Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

Rewolucja jako starcie dwóch sił

Rewolucja oczami romantyka

Nie‑Boska komedia Zygmunta Krasińskiego to jedno z pierwszych dzieł o rewolucji w literaturze polskiej. W dwóch początkowych częściach jest dramatem o rodzinie – ukazana zostaje katastrofakatastrofizmkatastrofa w domu, gdzie siłą większą od miłości jest poezja. Dwie kolejne części traktują natomiast o braku miłości między ludźmi. Dla człowieka w jego osobistym życiu siłą zabójczą okazuje się poezja, która przysłania mu innych ludzi i Boga. W perspektywie historycznej zabójczą siłą okazuje się rewolucja.

R18dS6cF864Bt
Zygmunt Krasiński, fotografia z ok. 1850 roku
Źródło: domena publiczna.

Rewolucja w Nie‑Boskiej komedii jest wywróceniem całego porządku politycznego, społecznego, obyczajowego, moralnego i filozoficznego. Oglądamy ją z perspektywy hrabiego Henryka, zwanego Mężem, zwiedzającego w przebraniu obóz zbuntowanych. Bohater – porzuciwszy poezję, podejmując się czynu – został przywódcą broniących starego porządku arystokratów. W czwartej części dochodzi do ostatecznego starcia obu obozów. Zanim to jednak nastąpi, ma miejsce kluczowa scena dramatu – spotkanie dwóch antagonistów: Męża i Pankracego.

Obaj wybitni ludzie, przekonani o racjach, których bronią, spotykają się, by spojrzeć sobie w oczy i przeprowadzić swoisty pojedynek osobowości, mentalności i poglądów. Obaj są świadomi swojej siły. Henryk czuje za sobą dziedzictwo pokoleń arystokracji, która budowała istniejący ład świata. Ma poczucie misji – zdaje sobie sprawę, że musi zatrzymać napór rewolucji, w przeciwnym razie rozpocznie się nowa epoka, zaprzeczająca wartościom, na których została zbudowana cywilizacja. Z kolei Pankracy wie, że stoją za nim tysiące nędzarzy, którym przyniósł wyzwolenie. Jest przekonany, że musi zwyciężyć, by zbudować nową cywilizację.

Tematem rozmowy antagonistów staje się wiara. Po stronie Męża jest wiara w Boga, z której Pankracy szydzi, widząc w niej tylko podpórkę myślową dla kogoś, kto nie wierzy we własną siłę. Przywódca rewolucji swoją ufność pokłada w tym, że nędzarzom rozda „chleb i cześć” – wierzy w słuszność idei, która przyniesie sprawiedliwość. Na tym polega podstawowa różnica światopoglądowa między rozmówcami – każdy z nich służy innym wartościom. Ich konflikt nabiera znamion tragicznych. To konflikt nierozwiązywalny, zderzenie wartości, których nie można pogodzić, i jedna z nich musi ulec unicestwieniu.

Rozmowa Henryka i Pankracego stanowi wyraz nowożytnego sporu między zwolennikami postępu a konserwatystami. U podstaw kontrowersji leży fundamentalna różnica w postrzeganiu świata. Ktoś, kto wierzy w postęp, widzi świat w jego rozwoju. Formy gorsze, mniej dojrzałe, ustępują w jego wizji formom lepszym. Konserwatysta dostrzega trwałość świata w jego najgłębszej istocie, niezmienność tego, co jest ważne i nieprzypadkowe. Zwolennik postępu patrzy ku przyszłości, jego celem jest zawsze budowanie świata lepszego, utopii, u jego podstaw leży pozytywny projekt doskonałego lub bliskiego doskonałości społeczeństwa. Konserwatyzm skierowany jest zaś ku przeszłości, ku tradycji, odrzuca wiarę w raj na ziemi, doskonałość albo przenosi w rzeczywistość transcendentnątranscendentnątranscendentną.

transcendentną
Zygmunt Krasiński Nie-Boska komedia

CZĘŚĆ III

PANKRACY wchodząc

Witam hrabiego Henryka. – To słowo „hrabia” dziwnie brzmi 
w gardle moim.

