Szczęście jest czymś subiektywnym, zależy od indywidualnych doświadczeń i dlatego trudno je zdefiniować. Może ono być czymś długotrwałym lub trwającym jedynie chwilę. Dla jednych szczęściem będzie życie w zgodzie z samym sobą, wewnętrzna harmonia, poczucie spełnienia i samorealizacji. Inni szczęścia upatrują w dobrych relacjach z ludźmi, miłości, wolności, dobrym samopoczuciu, karierze, urodzie, bogactwie. 'Szczęście jest zawsze tam, gdzie je człowiek widzi' - słowa Henryka SienkiewiczaHenryka Sienkiewicza oznaczają, że istnieją różne indywidualne koncepcje szczęścia i każdy postrzega szczęście inaczej.
1) Zastanów się, co dla ciebie oznacza być szczęśliwym.
2) Zgromadź synonimy i antonimy słowa 'szczęście'.
Podróż Teo Catherine Clement [czyt. katrin klement]– 'cudowna podróż przez historię filozofii'
filozofia skupiona głównie na właściwym życiu moralnym, rozpatrywana w trzech wymiarach: moralności, skupienia i rozwoju mądrości; buddyzm należy do religii nonteistycznych – doktryny, która nie afirmujeafirmuje ani nie neguje istnienia Boga, koncentruje się natomiast na samodoskonaleniu, czemu służy medytacja; Budda – znaczy Przebudzony/Oświecony
Catherine Clement
Jest pisarką i filozofką. Opublikowała 10 powieści. Zwiedziła wiele krajów, m.in. cztery lata spędziła w Indiach, a obecnie mieszka w Senegalu. Interesuje się psychoanaliząpsychoanalizą i religioznawstwemreligioznawstwem. Jej powieść Podróż Teo odniosła wielki sukces literacki. Książka została przetłumaczona na wiele języków.
Podróż Teo Catherine Clement – powieść dla młodzieży, określana jest mianem 'cudownej podróży przez historię filozofii'. Nastoletni bohater tej powieści – Teo – poznaje kultury i religie świata. Teo choruje na tajemniczą chorobę i zostaje zabrany przez swą szaloną ciotkę Martę w podróż dookoła świata religii. Wspaniale porozumiewająca się para spotyka na swej drodze wiele interesujących osób – często duchowych przewodników – reprezentujących różne obszary kulturowe, w tym m.in.: mędrców, filozofów, rabinówrabinów, guruguru, księży, teologówteologów i religioznawców.
Jolanta Ługowska o Podróży Teo pisze:
Wokół 'Podróży Teo'[...] dynamiczna akcja, często zmieniająca się sceneria, w jakiej rozgrywają się wydarzenia – bohaterowie dzięki najnowocześniejszym środkom lokomocji w ciągu kilku godzin przemieszczają się z kontynentu na kontynent, z wielkomiejskiego centrum do afrykańskiego buszu – to najbardziej spektakularne elementy wzorca powieści przygodowej, wykorzystującej także właściwości i sposoby narracji charakterystyczne dla współczesnego reportażu.
Podróż Teo Catherine Clement
Podróż TeoMiasto mgieł
Najpierw Teo zobaczył maleńki dworzec lotniczy SiliguriSiliguri, gdzie czekała na nich brzuchomocna limuzyna o wnętrzu ledwie, ledwie chłodniejszym dzięki małemu wentylatorowi. Był już marzec i zaczynały się upały. Ale ciocia Marta zapewniła, że kiedy znajdą się wyżej, w DarjeelingDarjeeling, odetchną czystszym i zimniejszym powietrzem.
Droga wiła się wśród ogromnych przestrzeni porośniętych kulistymi jaskrawozielonymi krzewami. Kobiety w wielkich słomianych kapeluszach zbierały listki. Herbaciane – ogrody.
– Oto krzak, z którego pochodzi twój ulubiony napój, Teo – obwieściła ciocia Marta.
– Zatrzymajmy się, ciociu! – błagał Teo. – Chciałbym zobaczyć jeden listek...
Kobiety sprawnie i szybko odszczypywały paznokciami kępki listków z górnej części krzewów herbacianych. Listki były zjadliwie zielone i kruche. Teo ugryzł jeden: miał smak gorzki i pełen świeżości.
