Widzieć nie tylko siebie - Charles Dickens Opowieść wigilijna
Przygotuj interaktywną galerię najważniejszych wartości w twoim życiu. Dodaj zdjęcia lub ilustracje tego, co ma dla ciebie największe znaczenie, co cenisz w życiu najbardziej.
Przygotuj listę pięciu najważniejszych wartości w twoim życiu. Zapisz nazwę wartości oraz krótkie wyjaśnieje, dlaczego ją cenisz.
Dopasuj poprawne znaczenia do podanych związków frazeologicznych.
być bez pieniędzy, niewielka suma złożona na jakiś cel kosztem wyrzeczeń, lecz z serca, przez ludzi niezamożnych, znać kogoś bardzo dobrze, na wylot; szczególnie: znać kogoś ze złej strony, odzywać się, nie będąc pytanym, mając pieniądze, łatwo je rozmnożyć, bardzo tanio, mieć bardzo dużo pieniędzy
| znać kogoś jak zły szeląg | |
| nie mieć grosza (przy duszy) | |
| za psie pieniądze | |
| pieniądz robi pieniądz | |
| wdowi grosz | |
| mieć pieniędzy jak lodu | |
| wtrącać swoje trzy grosze |
Wybierz dwa związki frazeologiczne z poprzedniego ćwiczenia i ułóż z nimi zdania.
Wyjaśnij z pomocą słownika języka polskiego, co to za pieniądze:
gotówka,
drobne,
banknot,
moneta,
bilon,
waluta.
Zaproponuj, jak można wytłumaczyć małemu dziecku, czym są pieniądze. Zapisz swoją wypowiedź.
Jedną z najstarszych postaci pieniędzy stanowiły muszelki porcelanki (kauri). Sznur muszli składający się z pięciu do dziesięciu sztuk stanowił podstawową jednostkę monetarną w czasach dynastii Shang [czyt. szang] (XVII – XI w. p.n.e.) w Chinach.
W Egipcie i Mezopotamii w drugim tysiącleciu p.n.e. pojawiły się kółka z brązu, które można było łatwo nosić po nawleczeniu na pętlę z drutu. Ich wartość ustalano według wagi.
Pierwsze prawdziwe monety pojawiły się w królestwie Lidii, w obecnej Turcji zachodniej około 650 r. p.n.e. Miały one postać niewielkich bryłek, podobnych
do grochu, wykonanych z elektrum (naturalnego stopu złota i srebra).
Papierowe pieniądze pierwsi wprowadzili Chińczycy (pierwsza próba miała miejsce około I w. p.n.e.).
Indeks dolny Na podstawie: Peter James, Nick Thorpe, Dawne wynalazki, tłum. Piotr Amsterdamski, Warszawa 1997, s. 265‑279. Indeks dolny koniecNa podstawie: Peter James, Nick Thorpe, Dawne wynalazki, tłum. Piotr Amsterdamski, Warszawa 1997, s. 265‑279.
Lusterko i pieniądzeBajka żydowska
Pewnego razu małe dziecko zapytało swego ojca:
– Tato, co to są pieniądze?
Ojciec zastanawiał się przez chwilę, a potem wziął kawałek zwykłego szkła i podniósł go do oczu dziecka, prosząc je:
– Popatrz przez nie!
Dziecko mogło zobaczyć przez szkło i swojego ojca, i ludzi, którzy przechodzili ulicą, i przejeżdżające nią pojazdy.
Potem ojciec wziął srebrną farbę i pokrył nią całą powierzchnię jednej strony szkła, żeby zrobić z niej podlew lusterka.
– Popatrz teraz – poprosił.
Ale w tak utworzonym lustrze dziecko widziało już tylko własną twarz.
– To jest właśnie niebezpieczeństwo, które niesie ze sobą pieniądz – powiedział ojciec. – Prowadzi ono do tego, że widzisz już tylko samego siebie.Źródło: Michel Piquemal, Lusterko i pieniądze, [w:] tegoż, Bajki filozoficzne, tłum. Halina Sobieraj, Warszawa 2004, s. 36.
Po przeczytaniu tekstu Lusterko i pieniądze odpowiedz na pytania:
Jak ojciec wytłumaczył dziecku, czym są pieniądze?
