Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

W latach 60. XX wieku w Polsce uzależnienie od narkotyków nie było jeszcze uznawane za chorobę. Nie istniała społeczna świadomość zagrożeń płynących z częstszych kontaktów z tymi używkami. Przyjmowanie narkotyków oznaczało przynależność do subkultury hippisów, co wiązało się z nowymi koncepcjami wolności, twórczego, wyzwolonego życia oraz tworzenia alternatywnego społeczeństwa. Dopiero pod koniec dekady, po fali studenckich protestów w 1968 roku, pojawiły się pierwsze statystyki dotyczące problemu narkomanii.

RXCFDKawZ42Nz
Dwór w Głoskowie, obecnie MONAR.
W latach 70. problem stał się na tyle poważny, że zaczęły powstawać pierwsze ośrodki, w których podejmowano próby leczenia uzależnionych. Najważniejszym i najbardziej znanym z nich był MONAR prowadzony przez Marka Kotańskiego od 1978 roku.
Źródło: Aneta Lazurek, dostępny w internecie: commons.wikimedia.org, licencja: CC BY-SA 3.0.

Do lat 80. PRL‑owska władza unikała tematu narkotyków w debacie publicznej. Marginalizowanie problemu przyczyniło się tylko do jego spotęgowania. W 1981 roku grupa warszawskich licealistów napisała List otwarty w sprawie narkomanii. W trzy dni zebrali pod nim ponad półtora tysiąca podpisów. Skierowano go do Sejmu, Rady Państwa, KC PZPRKC PZPRKC PZPR. Wysłano go także do premiera, kilku ministrów i  przekazano redakcji większych gazet. To właśnie dzięki listowi młodych ludzi problem przeniknął do dyskursu publicznego.

W stosunku do lat 70. liczba narkomanów w Polsce wzrosła czterokrotnie, co zmusiło rząd do podjęcia działań. W 1985 roku uchwalono ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii. W tym też roku ukazał się Pamiętnik narkomanki Barbary Rosiek. Książka stała się bestsellerem i do dziś jest czytana przez kolejne pokolenia. Była to pierwsza w Polsce książka na temat narkomanii i narkotyków. Rok wcześniej w „Gazecie Młodych” ukazywała się, w odcinkach, relacja Christiane F. zatytułowana My, dzieci z Dworca Zoo, jednak jako druk zwarty wyszła w 1987 roku. Z perspektywy dzisiejszego czytelnika Pamiętnik narkomanki może wydawać się książką naiwną. Zastanawiać może przebieg inicjacji narkotykowej i dostępność używek. Niemniej autorka dość wiernie przedstawia realia tamtych czasów. W połowie lat 80. książka szokowała autentycznością. Stała się przyczynkiem do publicznej dyskusji o problemie narkomanii wśród młodych ludzi w Polsce.

O autorce

Barbara Rosiek urodziła się w 1959 roku w Częstochowie. Wychowywała się w rodzinie, w której ojciec miał problem alkoholowy, co zdeterminowało całe późniejsze życie pisarki. W 1985 roku wydała Pamiętnik narkomanki dokumentujący jej walkę z uzależnieniem. Książka stała się bestsellerem, a Barbarze Rosiek udało się wygrać z nałogiem. Ukończyła studia psychologiczne i poświęciła się pomocy innym. Jest autorką kilkunastu książek; pisała przede wszystkim prozą, ale znane są także jej wiersze. W wielu utworach poruszała temat walki z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Zmarła w 2020 roku.

Barbara Rosiek,
Pamiętnik narkomanki

[fragmenty]

21 marca 1973 roku

Pierwszy dzień wiosny. Wspaniały, słoneczny. Wszystko budzi się do życia. I we mnie coś się obudziło. Do głowy wpadł mi szalony pomysł. Poszłam na pierwsze w życiu wagary. Ja, wzorowa uczennica i córka. Ostatnio wszystko zaczęło się zmieniać w moim życiu. Jeszcze nie rozumiałam tego, ale już czułam, że coś ma nastąpić. Coś nowego i niezwykłego. Może sprawił to wiosenny nastrój, a może ja sama bardzo chciałam, żeby w końcu coś się stało, coś wielkiego i ważnego. Nie potrafiłam już być taka jak przedtem, a nie wiedziałam, co ma nastąpić. I chyba bardzo chciałam, by To stało się właśnie dzisiaj, w ten wiosenny dzień, kiedy można we wszystko uwierzyć od początku. Potrzebowałam nowej wiary, by coś złego nie stało się ze mną. Właściwie to chodziłam po ulicach, nie bardzo wiedząc, co mam z tą wolnością zrobić. Weszłam do małej kawiarni, gdzie było dużo młodych ludzi, niewiele starszych ode mnie. Trochę się zdziwiłam. Oni chyba też byli na wagarach. Do mojego stolika dosiadło się dwóch chłopców. Byli dziwnie ubrani. Mieli długie włosy, rzemyki na szyjach i rękach. Spytali, co tu robię i tak zaczęliśmy rozmawiać. Jeden z nich, Filip, długo przyglądał mi się i w końcu spytał, czy chcę iść z nimi w pewne miejsce. Zgodziłam się, nie pytając o nic. Czułam, że będzie to coś bardzo interesującego. Chciałam dowiedzieć się, co porabiają ci chłopcy, jak żyją. Chciałam poznać coś innego od tego wszystkiego, co do tej pory znałam. Czyli domu rodzinnego i szkoły. Poszliśmy w trójkę. Nie znałam imienia drugiego chłopaka, nie przedstawił mi się. Weszliśmy do pewnego mieszkania. Wszystko tutaj było nieokreślone, wszystko, czemu się przyglądałam. Trochę zaczęłam się bać, ale weszłam dalej, do pokoju, Byli tam inni, podobni do moich nowych kolegów. Dziewczyny też były. Wszyscy podobnie ubrani, chociaż każdy inaczej. Filip powiedział im, że jestem „nowa”. Jakaś dziewczyna wstała i zawiesiła mi na szyi sznur przeźroczystych koralików. Zrozumiałam, że zostałam przyjęta do ich grona, chociaż jeszcze nie wiedziałam kim są. Na stoliku zauważyłam kilka strzykawek i jakieś pudełka. Filip wyjął z jednego ampułki i naciągnął płynu do strzykawki. Wziął moją rękę i podwinął rękaw. Bałam się bardzo, ale ciekawość była silniejsza. „Pierwsza komunia” - usłyszałam czyjś głos i śmiech. Poczułam ukłucie i wlewanie się płynu do krwi. Po chwili wszystko się zmieniło. Było mi tak dobrze, ci ludzie byli wspaniali. Nie martwiłam się szkołą, domem. Chciałam zostać tutaj z nimi na zawsze. Nie wiem, jak długo to trwało. Zaczęłam podsypiać. Był to wspaniały półsen. Wszystko straciło znaczenie, liczył się tylko mój stan. Było mi po prostu dobrze. Teraz, gdy to opisuję, jestem bardzo senna. Nie wiem, jak wróciłam do domu i co powiedziałam rodzicom. Może nie powiedziałam nic, bo trudno było mi mówić. Nie wiem też, jaki zastrzyk zrobił mi Filip. Wiem tylko, że nie żałuję, że poszłam na wagary.