Listek herbaciany był równie odległy od czarnych okruchów, z których zaparza się herbatę, jak złudzenie rzeczywistości od czystości światła Buddy... Ciocia Marta obiecała, że w Darjeeling kupią paczuszkę herbaty. Na razie posuwali się powoli przez miasto, przebijając wielkie kłęby oparów ścielące się po ziemi.
Teo zasnął i obudził się dopiero, kiedy samochód się zatrzymał.
Otworzył oczy i zobaczył w oddali ścianę śniegu, któremu zachodzące słońce nadawało różowy odcień.
– HimalajeHimalaje! – wykrzyknął z przejęciem. – Nie mogę uwierzyć...
– To odpowiedni moment, żeby założyć parkęparkę i buty. Spójrz tylko na parę, która tworzy ci się przed ustami... Nuże! Pospiesz się!
Otulone mgłą przemieszaną z dymami z kuchni pod gołym niebem, miasto pięło się tarasami co najmniej kilometr w górę. Powietrze było szare. We mgle dreptały spokojnie cienie; czasem gromadziły się wokół imbryka stojącego na małym ogniu.
O zmierzchu Darjeeling wyglądało jak miasto zjaw. Himalaje zniknęły w otchłani nocy i Teo czuł przenikliwy chłód. Na szczęście hotel, który wybrała ciocia Marta, był w stylu angielskim, nie zabrakło więc ognia w kominku i głębokich foteli. Właścicielka hotelu snuła niekończące się opowieści o sławnych podróżnikach, na których patrzyły te stare mury. Wymieniła między innymi wielką podróżniczkę, Alexandrę David‑NéelAlexandrę David‑Néel, która naprawdę wniknęła głęboko w tybetańską religijność.
– Wiedziała nawet, jak rozgrzać ciało podczas lodowatych chłodów – dodała ciocia Marta.
– To nie takie trudne – zauważył Teo. – Wystarczy ogień.
– Tak, ale co zrobić, jeśli nie ma się drewna ani zapałek? Chodzi mi o klasyczne ćwiczenie tybetańskich joginówjoginów. Kładą się nago na śniegu, owinięci namoczonym prześcieradłem, które musi na nich wyschnąć. Ogień bierze się ze środka i zawdzięczają go panowaniu nad oddechem.
– Nie mów! – burknął Teo. – Chyba nie spodziewasz się, że w coś takiego uwierzę?
– To już twoja sprawa. W każdym razie Alexandra David‑Néel twierdzi, że to robiła. A może czas już, byś ogrzał sobą prześcieradła w swoim łóżku?Świątynia tybetańska
Nazajutrz wybrali się na zwiedzanie świątyni w najwyższym punkcie miasta. Przy drodze powiewały lekkie płachty umocowane do bambusowych masztów albo rozwieszone jak chorągiewki na rozpiętym sznurku. Były w najrozmaitszych kolorach: różowe, pastelowoniebieskie, wodniście zielone. Niektóre były szare od kurzu, inne – w strzępach.
– Suszą przed świątyniami chusteczki do nosa, czy co? – zdziwił się Teo.
– Przyjrzyj się uważniej – odparła ciocia Marta – a zobaczysz nadruki. Nie są to chusteczki, lecz chorągiewki modlitewne. Wypisuje się na kawałku tkaniny święte formuły i taka chorągiewka powiewa na wietrze, póki całkiem się nie rozpadnie.
– To dlatego są w takim złym stanie. Och, popatrz, jaka piękna czerwień. Ta jest zupełnie nowa!
– Ktoś prosi o łaskę któreś z bóstw – mruknęła ciocia Marta.
– Jakie bóstwo?
– Kto to wie? Tyle ich tutaj!
W ten sposób Teo dowiedział się, że świat tybetańskiego buddyzmu jest zamieszkany przez mnóstwo strasznych bóstw i demonów. Bóstwa były straszne, ale w gruncie rzeczy nastawione pokojowo, a demonów jest tyle, ile złudzeń na tym świecie.
Poza tym, ponieważ zwycięzcy na znak swego tryumfu zawsze przybierali postać zwyciężonych, trudno odróżnić dobroczynne bóstwo od demona, którego powaliło.