Siada, zrzuca płaszcz i czapkę wolności i wlepia oczy w kolumnę, na której herb wisi.

MĄŻ

Dzięki ci, żeś zaufał domowi mojemu – starym zwyczajem piję zdrowie twoje!

Bierze puchar, pije i podaje Pankracemu.

Gościu, w ręce twoje!

PANKRACY

Jeśli się nie mylę, te godła czerwone i błękitne zowią się herbem w języku umarłych. – Coraz mniej takich znaczków na powierzchni ziemi.

Pije.

MĄŻ

Za pomocą Bożą, wkrótce tysiące ich ujrzysz.

PANKRACY

Puchar od ust odejmując.

Otóż mi stara szlachta – zawsze pewna swego – dumna, uporczywa, kwitnąca nadzieją, a bez grosza, bez oręża, bez żołnierzy. – Odgrażająca się jak umarły w bajce powoźnikowi 
u furtki cmentarza – wierząca lub udająca, że wierzy w Boga – bo w siebie trudno wierzyć. – Ale pokażcie mi pioruny na waszą obronę zesłane i pułki aniołów, spuszczone z niebios. Pije.

MĄŻ

Śmiej się z własnych słów. – Ateizm to stara formuła – 
a spodziewałem się czegoś nowego po tobie.

PANKRACY

Śmiej się z własnych słów. – Ja mam wiarę silniejszą, ogromniejszą od twojej. – Jęk przez rozpacz i boleść wydarty tysiącom tysiąców – głód rzemieślników – nędza włościan – hańba ich żon i córek – poniżenie ludzkości, ujarzmionej przesądem i wahaniem się, i bydlęcym przyzwyczajeniem – oto wiara moja – a Bóg mój na dzisiaj – to myśl moja – to potęga moja – która chleb i cześć im rozda na wieki.

Pije i rzuca kubek.

MĄŻ

Ja położyłem siłę moją w Bogu, który Ojcom moim panowanie nadał.

PANKRACY

A całe życie byłeś diabła igrzyskiem. Zresztą zostawiam tę rozprawę teologom, jeśli jaki pedant tego rzemiosła żyje dotąd w całej okolicy – do rzeczy – do rzeczy!

MĄŻ

Czegóż więc żądasz ode mnie, zbawco narodów, obywatelu‑boże?

PANKRACY

Przyszedłem tu, bo chciałem cię poznać – po wtóre ocalić.

MĄŻ

Wdzięcznym za pierwsze – drugie zdaj na szablę moją.

PANKRACY

Szabla twoja – szkło, Bóg twój – mara. Potępionyś głosem tysiąców – opasanyś ramionami tysiąców – kilka morgów ziemi wam zostało, co ledwo na wasze groby wystarczy – dwudziestu dni bronić się nie możecie. – Gdzie wasze działa, rynsztunki, żywność – a wreście, gdzie męstwo?… Gdybym był tobą, wiem, co bym uczynił.

MĄŻ

Słucham – patrz, jakem cierpliwy.

PANKRACY

Ja więc, hr. Henryk, rzekłbym do Pankracego: „Zgoda – rozpuszczam mój hufiec, mój hufiec jedyny – nie idę na odsiecz Świętej Trójcy – a za to zostaję przy moim imieniu i dobrach, których całość warujesz mi słowem”. Wiele masz lat, hrabio?

MĄŻ

Trzydzieści sześć, obywatelu.

PANKRACY

Jeszcze piętnaście lat najwięcej – bo tacy ludzie niedługo żyją – twój syn bliższy grobu niż młodości – jeden wyjątek ogromowi nie szkodzi. – Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach – panuj do śmierci w domu naddziadów – każ malować ich obrazy i rżnąć herby. – A o tych nędzarzach nie myśl już więcej. – Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami. Nalewa sobie drugi puchar. Zdrowie twoje, ostatni hrabio!

MĄŻ

Obrażasz mnie każdym słowem: zda się, probujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. – Przestań, bo ja ci się odwdzięczyć nie mogę. – Opatrzność mojego słowa cię strzeże.

PANKRACY

Honor święty, honor rycerski wystąpił na scenę – zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. – O! znam ciebie, przenikam ciebie – pełnyś życia, a łączysz się z umierającymi, bo chcesz się oszukać, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w słowo „ojczyzna” i tam dalej – ale w głębi ducha sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć.

