Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki
R18Sy2y6qxNa2
Fotografia barwna w układzie poziomym przedstawiająca po lewej stronie pierwszego planu krótko ostrzyżoną głowę chłopca w czarnej czapce z daszkiem czytającego trzymaną w lewej dłoni, uniesioną na wysokość wzroku, książkę. Jej lewa zadrukowana tekstem w alfabecie hebrajskim stronica, stanowi centrum kadru. Zwrócona tyłem, pod pewnym kątem do widza głowa młodzieńca – widać szyję, prawe ucho, zarys policzka o ciemnej karnacji i rzęsy prawego oka – częściowo znika poza górnym narożnikiem fotografii. Na białym papierze książki widać plamy światła słonecznego, które dotarło tutaj pomiędzy liśćmi niewidocznego na fotografii drzewa. Tło stanowi pionowa ściana z jasnobrązowych bloków kamienia. Fotograf ustawił ostrość aparatu tak, że głowa, a także fragment muru w tle są rozmyte. Dłoń trzymającą książkę i jej tekst widać wyraźnie.

Na drodze życia – w poszukiwaniu nowych wzorców

Judaizm
Źródło: Pixabay, fotografia barwna, domena publiczna.

Nasze osobiste przekonania nie zawsze są trwałe. Mogą się one zmieniać wraz z wiekiem i zdobywanym w trakcie życia doświadczeniem. Wydarzenia pozostawiają w naszej pamięci miły albo przykry ślad i pod ich wpływem zmienia się nasze myślenie. To, co nas spotyka dobrego, a także i złego przybiera czasem skrajny wymiar, jak ma to miejsce, gdy dotyka nas doświadczenie okrucieństwa wojny. Także w codziennej, spokojnej, wydawałoby się niczym niewyróżniającej rzeczywistości, ludzie, z którymi obcujemy, ich zachowania, poglądy to wszystko może odmienić nasz sposób postrzegania świata zewnętrznego, jak i też nasz stosunek do samych siebie. To, czego uczymy się w szkołach, książki, które czytamy, oglądane filmy, teatralne spektakle czy piosenki, które lubimy, to wszystko na nas oddziałuje. Religia, którą wyznajemy, może wpływać na nasz sposób postrzegania świata. Również propaganda czy reklamy oddziałują na nasze opinie. Część ludzi wytrwale obstaje przy wyznawanych poglądach i uznaje pewne wartości za ponadczasowe, podczas gdy inni zdają się jak chorągiewki na wietrze zmieniać zdanie z byle powodu. Jedni twierdzą, że nie ma nic złego w zmianie poglądów, inni uważają, że określone wartości są uniwersalne i nie powinno się ich podawać w wątpliwość. Nie ulega jednak wątpliwości, że zdarza się nam tkwić w błędnych wyobrażeniach o świecie, niewłaściwie oceniać własne postępowanie, co przynosi szkodę zarówno nam, jak i innym. Wtedy umiejętność wprowadzenia zmiany, znalezienie nowych wzorców, w sposobie myślenia i zachowania, wydaje się konieczna. Często bywa tak, że wystarczy bardziej skrupulatnie przestrzegać zasad, które już znamy. Kiedy indziej należy szukać rady, zwracając się ku powszechnie uznawanym autorytetom.

Już wiesz

1) Przygotuj słowa klucze związane z pojęciem 'tożsamość'.

RdfzhWp1UczBi
(Uzupełnij).

2) Przygotuj słowa kluczowe związane z wyrażeniem: 'rachunek sumienia'.

RdfzhWp1UczBi
(Uzupełnij).

3) Przygotuj słowa klucze związane z pojęciem 'harmonia/porządek świata'.

RdfzhWp1UczBi
(Uzupełnij).
j00000002GB2v27_000tp001
j00000002GB2v27_0000000K
JPOL_E3_E4_Tekstykultury

Dziecko Noego Erica‑Emmanuela Schmitta

RcZia7eFskydm11
Źródło: Wikimedia Commons, Asclepias, licencja: CC BY-SA 3.0.
Eric‑Emmanuel Schmitt1960Sainte‑Foy‑lès‑Lyon [czyt. sat fa li lio]

Eric‑Emmanuel Schmitt

jest powieściopisarzem, autorem dramatów i esejów, a z wykształcenia doktorem filozofii. Od przeszło dwudziestu lat mieszka w Brukseli. Napisał m.in.: Ewangelia według Piłata (2003), Pan Ibrahim i kwiaty Koranu (2004), Przypadek Adolfa H. (2007), Moje życie z Mozartem (2008), Oskar i pani Róża (2011).

Dziecko Noego Erica‑Emmanuela Schmittaj00000002GB2v27_000tp002Erica‑Emmanuela Schmitta należy do opowieści prawdziwych. Siedmioletni bohater – żydowski chłopiec Josephj00000002GB2v27_000tp003Joseph – ukrywa się w czasie okupacji w Belgii u katolickiego księdza Ponsaj00000002GB2v27_000tp004Ponsa. Ksiądz prowadzi szkołę z internatem w Żółtej Willi, gdzie opiekuje się także innymi żydowskimi dziećmi. Między Josephem i jego opiekunem rodzi się wielka przyjaźń. Chłopiec lubi spędzać czas oraz rozmawiać także ze swoim starszym o kilka lat przyjacielem – Rudim. Książka Schmitta skłania do refleksji, ponieważ stawia pytania natury egzystencjalnejj00000002GB2v27_000tp005egzystencjalnej. Problem poszukiwania tożsamości – nie tylko religijnej – ma tu wymiar uniwersalny.

