Ludzie i miejsca – z dziejów miejscowości i regionu przez epoki. Gardna Wielka
Nauczysz się:
wskazać postaci zasłużone w historii miejscowości Gardna Wielka,
opisać historię miejscowości Gardna Wielka,
przedstawić legendy i obyczaje, które były obecne w historii tej miejscowości.
Gardna Wielka to najstarsza wioska słowińska. Osadę zamieszkiwała już w VIII wieku ludność słowiańska z zachodniopomorskiej grupy etnicznej. Jej lokalizacja nad jeziorem Gardno miała znaczenie strategiczne i gospodarcze. Potwierdzone zapisem z 1282 roku pochodzenie nazwy miejscowości od pomorskiego słowa „gard”, co znaczy „gród”, wskazywało, że wcześnie została obwarowana i miała oddział pomorskich wojów dla obrony portu morskiego, który był ulokowany w pobliżu osady. Nie została ona nigdy w średniowieczu lokowana, choć do XII wieku posiadała kasztelanakasztelana grodowego. Najprawdopodobniej grodzisko spłonęło i nie zasiedlono go ponownie w XIII wieku, kiedy książę pomorski Świętopełk erygował tu parafię dla ludności słowińskiej.

Poniżej znajduje się prezentacja multimedialna. Przełączaj slajdy przy użyciu kursora, aby poznać szczegóły.
Odpowiedz w którym wieku powstała parafia w Gardnie Wielkiej?
Wymień zabytek, który stoi do dzisiaj we wnęrzu kościoła w Gardnie Wielkiej?
Wyjaśnij, czy świątynia w Gardnie Wielkiej była zawsze świątynią katolicką?
Słowińcy
Słowińcy, inaczej nazywani Kaszubami łebskimi, to potomkowie osiadłych w VII wieku nad Bałtykiem zachodniosłowiańskich Pomorzan. Wskutek warunków środowiskowych, licznych bagien i mokradeł, ich osadnictwo miała charakter nieregularny i wiązało się zarówno z przypływem, jak i odpływem ludności. Stabilizacja demograficzna na terenie między dzisiejszą Łebą a Słupskiem nastąpiła dopiero pod koniec średniowiecza, gdy na dużą skalę zaczęto przeprowadzać melioracje i tym samym zwiększać obszar gruntów pod uprawę i hodowlę. Izolację słowińskiej społeczności pogłębiał do XVI wieku brak dróg dojazdowych i stałej komunikacji z resztą Pomorza. Fakt ten wpływał również na charakter przynależności państwowej Wybrzeża Słowińskiego. Sporadycznie podbijali go Polacy w epoce wczesnopiastowskiej. Chrystianizował dopiero w XII wieku ród Gryfitów, który zaczął sprowadzać nad Bałtyk niemieckich osadników z Meklemburgii. Pod rządami książąt pomorskich pozostawali Słowińcy do zakończenia wojny trzydziestoletniej w XVII wieku, kiedy praktycznie większość ich osad wyginęła, a terytorium zajęli Brandenburczycy. Historyczna wzmianka o ich archaicznym rodowodzie pochodzi z 1582 roku. Regres tożsamości rozpoczyna się na przełomie XVII i XVIII wieku, gdy Słowińcy znaleźli się pod panowaniem pruskim i zostali poddani intensywnej germanizacji.

Zdaniem ówczesnych badaczy tzw. Pomorze TylnePomorze Tylne było w średniowieczu wysuniętym obszarem niemieckiego osadnictwa nad Bałtykiem, które wskutek przesunięć granicznych dostało się pod wpływ słowiańskich społeczności i zbarbaryzowało. Stąd germanizacja miała być narzędziem odwrócenia tego procesu i powrotu do źródeł kulturowych dla tej społeczności. Jednak do końca XIX wieku zniemczenie nie miało charakteru nakazowego, a jedynie administracyjny i związany z obowiązkiem szkolnym.

