Lekcja języka polskiego – scenariusz inscenizacji teatralnej z okazji Dnia Edukacji Narodowej

1. Cele scenariusza

a) Wiadomości

Uczeń:

  • zna podstawowe zasady recytacji,

  • rozumie potrzebę krytycznego odbioru dzieł literackich.

b) Umiejętności

Uczeń:

  • rozwija kreatywność, wyobraźnię, aktywność twórczą,

  • kształci umiejętność komunikacji,

  • kształtuje nawyk systematycznego i planowego wzbogacania wiedzy, obserwowania świata z pasją poznawczą,

  • wyrabia dbałość o kształt językowy wypowiedzi mówionej,

  • potrafi pracować zespołowo.

2. Metoda i forma pracy

Metoda ćwiczeń praktycznych

3. Środki dydaktyczne

Rekwizyty potrzebne do realizacji przedstawienia teatralnego

4. Przebieg lekcji

Uroczystość szkolna z okazji Dnia Edukacji Narodowej według scenariusza (załącznik 1).

5. Bibliografia

W. Gombrowicz, Ferdydurke, Delta W‑Z, Warszawa 2000.

6. Załączniki

a) Treść scenariusza przedstawienia teatralnego

Załącznik 1.

Lekcja języka polskiego

Scenografia:

Kilka ławek szkolnych, rekwizyty będące atrybutem ucznia: książki, zeszyty oraz dodatkowo: proce, kawałki papieru, wędka zrobiona z patyka, karty, kolorowe czasopisma, dziecinna tablica.

Uczniowie z hałasem i impetem szybko wbiegają do sali lekcyjnej, potrącają się, rzucają niedbale współczesne plecaki i staromodne tornistry, towarzyszy temu w tle żywa skoczna muzyka, np. Prawy do lewego Kayah and Bregovic.

Po krótkiej chwili pojawia się nauczyciel, na początku zdaje się nie zauważać ogólnego ożywienia i ruchu, wchodzi powoli, ziewa, spogląda ospale w okno. Uczniowie grają w karty, wykonują jakieś nieokreślone ruchy, niektórzy się biją, jedynie dwóch uczniów w pierwszych ławkach przygotowuje się pilnie do lekcji. Nauczyciele przechadza się po sali, rusza dziwnie ramionami, ćwiczy mimikę twarzy, ma sprawiać wrażenie nieco odrealnionej postaci, podchodzi do okna, na twarzy maluje się zaskoczenie, uroczyście wskazuje palcem na coś za oknem, nagle uderza mocno dziennikiem o biurko.

Nauczyciel

Dość tego! Proszę się uspokoić! Lekcja się zaczyna. Dosyć!

(Wśród uczniów następuje automatyczna cisza, słychać tylko w oddali słowa: „gęba, gęba”, po chwili kilku uczniów podchodzi do nauczyciela, wręczając mu zwolnienia oraz prosząc o natychmiastowe wypuszczenie ich do toalety. Słychać z sali słowa: „siku, siku”. Inni uczniowie robią ze zwolnień samolociki i puszczają je na biurko profesora).

Uczeń 1.

Panie profesorze, ja nie mogłem się przygotować na dzisiejszą lekcję, bo mnie wczoraj dopadła depresja, no rozumie sor. Och, te choroby cywilizacyjne.

Uczeń 2.

A ja, ja… to musiałem umówić babcię na randkę przez Internet i tak mi jakoś czas zleciał, uleciał, fiu… (macha rękami).

Uczeń 3.

A mnie to strasznie bolała głowa, nerka, krzyż, kark, ząb, wątroba… (coraz bardziej się kuli w bólu, pada na ziemię, udaje bardzo chorego, nauczyciel nawet nie zwraca na niego uwagi).

(Nauczyciel raptownie wstaje, jakby miał zamiar uciszyć salę, jednak po chwili zastyga w bezruchu, następnie znowu ćwiczy mimikę twarzy).

Uczeń 4.

Sorze, jacy umięśnieni mężczyźni (pokazuje na gazetę, którą w danej chwili ogląda), no niech sor zerknie!