Dziecko NoegoEric‑Emmanuel Schmitt
Eric‑Emmanuel Schmitt Dziecko Noego

Wszystko zaczęło się w tramwaju.
Razem z mamą jechałem przez Brukselę w żółtym wagonie plującym iskrami i ryczącym blachą. Myślałem, że to te iskry z dachu nadają nam szybkość. Siedząc na kolanach matki, spowity w jej słodki zapach, wtulony w kołnierz lisa, pędziłem przez szare miasto; miałem dopiero siedem lat, ale byłem panem stworzenia: z drogi, śledzie, bo król jedzie! Samochody rozstępowały się, konne zaprzęgi wpadały w popłoch, piesi uciekali, a maszynista wiózł nas z matką niczym cesarską parę w karocy.
Nie pytajcie mnie, jak wyglądała moja matka: czy można opisać słońce? Z mamy promieniowało ciepło, siła, radość. Bardziej pamiętam te odczucia niż rysy jej twarzy. Przy niej śmiałem się i nic złego nie mogło mi się przytrafić.
Toteż kiedy wkroczyli niemieccy żołnierze, zbyt się tym nie przejąłem. Zadowoliłem się odgrywaniem roli niemowy i tak, jak ustaliliśmy z rodzicami, którzy bali się, że zdradzi mnie jidyszj00000002GB2v27_000tp006jidysz, na widok zbliżających się szarozielonych mundurów lub czarnych skórzanych płaszczy nabierałem wody w usta. Był rok 1942 i mieliśmy nosić żółte gwiazdy, ale mój ojciec jako zręczny krawiec znalazł sposób, by uszyć nam płaszcze pozwalające zasłonić gwiazdę i odsłaniać ją, kiedy zachodziła potrzeba. Matka nazywała to naszymi 'spadającymi gwiazdami'.
Podczas gdy wojskowi rozmawiali, nie zwracając na nas uwagi, poczułem, że matka sztywnieje i zaczyna się trząść. Czy to był instynkt? Czy usłyszała coś niepokojącego? Wstała, przyłożyła mi rękę do ust i na najbliższym przystanku energicznie popchnęła mnie do wyjścia. Gdy znaleźliśmy się na chodniku, spytałem:
– Przecież mieszkamy dalej! Czemu wysiedliśmy już tutaj? – Przejdziemy się, Joseph. Dobrze? Ja zawsze zgadzałem się na to, czego chciała mama, mimo że z trudem za nią podążałem na moich siedmioletnich nogach, gdy nagle przyspieszała kroku. Po drodze zaproponowała: – Odwiedzimy pewną wielką damę, dobrze?
– Tak. Kogo?
– Hrabinę de Sullyj00000002GB2v27_000tp007de Sully.
– Ile ma wzrostu?
– Słucham?
– Powiedziałaś, że to wielka dama…
– To znaczy, że jest szlachetnego rodu.
– Szlachetnego rodu?
Wyjaśniając mi, że osoba szlachetnego rodu to osoba wysoko urodzona, pochodząca z bardzo starej rodziny, i że z tego powodu trzeba okazywać jej dużo szacunku, wprowadziła mnie do przedpokoju pięknego pałacyku, gdzie przywitali nas służący.
Rozczarowałem się trochę, bo kobieta, która do nas zeszła, nie pasowała do tego, co sobie wyobraziłem: hrabina de Sully, mimo że pochodziła ze 'starej' rodziny, wyglądała bardzo młodo i chociaż była 'wielką' damą, 'wysoko' urodzoną, nie była wyższa ode mnie.
Rozmawiały szybko ściszonym głosem, potem matka pocałowała mnie, prosząc, żebym czekał, aż wróci.
Mała, czarująca i rozczarowująca hrabina zaprowadziła mnie do salonu, gdzie poczęstowała ciastkami, herbatą i grała mi różne melodie na fortepianie. Wobec wysokości sufitów, obfitości podwieczorku i piękna muzyki zrewidowałem swoje zdanie i zagłębiając się w wyściełanym fotelu, zgodziłem się, że jest 'wielką damą'.
Przestała grać, westchnęła, spojrzała na zegar i podeszła do mnie z czołem przeciętym troską.
– Joseph, nie wiem, czy zrozumiesz to, co ci powiem, ale nasza krew zabrania nam ukrywania prawdy przed dziećmi.
Jeżeli taki był zwyczaj wśród szlachty, czemu mi go narzucała? Myślała, że też jestem szlachcicem? Byłem nim? Ja, szlachcicem? Może... Dlaczego nie? Jeżeli tak jak ona nie trzeba być dużym ani starym, miałem szanse.
– Joseph, twoi rodzice i ty jesteście w wielkim niebezpieczeństwie. Twoja matka słyszała, że w waszej dzielnicy będą aresztowania. Poszła zawiadomić twojego ojca i jak najwięcej ludzi. Powierzyła mi ciebie, żeby cię chronić. Mam nadzieję, że wróci. Tak. Naprawdę mam nadzieję, że wróci.
No tak, dobrze, że nie codziennie zostawałem szlachcicem: prawda była raczej bolesna.
– Mama zawsze wraca. Dlaczego miałaby nie wrócić?
– Może zostać zatrzymana przez policję.
– Co zrobiła?
– Nic nie zrobiła. Jest…
Z piersi hrabiny wyrwało się ciężkie westchnienie, od którego zadźwięczały paciorki naszyjnika. Jej oczy zwilgotniały.
– Czym jest?
– Jest Żydówką.
– No tak. Wszyscy w rodzinie jesteśmy Żydami. Ja też.
Ponieważ miałem rację, pocałowała mnie w oba policzki.
– A ty też jesteś Żydówką, madame?
– Nie. Jestem Belgijką.
– Jak ja.
– Tak, jak ty. I chrześcijanką.
– Chrześcijanka to przeciwieństwo Żyda?
– Przeciwieństwo Żyda to nazista.
– Nie aresztuje się chrześcijanek?
– Nie.
– Więc lepiej być chrześcijanką?
– To zależy dla kogo. Chodź, Joseph, zanim mama wróci, pokażę ci dom.
– Ach! Widzisz, że wróci!
Hrabina de Sully wzięła mnie za rękę i po schodach, które wzlatywały na piętra, poszła ze mną podziwiać wazony, obrazy, zbroje. W jej sypialni odkryłem całą ścianę wiszących na ramiączkach sukienekj00000002GB2v27_000tp008sukienek. U nas w domu, w Schaerbeek08Schaerbeek, też żyliśmy wśród strojów, nici i materiałów.
– Jesteś krawcową, jak tata?
Roześmiała się.
– Nie. Kupuję toaletyj00000002GB2v27_000tp009toalety uszyte przez krawców, takich jak twój tata. Muszą przecież dla kogoś pracować, prawda?
Kiwnąłem głową, ale nie powiedziałem hrabinie, że na pewno nie kupiła swoich ubrań u nas, bo u taty nigdy nie widziałem rzeczy tak pięknych jak te haftowane aksamity, świetliste jedwabie, koronki przy nadgarstkach, błyszczące niczym klejnoty guziki.
Nadszedł hrabia i kiedy hrabina opisała mu sytuację, spojrzał na mnie.
On znacznie bardziej pasował do portretu szlachcica. Wysoki, szczupły, stary – w każdym razie wąsy nadawały mu szacowny wygląd – zmierzył mnie wzrokiem z tak wysoka, że zrozumiałem, dlaczego podniesiono sufity. – Chodź, dziecko, zjesz z nami kolację.
Głos był głosem szlachcica, nie miałem wątpliwości! Głos solidny, gruby, poważny, barwy posągów z brązu, na które padało światło świec.
Podczas posiłku grzecznie wywiązywałem się z obowiązku rozmowy, chociaż wciąż nurtowała mnie kwestia pochodzenia: jestem szlachcicem czy nie? Skoro państwo de Sully gotowi są mi pomóc i wziąć mnie do siebie, to mogło oznaczać, że wywodzę się z tego samego rodu co oni. A więc szlachcic?