W połowie XIX wieku ustalił się obszar zamieszkiwany przez Słowińców, którego granicą zachodnią stanowił zachodni brzeg jeziora Gardno z parafiami w Rowach i Gardnie. Granicę wschodnią wyznaczało ujście Łeby i wsie Żarnowska, Charbrowo. Granica południowa prowadziła od zachodu przez wsie Czysta, Siecie, Równo, Główczyce, Pobłocie, Cecenowo. Teren ten był poddany na przełomie stuleci silnej, nakazowej germanizacji, tak że po I wojnie światowej praktycznie zanikło na tym terenie poczucie odrębności etnicznej, a także języka i materialnych wyrazów tożsamości. Ludność miejscowa porozumiewała się językiem niemieckim i w większości deklarowała przynależność do narodu niemieckiego.
Konflikt i szykanowania
W tym kontekście prowadzona bardzo prymitywnie przez władze komunistyczne po II wojnie światowej reslawizacjareslawizacja Słowińców przyniosła więcej złych skutków niż dobra. Po 1945 roku ludność słowińską w Polsce szacowano na około 2 tysiące osób zamieszkujących głównie we wsiach: Kluki, Izbica, Główczyce, Smołdzino, Gardna Wielka i Mała, Wicko, Rowy i Cecenowa. Była ona szykanowana przez napływające do tych miejscowości osoby, co skłaniało autochtonówautochtonów do wyjazdów z Polski, choć władze komunistyczne ze względów ideologicznych usilnie zabiegały, aby przywrócić im słowiańską tożsamość. W związku z represjami znaczna część osób znalazła się na emigracji w Niemczech i zamieszkała we wsiach wokół Hamburga. Około 120 osób pozostało w Polsce, głównie we wsi Kluki i zdecydowało się na wyjazd z kraju dopiero w 1974 roku. Jednym z głównych powodów emigracji Słowińców był rozgrywający się w ich wsiach ustawiczny konflikt z grupą nowych zasiedleńców. Przewodzili im ludzie powiązani z partią komunistyczną jak Antoni Korczyński oraz bracia: Michał, Alfred i Kazimierz Woronko. Szykanowali oni ustawicznie autochtoniczną ludność, dopuszczając się na niej rozbojów i kradzieży. W związku ze skargami mieszkańców pomorskich wsi w 1953 roku grupa warszawskich dziennikarzy, zainteresowanych problemem Słowińców, skierowała do ówczesnych władz komunistycznych petycję w sprawie usunięcia ze społeczności lokalnej antagonizujących ją ludzi. Pomimo ponawianych w następnych latach próśb sytuacja nie uległa poprawie aż do śmierci w 1958 roku Michała Woronko. W tym czasie większość Słowińców, względem których prowadzono akcję reslawinizacji, wyjechała do Niemiec. W 1974 roku pozostało w Polsce tylko 5 osób. Wśród emigrantów znaleźli się także żonaci ze Słowinkami Antoni Korczyński i Kazimierz Woronko.

Obecnie jedynym śladem po słowińskiej obecności na Pomorzu Środkowym jest zgromadzony w założonym w 1963 roku skansenie w Klukach ich materialny dorobek: budownictwo, wyposażenie wnętrz, sztuka ludowa.