Przed czym ojciec chciał przestrzec swoje dziecko?
Opisz na podstawie tekstu Lusterko i pieniądze, jakie niebezpieczeństwo wiąże się z pragnieniem posiadania pieniędzy.
Czy zgadzasz się z nauką ojca: „To jest właśnie niebezpieczeństwo, które niesie ze sobą pieniądz [...]. Prowadzi ono do tego, że widzisz już tylko samego siebie”? Uzasadnij swoje zdanie.
Wymień wspólne cechy lusterka i pieniądza (monety).
Przeczytaj zamieszczoną poniżej chińską sentencję. Wymień, co można, a czego nie można kupić za pieniądze. Napisz, jaki wniosek wynika z tego tekstu.
Przeczytaj zamieszczone poniżej fragmenty utworu Ch. DickensaCh. Dickensa „Opowieść wigilijna” i wykonaj ćwiczenia.
Opowieść wigilijna[...]
Trzeba przyznać, że ScroogeScrooge miał silnie zaciśniętą rękę, gdy przyszło do interesu. Chwytała ona, ściskała, dusiła, ze skóry obdzierała swoją ofiarę i nie wypuszczała jej, aż po doszczętnym wyzyskaniu. Był to jednym słowem chciwy i stary grzesznik. Twardy i ostry jak krzemień, z którego żadna stal nie mogła wydobyć szlachetnego ognia; zamknięty w sobie, milczący i samotny jak ostryga. Zimno wewnętrzne mroziło jego starcze rysy, szczypało spiczasty nos, marszczyło policzki, czyniło jego chód sztywnym, zaczerwieniało mu oczy, zabarwiało na niebiesko usta i brzmiało gniewnie w jego ostrym głosie. Mroźny szron pokrywał jego głowę, brwi i chudą brodę. Nosił ustawicznie ze sobą swą lodowatą temperaturę, zamrażał nią swe biuro podczas upału i nie podwyższał jej ani o jeden stopień nawet podczas wigilii Bożego Narodzenia.
Zewnętrzne ciepło lub zimno nie miało wcale wpływu na Scrooge'a. Żadne ciepło nie mogło go ogrzać, żaden mróz więcej oziębić. Nie było wiatru bardziej niż on gryzącego, nie było śniegu padającego z większą wytrwałością ani też siekącego deszczu mniej dostępnego błaganiom i prośbom. Niepogoda nie wiedziała, z której strony zaatakować go, największy deszcz, śnieg, grad albo zawierucha miały nad nim wyższość pod jednym tylko względem: one często okazywały się szczodre, spadały na świat i ludzi hojnie, Scrooge zaś nie rozumiał wcale pojęć szczodrość lub hojność. […]
Źródło: Charles Dickens, Opowieść wigilijna, Kraków 2009, s. 5–6.
Opowieść wigilijna[...]
Byli to poważni obywatele, o przyjemnej powierzchowności; zdjąwszy kapelusze, stanęli przy biurku Scrooge'a. Trzymając w rękach portfele i papiery, skłonili mu się uprzejmie.
— Firma Scrooge i MarleyMarley, jeżeli się nie mylę? — zapytał jeden z nich, zaglądając do swej listy. — Czy mam przyjemność mówić z panem Scrooge czy z panem Marleyem?
— MisterMister Marley umarł już siedem lat temu — odparł Scrooge. — Właśnie dziś w nocy upłynie siedem lat, jak Marley umarł.
— Nie wątpimy, że jego następca godnie reprezentuje jego szczodrobliwość — powiedział ten sam gość, przedstawiając swoje pełnomocnictwo do zbierania ofiar dla biednych.
Zaiste, nie mylił się, gdyż Scrooge i Marley były to dwie bliźniacze dusze. Słysząc niemiły wyraz „szczodrobliwość”, Scrooge zmarszczył brwi, potrząsnął głową i zwrócił dokumenty jałmużnikowi.
— Z okazji tak wielkiej uroczystości, panie Scrooge — mówił ów jegomość, nie zważając na to i ujmując pióro — ludzie zamożniejsi nie uchylają się od wsparcia nędzarzy i wydziedziczonych, którzy teraz właśnie, podczas silnych mrozów, na wielkie są narażeni cierpienia. Jest to zresztą prostym obowiązkiem zamożnych przychodzić z pomocą bliźnim pozbawionym możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych…
— Alboż nie ma więzień? — przerwał mu Scrooge.