Kiedy przechodziliśmy do salonu, żeby napić się naparu z kwiatów pomarańczy, mogłem głośno zadać pytanie, lecz powstrzymałem się w obawie, że odpowiedź będzie negatywna: chciałem pożyć jeszcze trochę w tej miłej sercu niepewności…
Chyba zasnąłem, bo obudził mnie dźwięk dzwonka. Kiedy z fotela, na którym leżałem odrętwiały, ujrzałem ojca i matkę wchodzących do przedpokoju, po raz pierwszy zrozumiałem, że są inni. Zgarbieni, w ciemnych ubraniach, z tekturowymi walizkami w ręku, mówili bardzo niepewnie, lękliwie, jakby bali się zarówno nocy, z której przychodzili, jak i wspaniałych gospodarzy, do których się zwracali. Zacząłem się zastanawiać, czy moi rodzice nie są biedni. – Łapanka! Wszystkich aresztują. Kobiety i dzieci też. Rodzina Rosenbergów10Rosenbergów. Rodzina Meyerów11Meyerów. Laegerowie12Laegerowie. Perelmuterowie13Perelmuterowie. Wszyscy…
Ojciec płakał. Krępowało mnie, że on, który nigdy nie płacze, przychodzi płakać do ludzi takich jak państwo Sully. Co miała oznaczać ta poufałość? Że jesteśmy szlachtą? Nie ruszając się z berżerkij00000002GB2v27_000tp00Aberżerki i udając, że śpię, obserwowałem wszystko i słuchałem.
– Wyjechać... Ale gdzie? Żeby dostać się do Hiszpanii, trzeba przejechać przez Francję, która jest tak samo niebezpieczna. A bez fałszywych papierów…
– Widzisz, Miszke – mówiła mama – mogliśmy jechać z ciocią Ritą do Brazylii.
– Z moim chorym ojcem, nigdy!
– Teraz nie żyje, niech Bóg ma w opiece jego duszę.
– Tak, już za późno.
Hrabia de Sully wprowadził trochę porządku do rozmowy.
– Zajmę się państwem.
– Nie, panie hrabio, nasz los nie ma znaczenia. Trzeba ratować Josepha. Przede wszystkim jego. I tylko jego, jeśli tak będzie trzeba.
– Tak – powiedziała matka – trzeba chronić przede wszystkim Josepha.
Tyle względów potwierdzało moją intuicję, że jestem szlachcicem. W każdym razie byłem nim w oczach bliskich. Hrabia znowu ich uspokoił.
– Oczywiście, zajmę się Josephem. Zajmę się także państwem. Musicie się jednak zgodzić na chwilowe rozstanie z nim.
– Josephele, synku…
Matka padła w ramiona hrabiny, która lekko klepała ją po plecach. W odróżnieniu od łez ojca, które wprawiły mnie w zakłopotanie, jej łzy rozdzierały mi serce.
Skoro byłem szlachcicem, nie mogłem dłużej udawać, że śpię! Rycersko zerwałem się z fotela, żeby pocieszyć mamę. Nie wiem jednak, co mi się stało, kiedy się przy niej znalazłem, dość, że wyszło na odwrót: uczepiłem się jej nóg i rozpłakałem jeszcze głośniej niż ona. Jednego wieczoru państwo Sully widzieli, jak płacze całe plemię. I jak tu potem przekonać kogoś, że też jesteśmy szlachtą.
Żeby to przerwać, ojciec otworzył walizki.
– Proszę, panie hrabio. Ponieważ nigdy nie będę mógł panu zapłacić, daję panu wszystko, co posiadam. Oto moje ostatnie garnitury.
I zaczął wyciągać umieszczone na wieszakach marynarki, spodnie, kamizelki, które uszył. Gładził je wierzchem ręki, tym samym gestem co w sklepie, szybką pieszczotą, która zachwalała towar, podkreślając sprężystość i miękkość materiału.
Cieszyłem się, że ojciec nie był ze mną w pokoju hrabiny i że został mu oszczędzony widok jej pięknych strojów, bo chyba umarłby ze wstydu, że ośmiela się pokazywać towary tak pospolite osobom tak wyrafinowanym.
– Nie chcę być w żaden sposób opłacany, przyjacielu – powiedział hrabia.
– Nalegam…
– Proszę mnie nie upokarzać. Nie działam w chęci zysku. Niech pan zatrzyma swoje cenne skarby, mogą się państwu przydać.
Hrabia nazwał 'skarbami' garnitury ojca! Czegoś nie mogłem zrozumieć. Może się pomyliłem?
Zaprowadzono nas na ostatnie piętro rezydencji i umieszczono w mansardowymj00000002GB2v27_000tp00Bmansardowym pokoju.
Zachwyciło mnie pole gwiazd widoczne przez wycięte w dachu okno. Wcześniej nie miałem okazji przyglądać się niebu, gdyż z naszego mieszkania w sutereniej00000002GB2v27_000tp00Csuterenie widziałem tylko buty, psy i torby. To bezkresne sklepienie, ten głęboki aksamit usiany gwiazdami, zdawały się naturalnym zwieńczeniem szlacheckiej posiadłości, gdzie piękno biło w oczy na każdym piętrze. Tak więc państwo Sully nie mieli nad sobą sześciu wielodzietnych rodzin, jak my, lecz niebo i gwiazdy, które nie są uciążliwe. Przyjemnie jest być szlachcicem.
– Widzisz, Joseph – powiedziała mama – ta gwiazda, o tam, to nasza gwiazda. Twoja i moja.
– Jak się nazywa?
– Ludzie ją nazywają gwiazdą pasterza; my nazwiemy ją 'gwiazdą Josepha i mamusi'.
Matka lubiła nadawać gwiazdom nowe imiona.
Zakryła mi oczy dłońmi, kilkakrotnie obróciła mnie wokół i wskazała niebo.
– Która to? Potrafisz ją odnaleźć?
W bezkresie nauczyłem się rozpoznawać bez pudła 'gwiazdę Josepha i mamusi'.
Tuląc mnie do piersi, matka nuciła kołysankę w jidysz. Gdy tylko kończyła śpiewać, kazała mi pokazywać naszą gwiazdę. Potem zaczynała od nowa. Przezwyciężałem senność, pochłonięty przeżywaniem tej chwili.
W głębi pokoju, pochylony nad walizkami, ojciec w kółko układał garnitury, złorzecząc. Między dwiema zwrotkami mruczanymi przez matkę, zdobyłem się na pytanie:
– Tato, nauczysz mnie szyć?
Zakłopotany, zwlekał z odpowiedzią.
– Tak – nalegałem. – Chciałbym też robić skarby. Jak ty.
Podszedł do mnie i on, który zwykle był taki szorstki i oschły, przytulił mnie do siebie i pocałował.
– Nauczę cię wszystkiego, co umiem, Joseph. I nawet tego, czego nie umiem.
Zazwyczaj jego czarna broda, twarda i kłująca, musiała sprawiać mu ból, bo często pocierał sobie policzki i nikomu nie pozwalał jej dotknąć. Tego wieczoru chyba zbytnio mu nie dokuczała, bo pozwolił mi jej z zaciekawieniem dotykać.
– Miękka, prawda? – szepnęła matka, czerwieniąc się, jakby zwierzała mi jakąś tajemnicę.
– Nie gadaj głupstw – burknął tata.
Pomimo że w pokoju były dwa łóżka, duże i małe, mama uparła się, żebym położył się z nimi w dużym. Ojciec nie sprzeciwiał się długo. Naprawdę bardzo się zmienił, odkąd byliśmy szlachtą. I tak wpatrzony w gwiazdy, które śpiewały w jidysz, po raz ostatni zasnąłem w ramionach matki. […]
Ojciec Pons usiadł obok mnie.
– Nie jesteś tutaj zbyt nieszczęśliwy?
– Nie, ojcze.