Język
Istotnym aspektem przynależności etnicznej Słowińców był ich język. Zaczął on zanikać w XVII wieku, kiedy wskutek wojny trzydziestoletniej wyludniły się wsie na Pomorzu i wiele parafii nie było obsadzonych. Napływowy kler znosił samorzutnie od 1669 roku prawny obowiązek organizowania nabożeństw w języku miejscowym, a po 1811 roku miał to tego zezwolenie władz państwowych. Dzięki prowadzonej przez Prusy w tym czasie germanizacji, zarówno w szkolnictwie, jak i administracji, nie można było już się porozumieć w języku słowińskim na terenie Pomorza Środkowego (Tylnego). W 1845 w Gardnie Wielkim wygłoszone zostało ostatnie kazanie w narzeczu słowińskim. W 1898 roku jedynie w trzech kościołach na południowy zachód od Łeby można było się usłyszeć słowińską mowę podczas nabożeństw. Zanik znajomości języka pogłębił upadek słowińskiej tożsamości, która jeszcze podczas pruskiego spisu ludności w 1858 roku była widoczna i silna. Obejmowała wtedy ponad 4 tysiące osób. Zdaniem badaczy śmierć kulturowa Słowińców nastąpiła w czasach nazistowskich, kiedy z powodów ideologicznych zwalczano tradycje inne niż germańskie. Znajomość języka słowińskiego zaczęła zanikać na rzecz niemczyzny. Po 1905 roku w wiosce pozostało jedynie kilku gospodarzy mówiących tylko po słowińsku, większość w życiu codziennym posługiwała się językiem niemieckim. Ostatnim mówiącym jedynie po słowińsku człowiekiem był mieszkaniec Kluk Otto Kirk, zamordowany przez żołnierzy radzieckich w 1945 roku, kiedy próbował z nimi ułożyć stosunki po wkroczeniu do wioski. Drugim równie sprawnym w słowińskiej mowie, choć posługującym się na co dzień językiem niemieckim, był zmarły na emigracji w 1959 roku Heinrich Kaitschick z Kluk. Polscy lingwiści, badający rodziny słowińskie w latach pięćdziesiątych, nie znaleźli już nikogo władającego komunikatywnie tym językiem. Żyjący wtedy Słowińcy znali tylko 140 słówek i 90 zwrotów słowińskich. Za ostatniego Słowińca na terytorium Polski uchodzi zmarły śmiercią samobójczą w 1987 roku Herman Kosch, władający jedynie językiem niemieckim.
Poniżej znajduje się ilustracja interaktywna. Przełączaj warstwy za pomocą kolorowych kafelek, aby poznać szczegóły.
STRÓJ SŁOWIŃSKI
Rycina przedstawia cztery sylwetki postaci - kobiety i mężczyzny. Kobieta przedstawiono jest z przodu i z tyłu. Nosi czepek, koszulę, spódnicę wiązaną na piersi i szeroką u dołu. Mężczyzna przedstawiony jest z boku. Nosi czapkę, futrzaną kurtkę i spodnie bryczesy.
Jak nazywały się męskie spodnie w stroju słowińskim? Zapisz ich nazwę.
Zanotuj, jaki kolor przeważał w stroju słowińskim.
Odpowiedz, jaka część stroju słowińskiego przetrwała najdłużej.
Tradycja
Wzmożona ewangelizacja Słowińców w końcu XVIII wieku zniszczyła wiele ludowych tradycji, opisywanych jeszcze przez ówczesnych etnografów jak tańce z nożami czy wiwaty na wystrzał z broni palnej. Pastorzy kalwińscy propagowali też surową ewangelicką moralność, tzw. „niemiecką przyzwoitość”, która miała zneutralizować prymitywną, żywiołową obrzędowość, m.in. weselną. W związku z tym od tego czasu wszystkie wesela będą obchodzone tego samego dnia w wielu słowińskich wioskach, aby rzekomo zminimalizować liczbę gości uczestniczących w kosztownych uroczystościach, a w rzeczywistości poddać ścisłej kontroli ludzi o wolnościowym temperamencie.

Charakter zbiorowej zabawy miały też inne zwyczaje Słowińców jak ostatnie połowy późną jesienią na Bałtyku lub w zimie wspólnotowe łowienie ryb pod lodem na jeziorze Gardno. Rybacy dzielili się wtedy na zespoły po 12 osób, obierali kapitana, który nadzorował pracę wciągarki sieciowej, instalowanej przez wydrążony w lodzie otwór. Połów ryb także podlegał zbiorowemu dzieleniu: mniejsze ryby rozdawano w równej liczbie uczestnikom połowu, a większe ryby krajano na części do podziału.

Wspólnie bawiono się również na dożynkach, czyli na tzw. „letnim weselu”, które organizowano zwykle w okolicach pierwszej niedzieli sierpnia. Pracowano wtedy po trzy noce z rzędu i nie schodzono z pola, równocześnie pijąc i jedząc na dworze.