— Niestety, mamy ich jeszcze bardzo wiele! — odparł jałmużnik, odkładając na bok pióro.
— A przytułki, domy pracy i domy poprawy, czy te instytucje przestały istnieć? — zapytał znów Scrooge.
— I one, oczywiście, istnieją, chociaż należy pragnąć, żeby się stały niepotrzebne.
— A zatem wszystkie te instytucje istnieją i są czynne? — badał gościa w dalszym ciągu Scrooge.
— Są bardzo czynne, bez chwili wypoczynku — brzmiała odpowiedź.
— Chwała Bogu! Pańskie żądanie i to, co pan na wstępie powiedziałeś, przyprawiło mnie o obawę, że coś wstrzymało ich użyteczną działalność. Bardzo mnie cieszy, że tak nie jest. Zachwycony jestem moją omyłką.
— Ponieważ wiadomo powszechnie, że instytucje wspomniane, pomimo usilnych zabiegów, nie są w stanie po chrześcijańsku zaspokoić potrzeb ani duchowych, ani cielesnych wielkich mas nędzarzy, przychodzimy im z pomocą, zbierając ofiary na dostarczenie choć najbiedniejszym jadła, napojów i środków do ogrzania zlodowaciałych ich mieszkań. Wybieramy ten czas, ponieważ w te wielkie święta bieda najwięcej daje się we znaki, a dostatek najwięcej się raduje i używa. Na jaką sumę mam pana zapisać?
— Proszę mnie wcale nie zapisywać — odpowiedział Scrooge.
— Rozumiem, życzysz pan sobie pozostać ofiarodawcą bezimiennym?
— Życzę sobie, aby mnie zostawiono w spokoju — rzekł Scrooge. — Skoro mnie panowie pytacie o moje życzenia, oto jest odpowiedź. Nie cieszę się ani używam sam podczas świąt Bożego Narodzenia i nie stać mnie na to, abym przyczyniał się do wesołości i używania próżniaków. Wspieram instytucje, o których wspomniałem; kosztują mnie one dosyć; tam niech więc udadzą się ci, którym nie jest dobrze we własnych domach.
— Wielu nie może się tam dostać, a wielu wolałoby raczej umrzeć, niż tam się znaleźć — zauważył jałmużnik.
— Skoro wielu wolałoby raczej umrzeć — odparł Scrooge — niechże to uczynią i tym sposobem zmniejszą nadmiar ludności. Zresztą, proszę wybaczyć, ja się na tych sprawach nie znam i w ogóle mało mnie one obchodzą.
— Możesz się pan z nimi zapoznać bardzo łatwo, trzeba tylko trochę serca i dobrej woli.
— Ani myślę, to nie mój interes. Wystarcza, jeżeli człowiek zna i rozumie swój własny interes i nie miesza się do cudzego. Mój pochłania mnie całkowicie. Zatem: mam honor pożegnać szanownych panów.
[…]
Źródło: Charles Dickens, Opowieść wigilijna, Kraków 2009, s. 9–10.
W trakcie wigilii Bożego Narodzenia, po wizycie kolejnych duchów, bohater „Opowieści wigilijnej” przechodzi duchową przemianę - zaczyna rozumieć, że pieniądze, które zdominowały jego życie, tak naprawdę nie dają mu szczęścia.
Opowieść wigilijna[…]
Scrooge wrócił do Ducha i udał się posłusznie za nim, starając się rozwiązać w myśli pytanie: dlaczego nie zobaczył siebie w kantorze i co się z nim stać mogło?
Nagle zatrzymali się przed żelaznymi sztachetami, wśród których znajdowała się wielka brama. Przed wejściem poza bramę Scrooge uważnie przyjrzał się miejscu.
Tu, pod ziemią, w głębokości kilku łokci leżał ten człowiek nieszczęsny, którego nazwisko miał niebawem poznać.
Cmentarz otaczało nieskończone mnóstwo ścian domów, a całą jego przestrzeń zarastały trawy i chwasty — rośliny śmierci, a nie życia — które gniły wskutek zbyt obfitego pokarmu.