Przełknąłem łzy i spróbowałem powiedzieć mu coś miłego:
– Bardzo podobała mi się msza. I cieszę się, że w tym tygodniu zacznę chodzić na lekcje katechizmu.
– To dobrze – mruknął bez przekonania.
– Myślę, że później zostanę katolikiem.
Spojrzał na mnie łagodnie.
– Jesteś Żydem, Joseph, i nawet jeśli wybierzesz moją religię, nadal nim pozostaniesz.
– Co to znaczy być Żydem?
– To znaczy, że się zostało wybranym. Że pochodzi się z ludu wybranego przez Boga tysiące lat temu.
– Dlaczego nas wybrał? Bo byliśmy lepsi od innych? Czy gorsi?
– Ani jedni, ani drugie. Nie macie żadnych szczególnych zasług albo wad. Po prostu to na was spadło.
– Co na nas spadło?
– Misja. Obowiązek. Aby świadczyć, że jest tylko jeden Bóg i poprzez tego Boga zmuszać ludzi, żeby szanowali innych ludzi.
– Chyba się nie udało, co?
Ksiądz nie odpowiedział. Mówiłem dalej.
– Jeśli zostaliśmy wybrani, to jako cel. Hitler chce nas wykończyć.
– Może właśnie z tego powodu? Dlatego, że stanowicie przeszkodę dla jednego barbarzyństwa. Ta misja, jaką obarczył was Bóg, jest szczególna. […] Czy wiesz, że Hitler chciałby się pozbyć także chrześcijan?
– Nie może, jest ich za dużo!
– Na razie mu się to nie udaje. Próbował w Austrii, ale szybko przestał. Jednak taki jest jego plan. Żydzi, a potem chrześcijanie. Zaczyna od was. Skończy na nas.
Zrozumiałem, że działanie ojca wypływa z solidarności, nie tylko z samej dobroci. To mnie trochę podbudowało. Pomyślałem znowu o hrabim i o hrabinie de Sully.
– Niech ojciec powie, jeśli wywodzę się z rasy liczącej kilka tysięcy lat, godnej szacunku i w ogóle, to znaczy, że jestem szlachetnie urodzony?
Ze zdziwienia przez chwilę nic nie mówił, potem powiedział cicho:
– Tak, oczywiście, jesteś szlachetnie urodzony.
– Tak mi się wydawało.
Uspokoiłem się, że moje przypuszczenie się potwierdza. Ojciec Pons mówił dalej:
– Dla mnie wszyscy ludzi są szlachetnie urodzeni.
Puściłem jego wyjaśnienie mimo uszu, żeby zatrzymać tylko to, co mi odpowiadało.
Przed odejściem poklepał mnie po ramieniu.
– Może cię zdziwię, ale nie chcę, żebyś za dużo interesował się katechizmem i obrzędami. Ogranicz się do minimum, dobrze?
Oddalił się, pozostawiając mnie wściekłego. A więc dlatego, że jestem Żydem, nie mam prawa do normalnego świata! Udziela mi się go tylko od niechcenia. Nie powinienem uważać go za swój! Katolicy chcą pozostać w swoim gronie, banda hipokrytówj00000002GB2v27_000tp00Dhipokrytów i kłamców!
Rozjuszony, dołączyłem do Rudiego i wylałem przed nim swoją złość na ojca. Nie próbował mnie uspokoić, lecz zachęcił do zachowania dystansu.
– Masz rację, że jesteś nieufny. Ten facet jest podejrzany. Odkryłem, że ma swój sekret.
– Jaki sekret?
– Drugie życie. Ukryte życie. Haniebne życie, to pewne.
– Co?
– Nie, nie mogę powiedzieć.
Musiałem męczyć Rudiego aż do wieczora, żeby wreszcie, znużony, wyznał mi, co odkrył.
Każdego wieczoru, po zgaszeniu świateł, kiedy sypialnie były zamknięte, ojciec Pons bezszelestnie schodził na dół, z ostrożnością włamywacza odryglowywał tylne drzwi i wymykał się do szkolnego parku. Wracał dopiero po dwóch czy trzech godzinach. Na czas swojej nieobecności zostawiał w mieszkaniu zapaloną lampkę, żeby myślano, że tam przebywa.
Rudi podpatrzył te wędrówki, kiedy sam urywał się z sypialni do ubikacji na papierosa.
– Dokąd chodzi?
– Nie mam pojęcia. Nie wolno nam opuszczać Willi.
– Pójdę za nim.
– Ty! Masz zaledwie sześć lat!
– Tak naprawdę to siedem, prawie osiem.
– Wyrzucą cię!
– Tak myślisz? Odeślą mnie do rodziny?
[…] O wpół do dziesiątej prześlizgnąłem się między łóżkami do korytarza, skąd, schowany za dużym piecem, zobaczyłem ojca Ponsa, jak schodzi, sunąc wzdłuż ścian cicho jak cień.
Diaboliczny i szybki, otworzył brzuchate zasuwy w tylnych drzwiach i wyszedł na dwór. Spóźniony o minutę, której potrzebowałem, żeby pchnąć drzwi tak, aby nie zaskrzypiały, omal nie straciłem z oczu jego szczupłej sylwetki migającej między drzewami. Czy na pewno był to ten sam człowiek, szacowny kapłan, wybawiciel dzieci, który szedł żwawym krokiem w słabym świetle księżyca, zwinniejszy od wilka, omijając krzaki i pnie za sobą. Gorzej, bałem się, że zniknie, tak bardzo jawił mi się tego wieczoru jako złowrogi stwór skumany z najdziwniejszymi czarami. […] Nagle zardzewiała furtka uchyliła się i jakiś intruz, przybyły z zewnątrz, wszedł na nasz teren z workiem na plecach. Bez wahania skierował się w stronę kaplicy, gdzie zastukał dyskretnie, rytmicznie, kilka razy, zapewne zgodnie z ustalonym kodem.
Ojciec otworzył, zamienił po cichu z nieznajomym kilka słów, odebrał worek, a potem czym prędzej się zamknął. Mężczyzna odszedł, nie czekając.
Stałem ukryty za pniem drzewa, zakłopotany. Jakiemu to handlowi oddawał się ojciec? Co dostał w tym worku? Usiadłem na mchu, plecami oparty o dąb, zdecydowany czekać na kolejne dostawy. […]
Następnego dnia na przerwie opowiedziałem Rudiemu o swoim odkryciu. Z miną znawcy od razu postawił diagnozę.
– Czarny rynek! Handluje jak wszyscy. To musi być to.
– Co odbierał w tym worku?
– Jedzenie, no przecież!
– To dlaczego nie przyniósł go tutaj?
Rudiego zamurowało. Mówiłem dalej:
– I dlaczego siedzi dwie godziny w kaplicy, bez światła? Co robi?
Rudi zaczął szukać odpowiedzi, grzebiąc palcami w czuprynie.
– Nie wiem… Może zjada to, co jest w worku!
– Ojciec Pons, taki chudzielec, jadłby przez dwie godziny? Zawartość takiego dużego worka? Wierzysz w to, co mówisz?
– Nie.
Przez cały dzień obserwowałem ojca Ponsa, gdy tylko nadarzyła się okazja. Jaki sekret ukrywał? Tak dobrze fingowałj00000002GB2v27_000tp00Efingował normalne zachowanie, że aż zaczynałem się go bać. Jak można tak wspaniale udawać? Jak można aż tak symulować? Co za okropna dwulicowość! A może jest diabłem w sutannie?
Przed wieczornym posiłkiem Rudi przybiegł do mnie rozradowany.
– Już wiem: działa w ruchu oporu. Na pewno zakamuflował w kaplicy nadajnik radiowy. Co wieczór odbiera informacje i przekazuje dalej.
– Masz rację!
Ten pomysł od razu mi się spodobał, ponieważ rehabilitował ojca Ponsa – bohatera, który przyjechał po mnie do państwa de Sully.
O zmroku ojciec Pons zorganizował na dziedzińcu zabawę w piłkę. Zrezygnowałem z gry, żeby móc go do woli podziwiać, jak swobodny, miły, roześmiany ugania się z dziećmi, które chroni przed nazistami14nazistami. Nie miał w sobie nic demonicznego. Biła od niego sama dobroć. To się rzucało w oczy […]
O wpół do dziesiątej warowałem na schodach Willi, ubrany cieplej niż poprzednio, z szalikiem na szyi, w chodakach, które owinąłem skradzionym z pracowni robót ręcznych kawałkiem materiału, żeby nie robić hałasu.
Cień zbiegł po schodach i zagłębił się w park, gdzie mrok zamazywał wszystkie kształty.
Gdy znalazł się w kaplicy, pognałem na polankę i wystukałem tajny kod w drewniane drzwi.
Kiedy się uchyliły, nie czekając na reakcję, wślizgnąłem się do środka.
– Ale…
Ojciec nie zdążył mnie zidentyfikować, zobaczył tylko sylwetkę mniejszą niż zazwyczaj. Odruchowo zamknął za mną drzwi. Staliśmy obaj w półmroku, nie rozróżniając rysów ani nawet konturów drugiego.
– Kto to? – krzyknął ojciec.
Przerażony własną odwagą, nie mogłem wykrztusić z siebie odpowiedzi.
– Kto to? – powtórzył ojciec, tym razem z groźbą w głosie.
Miałem ochotę uciec. Rozległ się odgłos pocieranej zapałki, rozbłysł płomyk. Twarz ojca Ponsa zarysowała się w jego świetle, zmieniona, wykrzywiona, niepokojąca. Cofnąłem się. Płomień się przybliżył.
– Co? To ty, Joseph?
– Tak.