– Zobaczysz ich na freskachfreskach – zapewniła ciocia Marta. – Teraz trzeba znaleźć mojego przyjaciela, lamę Gampo.
– Jeszcze jeden – westchnął Teo. – Okazuje się, że moja staruszka ma przyjaciela lamę...
– Lama znaczy tyle co mistrz. Lamowie głoszą naukę, którą zdobyli w swoich klasztorach. Przed nimi wznosiła się świątynia – masywna, niepokojąca, okryta z wierzchu złotem, pobielona wapnem i ozdobiona wypacykowanymi różowymi chmurkami o czerwonym obrzeżu.
Z wnętrza dochodził, frazowanyfrazowany łoskotem bębna, natarczywy dzwoneczek: dzyń, dzyń, dzyń, bum, dzyń, dzyń, dzyń, bum!... Drzwiami wypadł jak bomba ubrany na czerwono mniszek, trzymający w ręku kadzielnicę, którą walnął w grzbiet przestraszonego psa. Jakiś inny chłopak zganił pierwszego i zaczęła się natychmiast przerywana wybuchami śmiechu bójka. Odpychająca świątynia zaraz nabrała wyglądu podwórka szkolnego podczas przerwy. Ciocia Marta zrobiła z dłoni daszek nad oczami i rozglądała się za swoim przyjacielem lamą. Szedł w ich stronę z promiennym uśmiechem, zacierając z rozradowania dłonie. Miał wygoloną głowę, był ubrany w śliwkowego koloru suknię z torsem przekreślonym jaskrawą żółcią, na czubek nosa osunęły mu się małe szkła w drucianej oprawie. Ukłonił się cioci Marcie.
– Witaj, młodzieńcze – powiedział, przygarniając Teo. – Dobrze się czujesz?
– Mówi po francusku? – zdziwił się Teo.
– Naturalnie – odparł lama Gampo. – Opuściłem Tybet z naszym dalajlamądalajlamą, kiedy musiał, w 1959 roku, udać się na wygnanie. Dalajlama schronił się w Indiach, w DharamsaliDharamsali, a my rozproszyliśmy się po całym świecie. Mnie los rzucił do Francji, ziemi błogosławionej, a dokładnie do AsnièresAsnières.
– W 1959 roku! – wykrzyknął Teo. – Musisz być bardzo stary!
– Któż to wie? – rzucił lama z przebiegłym błyskiem w oku.
– Skoro mieszkasz w Asnières, co robisz tutaj?
Lama wskazał Himalaje. Trzeba od czasu do czasu odetchnąć śnieżnym powietrzem i poczuć bliskość, po drugiej stronie gór, ojczystego kraju.
– Wejdźmy – powiedział, poprawiając okulary.
Kiedy Teo pędził już do perystyluperystylu, lama go zatrzymał. Dobrze zacząć od zakręcenia młynkami modlitewnymi. Dwa takie młynki były przy wejściu do świątyni, oba ogromne, żółte i tak ciężkie, że Teo, choć starał się ze wszystkich sił, nie zdołał ich poruszyć.
– Po pierwsze kręcisz w złą stronę – rzekł lama – a to niedobrze. Niektórzy uważają nawet, że można w ten sposób ściągnąć na siebie nieszczęście. Trzeba zawsze obracać zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Teo spróbował i młyn jakby pod wpływem czarów – ruszył.
– Kręci się! – wykrzyknął. – Ale czemu to właściwie służy?
Lama wyjaśnił, że w środku młynka znajduje się zwój, na którym wypisano modlitwy. Żeby się pomodlić, wystarczy zakręcić pobożnie młynkiem.
– Praktyczne – skomentował te wyjaśnienia Teo.
– To prawda – przyznał lama. – Ale trzeba poświęcić na to sporo czasu. A jeśli nie czyni się tego ze szczerym sercem, wszystko na nic. Czy ty masz serce czyste i szczere?Teo z zakłopotaniem wbijał wzrok w czubki adidasów. Jak się dowiedzieć, czy jest szczery, czy nie?
– Naprawdę nie wiem – wyznał.