Wspólnotowe imprezowanie charakteryzowało również „czarne wesele”, czyli mocno zakorzenioną tradycję, obecną wśród Słowińców do II wojny światowej, zbiorowego kopania torfu. Tzw. koszenie torfu rozpoczynało się corocznie w pierwszych dniach maja, gdy poziom wód gruntowych był na tyle niski, by można było kopać; do jesieni natomiast pozostawało wystarczająco dużo czasu, żeby torf wysechł. Był to również termin dogodny dla rybaków, jako że następowała wtedy przerwa w połowach. Koszenie torfu odbywało się na zasadzie wzajemnej pomocy wioskowej. W ciągu kolejnych dni jedni gospodarze pomagali drugim, aż po kilkunastu dniach ciężkiej pracy wszystkie gospodarstwa zaopatrzone były w wystarczającą na całą zimę ilość opału. Codzienna praca kończona była wspólnym biesiadowaniem. Posiłki wspólnie przygotowywały kobiety, kolejno w różnych chatach. Najważniejszym daniem była jajecznica uznawana za posiłek świąteczny. Nie brakowało również wódki i piwa. Wesołe, czasem frywolne „pogwarki” przy stole wywoływały zgorszenie u kalwińskich pastorów, protestujących przeciwko pogańskim obrzędom i rzekomej sakralizacji czynności określanych jako „czarne wesele”, czyli kojarzonych ze ślubem, a nie z ciężką pracą. Natomiast trud wspólnego wysiłku był odczuwany w wioskowej społeczności jako rodzaj święta. Wspólna praca przy wycinaniu partii torfu, wzajemna pomoc cementowały wiejską wspólnotę, dawały jej członkom poczucie przynależności do niej. Łączenie czasu pracy i świętowania miało swój wymiar symboliczny, właściwy dla społeczności tradycyjnych, ale również materialny: świętowanie i weselenie się było uzasadnione, zważywszy że torf był głównym materiałem opałowym i zgromadzenie odpowiedniej jego ilości gwarantowało przeżycie zimy.
Jazda na białym koniu

Inną formą zbiorowego świętowania u Słowińców było specyficzne kolędowanie, zwane „jazdą na białym koniu”, która polegało na uroczystym „objeżdżaniu” wsi w wigilię Bożego Narodzenia. Grupie kolędniczej przewodził mężczyzna przebrany za jeźdźca. Jego kostium stanowiła miotła z doczepioną końską głową, na której siedział i białe prześcieradło, które narzucał sobie na ramiona. Towarzyszyli mu tzw. „naganiacze”, którzy prowadzili go od domu do domu, nagradzając znajdujące się tam dzieci albo jabłkami za dobre sprawowanie, albo rózgami za psoty lub bałagan w obejściu. Za „naukę moralną” własnych pociech grupę kolędniczą gospodarze obdarzali podarkami. Wśród „naganiaczy” znajdowały się charakterystyczne postacie ze słowińskiej mitologii: „Białybóg” i „Czarnybóg” w maskach określonej barwy, które toczyły ze sobą walkę, kominiarz z drabiną, symbolizujący śmierć i odmierzający przy ścianie budynku, ile jeszcze szczebli do nieba brakuje gospodarzom oraz bocian, przynoszący wiosnę. W przekonaniu Słowińców chronił on również nowonarodzone dzieci przed porwaniem i urokami. O tym, kogo pilnował bocian, miała informować czerwona nitka obwiązywana przez matkę wokół nadgarstka niemowlęcia. Uważa się, że występujący w obrzędzie kolędowym motyw „jeźdźca na białym koniu” nawiązuje do słowińskiej legendy o upiornym strażniku grobli, który w burzowe noce, zwłaszcza zimą, siedząc na siwym koniu, sprawdza stabilność wałów przed falą sztormową. W niektórych wersjach podania ta bajkowa postać kojarzona jest z żyjącym w końcu XVII wieku członkiem szlacheckiego rodu Krokowskich, który się zniemczył i przyjął nazwisko von Krockow. Zdrada polskiego króla na rzecz jego pruskiego odpowiednika miała skutkować po śmierci stałym obowiązkiem chronienia granic. Uważano, że pojawienie się tego wysłannika piekieł zwiastuje wojnę. Ponadto słowińska legenda umieszczona w niemieckiej gazecie stała się inspiracją dla pisarza Theodora Storma do napisania w 1888 roku noweli „Jeździec na siwym koniu”. Obecnie gwiżdż kolędowy wymieszał wiele tradycji kaszubskich i słowińskich zarazem. W barwnych korowodach kolędniczych znajduje się wielu przebierańców. Anioł i diabeł zastąpili antagonistyczną parę słowińskich bogów. Jeździec przebrał się za kierowcę i zamiast na koniu pojawia się z modelem małego samochodu, zwanego transporterem. Obok bociana w korowodzie idą koza, baran, koń i niedźwiedź. Kominiarzowi towarzyszą przedstawiciele innych zawodów: listonosz, żołnierz, symbolizujący pruskiego żandarma, i cieśla, grający św. Józefa. Wokół nich przechadzają się Żyd, Cygan i Turek w ciągłym konflikcie. Całość grupy dopełnia baba z koszykiem prezentów i dziad (tzw. strecha), symbolizujący dawną szlachtę. Na wszystkimi piecze sprawuje gwiazdor ubrany w kożuch i futrzany kapelusz, który obraca kołem z świetlistymi promieniami i dzwoni dzwonkiem, aby oznajmić wszystkim przybycie kolędników. Tradycyjne podarki też coraz częściej zastępują pieniądze.