– Jak śmiałeś opuścić Willę?
– Chcę wiedzieć, co ojciec tutaj robi.
Jednym tchem opowiedziałem mu o swoich wątpliwościach, wyprawach, pytaniach, o pustym kościele.
– Wracaj natychmiast do sypialni.
– Nie.
– Masz mnie słuchać.
– Nie. Jeżeli się nie dowiem, zacznę krzyczeć i wtedy wspólnik się zorientuje, że nie zachował ojciec dyskrecji.
– To jest szantaż Joseph.
W tej chwili rozległy się uderzenia w drzwi. Zamilkłem. Ojciec otworzył, wysunął głowę na zewnątrz i po krótkiej naradzie przejął worek.
Gdy ten dostawca oddalił się, dokończyłem.
– Widzi ojciec, nie pisnąłem słowa. Jestem z ojcem, nie przeciwko ojcu.
– Nie znoszę szpiegów, Joseph.
Księżyc wychynął spod obłoku, wpuszczając do pomieszczenia niebieskawą poświatę, w której nasze twarze nabrały szarej barwy. Ojciec wydał mi się nagle zbyt wysoki, zbyt chudy, jak znak zapytania nakreślony węglem na ścianie, niemal jak karykatura złego Żyda, którą naziści rozklejali na murach naszej dzielnicy. Jego wzrok był tak żywy, że aż niepokojący. Uśmiechnął się.
– A zresztą, chodź!
Złapał mnie za rękę i zaprowadził w lewą część kaplicy, gdzie odsunął stary, sztywny od brudu dywanik. Na podłodze pojawił się uchwyt. Ojciec uniósł go. Otworzyła się kamienna płyta.
W głąb czarnego cielska ziemi prowadziły schodki. Na pierwszym czekała lampa oliwna. Ojciec zapalił ją i powoli zagłębił się w podziemnej paszczy, nakazując mi iść za sobą.
– Co znajduje się pod kościołem, Joseph?
– Piwnica?
Kryptaj00000002GB2v27_000tp00FKrypta.
Dochodziliśmy do ostatnich stopni. Z czeluści wionęła chłodna woń grzybów. Oddech ziemi?
– A co znajduje się w mojej krypcie?
– Nie wiem.
Synagogaj00000002GB2v27_000tp00GSynagoga.
Zapalił kilka świec i zobaczyłem sekretną synagogę, którą urządził. Pod sukienką z bogato haftowanych tkanin przechowywał zwój Toryj00000002GB2v27_000tp00HTory, długi pergamin pokryty świętym pismem. Zdjęcie Jerozolimy wyznaczało kierunek, w jakim należy się zwrócić przy modlitwie, gdyż przez to właśnie miasto modły idą do Boga.
Za nami na półkach piętrzyły się różne przedmioty.
– Co to jest?
– Moja kolekcja.
Wskazał na modlitewniki, mistycznej00000002GB2v27_000tp00Imistyczne poematy, komentarze rabinówj00000002GB2v27_000tp00Jrabinów, siedmio- lub dziewięcioramienne świeczniki. Obok gramofonu leżały czarne ebonitowej00000002GB2v27_000tp00Kebonitowe krążki.
– Co to za płyty?
– Muzyka do modlitw, pieśni w jidysz. Wiesz, Joseph, kto był pierwszym kolekcjonerem w historii ludzkości?
– Nie.
– To był Noe.
– Nie znam.
– Bardzo dawno temu spadły na ziemię ulewne deszcze. Woda dziurawiła dachy, rozłupywała mury, niszczyła mosty, zatapiała drogi, przepełniała rzeki i strumienie. Olbrzymie powodzie zmyły wioski i miasta. Ludzie, którzy przeżyli, schowali się wysoko w górach, które z początku zapewniały im bezpieczne schronienie, ale pod wpływem wody zaczęły pękać, a później rozpadły się na kawałki. Pewien człowiek, niejaki Noe, przeczuł, że nasza planeta zostanie całkowicie pokryta wodą. Wtedy założył swoją kolekcję. Z pomocą synów i córek starał się znaleźć po parze każdego żyjącego gatunku, lisa i lisicę, tygrysa i tygrysicę, bażanta i bażancicę, parę pająków, strusiów, węży… pomijając tylko ryby i morskie ssaki, których było pełno we wzbierającym szybko oceanie. Jednocześnie zbudował ogromny statek i kiedy wody podniosły się dostatecznie, załadował nań wszystkie zwierzęta i pozostałych przy życiu ludzi. Arkaj00000002GB2v27_000tp00LArka Noego pływała przez wiele miesięcy bez celu po powierzchni olbrzymiego morza, jakim stała się ziemia. Po tym deszcze ustały. Woda zaczęła powoli opadać. Noe obawiał się, że nie będzie mógł wyżywić mieszkańców swojej arki. Wypuścił gołębicę, która wróciła, niosąc w dziobie świeży listek drzewa oliwnego, oznaczający, że spośród fal wyłonił się wreszcie grzbiet gór. Wtedy zrozumiał, że osiągnął zamierzony cel: ocalić wszystkie boskie stworzenia.
– Dlaczego Pan Bóg nie ocalił ich sam? Nie zależało mu? Wyjechał na wakacje?
– Pan Bóg stworzył świat raz na zawsze. Wyposażył nas w instynkt i inteligencję, żebyśmy radzili sobie bez niego.
– Noe to księdza wzór?
– Tak. Podobnie jak on jestem kolekcjonerem. W dzieciństwie mieszkałem w belgijskim Kongo, gdzie ojciec był urzędnikiem; biali tak bardzo gardzili czarnymi, że zgromadziłem kolekcję miejscowych wyrobów.
– Gdzie ona jest?
– W muzeum w Namurj00000002GB2v27_000tp00MNamur. Dzisiaj, dzięki malarzom, te rzeczy stały się nawet modne: nazywa się to 'sztuką murzyńską'. Obecnie prowadzę dwie kolekcje: cygańską i żydowską. Zbieram wszystko, co Hitler chce unicestwić.
– Nie lepiej byłoby zabić Hitlera?
Nie odpowiadając, podprowadził mnie do stosu książek.
– Co wieczór zaszywam się tutaj, żeby rozmyślać nad żydowskimi księgami. A w dzień, w biurze, uczę się hebrajskiego09hebrajskiego. Nigdy nic nie wiadomo…
– Nie wiadomo czego?
– Jeżeli potop będzie trwał, jeżeli w całym kosmosie nie uchowa się ani jeden Żyd mówiący po hebrajsku, będę cię mógł tego języka nauczyć. A ty przekażesz go innym.
Kiwnąłem głową. Dla mnie, zważywszy na późną godzinę i fantastyczną scenerię krypty, która w drżącym blasku świec mieniła się niczym jaskinia Ali Baby, była to bardziej zabawa niż rzeczywistość. Donośnym głosem wrzasnąłem, pełen zapału:
– Można by powiedzieć, że ojciec jest Noem, a ja ojca synem!
Wzruszony, przyklęknął przede mną. Czułem, że chce mnie pocałować, ale nie ma odwagi. To było miłe.
– Zawrzemy umowę, dobrze? Ty, Joseph, będziesz udawał, że jesteś chrześcijaninem, a ja będę udawał, że jestem Żydem. Ty będziesz chodził na mszę, na religię, będziesz się uczył historii Jezusa z Nowego Testamentu, a ja będę ci opowiadał Torę, Misznęj00000002GB2v27_000tp00NMisznę, Talmud i razem będziemy rysowali hebrajskie litery. Zgoda?
– Zgoda!
– To jest nasz sekret, wielki sekret. Zdradzając go, moglibyśmy umrzeć. Przysięgasz, że dochowasz tajemnicy?
– Przysięgam.