22 marca

Mama obudziła mnie do szkoły. Wstałam szybko, ale nie miałam zamiaru iść. Poszłam do kawiarni. Nie było Filipa ani jego kolegi. Tak jak wczoraj, było tutaj dużo małolatów (mówią tak sami o sobie). Było też dużo starszych, z wytatuowaną kropką pod lewym okiem. Wiedziałam już, że są to gitowcy. Tych Filip radził mi unikać. Mówił, że są zbyt źli, nie warto znać ich choćby z widzenia. Poszłam od razu do tego mieszkania. Byli tam prawie wszyscy ci sami co wczoraj. Od razu podeszłam do stolika. Chciałam się dowiedzieć, co dostałam. Filip złapał mnie za rękę i powiedział:
- To majka, nasza siostra. My sister is morfina. Zapamiętaj. Chcesz? Kiwnęłam głowa.. Wszystko powtórzyło się. Nie byłam taka śpiąca jak wczoraj. Cieszyłam się muzyką, słuchałam, o czym rozmawiają, sama niewiele mówiąc. Wydawało mi się, że nie trzeba mówić, kiedy jest tak dobrze. Że wszyscy powinni i tak się rozumieć. Siedziałam w kącie spokojnie, kiwając się w rytm muzyki. Filip usiadł obok mnie. Widziałam, jak robił sobie zastrzyk. Teraz zobaczyłam, że ma wiele śladów na rękach. W domu milczałam. Komu i co mogłabym powiedzieć?

25 marca

Mam wszystko olewać i robić swoje, bo jestem hipiską. Mam się nie przejmować codziennością, tylko żyć we własnym świecie. Mam pomagać ludziom podobnym do mnie, czyli innym hipisom. Jestem wolna. Może i jestem wolna, chociaż muszę chodzić do szkoły i słuchać rodziców. Tylko czy warto ich słuchać? Może i dobrze, że się chodzi do szkoły. Lubię czytać i poznawać nowe rzeczy. Ale to, co poznaję teraz, to zupełnie inny świat. Jeszcze nie rozumiem wielu spraw. Nie wiem, co to znaczy tak naprawdę być hipiską. Ale jestem z nimi. Bo czas już się zbuntować. Tak twierdzi Filip. Ja też tak sądzę. Bo nie mogę się pogodzić z tym, co dzieje się w moim domu. Tego nie da się z niczym pogodzić. Poszłam dzisiaj do biblioteki. Chciałam się dowiedzieć, co właściwie wstrzykuje mi Filip. I dowiedziałam się, że morfina jest właściwie najsilniejszym u nas narkotykiem. Dłuższe zażywanie prowadzi do nałogu. A potem niszczy się własne zdrowie. Przeraziłam się. Ale przecież nic się nie stało. Ja tylko spróbowałam. Nie jestem żadną narkomanką. Nie muszę niczego brać. Chociaż... Po niej jest tak cudownie. I nie pamięta się o tych najgorszych sprawach. Po prostu nie pamięta się.

3 kwietnia

Wychowawczyni poszła do ojca, do pracy i powiedziała o moich wagarach. W domu była kosmiczna awantura. Właściwie tak naprawdę to nikt nie próbował ze mną porozmawiać. Nakazano mi powrót do szkoły, więc wróciłam. Nie zwierzyłam się nikomu z tego, co robiłam. Wszyscy nauczyciele byli zaskoczeni, że taka dobra uczennica poszła na wagary. Tak jakby to był tylko przywilej złych uczniów. Dziwni są nauczyciele. Dziwnie myślą. Dobrze się uczysz - jesteś dobra. I odwrotnie. A jacy oni są? To oni są źli. I zupełnie nie wiedzą, jak z nami postępować. A ja i tak będę robić swoje. Tylko po kryjomu. Już zaczęłam kłamać, że wieczorem idę do koleżanki czy do kina. Dlaczego trzeba kłamać? By robić to, na co ma się ochotę, a dorośli nie pozwalają, oni w ogóle nie orientują się, co się z nami dzieje. 6 kwietniu Wstałam wcześniej i spotkałam się z Filipem. Zrobił mi zastrzyk. Był jakiś smutny, gdy mu powiedziałam, że muszę iść do szkoły. Lubię go i nic więcej. Poszłam do szkoły zaćpana. Pokłóciłam się z nauczycielką. Kazała przyjść rodzicom. Będzie nowa awantura. Ale jakie to ma teraz znaczenie.

12 kwietnia

Chodzę grzecznie do szkoły. Tylko nauczycielki nie chciałam przeprosić. Uważałam, że nie mam za co. Dawno nie widziałam się z ludźmi. Zaćpałoby się. Może nie byłabym taka smutna. Te koszmarne wieczory w domu. Nawet uczyć mi się nie chce. Teraz mnie to śmieszy, że kiedyś zależało mi na dobrych stopniach. Ale kiedyś inaczej wyglądało moje życie. W domu jest coraz gorzej i ja poznałam smak innego świata. Czy naprawdę poznałam? Może to tylko małe doświadczenie, które się skończyło? Nie. Czuję, że jestem inna. Nie dam się już teraz stłamsić. Teraz to już naprawdę niemożliwe.