XX wiek


Znajomość języka słowińskiego natomiast zaczęła zanikać na rzecz niemczyzny. Po 1905 roku w wiosce pozostało jedynie kilku gospodarzy mówiących tylko po słowińsku, większość w życiu codziennym posługiwała się językiem niemieckim. Tragedią mieszkańców był pożar w 1912 roku, który strawił większość zabudowy wsi, wpływając na jej zubożenie. Intensywny rozwój demograficzny, społeczny i gospodarczy wsi nastąpił w latach dwudziestych XX wieku. Wzrosła liczba mieszkańców: w 1925 roku było ich 1295 osób w 243 domach, zaś w tej samej liczbie mieszkań w 1939 roku znajdowało się już 1309 ludzi. Wszystkie domy miały przewody kominowe, były zelektryfikowane i skanalizowane. Sieć wodociągowana obejmowała nie tylko budynki mieszkalne, ale również obiekty przemysłowe jak lodziarnię, wylęgarnię i przetwórnię ryb.

W 1932 roku zmeliorowano sto hektarów miejscowych torfowisk, łąk i gruntów rolnych, dając podstawę do rozwoju rolnictwa, zwłaszcza hodowli krów i koni.

Prężnie działała spółdzielnia rybacka, mleczarnia, młyn, rzeźnia i dwie piekarnie. We wsi było wielu rzemieślników: szewców, krawców, fryzjerów, cieśli, kołodziejów, kowali, murarzy i ślusarzy. O silnych podstawach ekonomicznych wsi świadczyła kasa oszczędnościowo‑pożyczkowa oraz gospoda, mająca charakter lokalu rozrywkowego. We wsi działały cztery wysokospecjalistyczne sklepy m.in. z towarami kolonialnymi i produktami drogeryjnymi. Swoje gabinety miało dwóch dentystów, lekarz i położna. Chlubą wsi była zbudowana z czerwonej cegły w 1863 roku trzyklasowa szkoła powszechna. W jej budynku znajdowały się mieszkania dla trzech nauczycieli. W 1932 roku szkoła zmieniła charakter na pięcioklasowy, choć nie poszerzyła liczby nauczycieli. Przed wybuchem II wojny światowej uczyło się w niej 198 uczniów.