MĄŻ

Tobie zaś i twoim cóż inszego?

PANKRACY

Zwycięstwo i życie. – Jedno tylko prawo uznaję i przed nim kark schylam – tym prawem świat bieży w coraz wyższe kręgi – ono jest zgubą waszą i woła teraz przez moje usta: „Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym  
i silnym”. Ale – ja pragnę cię wyratować – ciebie jednego.

MĄŻ

Bodajbyś zginął marnie za tę litość twoją. – Ja także znam świat twój i ciebie – patrzałem wśród cieniów nocy na pląsy motłochu, po karkach którego wspinasz się do góry – widziałem wszystkie stare zbrodnie świata ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem – ale ich koniec ten sam, co przed tysiącami lat – rozpusta, złoto i krew. – A ciebie tam nie było – nie raczyłeś zstąpić pomiędzy dzieci twoje – bo w głębi ducha ty pogardzasz nimi – kilka chwil jeszcze, a jeśli rozum cię nie odbieży, ty będziesz pogardzał sam sobą. Nie dręcz mnie więcej.

Siada pod herbem swoim.

PANKRACY

Świat mój jeszcze nie rozparł się w polu – zgoda – nie wyrósł na olbrzyma – łaknie dotąd chleba i wygód – ale przyjdą czasy…

Wstaje, idzie ku Mężowi i opiera się na herbowym filarze.

Ale przyjdą czasy, w których on zrozumie siebie i powie o sobie: „jestem” – a nie będzie drugiego głosu na świecie, co by mógł także odpowiedzieć: „Jestem”.

MĄŻ

Cóż dalej?

PANKRACY

Z pokolenia, które piastuję w sile woli mojej, narodzi się plemię ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. – Ziemia jeszcze takich nie widziała mężów. – Oni są ludźmi wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna. – Ona cała jednym miastem kwitnącym, jednym domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu.

MĄŻ

Słowa twoje kłamią – ale twarz twoja niewzruszona, blada, udać nie umie natchnienia.

PANKRACY

Nie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowa prosili, a ja im tych słów skąpiłem. Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie. – Bóg, pracą i męką czasów odarty z zasłon – zdobyty na niebie przez własne dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy – Bóg ludzkości objawił się im.

MĄŻ

A nam przed wiekami – ludzkość przezeń już zbawiona.

PANKRACY

Niechże się cieszy takim zbawieniem – nędzą dwóch tysięcy lat, upływających od Jego śmierci na krzyżu.

MĄŻ

Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie – u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje – sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu – a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca – znać było, że jest Panem świata.

PANKRACY

Stara powiastka – pusta jak chrzęst twego herbu.

Uderza o tarczę.

Ale ja dawniej czytałem twe myśli. – Jeśli więc umiesz sięgać 
w nieskończoność, jeśli kochasz prawdę i szukałeś jej szczerze, jeśliś człowiekiem na wzór ludzkości, nie na podobieństwo mamczynych piosneczek, słuchaj, nie odrzucaj tej chwili zbawienia. Krwi, którą oba wylejem dzisiaj, jutro śladu nie będzie – ostatni raz ci mówię – jeśliś tym, czym wydawałeś się niegdyś, wstań, porzuć dom i chodź za mną.

MĄŻ

Tyś młodszym bratem szatana.

Wstaje i przechadza się wzdłuż.

Daremne marzenia – kto ich dopełni? – Adam skonał na pustyni – my nie wrócim do raju.

PANKRACY

na stronie

Zagiąłem palec popod serce jego – trafiłem do nerwu poezji.

MĄŻ

Postęp, szczęście roku ludzkiego – i ja kiedyś wierzyłem – ot! macie, weźcie głowę moją, byleby… Stało się. – Przed stoma laty, przed dwoma wiekami polubowna ugoda mogła jeszcze… ale teraz, wiem – teraz trza mordować się nawzajem – bo teraz im tylko chodzi o zmianę plemienia.

PANKRACY

Biada zwyciężonym – nie wahaj się – powtórz raz tylko „biada” – i zwyciężaj z nami.