16 kwietnia

Filip nauczył mnie robić sobie zastrzyk. To naprawdę nic trudnego. Sprzęt można bez problemów kupić w każdej aptece. Mam trochę śladów na rękach i przestałam chodzić na w‑f. Będzie z tego nowa awantura. Trzeba postarać się o zwolnienie. Kiedyś miałam, bo mam chore serce, więc chyba nie będzie to trudne. Trzeba tylko iść do lekarza, jak się trochę ślady zagoją. Mam pomysł. Najpierw trzeba zrobić badania krwi. Więc do dzieła. Wmówię lekarzowi, że pielęgniarka nie mogła się wkłuć. [...]

25 czerwca

Skończyłam 14 lat. Ale ze mnie małolata. W domu spokój. Gdy jest jakaś rocznica, wszystko się ucisza na ten dzień. Dziwnie tak. Ale co zrobić? Ja niewiele tutaj mogę. Pozostał tylko bunt Co to znaczy mieć 14 lat? Wyrzekać się domu, próbować narkotyków, alkoholu, papierosów. I trzeba do tego jeszcze być sobą. I z nimi.

26 czerwca

Nieprawda, że wyrzekam się domu. Przecież tak bardzo pragnę, by było inaczej. Chyba wtedy też byłabym inna. Co się stało ze mną przez te trzy miesiące? Dlaczego jestem przeciwko nim? A jak oni myślą? Czy wiedzą, dlaczego taka jestem? [...]

17 lipca

Za niecały miesiąc zlot łupów w Częstochowie. Ciekawe, jak to będzie wyglądało. Intryguje mnie to wszystko. Czy do nich należę? Przecież tak naprawdę to niewiele o nich wiem. Mówię, że chcę być wolna i czuję się wolna. Ale czy jest tak naprawdę? Nie pojechałam „w Polskę”. Zostałam w domu. Tylko, że „robię swoje”. Przyłącz się, dostrój się i odpadnij” - co to naprawdę znaczy? Mniej ćpam. Zaczęłam czegoś się obawiać. Nie wiem, co to jest? Nie mogę zapytać Filipa. Nie mam kogo spytać. [...]

31 lipca

Dzisiaj zatrzymał mnie patrol MO. Na ulicy. Tak jak tamtych. Puścili mnie od razu, gdy zobaczyli adres na legitymacji. Ale spisali mnie. Czyli stało się. Nie bałam się. Nie czułam nic. Byłam zaćpana mocniej, wzięłam więcej. Specjalnie tak zrobiłam, by mniej czuć. Odkryłam to przypadkiem, że tak to może zadziałać. Ten stan obojętności był cudowny. Byłam bardzo spokojna. I bez lęku przyglądałam się niebieskim mundurom. Uśmiechałam się do nich, a oni do mnie. Nie wiem, czego chcieli. Ale to nieważne. Wszystko jest nieważne. [...]

1 września

Pierwszy dzień w nowej szkole. Idiotyczne uczucie. Czterdzieści osób patrzyło na mnie. Kto w ostatniej klasie zmienią szkołę? Śmieszni są. Tacy zwykli, ludziki szkolne. Grzeczne dzieci. Nie mogą o niczym wiedzieć. Wiem już, że muszę milczeć.

6 września

Od trzech dni jestem w szpitalu na oddziale zakaźnym. Przywieziono mnie nieprzytomną po zatruciu alkoholem. Leżę sobie w separatce. Mam nic nie robić. Dostawałam kroplówkę. Upiłam się sama z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. I przesadziłam. Sytuacja jest co najmniej zabawna: rano odwiedza mnie lekarz, trzy razy dziennie dostaję witaminy i na tym koniec. Można zwariować. Mama przyniosła mi książki, ale nie wolno mnie odwiedzać. Nie pamiętam, jak to się stało.

8 września

Dzisiaj na wizycie było kilku lekarzy. Badali mnie, obmacywali brzuch i patrzyli jak na zjawisko. Może są zaszokowani, że taka małolata potrafiła się tak zatruć szkocką whisky, którą wzięła z barku rodziców. Podobno wypiłam całą flaszkę i padłam. Nudno tutaj, nie wolno kontaktować się z innymi pacjentami. Z okna widać budynki szpitalne. Mam być tutaj jeszcze tydzień na obserwacji. Już wolę chodzić do szkoły, niż miotać się po tej klatce z własną łazienką. To naprawdę klatka. Obserwują mnie przez szybę. Jakaś aparatka, pielęgniarka, gdy tylko mnie widzi, wybucha śmiechem. [...]

10 czerwca

Koniec szkoły podstawowej. Jestem uczennicą liceum. I to mnie cieszy, naprawdę cieszy. Dostałam piękne świadectwo. Rodzice są spokojniejsi. Wydaje im się, że teraz coś się zmieni. Może coś się zmieni. Nie wiem. Mam wakacje i bardzo dużo wolnego czasu. Przez ten czas uczyłam się i nie ćpałam. I milicja też mnie nie wzywała. Cały maj dziwnie spokojny. Tylko we mnie czaił się niepokój.

25 czerwca

Skończyłam 15 lat. Ładna liczba. Piętnastoletnia małolata z tak zwaną przeszłością. A z jaką przyszłością? To podobno zależy ode mnie. Nie wiem. Bywają takie chwile, że bardzo chciałabym, ale się po prostu nie da. I znowu sezon. Wiem, że rodzice nigdzie mnie nie puszczą. Gdy ucieknę, będzie mnie szukała milicja. Filip nalega, żeby teraz ruszyć z nimi w Polskę. 
Sposób na przetrwanie - milczenie. 
Sposób na życie - przetrwanie. 
Sposób na milczenie - śmierć. 
Zaczęłam zastanawiać się nad śmiercią. Czy się boję? Chyba tak. Kiedyś bardzo się bałam. [...]

1 lipca

Spakowałam plecak i po prostu wyszłam z domu. Rodziców nie było. Zostawiłam im kartkę, że wrócę po wakacjach do szkoły. Kartka była mokra. Łzy? Czekali już na mnie: Filip, Iga, Tomek i jeszcze kilka osób. Alfy nie było. Siedzi za pobicie milicjanta. Ucieszyło mnie to w pewien sposób. Boję się Alfy. Pojechaliśmy stopem przed siebie. Pogoda wspaniała. Filip mówi, żebym tego nie opisywała, bo mój dziennik może dostać się w ręce milicji. Ale ja i tak będę pisała. Wieczorem rozbiliśmy namioty w jakiejś wsi. Chłopcy rozpalili ognisko. Jutro ruszamy dalej na poszukiwanie pól makowych. Dopiero teraz zaczęłam się naprawdę bać, ale zostaję z nimi. [...]