– Doskonale – odparł lama. – Świadomość niewiedzy to początek zwątpienia, które prowadzi do mądrości. Teraz możesz obejrzeć freski.
W pierwszej chwili Teo zobaczył tylko szaleńczą gmatwaninę, w której można było wypatrzyć wykrzywione straszliwie czarne albo czerwone postacie z wybałuszonymi oczami, walczące na miecze w głębi burzowych chmur. Były tak potworne, że minęło trochę czasu, zanim Teo się do nich przyzwyczaił.
W kącie ćwiartowano ciało ogromną piłą, inne ciała obracały się na rożnie, jeszcze inne miały przebite języki.
– Przecież to piekło! – wykrzyknął.
– Tak, podziemia piekielne – szepnął lama. – Albo raczej klęska demonów. To działa na wyobraźnię. Skieruj jednak wzrok na środek, chłopcze. Zauważysz, że więcej jest tu scen rajskich niż piekielnych.
Teo wypatrzył figurę geometryczną, ale tak skomplikowaną, że trzeba było dobrze wytężyć wzrok, żeby w mnóstwie kręgów dostrzec siedzących w pozycji lotosu rozbudzonych i ośmiorakie bóstwa. […]– Teraz możemy wejść do środka – powiedział uprzejmym głosem lama.
Na podłodze z wypolerowanych listewek rządek mniszków w śliwkowych sukniach mamrotał monotonne modły.
Jednocześnie chłopcy uderzali zakrzywionymi pałeczkami w spore bębenki, które trzymali w rękach. [...]
– Co oni mruczą? – spytał najpierw Teo.
– Nauki bodhisattwów – odparł lama. – Ale naszą formułę usłyszysz po drodze z ust naszych pielgrzymów.Om Mani Padme HumOm Mani Padme Hum. Budda dał światu niezliczone formuły, które nazywamy mantrami. Ta, którą ci podałem, jest znana wszystkim, natomiast te, których uczą się przyszli mnisi, są tak trudne, że czasem się mylą. [...]
I wtedy Teo zobaczył w półmroku gigantyczny złocisty posąg jakby uśmiechniętego Buddy z wyciągniętymi rękami. Wokół szyi miał owinięte kolorowe szarfy, a na ramionach wielki płaszcz z żółtego atłasu. Przed nim wznosiły się nad ołtarz pęki jakby pomalowanych margerytek, które robiły wrażenie wyrzeźbionych z wosku.
– Budda – szepnął Teo.
– Nie, to bodhisattwabodhisattwa – poprawił go lama. – Ale jeśli chcesz, możesz uważać, że to Budda, gdyż każdy bodhisattwa kroczy drogą wiodącą do Obudzenia.
– Te kwiaty wyglądają bardzo ładnie – uznał Teo.
– Są z masła – wyjaśniła ciocia Marta.
Z masła? Teo nie wierzył własnym uszom. Podszedł i musnął kwiat końcem palca wskazującego. Dotknął języka: jakby smalec. Kwiaty były rzeczywiście wyrzeźbione z masła.
– Roztopią się! – wykrzyknął.
– Pst!... – szepnęła ciocia Marta. – W Himalajach nie brakuje wody, ale jest zimno. Tłuszcz, a więc masło, jest tutaj równie cenny jak w Indiach woda. A w tym klimacie masło się nie roztapia.
Teo znowu podszedł bliżej. Budda wpatrywał się w niego spod przymkniętych, ciężkich powiek. Mięsiste wargi były wykrzywione w półuśmiechu, zamykającym w sobie niemą wieczność. […].
Utwór Catherine Clement łączy w sobie elementy powieści przygodowej, detektywistycznej, rozwojowej, edukacyjnej, romansu, reportażu. Najważniejszym jednak elementem spajającym utwór jest podróż. To w podróży bowiem główny bohater – Teo – przechodzi swoiste duchowe przebudzenie, próbuje odpowiedzieć na wiele nurtujących go pytań, szuka lekarstwa na swoją tajemniczą chorobę oraz odnajduje – w pewnym sensie – własną tożsamość.
Po przeczytaniu powyższego fragmentu książki Catherine Clement Podróż Teo, wykonaj ćwiczenia.