unikatowy_nr_id_wpisu_01 Źródło: Eric-Emmanuel Schmitt, Dziecko Noego, tłum. Barbara Grzegorzewska, Kraków 2009, s. 11–21.
j00000002GB2v27_000tp002
j00000002GB2v27_000tp003
j00000002GB2v27_000tp004
j00000002GB2v27_000tp005
j00000002GB2v27_000tp006
j00000002GB2v27_000tp009
j00000002GB2v27_000tp00A
j00000002GB2v27_000tp00B
j00000002GB2v27_000tp00C
j00000002GB2v27_000tp00D
j00000002GB2v27_000tp00E
j00000002GB2v27_000tp00F
j00000002GB2v27_000tp00G
j00000002GB2v27_000tp008
j00000002GB2v27_000tp00H
j00000002GB2v27_000tp00I
j00000002GB2v27_000tp00J
j00000002GB2v27_000tp00K
j00000002GB2v27_000tp00L
j00000002GB2v27_000tp00M
j00000002GB2v27_000tp00N
j00000002GB2v27_000tp007
08
09
10
11
12
13
14
j00000002GB2v27_00000032
JPOL_E3_E4_Tekstykultury

Kim jestem?

JPOL_E3_E4_Tekstykultury
RBKeOT9UHNa5P11
Fotografia barwna w układzie poziomym przedstawiająca na czarnym tle górną część odlanego z ciemnobrązowego metalu ośmioramiennego świecznika — kandelabru. Ustawione na nim w jednej płaszczyźnie białe świece płoną. Wyłania się on spoza dolnej krawędzi fotografii, tak jak jeszcze jedna, dziewiąta płonąca świeca, której widać tylko połowę. Świecznik zajmuje całą wysokość prawej strony kadru. Kształtem przypomina krzew winorośli rozpięty w szpalerze winnicy. Z grubej podstawy, jak z głównego pędu rośliny, rozgałęzia się poziomo na boki. Tak utworzone dwa pędy dzielą się na kolejne pionowe. Te również są rozdwojone. Na wierzchołkach tak powstałych ośmiu pędów – o różnych wysokościach i zakończonych niewielkimi kielichami – osadzono świece. Płomienie tworzą falistą linię nad ich białą kolumnadą. Wznosi się ona systematycznie od lewej strony ku środkowi, by po przekroczeniu szczytu, opadając i wznosząc się na przemian, zejść niżej. Podobną formę we wnętrzu świątyni tworzą ustawione pionowo piszczałki organów. Dziewiąta świeca wyznacza połowę szerokości fotografii. Jej płomień oświetla dolne rozgałęzienie świecznika.
Źródło: Jonathan Cohen, fotografia barwna, licencja: CC BY-NC 3.0.
JPOL_E3_E4_Tekstykultury

Po zapoznaniu się z fragmentem powieści Dziecko Noego wykonaj ćwiczenia.

Ćwiczenie 1

Wyjaśnij, w jakim czasie rozgrywają się wydarzenia opisane w powieści. Zilustruj swoją odpowiedź co najmniej dwoma cytatami z tekstu.

R1NFUZj2gezYg
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 2

Przedstaw sytuację, w której zostali ukazani bohaterowie.

R6Lrs7fk6namX
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 3

Scharakteryzuj postacie: rodziców Josepha, panią i pana de Sully, Rudiego.

RWgOTDQMNYia6
Spotkawszy na ulicy Marka, bardzo się ucieszyła. (Uzupełnij) Zamykać okna, bo przeciąg! (Uzupełnij) Robiąc zakupy, zastanawiał się, czy starczy mu pieniędzy.
Ćwiczenie 4

Określ, kim jest ojciec Pons i jakie wartości wyznaje. Uzasadnij swoją odpowiedź.

RGucP4Wl9qWLw
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 5

Wymień dwie religie, których zestawienie przedstawiają przytoczone powyżej fragmenty powieści. Rozważ, co mogło skłonić autora do takiego porównania.

R1Qbuuy155dfH
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 6

Opisz, w jaki sposób ksiądz Pons opowiada chłopcu o kulturze żydowskiej.

R1PvElppq5pBd
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 7

Wyjaśnij, jaką funkcję pełni w tekście opowieść o biblijnym potopie. Określ, czy Żółta Willa z powieści może stanowić arkę Noego dla żydowskich dzieci.