15 lipca

Średnio co drugi dzień jedziemy dalej w Polskę. Podobno tak bezpieczniej. Kierowcy nawet nas zabierają, chociaż na pewno nasz wygląd ich dziwi. Coś zaczyna się dziać. Ludzie są rozdrażnieni, sprzeczki wybuchają o drobiazgi. Wiem, co to jest. To ćpanie nas tak zmienia. Robi z nami, co chce. Moje serce jakoś wytrzymuje to codzienne grzanie. Czasami przeszywa mnie krótki, ostry ból. Ale nie mówię o tym nikomu. Z dnia na dzień wzrasta zapotrzebowanie na ćpanie. Obie z Igą też chodzimy na pole zbierać. Mam popuchnięte całe ręce. Trudno mi się wkłuć w kanał. Gdy zaczynam trzeźwieć, przychodzi straszny lęk. Nie wiem, co się ze mną dzieje, i czekam na kolejny strzał, żeby to minęło. Nie ćpam już dla przyjemności, ćpam, żeby nie czuć. Filip powiedział, że to początek ciągu. Ale, o Boże, co będzie dalej? [...]

27 lipca

Wylądowałam na reanimacji. I na pierwszym swoim odtruciu. Mówiono mi, co to jest odtrucie, ale nie wiedziałam, że przeżywa się takie męki. Chciałam być mocna, a byłam niczym. Byłam skazana na ból i aparaturę, która podtrzymywała prace mego słabego serca. [...]

20 sierpnia

Poszłam z rodzicami na spacer. I bałam się. Bałam się tłumu. Czułam się zagrożona. Jak ja sama będę chodzić do szkoły?

1 września

Poszłam sama do szkoły. Zdjęłam koraliki, uczesałam włosy, włożyłam granatową spódnicę i białą bluzkę. Zmieszałam się z całym tłumem pierwszoklasistów tak, jakby tamtego w ogóle nie było. Ale to było we mnie. 3 września Jest nas czterdzieścioro w klasie. Młodych, zdolnych. Śmietanka uczniowska Częstochowy. Ambitni. Bez przeszłości, której trzeba się wstydzić lub ukrywać. Sami dobrzy uczniowie, doborowa klasa. I surowy wychowawca. Żadnych wagarów, zwolnień. Tylko nauka i bezwzględne posłuszeństwo. Mam zwolnienie z w‑fu ze względu na chorobę serca. Na przerwach rozmawiamy o niczym. Startuję z pozycji zerowej. Tak mi się przynajmniej wydaje. Trzeba dużo się uczyć. To nie szkoła podstawowa. To najlepsze liceum w mieście. Więc uczę się. I pamiętam. Dobrze pamiętam, co było w wakacje. Zwłaszcza we śnie wszystko powraca. Nie widziałam nikogo od tamtej pory. Nie wiem, jak tamci przetrzymali Sezon. [...]

1 stycznia 1975 roku

Przedawkowałam. Tym razem sama. W Sylwka ugotowałam sobie zupę i wypiłam w nocy. Nad ranem obudził mnie jakiś ciężar przygniatający klatkę piersiową. Nie mogłam złapać oddechu, dusiłam się. Bałam się wezwać pogotowie, bo wszystko by się wydało. Zapadałam co jakiś czas w ciemną otchłań. Gdy odzyskiwałam świadomość, czułam, że umieram. Więc to koniec, mówiłam do siebie i nie robiłam nic. Nie byłam zdolna do żadnego ruchu. Po kilku godzinach mogłam już ustać na nogach. Piłam gorzką herbatę, i rzygałam. I tak chyba przez dwie godziny. W końcu usnęłam. Gdy rodzice wrócili do domu, wyglądałam już mniej więcej normalnie. A więc tak się umiera. [...]

20 maja

Powiedziałam rodzicom, że w tym roku szkolnym więcej nie pójdę do szkoły, chociaż pozostał jeszcze miesiąc. Nie mogę tam iść. Po prostu nie mogę. I tak dostanę świadectwo. Wychowawca powiedział rodzicom, że jeżeli źle się czuję, to mogę nie przychodzić. Już zdałam do drugiej klasy. Dobrze to sobie obmyślił. Myśli, że się nie pojawię w drugiej klasie. Myli się. Ale teraz nie mogę. Tkwię zamknięta w swoim pokoju. Leżę w łóżku i patrzę w sufit. Zupełnie nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie rozumiem tego. Czasami coś jem, myję się i tak leżę. Nie chcę. Nie chcę niczego. Niech wszyscy zostawią mnie w spokoju. Chcę być sama, zupełnie sama. Rodzice nie pytają o nic. Czasami tylko słyszę, jak kłócą się między sobą o to, co mają robić. Mama mówi, żeby to przeczekać, że to chwilowe załamanie. Czego chce ojciec, nie dosłyszałam. To nieważne. Ważne, że mama zostawi mnie w spokoju. Że zostanę tutaj sama.

23 maja

Siedzę w domu i tutaj czuję się bezpiecznie. Tylko tutaj. Tam jest strasznie. Tam jest coś, czego się boję. Boję się cała w środku. Nie chcę tam być. Tutaj jest dobrze. Chyba zwariowałam albo cały świat wokół mnie szaleje i chce mnie wchłonąć. [...]