MĄŻ

Czyś zbadał wszystkie manowce Przeznaczenia – czy pod kształtem widomym stanęło Ono u wejścia namiotu twojego w nocy i olbrzymią dłonią błogosławiło tobie – lub w dzień czyś słyszał głos Jego o południu, kiedy wszyscy spali w skwarze, a tyś jeden rozmyślał – że mi tak pewno grozisz zwycięstwem, człowiecze z gliny, jako ja, niewolniku pierwszej lepszej kuli, pierwszego lepszego cięcia?

PANKRACY

Nie łudź się marną nadzieją – bo nie draśnie mnie ołów, nie tknie się żelazo, dopóki jeden z was opiera się mojemu dziełu, a co później nastąpi, to już wam nic z tego. Zegar bije. Czas szydzi 
z nas obu. – Jeśliś znudzony życiem, przynajmniej ocal syna swego.

MĄŻ

Dusza jego czysta, już ocalona w niebie – a na ziemi los ojca go czeka.

Spuszcza głowę między dłonie i staje.

PANKRACY

Odrzuciłeś więc?

Chwila milczenia.

Milczysz – dumasz – dobrze – niechaj ten duma, co stoi nad grobem.

MĄŻ

Z dala od tajemnic, które za krańcami twoich myśli odbywają się teraz w głębi ducha mojego! – Świat cielska do ciebie należy – tucz go jadłem, oblewaj posoką i winem – ale dalej nie zachodź 
i precz, precz ode mnie!

PANKRACY

Sługo jednej myśli i kształtów jej, pedancie rycerzu, poeto, hańba tobie! – Patrz na mnie! – myśli i kształty są woskiem palców moich.

MĄŻ

Darmo, ty mnie nie zrozumiesz nigdy – bo każden z ojców twoich pogrzeban z motłochem pospołu, jako rzecz martwa, nie jako człowiek z siłą i duchem. Wyciąga rękę ku obrazom. Spojrzyj na te postacie – myśl ojczyzny, domu, rodziny, myśl, nieprzyjaciółka twoja, na ich czołach wypisana zmarszczkami – a co w nich było 
i przeszło, dzisiaj we mnie żyje. – Ale ty, człowiecze, powiedz mi, gdzie jest ziemia twoja? – Wieczorem namiot twój rozbijasz na gruzach cudzego domu, o wschodzie go zwijasz i koczujesz dalej – dotąd nie znalazłeś ogniska swego i nie znajdziesz, dopóki stu ludzi zechce powtórzyć za mną: „Chwała ojcom naszym!”

PANKRACY

Tak, chwała dziadom twoim na ziemi i niebie – w rzeczy samej jest na co patrzyć.

Ów, starosta, baby strzelał po drzewach 
i Żydów piekł żywcem. – Ten z pieczęcią w dłoni i podpisem – „kanclerz” – sfałszował akta, spalił archiwa, przekupił sędziów, trucizną przyspieszył spadki – stąd wsie twoje, dochody, potęga. – Tamten, czarniawy, z ognistym okiem, cudzołożył po domach przyjaciół – ów z Runem Złotym, w kolczudze włoskiej, znać służył u cudzoziemców – a ta pani blada, z ciemnymi puklami, kaziła się z giermkiem swoim – tamta czyta list kochanka i śmieje się, bo noc bliska – tamta z pieskiem na robronie, królów była nałożnicą. – Stąd wasze genealogie bez przerwy, bez plamy. – Lubię tego w zielonym kaftanie – pił i polował z bracią szlachtą, 
a chłopów wysyłał, by z psami gonili jelenie. – Głupstwo i niedola kraju całego – oto rozum i moc wasza. – Ale dzień sądu bliski
 i w tym dniu obiecuję wam, że nie zapomnę o żadnym z was, 
o żadnym z ojców waszych, o żadnej chwale waszej.