R1BoKvYvbseI8
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 8

Przyjrzyj się poniższej reprodukcji obrazu Edwarda Hicksaj00000002GB2v27_000tp000Edwarda Hicksa (1780–1849) Zwierzęta wchodzące do arki. Określ, dlaczego dostrzec można przede wszystkim po dwa gatunki przedstawionych zwierząt.

R1HCLMpsNudBo
(Uzupełnij).
RdU53I9FVLKAR
Zwierzęta wchodzące do arki
Źródło: Edward Hicks, Zwierzęta wchodzące do arki, 1846, Museum of Art, Filadelfia, domena publiczna.
Ćwiczenie 9

Porównaj zachowanie chłopca z początku opowieści, gdy przebywa w zamożnym domu państwa de Sully, z czasem, gdy znajduje się pod opieką księdza Ponsa. Wyjaśnij, dlaczego wyobraża sobie, że jest szlachcicem i w jaki sposób poszukuje nowych wzorców postępowania.

RPoOMUx60zt8C
(Uzupełnij).
j00000002GB2v27_000tp000
j00000002GB2v27_0000004F
RktyiiQb6w3Uw
Ćwiczenie 10
Uzupełnij zdania związane z problemem „tożsamości” podejmowanym w tekście Dziecko Noego.
Źródło: Learnetic SA, licencja: CC BY 4.0.
Rvy6YIiLE5Tno
Ćwiczenie 11
Przyporządkuj wyrazy i wyrażenia związane z odczuciami w czasie wojny i w czasie pokoju. Odczucia związane ze stanem wojny Możliwe odpowiedzi: 1. zagrożenie, 2. bezpieczeństwo, 3. strach, 4. niepewność, 5. walka o byt, 6. harmonia, 7. niebezpieczeństwo, 8. lęk, 9. trauma, 10. głód, 11. możliwość rozowju, 12. żal, 13. smutek, 14. stabilność, 15. możliwość okazywania emocji, 16. brak możliwości rozwoju, 17. przygnębienie, 18. ład, 19. nadzieja na zmianę sytuacji, 20. pewność, 21. porządek, 22. tęsknota za bliskimi Odczucia związane ze stanem pokoju Możliwe odpowiedzi: 1. zagrożenie, 2. bezpieczeństwo, 3. strach, 4. niepewność, 5. walka o byt, 6. harmonia, 7. niebezpieczeństwo, 8. lęk, 9. trauma, 10. głód, 11. możliwość rozowju, 12. żal, 13. smutek, 14. stabilność, 15. możliwość okazywania emocji, 16. brak możliwości rozwoju, 17. przygnębienie, 18. ład, 19. nadzieja na zmianę sytuacji, 20. pewność, 21. porządek, 22. tęsknota za bliskimi
Źródło: Learnetic SA, licencja: CC BY 4.0.
JPOL_E3_E4_Konteksty

Dokąd idę?

JPOL_E3_E4_Konteksty
RZtaGqe1xjCa311
Fotografia monochromatyczna utrzymana w tonacji sepii w układzie poziomym z nieostrym drugim planem. Przedstawia fragment wnętrza pokoju dziennego współczesnego mieszkania. Na pierwszym planie w zbliżeniu, ukazany w perspektywie, gruby, lakierowany blat niskiego stołu – tzw. ławy – zwrócony krótszym bokiem do widza. Jego prawy narożnika nie zmieścił się na zdjęciu. Na blacie z lewej strony, przy jego bliższej widzowi krawędzi, ciemny kubek z jasnym wnętrzem, zwrócony uchem w lewą stronę. Obok na prawo od niego gruba książka w sztywnych okładkach przełożona zakładką z cienkiej, ciemnej tasiemki. Dalej zeszyt albo książka. Przedmioty te odbijają się w lakierowanej powierzchni blatu. Tytułów książek nie sposób odczytać, gdyż zdjęcie wykonano pod światło. Pada ono z dużego, obciętego górną krawędzią kadru okna ukazanego nieostro w tle. Jest ono połączone z prawej strony z drzwiami prowadzącymi na balkon lub taras. Pod oknem stoi duża, czteroosobowa, ciemna sofa o prostokątnych kształtach. Jej oparcie zostało uzupełnione przez dwie prostokątne podłużne poduchy dla dwóch osób każda. W górnym prawym narożniku fragment jasnej ściany i zasłona okna nad sofą. Zza prawej krawędzi kadru wyłania się niewielki fragment jasnego fotela stojącego na ciemnym dywanie przy ławie przed sofą. Przykrywa on z lewej strony drewnianą podłogę pokoju.
Źródło: www.pixabay.com, fotografia barwna, domena publiczna.

Droga ludzkiego życia jest z natury zawiła i kręta, gdyż prowadzi przez złożony labirynt świata. Łatwo się w nim pogubić. Niepostrzeżenie można opuścić właściwą drogę ideałów i podstawowych wartości, by wkroczyć na złą, pełną wybojów kompromisów, pokus i słabości. W drodze warto zatrzymać się na chwilę, by sprawdzić kierunek, posłużyć się jak kompasem refleksją nad swoim postępowaniem.

Odczytaj głośno tekst wiersza Jana Twardowskiego i wykonaj ćwiczenia.

Jan Twardowski20061915
RGsln3hd2IHWG
Jan Twardowski
Źródło: Fot. Mariusz Kubik, fotografia barwna, licencja: CC BY-SA 3.0.

Jan Twardowski

– był księdzem, poetą, żołnierzem Armii Krajowej. Debiutował zbiorem wierszy Powrót Andersena. Do jego najważniejszych tomików wierszy należą: Znaki ufności (1970), Niebieskie okulary (1980), Śpieszmy się kochać ludzi (1994), Miłość za Bóg zapłać (1994).

Rachunek dla dorosłegoJan Twardowski
Jan Twardowski Rachunek dla dorosłego

Jak daleko odszedłeś
od prostego kubka z jednym uchem
od starego stołu ze zwykłą ceratą
od wzruszenia nie na niby
od sensu
od podziwu nad światem
od tego co nagie a nierozebrane
od tego co za wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska
od tajemnicy niewykładanej na talerz
od matki która patrzyła w oczy żebyś nie kłamał
od pacierza
od Polski z raną

ty stary koniu

unikatowy_nr_id_wpisu_02 Źródło: Jan Twardowski, Rachunek dla dorosłego, [w:] tegoż, Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1945–2006, Poznań 2009, s. 236.
Ćwiczenie 12

Wyjaśnij, jak można zinterpretować tytuł utworu ks. Jana Twardowskiego i jakie znaczenie ma w tytule słowo 'rachunek'.

R1I3i2YDBd9hS
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 13

Wyjaśnij, dlaczego podmiot liryczny mówi o 'rachunku dla dorosłego'.

RUXyPzmu7TkW3
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 14

Określ, jaką rolę spełniają przywołane w utworze Jana Twardowskiego rekwizyty.

RYODpG0GpuTZS
(Uzupełnij).
Polecenie 1

Opisz swój ulubiony, mający dla ciebie szczególne znaczenie, przedmiot.

RncNBrhp8hca4
(Uzupełnij).
Polecenie 1

Opisz swój ulubiony, mający dla ciebie szczególne znaczenie przedmiot. Jaki on jest w dotyku? Co go wyróżnia spośród innych?