2 września

Poszłam do drugiej klasy, trochę mniej nagrzana. Usiłowałam zanotować plan lekcji, ale długopis nie chciał się trzymać w mojej ręce. Byłam blada i milcząca. Milczenie jest wiecznością, koleżanki i koledzy. Jacy oni opaleni, wydorośleli. Poważne persony. Dobre sobie. Wyglądam przy nich, jakbym była cieniem. Swoim cieniem? Nawet chyba nie swoim. 11 września Od czterech dni jestem w szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu na oddziale młodzieżowym. Muszę się ukrywać z pisaniem, bo oni wszystko kontrolują i czytają dla dobra leczenia i obserwacji. A było to tak: siódmego września poszłam do chaty. Było dużo ludzi. Wrócili z trasy Alfa i Tomek. Przywieźli wysuszone mleczko makowe i ładowali ludziom. Ja wzięłam za dużo, nie miałam wyczucia po ziomkach i zupie. Przysnęłam sobie gdzieś w kącie. W nocy zaczął dobierać się do mnie Alfa. Zaczęłam się bronić. Wtedy on wyciągnął żyletkę i zaczął ciąć mnie po brzuchu, po twarzy i szyi. Zaczęłam krzyczeć. Filip odciągnął Alfę ode mnie, a ja uciekłam. Z brzucha i twarzy lała mi się krew. Niedaleko było pogotowie ratunkowe. Tam na progu zemdlałam. Gdy się obudziłam, byłam już połatana na stole chirurgicznym i stali nade mną panowie z Wydziału Kryminalnego. Nie chciałam zeznawać. Wezwano rodziców. Wydział Kryminalny skierował mnie na obserwację psychiatryczną, rodzice podpisali zgodę na leczenie. Jechałam karetką z jakimś stukniętym facetem. Miał chyba urojenia, ciągle krzyczał. Na oddziale przebrano mnie w piżamkę i załadowano do łóżka w wielkiej sali. Rano zaczęłam się wściekać, byłam na głodzie. Zaczęłam rozwalać oddział. Wezwali sanitariuszy. Wsadzili mnie w kaftan, pasy i ładowali we mnie straszne zastrzyki. Teraz już wiem, że to fenactil. Język stawał mi kołkiem, przestałam w ogóle myśleć. Może to i dobrze. Uśpili mnie na trzy dni. Potem mnie rozwiązali i wróciłam na swoją salę. Oddział jest ogromny. Moja sala nazywa się insulinowa, bo leczy się tutaj insuliną. Ciekawe, jak to wygląda? W jednym skrzydle są upośledzone dzieci, niektóre stale przywiązane do łóżka, bo walą głową o ścianę. W izolatce jest „coś - „ lub „ktoś”. Strasznie wyje po nocach [...]

2 grudnia

Poszłam z mamą do Poradni Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży. Na karcie z Lublińca jest napisane, że mam być pod stałą opieką psychiatry. Pani doktor rozmawiała najpierw z mamą, a później ze mną. Mam przychodzić tutaj raz w tygodniu, tylko nie wiem po co. Mogę przychodzić. Jest mi to obojętne. Wszystko stało się nagle obojętne. Już nic mnie nie cieszy. Jestem jakaś taka inna. Zawsze byłam inna, ale teraz jestem inaczej inna. Ale nie umiem o tym opowiedzieć. [...]

17 stycznia

Wyszłam z domu i wsiadłam w pociąg, który zawiózł mnie do Katowic. Chodziłam po ulicach i w nocy zatrzymał mnie patrol MO. Zawieziono mnie od razu do Izby Dziecka. Powiedziałam, jak się nazywam i skąd jestem. Pytali mnie, dlaczego uciekłam z domu. Nie uciekłam. Po prostu wyszłam. Nie wiem dlaczego. Na drugi dzień przyjechał po mnie ojciec. Puścili mnie od razu. Mama zaprowadziła mnie do pani doktor. Nie umiałam jej powiedzieć, dlaczego tak zrobiłam. Powiedziała, że chyba mam schizofrenię. Może mam, może nie. Nie wiem, co to jest? I nie chcę wiedzieć. 10 lutego Biorę jakieś leki, a poza tym trochę ćpam. Mam zaliczony pierwszy semestr drugiej klasy, tylko nie wiem na jakiej podstawie. Nikt mnie z niczego nie pytał. Coraz częściej myślę o śmierci. A raczej o samobójstwie. Nie chcę już żyć. Niczego już nie chcę. Powiedziałam pani doktor, że więcej do szkoły nie pójdę, bo się boję. Nie umiałam jej powiedzieć, czego się boję. Mówiłam, że trochę piję. Myśli, że tu chodzi o alkohol. Powiedziała, że jak nie będę chodzić do szkoły, skieruje mnie do Lublińca.

17 lutego

Nie chodzę do szkoły. Siedzę w swoim pokoju. Mama była u pani doktor. Mam do niej przyjść porozmawiać. O czym mamy rozmawiać? I tak będą chcieli mnie zamknąć, czuję to.

18 lutego

Mama ma skierowanie do szpitala, do Lublińca. Mają mnie odwieźć karetką. Nie poszłam na rozmowę. Przecież i tak mnie nie rozumieją. Ja sama siebie nie rozumiem. Zupełnie nie wiem, kim jestem?

20 lutego

Jestem w Lublińcu. Milicjanci i sanitariusze zabrali mnie siłą z kawiarni. Związali w pasy i przywieźli na oddział. Szalonej już nie ma. Baśki też. Są inne chore dzieci. Ja nie wiem, czy jestem chora. Od razu podali mi insulinę. Jestem w izolatce. Ciągle mnie obserwują.

26 lutego

Przyjechała mama. Błagałam ją, żeby mnie stąd zabrała. Płakałam. Nigdy dotąd tak nie płakałam. I mama zabrała mnie. Mam tylko być pod stałą opieką poradni. Ten rok szkolny stracony. Od nowego roku mam iść do innej szkoły. [...]

15 sierpnia

Dostałam wypis ze szpitala. Nie mam rozpoznania schizofrenii. Ale nadal będą mnie obserwować w tym kierunku. Niech sobie obserwują. Już nie zgłoszę się do Poradni Zdrowia Psychicznego. Koniec z psychiatrami. W domu czuję się nieswojo. Nie było mnie tu przez pół roku. Uczę się jakby od nowa normalnie żyć. W moim pokoju jest wielka cisza. Nikt nie krzyczy. Robię to, co chcę. Nikt mnie nie kontroluje. Filip zadzwonił od razu. Powiedział, że mogę zawsze przyjść. Towaru jest dużo. A jak długo on pociągnie? Przecież on stale bierze. Nie wiem. Ale chyba kiedyś przyjdzie taki dzień, że i Filipa po prostu nie będzie. [...]