MĄŻ

Mylisz się, mieszczański synu. Ani ty, ani żaden z twoich by nie żył, gdyby ich nie wykarmiła łaska, nie obroniła potęga ojców moich. – Oni wam wśród głodu rozdawali zboże, wśród zarazy stawiali szpitale – a kiedyście z trzody zwierząt wyrośli na niemowlęta, oni wam postawili świątynie i szkoły – podczas wojny tylko zostawiali doma, bo wiedzieli, żeście nie do pola bitwy Słowa twoje łamią się na ich chwale, jak dawniej strzały pohańców na ich świętych pancerzach – one ich popiołów nie wzruszą nawet – one zaginą jak skowyczenia psa wściekłego, co bieży i pieni się, aż skona gdzie na drodze. – A teraz czas już tobie wyniść z domu mego. – Gościu, wolno puszczam ciebie.

kras Źródło: Zygmunt Krasiński, Nie-Boska komedia, Wrocław 1965, s. 46–51.

Dramat oczami awangardzisty

Temat rewolucji podjął też Stanisław Ignacy Witkiewicz, blisko sto lat po ukazaniu się Nie‑Boskiej komedii Krasińskiego. On również posłużył się formą dramatu. W Szewcach rewolucja ukazana jest z nowej perspektywy historycznej. Przez sto lat, które upłynęły między powstaniem obu utworów, Europa doświadczyła szeregu kolejnych przewrotów: pojawił się socjalizm, a potem komunizm, wybuchła rewolucjarewolucja październikowarewolucja w Rosji. Radykalne przewartościowania nastąpiły w filozofii, nauce i sztuce.

RWB1CRDByAJFl
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Autoportret, 1927
Źródło: domena publiczna.

Szewcy to dramat zbudowany według innych zasad estetycznych niż Nie‑Boska komedia. Dzieło Krasińskiego jest poetyckim dramatem romantycznym napisanym prozą zrytmizowaną, wzniosłą. Szewcy różnią się od niego niemal pod każdym względem. Już tytuł zwraca uwagę swoją prostotą, rzeczowością i prozaicznością, mało w nim tradycyjnej literackości. Prowokacyjnie literacki jest za to podtytuł: Naukowa sztuka w trzech aktach ze „śpiewkami”, który sugeruje nowy gatunek – zawierający zdeklarowaną „naukowość”, a zarazem powiązanie z teatrem popularnym, jako „sztuka ze «śpiewkami»”.

W dyskusjach toczących się między tytułowymi szewcami a prokuratorem i księżną ujawnia się poczucie rozkładu porządku, jaki niegdyś charakteryzował świat. Arystokracja jest do gruntu zepsuta, władza cyniczna, a rzemieślnicy chcieliby dokonać przewrotu tylko po to, żeby zająć miejsce uprzywilejowanych. Sztuka ukazuje kolejne przewroty społeczne, lecz za ich sprawą zmieniają się tylko ludzie na stanowiskach – mechanizmy pozostają takie same, nadal obowiązują hierarchie, choć inne niż wcześniej.

Sajetan, majster szewski, jeden z bohaterów dramatu, dostrzega w świecie przede wszystkim chaos. Nie jest to tylko zamęt rewolucyjny, to chaos metafizyczny. Witkacy przedstawia w Szewcach konsekwencje rozpadu tradycyjnych form porządkowania wizji świata. Dlatego też ukazana przez niego rewolucja nie jest tylko przewrotem politycznym. Istotniejsze są kwestie, które tkwią u podłoża tej gwałtownej przemiany. Dokonało się fundamentalne przewartościowanie w postrzeganiu rzeczywistości. Religia straciła swoją moc, słaba jest filozofia, sztuka przemieniła się w kicz – nie ma żadnej autentycznej formy wyrazu, która pozwoliłaby zrozumieć życie. Stąd ciężar doświadczenia istoty bytu w jej bezpośredniości i nagości, którego doznaje Sajetan.

Skarga bohatera dotyczy nie tylko jego stanu psychicznego. Chodzi o to, że przewrót, objęcie władzy spowodowały, iż dotknął „esencji istnienia”. Trudno mu wytrzymać to „bez obłędu”. Sajetan nie potrafi zrozumieć istoty świata bez pośrednictwa kultury. Mówi o „zatumanieniu się religią czy społecznikostwem”. Według niego przeżycia religijne i poświęcenie w działalności społecznej służą oswojeniu zagadki bytu, są samooszukiwaniem się służącym temu, żeby znosić życie, które tak naprawdę jest nie do zniesienia. Rewolucja obnaża te wypracowane przez cywilizację zasady i mechanizmy, które – zrelatywizowane – wydają się tylko podpórką i złudzeniem. Prawda jest bezwzględna i przez to przytłaczająca.