Duch, stojąc wśród mogił, wskazywał na jedną z nich.
Scrooge, drżąc cały, zbliżył się do niej.
Duch pozornie wcale się nie zmienił, lecz Scrooge'owi zdawało się, iż w jego ponurej, majestatycznej postaci spostrzega coś nowego, co go do głębi poruszało…
— Zanim zbliżę się do grobowca, który mi wskazujesz — rzekł — odpowiedz mi na jedno, jedyne pytanie. Chcę mianowicie wiedzieć, czy to, co widzę, jest obrazem tego, co musi się spełnić, czy też tego, co może nastąpić?
Zamiast odpowiedzi, Duch dotknął ręką mogiły, przy której stali.
— Zapewne — mówił Scrooge dalej — człowiek w życiu musi dążyć tą drogą, jaką sam obrał i dojść do pewnych właściwych rezultatów. Ale jeżeli człowiek opuści dawną swoją drogę i zwróci się na inną, to przecież w końcu osiągnie inny rezultat? Powiedz, czy takie znaczenie mają obrazy, jakie mi ukazałeś?
Duch wciąż stał nieruchomy, wskazując grobowiec.
Scrooge, drżąc całym ciałem ze strachu, niemal pełznąc, przysunął się do grobowca i przeczytał na nim swoje własne nazwisko:
— Więc to samego siebie widziałem?! — zawołał, padając na kolana.
Teraz palec Ducha przesuwał się raz po raz od jego osoby do mogiły.
— Nie, Duchu! O, nie! — zawołał Scrooge.
Duch wciąż powtarzał ten sam ruch ręką.
— Duchu! — krzyknął Scrooge, chwytając płaszcz widma. — Wysłuchaj mnie… Ja już nie jestem tym człowiekiem, jakim byłem do chwili spotkania się z tobą… Nie jestem i nie będę przenigdy… Dlaczego ukazałeś mi tak straszne rzeczy? Czy dla mnie nie ma już ratunku?
Ręka Ducha po raz pierwszy zadrżała.
— O, dobry Duchu! — błagał Scrooge, leżąc u stóp widma, z twarzą zwróconą do ziemi. — Zmiłuj się nade mną, ratuj mnie! Powiedz, że zmieniając życie, mogę jeszcze zmienić obrazy, jakie mi ukazałeś…
Teraz ręka widma poruszyła się, jakby przytakująco.
— Odtąd z całej duszy będę czcił święta Bożego Narodzenia — przyrzekał ze skruchą Scrooge — i przez cały rok będę tych dni oczekiwał, przygotowując się do nich po chrześcijańsku. Będę zawsze pamiętał o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wszystkie trzy Duchy, które mnie nawiedziły, żyć będą we mnie, gdyż nie zapomnę otrzymanych od nich nauk. O, Duchu, powiedz, że mogę zetrzeć napis z tego grobowca…
Z rozpaczą chwycił dłoń Ducha.
Duch usiłował ją wydrzeć, ale Scrooge trzymał ją z całej mocy. Duch jednak, będąc silniejszy od niego, wyrwał ją.
Scrooge wzniósł raz jeszcze dłonie, zamierzając znów błagać o zmianę swego losu, gdy nagle zauważył, że płaszcz i kaptur widma zaczęły się zmniejszać, kurczyć, aż wreszcie całe zjawisko zmieniło się w słupek jego własnego łóżka [...]
Źródło: Charles Dickens, Opowieść wigilijna, Kraków 2009, s. 58–59.
Dokończ zdanie, odnosząc się do treści utworu „Opowieść wigilijna”.
Z utworu Charlesa Dickensa płynie nauka, że ...
Sprawdź, czy umiesz!
Popraw poniższe zdania tak, by tworzyły przysłowia związane z pieniędzmi.
Wyjaśnij, jak - według ciebie - powinien postępować w życiu człowiek, aby nie dostrzegać tylko siebie samego.
Czy znasz akcje charytatywne polegające na dzieleniu się z innymi np. żywnością, pieniędzmi, ubraniami itp.? Kogo i jak można w ten sposób wesprzeć? Jeśli nie znasz takich akcji, poszukaj w dostępnych źródłach wiadomości na ich temat.