11 października

Pokłóciłam się z rodzicami. Zrobiłam wielką awanturę. Byłam trochę nagrzana i szukałam pretekstu do rozładowania się. Przeklęte to wszystko, co we mnie siedzi. Potem było mi tak głupio. Nie umiem się opanować. Coraz częściej jestem rozdrażniona. Jestem dzieckiem lęku. Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. Jestem swoją własną samozagładą. Ale jeszcze jestem. Czasami tylko przychodzi taka myśl, żeby sobie pożeglować bez powrotu. Na tamtą stronę tęczy. A tu szaro i smutno. Mam na lewym przedramieniu wypalone piętno. Piętno śmierci.

20 października

Filip mówi, że mnie nie poznaje. Przychodzę do chaty w szkolnym mundurku, z tarczą na rękawie, śpieszę się do domu. Twierdzi, że zostałam zniewolona. Ja wiem, co robię. Mundurek szkolny to barwy ochronne. Punktualność i dobre stopnie to pewne zabezpieczenie, że mnie nie rozszyfrują. A milicja czuwa. Majkę walę w stopy, bo oni sprawdzają tylko kanały na rękach. Niewiele wie milicja o narkomanii. A o ćpunach jeszcze mniej. Dlatego możemy spokojnie egzystować i umierać. [...]

15 listopada

Basia to ja. Tak mi się przynajmniej wydaje. Chyba ja. Ale która ja? Gdzie jest tamta? Tamta chyba dawno umarła. Gdy była małym, szczęśliwym dzieckiem. Wieczorem słucham muzyki i kiwam się. Tak jak kiedyś Iga. W takt muzyki? Czasami pet wypadnie z ust i poparzy. Ale nie czuję tego. Niekiedy usypiam nad moim dziennikiem. O czym śnię? Nie pamiętam. Niewiele rzeczy pamiętam, chociaż jeszcze i tak za dużo.

20 grudnia 1977

Jestem narkomanką. Nawet przed sobą muszę się w końcu do tego przyznać. Tak, teraz wiem, jak to naprawdę wygląda. A przecież zaczęło się od zabawy, głupiej, dziecinnej ciekawości. Mam 18 lat. Cztery lata temu pierwszy raz zrobiono mi zastrzyk. I wszystko się zaczęło. Dwa latu temu zawieziono mnie na pierwszy odwyk, później na drugi. A teraz? Ostatnio trochę chorowałam. Leżałam sobie w łóżku i mogłam spokojnie ćpać, moje dawki trochę się zwiększyły. O obecnym ćpaniu nikt nie wie. Rodzice sądzą, że ich koszmar minął. Chodzę grzecznie do szkoły i nawet nie zbieram dwój. I to podobno ma być dowód, że wszystko jest w porządku. Śmieszne. Zawsze chciałam być wolnym człowiekiem, a stałam się niewolnikiem pełnej strzykawki. Osiągam swoje złudne zadowolenie. I to jest wszystko, co mam. Czy naprawdę nie mam już woli, jak mi to wmawia milicja? Czy naprawdę nie potrafię jeszcze powalczyć o siebie? Chyba nie umiem sobie pomóc, nie umiem też korzystać z pomocy innych. Tyle przesiedziałam w psychiatryku i gdy stamtąd wychodziłam, już w pierwszym dniu byłam zaćpana. Chyba nie wierzę w to, że mogę się jeszcze wyleczyć. [...]

22 lutego

Jestem na odwyku od 16 lutego. Szybko zostałam przyjęta, bez żadnych kłopotów. Jestem na Białej Sali. Już po wszystkim, po najgorszych chwilach na głodzie fizycznym. Pierwszy etap odtrucia minął. Bardzo źle to znosiłam. Koszmarne bóle mięśni i stawów, krwotoki z nosa, drżenie ciała, ciągłe pocenie się, bezsenność. Rozdrażnienie i wielka chęć ucieczki. I jedno marzenie, żeby załadować sobie w kanał chociaż malutką działkę, żeby to wszystko przeszło chociaż na kilka godzin. I w końcu organizm uspokoił się. Jestem wyczerpana, ale już nic nie czuję. Jestem na sali razem z Beatą. Beata ma 16 lat i jest zafascynowana ruchem i ćpaniem. Przywiozła ją tutaj matka. Beata nie chce się leczyć, chce ćpać. Jeszcze nie czuje tego, jaki koniec ją czeka. Do mnie przedtem też to nie docierało. Ja wiedziałam najlepiej. [...]

27 lutego

Przeszłam dzisiaj do drugiej grupy. Tutaj można chodzić we własnych ubraniach i wychodzić na zewnątrz z wychowawcami. Jest jeszcze trzecia grupa - oni mają już wolne wyjścia. Przyjechał tata. Rozmawiał z lekarzami. Wyglądał tak, jakby się z tym wszystkim pogodził. Tata nie został na psychoterapii. Poznałam Kotana, głównego szefa terapii. Sądzę, że on tutaj wszystko trzyma, inaczej byłby to też zwyczajny psychiatryk. Kotan atakował mnie, ale niezbyt mocno. Czuję, że to dopiero początek jego dziwnej terapii.