Szewcy

AKT III

Scena z I aktu, tylko bez kotary i okienka. Półkoliste zakończenie pierwszego planu, jakieś jakby planetarne. Został tylko pień, na którym palą się latarki sygnałowe (?) czerwone i zielone. Podłoga wysłana wspaniałym dywanem. W głębi, w dole, nocny pejzaż daleki – światełka ludzkie i księżyc w pełni. Sajetan we wspaniałym kolorowym szlafroku (broda ufryzowana, włosy uczesane), stoi na środku sceny, podtrzymywany przez Czeladników, ubranych w kwieciste pidżamy i uczesanych 
z rozdziałkami na glancglancowaćglanc. Na prawo, ubrany w skórkę psią czy kocią (ale cały, z wyjątkiem głowy, jest w skórze, a na głowie ma kapturek z różowej włóczki z dzwoneczkiem), do pnia na łańcuchu przywiązany, śpi, zwinięty w kłębek jak pies, prokurator Scurvy.

I CZELADNIK śpiewa ohydnym samczym głosem

Słyszę w sobie dziwny śpiew,  
To tak śpiewa nasza krew.  
Chamska, dzika i śmierdząca,  
Ale za to tak gorąca,  
Że jej wszystko, ach, przebaczą,  
Jeszcze po niej, ach, zapłaczą!

II CZELADNIK śpiewa tak jak I [Czeladnik]

Czerwień się pieni w chmur przeźroczu,  
Wśród wichrów nagie tańczą drzewa,  
Coś w mojej duszy samo śpiewa  
I nie pamiętam już twych oczu.

I CZELADNIK

Czyich, czyich?

SAJETAN

Dobrze, dobrze. Dajcie pokój już tym śpiewkom, bo rzygać się chce. Teraz rozumiem wszystko: pędzi to życie wewnętrzne jak lawina, jak stado afrykańskich – koniecznie – gazel koło mnie.
Za wszystkie czasy przeżywam wszystko, ja, starzec nad grobem się chwiejący. Wziąłem przyspieszony kurs życia w całości, licząc od jakiegoś siódmego roku życia, i we łbie mi się wprost przewraca. Nie wierzyłem, żeby takie zmiany w tak krótkim czasie w człowieku tak jako ja skonsolidowanym, wicie, zajść mogły.

I CZELADNIK

Ho, ho!

II CZELADNIK

Hi, hi!

SAJETAN

Na miłość boską, tylko nie róbcie tych sztuczek z tak zwanego „nowego teatru”, bo się tu oto przed wami na te dywany wyrzygam i koniec. Wracając do poprzedniego: wytrzymać istnienie bez obłędu, rozumiejąc choć trochę jego esencję, bez zatumanienia się religią czy społecznikostwem, to nieludzkie już nieomal zadanie. Cóż mówić o innych! Jestem jak pluskwa opita zamiast żywą krwią burżujską mięszaniną soku malinowego idejek i witryjoleju codziennego kłamstwa.

I CZELADNIK

Cichojcie, majster – zasłuchajmy się w dobrobyt wewnętrzny, 
w ten komfort bytowania swobodnego w swej własnej psychice jak w futerale – hej!

II CZELADNIK

Czy to tylko nie złudzenie, że my naprawdę nowe życie tworzymy? Może się tak łudzimy, aby ten komfort właśnie usprawiedliwić. A może rządzą nami siły, których istoty nie znamy? I jesteśmy w ich rękach marionetkami tylko. Czemu „mario” – a nie „kaśko”-netkami? Ha? To pytanie z pewnością minie bez echa, a i w nim coś z pewnością jest.

