Sposób na niegrzecznego kierowcę
Wysłuchaj nagrania lub przeczytaj zamieszczony poniżej fragment powieści Marty Fox Batoniki Always miękkie jak deszczówka. Określ jego temat i nastrój.
Marta Fox
Polska poetka i powieściopisarka. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego i bibliotekarka. Była kierownikiem literackim Teatru Dzieci Zagłębia w Będzinie. Tematem jej utworów są przede wszystkim problemy dzieci i młodzieży, związane z dojrzewaniem emocjonalnym. Napisała m.in. Niebo z widokiem na niebo, Zuzanna nie istnieje, Przybij piątkę.
Zwróć uwagę na zabawne fragmenty tekstu. Wskaż, co wywołało twój śmiech: język, sytuacja, a może cechy postaci. Uzasadnij swoje zdanie.
Wybór należy do paniUwielbiam morze. Znam tylko nasze, czyli Bałtyk. Może inne morza są ładniejsze, na pewno cieplejsze, ale ja lubię nasze, bo spędzam nad nim część każdych wakacji i bardzo mi tam dobrze. […]
W tym roku mieliśmy w Gdańsku językową przygodę […]. Spędziliśmy kilka godzin na spacerze, zbierając muszelki i inne świństwa, a potem chcieliśmy tramwajem wrócić do domu. Na pętli tramwajowej stało kilka tramwajów i żadnemu się nie śpieszyło. Do pierwszego z nich wchodził z papierami w ręku mężczyzna. Był wysoki, schludnie i nietramwajowo ubrany.
– Czy ten autobus zawiezie nas na ZaspęZaspę? – zapytała mama.
Mężczyzna się zatrzymał. Spojrzał na mamę i na nas, nie uśmiechnął się wcale, tylko głosem pełnym powagi odpowiedział:
– To jest tramwaj, proszę pani.
Po czym odwrócił się i wsiadł. Do tramwaju. Wsiedliśmy za nim.
– Ale na Zaspę nas zawiezie? – dopytywała mama siedzącego już w kabinie kierowcę.
– Tak, zawiozę panią – odpowiedział.
– To w takim razie proszę mi sprzedać siedem biletów – poprosiła mama. Potrzebowaliśmy ich aż tyle, bo była mama ze mną i Kujonkiem, ciocia Marylka ze swoimi dziewczynkami, a także Apa, która też nie powinna jechać na gapę.
– Nie mam biletów – odpowiedział kierowca, wcale nie odrywając się od swoich papierków i nie patrząc na mamę, a takiego traktowania to mama bardzo nie lubi.
– A z innego województwa mogę skasować? – nie dawała mama za wygraną.
– Nie może pani – powiedział kierowca.
W końcu nie wytrzymała ciocia Marylka, która do tej pory w spokoju ducha przysłuchiwała się temu, jak mama próbowała oswoić motorniczego. Podniosła się z krzesła i podeszła do kierowcy.
– Proszę pana – powiedziała stanowczo – na waszej budce na przystanku pisze, że bilety sprzedaje motorniczy.
Tym razem to motorniczy wstał, spojrzał wyniośle na ciocię Marylkę, zmierzył ją wzrokiem kogoś, kto ma tysiące biletów, ale jest ponad to, by je sprzedawać byle komu (tak opowiadała mama tacie) i powiedział:
– Jest napisane, proszę pani, jest napisane.
– Dobrze – nie straciła odwagi ciocia Marylka – zgadzam się z panem – jest napisane. Ale co ja mam w takim razie zrobić, skoro jechać chcemy, a biletów nie mamy?
Kierowca, który był w nastroju wyraźnie filozoficznym, jak oceniała mama – odpowiedział:
– WYBÓR należy do pani.
– Siadać! – wrzasnęła wtedy ciocia do wszystkich. – Dokonałam wyboru, jedziemy na gapę.
Pierwsza zareagowała Apa i natychmiast posłuchała cioci, bo przyczepiła swoją sexysexy pupę do zabłoconej podłogi. Potem usiadła potulnie mama i my wszyscy.
– To chyba wariat – narzekała ciocia. – Wybór należy do pani, jest napisane – przedrzeźniała motorniczego. – To chyba jakiś niedowartościowany filologfilolog, którego w ramach dekomunizacjidekomunizacji wyrzucili z uniwersytetu lub ze szkoły, nieszczęśliwy purystapurysta językowy – przeklinała ciocia, już wyraźnie zadowolona, że znalazła właściwe dla motorniczego obelgi.
– To chyba jakiś zboczeniec – narzekała ciągle – takiego zboczenia jeszcze nie widziałam, chociaż światowa ze mnie kobieta, niby szlachetne zboczenie, takie językoznawcze, ale tak mnie zdenerwowało... A może ten motorniczy wyczuł we mnie ekonomistkę? – pytała ciocia samą siebie.
Dojechaliśmy wreszcie do domu.
– Wysiadamy – przypomniała mama.
A wtedy pan kierowca zablokował drzwi i powiedział do nas:
– Proszę bilety do kontroli.
Ciocia miała ochotę tego motorniczego zabić, tak na niego patrzyła. Mamie wyraźnie chciało się śmiać. Ludzie w tramwaju zaczęli krzyczeć na kierowcę, bo słyszeli poprzednią rozmowę, Apa zaczęła szczekać, a ja wyciągnęłam bilety z kieszeni i uśmiechając się rozkosznie i jajcarsko, powiedziałam:
– Proszę.
I podałam temu panu siedem biletów. Ciocia zrobiła minę jeszcze głupszą.
Kierowca wyraźnie przestał być najważniejszy.
– Skąd masz te bilety? – zapytała mama szeptem.
– Jak to skąd? – tym razem ja się zdziwiłam. – Wyciągnęłam kilka ze śmietniczek i sprawdziłam tylko, czy dziurki się zgadzają. Nie mogę przecież pozwolić, abyśmy wszyscy poszli z torbami, jak mówi babcia.
Mama powiedziała, że ja sobie w życiu na pewno poradzę, i z tej okazji ciocia z mamą zabrały nas na superlody do superknajpki, gdzie wszystko pachnie tym, co najlepsze, czyli czekoladą z orzechami, a lody płoną na niebiesko z powodu spirytusu, którym jest nasączona kostka cukru położona na wierzchu i podpalona.
Wskaż narratora tekstu. Uzasadnij swoją odpowiedź.
Wymień uczestników wydarzenia, a następnie sporządź na ich temat notatkę.
Jak myślisz, dlaczego ciocia zdecydowała się na jazdę bez biletu? Czy jej zachowanie było uzasadnione? Zapisz odpowiedź poniżej lub w zeszycie.
Oceń postępowanie dziewczynki, która wyjęła bilety ze śmietniczek. Uzasadnij swoją odpowiedź.
Na podstawie fragmentu, w którym kierowca pouczał ciocię, jak należy mówić poprawnie, zredaguj wpis poradni językowejporadni językowej.
Opowiedz o przygodzie językowej zgodnie z planem wydarzeń. Wykorzystaj dowolne zwroty z języka potocznego.