Określ, w jaki sposób spotkanie z filozofią buddyjską mogło wpłynąć na samopoczucie Teo.
Opisz uczucia i emocje, jakie wywołały w bohaterze miejsca, które zobaczył.
Zastanów się i odpowiedz, czy spotkanie z kulturą buddyjską mogło dać bohaterowi poczucie szczęścia.
Wyjaśnij, jak rozumiesz słowa: 'Świadomość niewiedzy to początek zwątpienia, które prowadzi do mądrości'.
gatunek publicystyczno‑literacki przedstawiający rzeczywiste zdarzenia i towarzyszące im okoliczności znane autorowi z doświadczenia lub przekazu świadków; jest relacją subiektywną, gdyż zawiera opinię dotyczącą prezentowanych treści; może zawierać cytaty i przytoczone wypowiedzi bohaterów zdarzeń; mogą w nim być obecne różne formy narracyjne, np. charakterystyka postaci, opis, wspomnienie
Wskaż cechy gatunkowe reportażu w przytoczonym fragmencie. Zilustruj swoją odpowiedź przykładami z tekstu.
Z poniższego fragmentu wypisz epitety i określ ich funkcję w tekście.
'Przy drodze powiewały lekkie płachty umocowane do bambusowych masztów albo rozwieszone jak chorągiewki na rozpiętym sznurku. Były w najrozmaitszych kolorach: różowe, pastelowoniebieskie, wodniście zielone. Niektóre były szare od kurzu, inne – w strzępach'.
Dokonaj analizy słowotwórczej przymiotnika 'pastelowoniebieskie'.
Wyjaśnij, jaką rolę w życiu Teo odgrywała jego ciotka.
Maksa Ehrmanna [czyt. ermana] rady na temat dobrego życia
Dezyderata jest poematem autorstwa Maksa Ehrmanna napisanym w 1927 roku. Autor przywołuje w nim rady na temat dobrego życia.
DezyderataPrzechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.
O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz
w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów
i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie, co Ci lata doradzają z wdziękiem, wyrzekając się spraw młodości.
Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.
Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia.
Wypisz z DezyderatyDezyderaty te fragmenty, które mogłyby stanowić motto lekcji i być wskazówką dla poszukujących szczęścia.
Pieśń o szczęściu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego
Pieśń o szczęściuDziś rano cały świat kupiłem,
gwiazdy i słońce, morze, las,
i serca, lądy i rzek żyły,
Ciebie i siebie, przestrzeń, czas.
Dziś rano cały świat kupiłem,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłem,
nad czas i morskie głębie lat…
Gorące morza sercem płyną –
– pozłocie nieprzebytych sław,
gdzieś rzeki nocy mnie wyminą
w głębokich morzach złotych traw.
Chcę czerwień zerwać z kwiatów polnych,
czerwienią nocy spalić krzew,
jak piersi nieba chcę być wolny,
w chmury się wbić w koronach drzew.
Morzem w nocy
Noc się ciszą kołysze, zmęczona wzruszeniem,
woda pachnie księżycem wśród dygów błyszczących,
nieskończone, bez ciała, śródfaliste drżenie
i cień nocy sinawy po wodzie się pnący.
Szczęście palce rozdzwania drżące miękkim pulsem,
myśli czernią zakrzepłe na błyskach dygocą,
serce tętnem uderza w wielkiej piersi nieba.
W głąb rozczerni i szczęścia płyniesz ze mną nocą.
Znajdź w internecie i wysłuchaj wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pt. Pieśń o szczęściu śpiewanego przez Czesława Mozila i Melę Koteluk.
Zadaniowo
Wyjaśnij, czym dla podmiotu lirycznego jest szczęście. Poprzyj swoje zdanie cytatami z tekstu.
Sformułuj dziesięć rad/zasad, które mogłyby być wykorzystywane w codziennym dążeniu do szczęścia.
Zaproponuj własną kolejność słów kluczy do tego tematu. Możesz kierować się tym, co cię zaciekawiło, poruszyło, zaskoczyło itp. Przygotuj krótkie uzasadnienie swojej propozycji.
Proponowane słowa klucze: szczęście,dezyderat, metafora podróży, poznawanie różnych kultur, filozofia buddyjska.