R1bNOVhBDMYiD
(Uzupełnij).
j00000002GB2v27_0000005B
JPOL_E3_E4_Preteksty

Filozofów droga do poznania

Poznając świat, nazywamy jego liczne składniki i klasyfikujemy je w różny sposób. To pozwala odnaleźć się w gąszczu informacji, która do nas dociera. Porównujemy cechy istot żywych, rzeczy, zjawisk. Odnajdujemy to, co wspólne dla tego, co istnieje
i to, czym się elementy świata różnią między sobą. Dostrzegamy prawidłowości, które łączą pojedyncze składniki lub ich grupy i tak krok po kroku dochodzimy drogą badań
i dociekań, odkryć i pomyłek do prawdy o świecie.

RT7nH4S3fVn9W1
Popiersie Arystotelesa – rzymska kopia rzeźby Lizypa wykonanej w brązie ok. 330 p.n.e., toga dodana współcześnie
Źródło: Lysippus, ok. 330 p.n.e, rzeźba, Museo Nazionale Romano di Palazzo Altemps [czyt. muzeo nacinale di palacco altempse], domena publiczna.
Filozoficzne porządkiJostein Gaarder
Jostein Gaarder Filozoficzne porządki

Porządkując świat, Arystoteles wskazuje przede wszystkim na fakt, że rzeczy w przyrodzie można podzielić na dwie główne grupy. Z jednej strony mamy rzeczy nieożywione, takie jak kamienie, krople wody, grudki ziemi. One pozbawione są wrodzonej możliwości zmian. Zdaniem Arystotelesa takie nieożywione rzeczy mogą zmienić się jedynie pod wpływem oddziaływań z zewnątrz. Z drugiej strony mamy rzeczy ożywione, w których tkwi możliwość zmian.
Jeśli chodzi o rzeczy ożywione, Arystoteles wskazuje, że można je podzielić na dwie różniące się od siebie główne grupy. Z jednej strony mamy żywe rośliny, z drugiej żywe istoty. Wreszcie żywe istoty można podzielić na dwie podgrupy – zwierzęta i ludzi. Musisz przyznać Arystotelesowi rację; podział ten jest jasny i przejrzysty. Między rzeczami ożywionymi a nieożywionymi, na przykład między różą a kamieniem, jest istotna różnica. Rośliny i zwierzęta, na przykład róża i koń, także znacznie różnią się od siebie. Jestem również zdania, że istnieje pewna rozbieżność między kamieniem a człowiekiem. Ale na czym polegają te różnice? […]
Wszystkie rzeczy ożywione (rośliny, zwierzęta, ludzie) posiadają zdolność do pobierania pokarmu, rośnięcia i rozmnażania. Wszystkie żywe istoty (zwierzęta i ludzie) mają również zdolność wyczuwania świata zewnętrznego i poruszania się w naturze. Wszyscy ludzie mają poza tym zdolność myślenia, a więc porządkowania wrażeń zmysłowych w grupy i klasy.
Jednak w przyrodzie nie ma żadnych naprawdę ostro zarysowanych granic. Możemy zaobserwować gładkie przejście od bardzo prostych roślin do bardziej skomplikowanych. Na samym szczycie tej 'drabiny' stoi człowiek, który zdaniem Arystotelesa – żyje całym życiem przyrody. Człowiek rośnie i pobiera pokarm jak rośliny, ma uczucia i zdolność poruszania się jak zwierzęta, a w dodatku posiada ogólną właściwość, która jest charakterystyczna tylko dla niego, a mianowicie ma zdolność racjonalnego myślenia. Tym samym człowiek posiada iskrę boskiego rozumu […] W kilku miejscach Arystoteles wskazuje, że musi istnieć Bóg, który wprawił w ruch wszelkie zmiany w przyrodzie. W ten sposób Bóg stanowi absolutny szczyt 'drabiny' przyrody […].
Przeczytawszy rozdział o Arystotelesie półtora raza, Zofia […] zaczęła rozglądać się po pokoju. Na podłodze przewalały się książki i segregatory. Z szafy wystawały skarpetki i dżinsy […] Zofię ogarnęła nagle nieprzeparta ochota, by wprowadzić ład […].
Zofia posortowała książki i segregatory, tygodniki i plakaty – dokładnie tak jak nauczyciel filozofii opisał w rozdziale o Arystotelesie. Kiedy uporała się z podłogą, zaścieliła łóżko, a następnie wzięła się za biurko […].
Od tej pory będzie panował porządek. Zofia nie myślała tylko o przedmiotach w pokoju. Po przeczytaniu o Arystotelesie zrozumiała, że równie ważne jest też utrzymanie porządku w pojęciach i wyobrażeniach. […]

unikatowy_nr_id_wpisu_03 Źródło: Jostein Gaarder, Filozoficzne porządki, [w:] tegoż, Świat Zofii, tłum. Iwona Zimnicka, Warszawa 1995, s. 131–136.

Po przeczytaniu powyższego fragmentu powieści Josteina Gaarderaj00000002GB2v27_000tp00PJosteina Gaardera wykonaj ćwiczenia.

Ćwiczenie 15

Na podstawie przytoczonego powyżej fragmentu powieści wyjaśnij, czemu miało służyć porządkowanie i klasyfikowanie przez Arystotelesa rzeczy w przyrodzie.

RZ0LxXt9YJhoI
(Uzupełnij).
Ćwiczenie 16

Wyjaśnij, dlaczego człowiek zajmuje najwyższe miejsce w hierarchii rzeczy ożywionych według Arystotelesa. Uzasadnij swoją wypowiedź.

R7koQtXs25D5j
(Uzupełnij).
Polecenie 2

Rozważ, czy istotny jest dla ciebie sposób lub wzorzec, według którego porządkujesz swoje rzeczy. Ustal, czy możesz wprowadzić podział, np. ze względu na ich wartość czy przydatność.

RudozptItE6p9
(Uzupełnij).
j00000002GB2v27_000tp00P
j00000002GB2v27_0000006C
JPOL_E3_E4_Zadaniowo

Zadaniowo

Polecenie 3

Zredaguj kilkuzdaniową notatkę, w której rozważysz, czy porządek świata znaczy dla ciebie to samo, co harmonia. Sformułuj co najmniej dwa argumenty potwierdzające twoje stanowisko i poprzyj je przykładami. Wykorzystaj w opisie problemu poniższą definicję.

harmonia
Definicja: harmonia

1) właściwy porządek, układ, dopełnianie się elementów, przedmiotów, zjawisk itp., składających się na jakąś całość; 2) przyjazne stosunki; zgoda; 3) jeden z głównych elementów muzyki; 4) dział teorii muzyki

R1V1ZyjIM84xu
(Uzupełnij).
RZZG41DxtokMR1
Źródło: Contentplus.pl sp. z o.o., licencja: CC BY 3.0.

Zapoznaj się z poniższymi słowami kluczami związanymi z lekcją, a następnie zaproponuj ich własną kolejność. Możesz kierować się tym, co cię zaciekawiło, poruszyło, zaskoczyło itp. Przygotuj krótkie uzasadnienie swojej propozycji. Słowa klucze: tożsamość, kultura żydowska, harmonia, świat, filozofia, religia, metafora wędrowca.

R1WCBtAwHrU7d
(Uzupełnij).