłowała odegnać mnóstwem starań i środków. Takim było jej istotnie nędzne życie...
Mówiła to wszystko bez gniewu, cicho i tylko z wielkim żalem. Oczy jej napełniły się łzami, które przecież powściągnęła, i z ruchem zupełnego zniechęcenia dodała:
- Ale po cóż o tym mówić? Ty się nie zmienisz i nic się nie zmieni. Gwiazdy losu różnym światłem świecą. Moja jest ciemną. Z pociechą myślę, że jestem słaba i mam złe zdrowie, może więc wkrótce mogiła
- Jaki tam czarnoksiężnik! - odparł. - Życie to, moja duszko, życie zmienia ludzi. W takich, uważasz, okolicznościach ostatni chyba głupiec utrzymywać się może w roli Adonisa... Ale jeżeli ci idzie o moje serce, charakter...
Tylko pozwól powiedzieć sobie, że te twoje „kwiaty na piaskach”, „wstrząsające błyskawice”, „gwiazdy losu”, „mogiły” i tym podobne górności nie są wcale poezją, jak to sobie wyobrażasz, ale przestarzałą i złej wody romansowością. Ja także kiedyś na rzeczach wzniosłych i od pospolitości życia oderwanych znałem się, a wyrzekłem się ich nie dla hulanki i nie dla metresy, ale dla konieczności i obowiązków życia. Może i w tym jest także trochę poezji, ale ty się na takiej nie znasz?... Cóż robić? Niech jeszcze i to...”
RZĄD III
GRUPA 1
„Pokój ten miał pozór gabinetu wykwintnej kobiety, Wszystko tu było miękkie, ozdobne i wbrew temu, co działo się w innych częściach domu, dość jeszcze nowe. Obicie osypane bukietami polnych kwiatów miało pozór nieco sentymentalny; gotowalnia okryta zwojami białego muślinu połyskiwała kryształowymi i porcelanowymi cackami; na etażerkach leżały książki, stały zgrabne koszyki i pudełka z przyborami do ręcznych robót. Materia okrywająca sprzęty pąsową barwą swą sprawiała na pierwszy rzut oka wrażenie świetności. Z tymi wszystkimi szczegółami sprzeczała się atmosfera pokój ten napełniająca. Była ona duszną i pełną zmieszanych zapachów perfum i lekarstw; ponieważ zaś okno i drzwi od przyległych pokojów szczelnie były zamkniętymi, pokój ten przypominał pudełko apteczne oklejone papierem w kwiatki i napełnione wonią olejków i trucizn.
W rogu tego pokoju na pąsowym szezlongu we wpółleżącej postawie siedziała kobieta w czarnej jedwabnej sukni, z kibicią zbyt szczupłą, ale mającą w kształtach swych i ruchach wiele delikatnego wdzięku, z twarzą kiedyś znać zupełnie piękną, a i dziś jeszcze pomimo przywiędnięcia i zbytecznej chudości uderzającą niezmierną delikatnością płci, wielkością czarnych oczu o powłóczystym, łagodnym spojrzeniu, bujnością czarnych, starannie ułożonych włosów. Jakkolwiek skądinąd wyglądała na lat blisko czterdzieści, nie miała ani jednego siwego włosa, i jakkolwiek kibić jej i cera zdradzały do niedołęstwa posuniętą fizyczną słabość, drobne jej wargi były pąsowe i świeże jak u młodziutkiej dziewczyny. Rączki drobne, tak chude i delikatne, że prawie przezroczyste, tak pielęgnowane, że paznokcie ich posiadały kolor listka róży i połysk politury.”
GRUPA 2
„Altana z przezroczystej kraty wdzięcznie zbudowana i pachnącym kapryfolium gęsto opleciona była jedną z nielicznych pozostałości owych ogrodowych upiększeń, które przed ożenieniem się swym przedsięwziął był Benedykt. Teraz dość było jednego rzutu oka, aby poznać, że myśli o jakichkolwiek ulepszeniach estetycznych na tysiąc mil oddalonymi od niego były.Wszedłszy do altany Benedykt po kilkakroć ucałował rękę i czoło żony i obok niej usiadł. Ładna, trzydziestoletnia brunetka w białym negliżu, w postawie objawiającej znudzenie i znużenie, siedziała na wygodnej ogrodowej ławce i poduszkę mając za plecami ślicznie obute stopy na niskim stołeczku wyciągała. Na kolanach jej leżała otwarta książka. Wejście męża nie ożywiło jej zasępionych rysów; uchyliła się nieco, aby twarz swą odsunąć od głośnego i gorącego jego oddechu.”
GRUPA 3
„-Hm! Zawsze mię o to pytasz, zawsze ci wszystko opowiadam i zawsze pytasz znowu...
- Tak niezdolną jestem do zrozumienia i zapamiętania wszystkich twoich kłopotów i interesów...
Z większym niż przedtem znużeniem przechyliła się na poręcz ławki i wygodniej drobne swe stopy na podnóżku ułożyła.(...)
- Jednakże - z trochę irytacji w głosie zaczął znowu Benedykt - rzeczy te są bardzo zrozumiałe i do zapamiętania łatwe...
(...)Pani Emilia smutnie wstrząsnęła głową.
(...)Woń rezedowej perfumy wionęła od chusteczki, którą na chwilę do oczu swych przycisnęła. Potem odwróciwszy twarz patrzeć zaczęła na powietrzną grę kapryfoliowych gałązek, którymi wietrzyk poruszał.”
GRUPA 4
„Z dala od okna, w przyciemnionym nieco rogu pokoju, prowadziła się inna, znacznie cichsza rozmowa. Kirło, ku gospodyni domu pochylony, mówił do niej o czymś półgłosem, z wyrazem ubolewania naprzód, a potem tak jowialnej żartobliwości, że na koralowe jej usta zwolna powracał uśmiech. Z wdzięcznym na sąsiada swego spojrzeniem wyrzekła:
Pan zawsze pocieszyć i rozweselić mię musisz... O, gdyby mi pana jeszcze zabrakło...
- Po co ma zabraknąć? - oburzył się Kirło. - Kiedy już tyle lat...
(...) szare, błyszczące oczki jego wpiły się w delikatne policzki pani Emilii, a koścista ręka posuwała się zwolna ku jej ręce, która na kształt listka lilii spoczywała na zwojach jedwabiu.”
b) Zadanie domowe
Napiszę list do Emilii Korczyńskiej, w którym zawrę radę, jak ma ona uczynić swoje życie szczęśliwszym.
Dokonam zestawienia bibliografii dotyczącej „Nad Niemnem”.
7. Czas trwania lekcji
45 minut
8. Uwagi do scenariusza
brak