28 lutego

Dużo tu nas, jeszcze mylą mi się imiona. Ludzie jak ludzie, trochę hipów, ale większość to narkomani z przekonania. Bez życia, zmarnowani, smutni. Rozmowy tylko o ćpaniu, wspomnienia. Rzadko się mówi o planach na przyszłość. Tutaj nie ma przyszłości. Trzeba przetrwać teraźniejszość na odwyku, by później znowu iść w Polskę i zatracić się w ćpaniu, w narkotycznym śnie. Źle sypiam, krótko żyję bez narkotyków. Kotan atakuje Beatę. Chce jej uświadomić, w co się wpieprza. Ona jeszcze w to nie chce wierzyć. Ma duże szanse, by z tego wyjść. Bierze krótko. Tylko że ona chce być narkomanką. I to jest najstraszniejsze. Wśród ludzi są układy, układziki. Ja trzymam się raczej na uboczu. Zawsze byłam wielką samotnicą. Nie lubię tłumu. Zawsze byłam marzycielką, żyłam w swoim świecie. Byliśmy na spacerze. Było to moje pierwsze wyjście. Topiliśmy Marzannę. Niósł ją Kotan. Ten facet zadziwia mnie coraz bardziej. Jest tak inny od tych wszystkich jajogłowych psychologów, których do tej pory poznałam. Po spacerze była „społeczność”. Kotan stwierdził, że na oddziale źle się dzieje, że to prowadzi tylko do rozmów o ćpaniu. Wprowadził rozkład zajęć, czas na naukę. Danka wkurzyła się, pokłóciła się z nim, spakowała rzeczy i chciała się wypisać. Kotan pogadał z nią na osobności i zmieniła zdanie. Kotan ma dziwny wpływ na ludzi. Zajmuję pokój z Danką i Beatą. Danka ciągle milczy, nigdy się nie uśmiecha. Żyje jeszcze głębiej w swoim świecie i pewnie marzy o ćpaniu. Sądzę, że ona chce tylko tutaj przezimować i na wiosnę ruszyć stąd. Tak często bywa. Personel o tym chyba wie, ale przyjmuje te stracone dusze. Może oni myślą, że w końcu ktoś się wyleczy. Naiwni. Chyba nie mogę tak myśleć. Każdy z nas ma szansę z tego wyjść. Zaczynam przyzwyczajać się do pobytu tutaj. Jest to swoisty styl bycia. Raczej rodzaj komuny niż psychiatryk. Panuje tu swoista atmosfera obwarowana regulaminem szpitalnym. Artur zaprosił mnie do swojego pokoju na herbatę. Rozmowa była oczywiście o ćpaniu. Hera, makiwara, koda, majka, co kto woli. W kanał lub po zębach. Po takich rozmowach ludzie wracają z przepustek często nawaleni. Idą wtedy na Białą Salę i wszystko zaczyna się od początku. Po takiej rozmowie i mnie zamarzyła się działka majki. Każdy mówi o ćpaniu, bo każdy o nim myśli. W tym cała rzecz, żebym mogła o tym spokojnie myśleć i nie mieć ochoty przygrzać. [...]

3 marca

Rano Kotan zrobił pobudkę w swoim stylu. Śpiochów powywracał razem z łóżkiem, a potem wygonił na poranną gimnastykę. Po szkole położyłam się. Nastrój mi się obniżył. Leżałam sobie i marzyłam o różnych dziwnych rzeczach. Żeby można było zapomnieć o działaniu narkotyku. Tak, ale wtedy nie można by walczyć o siebie. Ale jeszcze w tej walce można przegrać i wtedy jest koniec. Część ludzi pojechała na przepustkę. Jest spokojnie. Ja jeszcze nie mam wyjść. Muszę się trzymać, by wytrwać. Dobrze, że mam gdzie wracać. Większość z nas nie ma już domu. Rodzice tego nie wytrzymali i wyrzekli się swoich dzieci. Inni walczą do końca, robią piękny pogrzeb i wspominają najlepsze chwile. Matka musi mieć atomowe serce, by to wszystko znieść. Mogę wychodzić na spacery tylko z wychowawcą. Wyprowadzają nas jak małe dzieci, od nowa pokazują świat. Taki codzienny. [...]

2 maja

Mamy kilku maturzystów. Jutro piszą język polski. Matura. Czy dotrwam? Najpierw muszę zaliczyć trzecią klasę. A za rok? Za rok może być wszystko. To znaczy - może mnie już naprawdę nie być. Ciągle ktoś ucieka, wraca. Ludzie są niespokojni przed Sezonem. Chcą ćpać, jeździć po świecie. Dostałam przepustkę. Jadę do domu. Cieszę się. Chcę bardzo jechać. I nie chcę ćpać. Pragnę trochę pobyć w domu. Kotan pytał, czy czuję się pewnie, czy dam radę wytrzymać na tej przepustce. Ludzie sądzą, że na pewno zaćpam. Tak mi powiedzieli na terapii. A ja? Sama nie wiem. Po prostu nie wiem.

3 maja

Wieczorem byłam w Częstochowie. W domu zastałam wezwanie na komendę MO. Ciekawe, co oni znowu chcą ode mnie. Już chyba nigdy nie dadzą mi spokoju. Wystarczy tylko raz im podpaść. Oczywiście nie poszłam na komendę. Gliny nie muszą wiedzieć, że jestem na przepustce w domu. Niech sobie sprawdzają sami. Wyszłam na spacer. Spotkałam dawnych znajomych, z którymi kiedyś ćpałam. Mieli majkę. Spytali mnie, czy chcę zaćpać. Nawet nie chcieli za to forsy. Zgodziłam się od razu. Narkomani rozumieją ludzi na odwyku, wiedzą, co to znaczy mieć chcicę. Wkrótce potem byłam przygrzana i zupełnie inaczej spacerowało mi się po mieście. W domu rodzice nie zorientowali się, że ćpałam. Do głowy by im nie przyszła myśl, że zrobiłam to na pierwszej przepustce. Byłam przecież na leczeniu już trzy miesiące. [...]

25 czerwca

Skończyłam dzisiaj 19 lat. Rodzice zrobili małą rodzinną kolację z winem. W dniu urodzin zawsze jestem smutna. Wtedy robię rachunek sumienia. Zawsze wypada na niekorzyść dla mnie. To wszystko boli, całe moje doświadczenie, koszmar, który do tej pory przeżyłam. Niekiedy bardzo pragnę, by się to wszystko skończyło. Chciałabym odejść, ale tak, żeby to była świadoma decyzja, a nie depresyjne przeżycie. Czasami wydaje mi się, że doskonale to czuję, czuję siebie, świat. Jestem pozornie spokojna. I wtedy przychodzi smutek. Jak to jest, że nagle pewnego dnia zaczynasz rozumieć, że nie masz przyjaciela. Ta cholerna, idiotyczna pustka wypełnia się o jeszcze jedną dziurę. Jesteś sama. Odczuwasz wtedy dziwny niepokój. Czy można mnie oswoić? Dlaczego wszystko obraca się przeciwko mnie? Bo sama jestem przeciwko sobie. Niszczę się systematycznie, nie daję sobie żadnej szansy. Dokonuję okrutnego mordu na sobie. A tak pragnę żyć. [...]