(Ci sami uczniowie, co na początku, znowu wykazują chęć skorzystania z toalety).

Nauczyciel (wymachuje szybko rękami, robi to wręcz nienaturalnie, jakby odganiał się od roju pszczół, próbuje w ten sposób odgonić się od uczniów):

A sio, sio! A dlaczego to mnie nikt nie da świadectwa, że z przyczyn od siebie niezależnych nie przygotowałem lekcji? Dlaczego mnie nie wolno mieć konwulsji?

(W tym czasie uczeń upada na podłogę i trzęsie się, udając drgawki). Dlaczego, pytam, nie mogę mieć konwulsji, tylko muszę siedzieć tu dzień w dzień oprócz niedziel?

Precz! (Jednym ruchem zrzuca wszystkie zwolnienia znajdujące się na biurku na podłogę). Świadectwa są sfałszowane, choroby udane. Siadać. Znam się na tym! (Spogląda spokojnie w dziennik, wyciera nos chusteczką, robi parę dziwnych min). Co to mamy na dzisiaj? Aha! (Mówi bardzo powoli, przeciągając każdą sylabę).

Wytłumaczyć i objaśnić uczniom, dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? A zatem, moi uczniowie, ja wyrecytuję wam swoją lekcję, a potem wy z kolei wyrecytujecie swoją. Cicho!

Uczeń 3.

Pupa! Pa, pa, papapapap (coraz ciszej jakby pykał z fajki)

Uczniowie kładą się na ławkach, na ich twarzach maluje się znudzenie, podpierają rękami głowy, niektórzy zaczynają grać pod stolikiem w karty, inni mechanicznie zaczynają pisać coś w zeszytach lub patrzą się obojętnie w sufit.

Nauczyciel (zaciera ręce, jest wyraźnie pobudzony)

Hm, hm… A zatem, dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Hm, dlaczego? Dlatego panowie, że Słowacki wielkim poetą był! (Niespodziewanie nauczyciel okręca się dookoła siebie, wskazując energicznie palcem na Wałkiewicza).

Wałkiewicz! Dlaczego? Niech Wałkiewicz powtórzy, dlaczego? Dlaczego zachwyt, miłość, poryw, serce i lecieć, pędzić? Dlaczego, Wałkiewicz?

(Wałkiewicz raptownie wstaje, niczym zbudzony z twardego snu, szuka podpowiedzi na pytanie wśród innych uczniów, nikt jednak nie zwraca na niego uwagi, gdyż jego koledzy są zajęci swoimi pasjami, czyli graniem itp.).

Wałkiewicz

Dlatego, dlatego, że wielkim poetą był! (Bardzo głośno, zadowolony, że udało mu się zapamiętać).

(Wyraźne westchnięcie uczniów, słychać gdzieś z tyłu wyraźnie wypowiadane słowa: „gęba, pupa, łydka”).

Nauczyciel

Wielkim poetą. (z pasją) Zapamiętajcie to sobie, bo ważne! Dlaczego kochamy? Bo był wielkim poetą. (Wykonuje nienaturalny ruch powiekami, słowa wypowiada z powagą, uwielbieniem). Wielkim poetą był. (Z każdym słowem wprowadza się w rodzaj transu, otwiera szerzej oczy, jego chód przypomina spowolniony ruch z filmu). Tak, tak – wielkim poetą, był wielkim poetą… (Zaczyna już przypominać zwyczajnego nauczyciela). A więc jeszcze raz powtórzę, proszę państwa, wielki poeta Juliusz Słowacki.

Uczniowie (powtarzają końcówkę nazwiska)

ski, ski, cki, cki.

Nauczyciel

Kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się nim i jego poezjami, gdyż był wielkim poetą. (Zaczyna mlaskać, jakby coś jadł w danej chwili).

Proszę zapisać sobie temat wypracowania domowego: Dlaczego w poezjach wielkiego poety, Juliusza Słowackiego, mieszka nieśmiertelne piękno, które zachwyt wzbudza?