O randze wsi świadczyło również wybudowanie nad jeziorem schroniska młodzieżowego z 30 miejscami, które będzie wykorzystywane dla potrzeb wakacyjnej rekreacji. W 1938 roku osobny obiekt wypoczynkowy dla młodzieży wybudował we wsi Hitlerjugend. Członkowie partii nazistowskiej, rekrutujący się głównie z przyjezdnych urzędników, usunęli w tym czasie z funkcji społecznych przedstawicieli dawnych rodów słowińskich: Falków, Jostów i Tommów. Zadecydowali również o posadzeniu w 1933 roku na rynku dwóch dębów na cześć prezydenta Paula von Hindenburga i kanclerza III Rzeszy Adolfa Hitlera.
Wysiedlenia
II wojna światowa przekreśli praktycznie całe życie słowińskiej społeczności. W szeregach armii niemieckiej poległo 52 Słowińców. Natomiast w momencie przełamywania się frontów w 1945 roku życie straciło 18 mieszkańców wsi, a 75 osób uznano za zaginionych. W tym czasie Gardna Wielka nie była przewidziana do ewakuacji, choć wieś była od pierwszych miesięcy 1945 roku przepełniona uchodźcami. W strachu przed Armią Czerwoną, która ostatecznie wkroczyła do wioski w marcu 1945 roku, ludność chroniła się na wydmach, w lesie oraz w rybackich chatach tuż przy Bałtyku. Pierwsi polscy osadnicy napłynęli w lipcu 1945 roku, zaś we wrześniu tego roku uruchomiona została polska administracja. Pomimo tego okupacja armii sowieckiej w Gardnie Wielkiej trwała blisko dwa i pół roku. Rybakom bez specjalnych zezwoleń wydawanych przez wojskową administrację terenu nie było wolno łowić w jeziorze Gardno ani handlować rybami. Odbywała się selekcja ludzi do wywózki. Ostatni miejscowy pastor Wilhelm Kypke jeszcze w 1945 roku został aresztowany, osadzony w słupskim więzieniu i pod groźbą kary śmierci zmuszony do wyjazdu do Niemiec, gdzie niedługo potem zmarł. Pierwsze miejscowe wysiedlenia miały natomiast miejsce we wrześniu 1946 roku i odbywały się nocą. Słowińcy mieli 10 minut na spakowanie rzeczy i opuszczenie mieszkań. Wszystkich ociągających się bito. Skonfiskowany przez polską administrację majątek miejscowych ludzi przechodził na nowych zasiedleńców. Do końca 1947 roku wygnano z Gardny Wielkiej 617 mieszkańców do brytyjskiej strefy okupacyjnej Niemiec i 372 osoby do sowieckiej strefy okupacyjnej Niemiec. Kościół przejęli katolicy, który erygowali tutaj parafię w 1951 roku.
„Diabelski kamień”

Zacieranie dziejów miejscowości i ignorancja wobec kulturowego dziedzictwa nazywana bywa „słowińskim przekleństwem”. Wiąże się również z tajemniczością jeziora Gardno, które urokliwie przyciąga do siebie, niemniej silne wiatry, idące od morza, oraz powiązana z tym zmiana poziomu zwierciadła wody czynią akwen jednym z trudniejszych żeglugowo. Wahania stanu wód jeziora najbardziej są widoczne przy południowym brzegu, gdzie zlokalizowana jest tzw. Wyspa Kamienna, będąca rezerwatem przyrody z miejscami lęgowymi kormorana czarnego i mewy srebrzystej. Znajduje się tam owiany legendami wielki głaz narzutowy, zwany „diabelskim kamieniem”, do którego można dojść z lądu pomostem. Według słowińskich podań jest on efektem zakładu miejscowego pastora z diabłem. Rzekomo w XVI wieku, gdy na te tereny zawitała reformacja, o sile nowej religii miała świadczyć likwidacja starych przesądów. Jednym z nich była wiara w moc diabelską. W związku z tym obejmujący parafię pastor wygnał czarta z kościoła, mówiąc, że jeżeli chce mieć własną świątynię, niech ją sobie postawi w ciągu jednej nocy na pobliskiej wyspie. Diabeł propozycję wziął na poważnie i lotem błyskawicy zaczął zrzucać kamienie zbierane z pól na miejsce przyszłej budowli. Przerażeni mieszkańcy, którzy obawiali się o własne dusze, obudzili miejscowe koguty, aby jak to się dzieje w Wielkanoc, zaczęły piać. Dźwięk symbolizujący zmartwychwstanie przeraził tak czarta, że niesiony głaz zrzucił z wysokości i uciekł. Od tego czasu nikt tu nie wystawia diabła na próbę, gdyż to zwiastuje nieszczęście.
25 ofiar