13 września

Trudno mi się teraz dostosować do zwykłych rygorów szkoły. Najgorzej jest z paleniem papierosów. Tam nie było żadnych problemów, a tutaj muszę kryć się w kiblu. A poza tym znów coś mnie niepokoi. Gdy patrzę na te moje koleżanki i myślę, że one sobie tak normalnie żyją na co dzień, to mam ochotę krzyczeć. Jak tak można żyć zwykłymi sprawami? Takie życie dopiero jest bez sensu. I to ma być moja wyśniona, wymarzona wolność? Dalej jestem tylko ślepcem zupełnie nie przygotowanym do życia... [...]

2 listopada

Wracałam ze szkoły i poczułam, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Rano jak zwykle wypiłam słoik zupy i siedziałam sobie spokojnie na lekcjach, nikomu nie wadząc. A gdy wyszłam na ulicę, poczułam nagle, że ja wszystkich okropnie nienawidzę, Była to czysta NIENAWIŚĆ do ludzkości. Nie chciałam tego uczucia. Ale ono było cały czas we mnie. Wiedziałam, że ktokolwiek by mnie wtedy zaczepił, to stałoby się coś złego. W domu ochłonęłam. Siadłam przy biurku i usiłowałam zrozumieć swój poprzedni stan. Odpowiedź była jedna. Tak tylko może się dziać po ćpaniu. Jestem wredną ćpunką i nic więcej. I znów boli mnie wątroba. [...]

27 lutego

qWłożyłam dzisiaj łyżwy na nogi. Pierwszy raz od wielu lat. Jeździłam jak szalona przez kilka godzin do całkowitego zmęczenia. I cieszyłam się z tej jazdy jak małe dziecko. Cieszyłam się. To jest najważniejsze. Potrafię czasami mieć normalne reakcje. Było dużo par, ludzie trzymali się za ręce i jeździli razem. Zapragnęłam, by ktoś też mnie tak wziął za rękę i prowadził po tafli lodowiska. Mieć kogoś, być razem, blisko, zawsze... Mogłabym wtedy jeździć i jeździć. Mogłabym… Chciałam kiedyś pokochać. Zwykłą miłością. Może wtedy wszystko byłoby inaczej. [...]

10 maja

Czym jest bezsilność? Do pokoju wpadła ważka o bardzo delikatnych skrzydełkach. Gdybym ją chciała wynieść z pokoju, uszkodziłabym jej coś i zginęłaby. Ale nie przeżyje nocy w mieszkaniu. Czyli nie mogę już nic dla niej zrobić. Mogę tylko skrócić jej cierpienie, zabić ją od razu. Przysiadła w kącie, chyba zrezygnowała z walki o życie. Jestem bezsilna. Widzisz, Baśka, trzymasz się idiotycznie tego życia, masz przecież tę ostatnią nić w swoim ręku. To tylko twoja sprawa. [...]

20 czerwca

Narkotyki nie sprawiają mi już żadnej przyjemności. Tylko powodują, że nie jest mi aż tak źle. To tak, jakbym była, a teraz mnie nie ma. Jest jeszcze coś biologicznego, co trzeba przerwać, bo nie ma prawa do egzystencji. Ugrzęzłam na samym dnie. Widać w lustrze jeszcze tylko oczy, które patrzą na cały mój upadek. Moje oczy, które tak kiedyś chciały poznawać świat Przestaję się bać. Bo chyba wiem, co mam teraz zrobić, wiem to już od dawna. Kiedyś utraciłam radość życia, teraz należy doprowadzić rzecz do końca. Nie mogę nawet patrzeć na narkomanów. Ale oni są biedniejsi ode mnie. Bo ja już wiem.

25 czerwca

Skończyłam 21 lat. Zawsze myślałam, że gdy trzeba będzie odejść, to będę się bardzo tego bała. Bo mimo wszystko nikt nie chce odchodzić, gdy się jest tak młodym. Wtedy tak bardzo chce się żyć. Z tym wszystkim, co się kocha, z człowiekiem, którego się kocha. W tym cholernym życiu potrzebna jest miłość. Bez niej jest wieczna pustka, która dusi, zabija, męczy. I wtedy nie można być sobą. Jest się dla siebie zupełnie obcym. Tak zupełnie i bez reszty obcym dla samego siebie. Nie kochałam, nie było kiedy. Ale i nie będzie już kiedy. Musze odejść, tak nie można żyć, bez nadziei, bez sensu. Zniszczyłam sama siebie. Tego chciałam? O Boże, nie wiem. Co się wtedy myśli i czuje, gdy przychodzi koniec? Umrę w tym obcym mieszkaniu, w samotności, narkomańską śmiercią, bezsensowną śmiercią. Nie potrafiłam się odnaleźć w tym życiu. [...]

Barbara Rosiek, Pamiętnik narkomanki, Katowice 1988, s. 7‑162.

Słownik

dziennik
dziennik

gatunek piśmienniczy obejmujący wiele form zapisków prywatnych, nie poddanych szczególnemu zamysłowi kompozycyjnemu, lecz ułożonych chronologicznie, na ogół z podaniem dat dziennych ich powstania, i prowadzonych systematycznie przez długi okres

KC PZPR
KC PZPR

organ kierowniczy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w latach 1948–1990

pamiętnik
pamiętnik

w rozumieniu wywodzącym się z XVII i XVIII w. (ukształtowanym zwłaszcza we Francji, stąd „memuary”), opowiadanie z osobistego punktu widzenia i z pewnego dystansu czasowego o faktach przeżytych przez autora. Ma charakter zapisu dokumentalnego utrwalającego obyczaje, stosunki polityczne, społeczne, kulturalne (L. de Saint‑Simon), koncentruje się na opisie własnych losów autora lub jest wyznaniem jego przeżyć wewnętrznych (św. Augustyn, J.J. Rousseau). Opis pamiętnikarski był znany w starożytności (Cezar); jako gatunek łączący elementy faktograficzne z artystyczno‑literackimi został ukształtowany w renesansie; termin używany od XVIII w.

weryzm
weryzm

(wł. verismo) – kierunek w literaturze, muzyce i sztuce włoskiej końca XIX wieku, będący odmianą naturalizmu; w literaturze nadający fikcji artystycznej pozory całkowitego autentyzmu, postulujący wierne odtwarzanie rzeczywistości, prawdę, realizm