Uczniowie (powtarzają w tle końcówki wyrazów dyktowanych przez nauczyciela)

Wzbudza

Zanudza

Dza dza

Łydka, łydka

(Nauczyciel siada przy biurku, przeciąga się leniwie, spogląda w okno, uśmiecha się na zmianę z miną płaczącą, patrzy się następnie ospale w okno, po czym maluje się na jego twarzy zadowolenie, sprawia wrażenie, jakby naprawdę zachwycił uczniów Słowackim).

Gałkiewicz (bardzo cichutko zaczyna mówić, następnie coraz głośniej i śmielej, aby na końcu zachowywać się niezmiernie zuchwale)

Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam. (Na początku ma spuszczoną głowę, przypomina to trochę mruczenie).

Wcale się nie zachwycam. Nie zajmuje mnie. Nie mogę wyczytać więcej jak dwie strofy, a i to mnie nie zajmuje! (Wpada w przesadną panikę, łapie się za głowę, wychodzi z ławki, chce gdzieś uciekać, nie wie, co robić, miota się między ławkami kolegów). Boże ratuj! Jak to mnie zachwyca, skoro mnie nie zachwyca?

(Nauczyciel na początku bagatelizuje wypowiedź ucznia, jest nieco zdezorientowany, próbuje odwrócić uwagę innych uczniów od wypowiedzi Gałkiewicza, rzuca im więc na ławki współczesne kolorowe czasopisma).

Gałkiewicz (stanowczo)

Mnie nie zachwyca!

Nauczyciel (powoli wpada w panikę, tymczasem Gałkiewicz jest już uspokojony)

Ciszej, na Boga! Gałkiewiczowi stawiam pałkę. Gałkiewicz zgubić mnie chce! Gałkiewicz chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co powiedział.

Gałkiewicz

Ale ja nie mogę zrozumieć! Nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, skoro nie zachwyca?

Nauczyciel

Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca?

Gałkiewicz (stanowczo)

A mnie nie zachwyca.

Nauczyciel (z ironią)

To prywatna sprawa Gałkiewicza, jak widać (wskazuje na klasę, która zajmuję swoimi czynnościami) innych zachwyca.

Gałkiewicz (z determinacją)

Ale, słowo honoru, nikogo nie zachwyca! Jak może zachwycać, jeśli nikt nie czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wieku gimnazjalnym i to tylko dlatego, że nas zmuszają siłą?

Nauczyciel

Ciszej, na Boga! To dlatego, że niewielu jest ludzi inteligentnych i na poziomie…

Gałkiewicz (pewny siebie)

Kiedy kulturalnych także nie. Nikt, nikt, nikt. W ogóle nikt.

Nauczyciel (klęka przed Gałkiewiczem)

Gałkiewicz, ja mam żonę i dziecko! Niech Gałkiewicz przynajmniej nad dzieckiem się ulituje! Może Słowacki nie wzrusza Gałkiewicza, ale nie powie mi Gałkiewicz, że nie przewierca mu duszy na wskroś: Mickiewicz, Byron, Puszkin, Shelley, Goethe… (znowu wpada w rodzaj transu, jest pewien wygranej).

Gałkiewicz

Nikogo nie przewierca. Nikogo to nie obchodzi, wszystkich nudzi. Nikt nie może przeczytać więcej niż dwie, trzy strofy. O Boże! Nie mogę… (wydaje z siebie dźwięk powietrza spuszczanego z balonu, kurczy się i powoli opada na ławkę, głową ma spuszczoną).

Nauczyciel (bardzo nerwowo, wręcz histerycznie, robi przy tym drobne kroczki)

Gałkiewicz, to jest niedopuszczalne! Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać, a więc zachwyca! (Zastyga w przerażeniu, przez chwilę się nie porusza).

Gałkiewicz

A…, ja…, nie…, mogę… I nikt…nie…może…O….Bożeee….

(Cała klasa nieruchomieje, ich ciała zastygają w dziwnych nienaturalnych pozycjach, na twarzach rysuje się strach, nauczyciel również pozostaje w bezruchu, trwa to ok. 2 minut, z magnetofonu zaczyna płynąć spokojna muzyka, wchodzi narrator).

Narrator 1.