SAJETAN

Pewnikiem jest. Ale nie bede cichoł, gnizdy jedne. Ja tę myśl twoją, drugi czeladniku tak zwany, a teraz obecnie, aktualnie, Jędrzeju Sowopućko, pomocniku samego głównego twórcy nowego... e, nie bedem sie ja w tytuły bawił, moiściewy: ja ta powiadam, myśl twoją jużem miał i chwytem świadomej wolim ją pokonał. Nie trzeba wątpić tak – to dawne narowy nasze z lat nędzy, upodlenia i ubytku rozumu. Tera je mamy nadrobić, a nie dziamdziać się mędrkując, czy abyśmy nie som jako te siedemnastowieczne wolumpsiarki jakieś, fałszywego wewnątrz wątpiów naszych pokroju kompromisowego kaleki – komunizujące, niedoburżujskie ścierwantyny, ślizgające się niezręcznie na posadzkach wyświechtanych demokratycznie. 
I do kupy zasmrodzonej z tymi wiarami w tajne siły i organizacje, masońskie i inne – to resztka religii i magii w nas się kołace. Ale ten będzie chłop, co się standardu swego życia wyrzeknie, zamiast go podnosić bez końca, aż do pęknięcia. Że też wszystko w historii pękać musi, a nie na smarach rozumu gładko się w przyszłość przesuwać: prawo nieciągłości…

II CZELADNIK

Aż boli od tego gadania, purwa jej sucza maść! Aleście się, majster, zmienili: tego nie zaprzeczycie. A kierunek zmiany tej jest taki sam jak mojej, chociaż jakościowo to różne zmiany są. Czy to nie prawda, co mówił były prokurator, żeśmy tacy, bośmy po tamtej stronie, i że jak na tę przejdziemy, to się staniemy jak oni. A siły tajne i ludzie tajni są, tylko jakościowo od jawnych się nie różnią – taka je różnica czasów – hej!

SAJETAN

To pozory są ino zewnętrzne, na tle gwałtowności przemian społeczności naszej.

II CZELADNIK spokojnie

Czy nie moglibyście wyzbyć się tego sobaczego 
z chłopska staropolsko‑prorocznego napuszonego sposobu gadania, a nade wszystko ilości samych słów?

SAJETAN spokojnie, twardo

Nie. I jako Lenin, jako sługa klasy, różnił się mimo całej morowości indywidualnej od Aleksandra Wielkiego, który osobowym fantastą potęgi był, tako ja się różnię od tego psa! Wskazuje na śpiącego Scurvy’ego. A zresztą nie czas gadać – robić trza – samo się nie zrobi, psia ją mać tę rzeczywistość po trzykroć – e!! Skończyły się rozkoszne czasy idej – co to, wicie, można było majonezy żreć, a bolszewikiembolszewizm (leninizm)bolszewikiem idejowym być, aby się w nędzy ostatniej tymiż idejami na glanc pocieszać, że to niby kimś się, w ekskrementaliach gnijąc, mimo wszystko jest. Nowej idei nie wymyśli już nikt – nowa forma społecznego bytu sama się wytłamsi, wyiskrzy, wyflantuje z dialektycznej zmagi wszystkich bebechów tego kotła ludzkości, na którym, na samym doparniku, przy samej klapie bezpieczeństwa, siedzimy my – dawne sflądrysyny dudławe, a teraz twórcy, ino że nie radośni, psia ich suka zaskomrana.

CZELADNICY razem

Nas tak znudziły te przekleństwa, że chyba zaczniemy wyć. Kuler lokal, psiakrew! Mówimy razem intuicyjnie jak jeden mąż – możemy tak mówić wciąż.

SAJETAN

Dajcie spokój, na Boże miłosierdzie. Dosyć tego, dosyć…

SCURVY przez sen przeciągając się, po paru pomrukach

Szewcem byłbym z rozkoszą do końca dni moich. O, jakże złudne są te wyższe tak zwane wymagania od siebie: prowadzą na wyżyny, z których się potem na zbity łeb wali w samo dno upadku. Ach – a potem wypłynąć na wielkie, niebotyczne chyby, na wielkie hupcium‑ciupcium – ein Hauch von anderer Seite¹¹¹ – powiew z tamtej strony. MetafizykametafizykaMetafizyka, którą pogardzałem dotąd, wali teraz na mnie ze wszystkich zakamarków bytu. Au commencement Bythos était²²² otchłań chaosu! Nie poznamy go nigdy jako takim, mimo że świat jest chaosem, naprawdę w istocie swej jest. Chaos! Chaos! A na naszych nędznych odcinkach uspołecznionych bydląt zawsze się jakiś porządeczek statystyczny zrobi. Ach – co za szkoda, że nie rozwijałem mego umysłu przez odpowiednią lekturę filozoficzną – teraz za późno – pojęciowo temu rady nie dam.