Za realizację słowińskich przesądów uchodzi wypadek na jeziorze Gardno w 1948 roku, w wyniku którego utonęło 25 osób, w tym 21 harcerek z tzw. łódzkiej drużyny „Małej Piętnastki”. Była to najtragiczniejsza powojenna katastrofa w ruchu wodnym i najtragiczniejszy wypadek w dziejach polskiego harcerstwa. Przeciążone pasażerami dwie łodzie rybackie wywróciły się, pociągając na dno młode dziewczęta, które w tym czasie przebywały na obozie harcerskim we wsi Gardno Wielkie. Wypłynęły rekreacyjnie na jezioro, gdyż zamierzały obejrzeć morze z miejscowości Rowy. Symboliczną postacią wśród ofiar stała się trzynastoletnia zastępowa Joanna Skwarczyńska, wyróżniająca się wśród koleżanek dojrzałością, wiedzą i talentem aktorskim. Jej postawa w obliczu niebezpieczeństwa oraz chęć ratowania innych za cenę własnego życia zjednały jej na zawsze uznanie harcerskiej społeczności i przyczyniły się do wzrostu popularności w środowisku lokalnym. Pochowana wraz z innymi harcerkami na łódzkim cmentarzu do 2017 roku była patronką nieistniejącej już szkoły podstawowej w Gardnie Wielkim. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że sprawcy feralnego rejsu byli przesiedleńcami skonfliktowanymi z miejscową ludnością i w związku z tym zlekceważyli ostrzeżenia autochtonów, którzy odradzali im organizację wycieczki. Lokalni słowińscy rybacy byli za to pierwszymi, którzy pośpieszyli na ratunek tonącym i tylko dzięki ich determinacji ofiar nie było więcej. Zapłacili za to zupełnym zapomnieniem. W prasie zmieniono nawet nazwę miejscowości, aby nie kojarzyła się ze Słowińcami. Dziś na placu przed kościołem w Gardnie Wielkim stoi obelisk upamiętniający to wydarzenie.
Słownik pojęć
- rdzenny mieszkaniec danego obszaru
- inaczej komes lub żupan, od XII wieku urzędnik ziemski administrujący grodem, zajmujący się ściąganiem danin na rzecz panującego, obroną grodu i sądownictwem na jego terenie
- obowiązująca od pokoju westfalskiego w 1648 roku nazwa Pomorza Środkowego, będącego częścią dawnego księstwa pomorskiego ze stolicą w Szczecinie, wyznaczona granicą od zachodu na rzece Odrze, a od wschodu dochodząca do Prus Królewskich; pozostawała pod panowaniem Brandenburgii, a od 1701 roku Królestwa Prus; obejmowała główne miasta: Białogard, Kołobrzeg, Koszalin, Słupsk i Szczecinek
- od połowy XIV wieku termin oznaczający zbiór kazań w przystępny sposób komentujący fragmenty Biblii, popularny zwłaszcza w okresie reformacji
- przywrócenie słowiańskiej tożsamości ludności zgermanizowanej
Bibliografia:
Andrzej Czarnik, Gardna Wielka, Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku, Słupsk 2001,
Lech Bądkowski, Słowińcy, Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1956,
Bożena Stelmachowska, Słowińcy - ich dzieje i kultura (do 1956 r.), Instytut Kaszubski, Gdańsk 2013.

![Slajd zawiera napis tytułowy: Początki. Po prawej znajduje się napis: Najstarsze wzmianki o parafii w Gardnie Wielkiej pochodzą już sprzed 1282 r. Pierwszy kościół drewniany zbudowano w czasach Świętopełka II w miejscu drewnianej kaplicy, tworząc jednocześnie najstarszą parafię w regionie słowińskim. Poniżej napis: Odrys pieczęci konnej Świętopełka. Napis na otoku: S[igillum] Domino Zwantepolc de Danceke. Po lewej stronie znajduje się ilustracja przedstawiająca pieczątkę: jest okrągła, posiada otok z napisem. W środku znajduje się rycerz, który trzyma w ręku proporzec i siedzi na koniu. Po prawej stronie pieczątki napis: Źródło: domena publiczna.](https://static.zpe.gov.pl/portal/f/res-minimized/Rw5HFBfZmB8RB/1713169925/1QMSSUdevOHoqJENnF2qD72LYy74oyYV.jpg)