Nauczycielowi pot kroplisty zrosił czoło, wyjął z pugilaresu fotografię żony i dziecka i próbował nimi wzruszyć Gałkiewicza. (Nauczyciel wyjmując fotografię, powinien sprawiać wrażenie, jakby chciał, a nie mógł, oderwać się od krzesła przy biurku, z przerażeniem wymachuje fotografią w stronę Gałkiewicza). Lecz ten powtarzał tylko w kółko swoje: „nie mogę, nie mogę”. I to przejmujące „nie mogę” rozpleniało się, rosło, zarażało, już z kątów dochodziły szmery: „My też nie możemy” i zagrażać jęła powszechna niemożność.

Narrator 2.

Nauczyciel znalazł się w ogromnym impasie. Lada sekunda mógł nastąpić wybuch – czego? – niemożności, lada sekunda dziki ryk niechcenia mógł porwać i dopaść wszystkich. A Gałkiewicz właśnie nie mógł, Gałkiewicz ciągle nie mógł i nie mógł.

Nauczyciel (nagle wstaje)

Pylaszczkiewicz! (W tej chwili budzą się z letargu uczniowie). Niech Pylaszczkiewicz natychmiast wykaże mnie, Gałkiewiczowi i wszystkim w ogóle, piękność któregoś z piękniejszych ustępów! Proszę uważać! Jeśli kto piśnie, zarządzę ćwiczenie klasowe! Musimy móc, musimy móc, bo z dzieckiem będzie katastrofa!

(Wstaje Pylaszczkiewicz i zaczyna udawać, że recytuje, zachwyca się tym, co czyta, otwiera jedynie usta, nauczyciel wpatruje się w niego z uwielbieniem. W tym czasie powoli, stopniowo zaczynają nieruchomieć ponownie uczniowie, ich ciała są powyginane nienaturalnie, przybierają jak najbardziej groteskowe pozycje. W tle słychać spokojną muzykę. Wchodzą narratorzy).

Narrator 1.

Recytował zatem i recytował ze wzruszeniem tudzież z właściwą intonacją i uduchowieniem. Co więcej, recytował pięknie i piękność recytacji, wzmożona pięknością poematu i wielkością wieszcza oraz majestatem sztuki, przetwarzała się niepostrzeżenie w posąg wszelkich możliwych piękności i wielkości.

Narrator 2.

Co więcej recytował tajemniczo i pobożnie, recytował usilnie i z natchnieniem. O cóż za piękność! Jakaż wielkość, jakiż geniusz i jakaż poezja!

Narrator 1. (nagle, podnosi palec do góry)

Mucha!

Narrator 2. (wyciąga dwie ręce przed siebie)

Ściana!

Narrator 3. (otrząsa ręce)

Atrament!

Narrator 1. (wyciąga ręce ku górze)

Paznokcie!

(Narratorzy robię te ruchy bardzo szybko, jeden po drugim, w tym momencie budzą się stopniowo uczniowie).

Narrator 2. (kuca, patrzy się z przestrachem na sufit)

Sufit!

Narrator 3. (macha rękami)

Tablica!

Narrator 1. (patrzy w stronę okna, wskazuje na nie)

Okna!

Narrator 2.

O, już niebezpieczeństwo zostało zażegnane, dziecko było uratowane, a żona tak samo, już każdy się zgadzał (uczniowie mają błagalne miny, kiwają głowami), każdy prosił, żeby tylko przestać. Po kwadransie sam Gałkiewicz zajęczał…

Gałkiewicz

Dosyć! Już uznaję, uchwyciłem, obczaiłem, skumałem, mogę, mogę, mogę…

Nauczyciel (z dumą)

A widzi Gałkiewicz! Nie ma to jak szkoła, gdy chodzi o wdrożenie uwielbienia dla wielkich geniuszów!

7. Czas trwania przedstawienia

30 minut

8. Uwagi do scenariusza

Zaproponowany scenariusz nauczyciel może wykorzystać podczas zajęć Koła teatralnego.

RvnX5dT8RA8d6

Pobierz załącznik

Plik PDF o rozmiarze 142.46 KB w języku polskim
RxqgmgdVyD0xY

Pobierz załącznik

Plik DOC o rozmiarze 42.00 KB w języku polskim