Szewcy nasłuchują. Podczas wywodów Scurvy’ego I Czeladnik podchodzi doń, wziąwszy z ziemi ogromną siekierę, co mu ausgerechnet ³³³ pod jego nogami cała złota leżała.

II CZELADNIK

Gdzie pełzniesz, ścierwo zatracone, chrówno sobacze?

I CZELADNIK

Zakatrupić go we śnie. Niech się nie męczy. Za piękne se, jucha, sny wyhodował. Ausgerechnet mi tu leżała siekiera – cała złota – hehehe…

Itd. i dalej, śmieje się za długo, wywodząc trele śmiechowe aż do zdechu niemal.

wit Źródło: Szewcy, [w:] Stanisław Ignacy Witkiewicz, Dramaty, wybór Konstanty Puzyna, Warszawa 1979, s. 417–420.
¹
²
³

Słownik

bolszewizm (leninizm)
bolszewizm (leninizm)

(ros. большевизм) – powstała na bazie marksizmu filozofia polityczna stworzona przez Włodzimierza Lenina, zakładająca m.in. uświadomienie proletariatu przez rewolucjonistów, przejęcie władzy w jego imieniu drogą zbrojną i wprowadzenie tzw. dyktatury proletariatu

deindywiduacja (deindywidualizacja)
deindywiduacja (deindywidualizacja)

(fr. individualisme – indywidualizm) – pojęcie z zakresu psychologii społecznej oznaczające utratę jednostkowości, brak umiejętności rozpoznawania własnych cech, zastąpienie indywidualnej osobowości całkowitym utożsamieniem się z grupą społeczną

dumping
dumping

(ang. dump – zarzucać, wywalać) – sprzedaż produktów i usług poniżej kosztów ich wytworzenia lub zakupu; nieuczciwe zarzucanie rynku zagranicznego tanimi towarami najczęściej w celu wyeliminowania konkurencji i utrudnienia handlu innym przedsiębiorcom

glancować
glancować

(niem. Glanz – połysk, blask) – czyścić, polerować na połysk

katastrofizm
katastrofizm

(gr. katastrophḗ – punkt zwrotny) – przekonanie o nadchodzącym i nieuniknionym zniszczeniu świata lub jego aktualnego stanu; w literaturze postawa ta była szczególnie widoczna w okresie modernizmu, dwudziestolecia międzywojennego i II wojny światowej

metafizyka
metafizyka

(gr.ta meta ta physika – to, co ponad fizyką) – jedna z głównych dyscyplin filozofii rozważająca ogólne własności bytu i ostateczne przyczyny rzeczy; w potocznym rozumieniu oznacza wszystko to, co wybiega poza możliwość naukowego wyjaśnienia

nihilizm
nihilizm

(łac. nihil – nic) – termin filozoficzny określający negowanie istnienia pewnych bytów, podający w wątpliwość m.in. możliwości ludzkiego poznania, wartości moralne, sensowność życia; postawa społeczna polegająca na nieuznawaniu powszechnie podzielanych wartości, norm prawnych, etycznych i kulturowych

prowidencjalizm
prowidencjalizm

(łac. providentia – opatrzność) – pogląd historiozoficzny, według którego dziejami świata, społeczeństwa oraz poszczególnych jego członków kierują działania opatrzności

rewolucja październikowa
rewolucja październikowa

wywołany w październiku 1917 roku zbrojny przewrót dokonany w Rosji przez stronnictwo bolszewików, w którego wyniku władzę przejęli komuniści, obalając panujący od czasu rewolucji lutowej 1917 roku Rząd Tymczasowy

szlachtuz
szlachtuz

(niem. Schlachthaus –rzeźnia, ubojnia) – dawniej: rzeźnia, ubojnia