Podania małopolskie
Warto wiedzieć!
Polska to twoja wielka ojczyzna. Składają się na nią dziesiątki małych ojczyzn: regionówregionów, województw, miast, miasteczek, wsi. Regiony Polski wyróżniają się tradycjami, językiem, muzyką, kuchnią, zwyczajami, mają również swoje legendy i podania.
Województwa w Polsce

Największe regiony w Polsce

Małopolska jest regionem leżącym na południu Polski, z jej największym i zabytkowym miastem Krakowem wiąże się wiele podań i legend. Mieszkańcy tego miasta pielęgnują liczne obrzędyobrzędy i zwyczajezwyczaje.
W wielu polskich miastach, najczęściej o godzinie 12:00, z najwyższej wieży słychać melodię zwaną hejnałemhejnałem. Swój hejnał mają m.in. Białystok, Bydgoszcz, Chorzów, Lublin, Olsztyn, Opole, Poznań, Warszawa i Zamość. Najbardziej znany jest hejnał mariacki, grany początkowo tylko w południe, a obecnie co godzinę. Raz dziennie, o godzinie 12:00, jest transmitowany przez Program I Polskiego Radia na całą Polskę.

Wysłuchaj nagrania z melodią hejnału z wieży mariackiej w Krakowie i podaj, na jakim instrumencie jest grany lub odszukaj w dostępnych źródłach informację na temat instrumentu, na którym grany jest hejnał.
Nagranie dostępne pod adresem https://zpe.gov.pl/a/D1DSl5pyq
Nagranie hejnału.
Krakowski strój ludowy

Wysłuchaj nagrania krakowiaka.
Nagranie dostępne pod adresem https://zpe.gov.pl/a/D1DSl5pyq
Na nagraniu skoczny i żywy krakowiak. Utwór jest wykonywany przez kapelę w składzie skrzypce, klarnet, akordeon, kontrabas. Skrzypce grają skoczną melodię, klarnet improwizuje, ozdabiając melodię drobnymi wartościami rytmicznymi, akordeon i kontrabas utrzymują żwawe tempo w metrum dwie czwarte.
Raz do roku ulice Krakowa przemierza barwny pochód lajkonika, zwanego Tatarzynem lub konikiem zwierzynieckim. Jego historia sięga aż 1287 roku, kiedy do miasta zaczęły zbliżać się wojska tatarskie. Tatarzy postanowili przenocować nad Wisłą w okolicy wsi Zwierzyniec, a rano uderzyć na miasto. Na szczęście ich obóz dostrzegli flisacyflisacy, napadli ich znienacka i złupili. Przebrali się w tatarskie stroje i na zdobytych koniach wjechali do Krakowa. Mieszczanie byli przerażeni przemarszem rzekomych Tatarów, ale gdy już odkryli całą maskaradęmaskaradę, entuzjastycznie przywitali flisaków. Aby upamiętnić to wydarzenie, burmistrz Krakowa ogłosił, że raz do roku będzie do miasta wjeżdżał mężczyzna przebrany za Tatarzyna na czele orszakuorszaku flisaków.
Obejrzyj galerę zdjęć przestawiających lajkonika.
Podania krakowskie
Najbardziej znanymi podaniami związanymi z tym miastem są opowieści o Kraku i jego córce Wandzie oraz o wawelskim smoku.
Przeczytaj komiks o smoku wawelskim.
Przeczytaj podanie o Kraku i smoku wawelskim, a następnie wykonaj ćwiczenia.
Podanie o Kraku i smoku wawelskimDawno, dawno temu Polaków nazywano Lechitami, a kraj, w którym żyli, Lechią. Lechici byli narodem niezwykle walecznym i skorym do rozwiązywania konfliktów z sąsiadami za pomocą oręża. Ich życie wypełniały zatem zacięte wojny, prowadzone na lądzie i na morzu. Podbili wiele nowych ziem; brali bogate łupy i nakładali daniny na podporządkowane sobie ludy. Co jednak zaskakujące, nie mieli króla i nie znali żadnego prawa, które obowiązywałoby wszystkich obywateli ich państwa. Prowadziło to do licznych sporów i kłótni, z których zwycięsko wychodził po prostu ten, kto był najsilniejszy i… najbogatszy.
Pewnego dnia z dalekiego kraju przybył pewien mąż, któremu było na imię Krak. Zwołał Lechitów na wiec i przemówił do nich w te słowa:
- Państwo bez króla jest jak człowiek bez głowy, lampa bez światła, albo świat bez słońca. Wybierzcie mnie na króla, a obiecuję, że tego nie pożałujecie! Krak był mądrym człowiekiem i potrafił przemawiać. Prędko przekonał Lechitów do swojej propozycji. Wojowie unieśli w górę broń i gromkogromko pozdrowili go jako swojego króla.
Krak bez zwłoki zabrał się do pracy - ogłosił liczne ustawy i ustanowił prawa. Dzięki temu w kraju Lechitów wreszcie zapanowała sprawiedliwość. Wszystko się zmieniło. Ten, który dotąd mógł najmniej, zaczął cieszyć się opieką królewskiego prawa i silniejsi nie mogli go już bezkarnie dręczyć.
Krak panował przez wiele lat. Dzięki niemu kraj po prostu rozkwitł w dobrobycie i prawości obyczajów.
Gdy król był już stary i sędziwy, na królestwo Lechitów spadło wielkie nieszczęście. Niedaleko siedziby Kraka, u podnóża samotnej skały zwanej Wawelem, w grocie, zagnieździł się srogi i straszliwy potwór. Nazywano go całożercą albo smokiem. Żądał regularnych danin z bydła, które ze smakiem zjadał. Groził mieszkańcom grodu Kraka przerażającą obietnicą: jeśli przestaną dostarczać mu wymagany podatek, będzie bezlitośnie pożerał ludzi. Krak wezwał swoich dwóch synów i rzekł:
- Dłużej już tego znosić nie mogę. Obowiązkiem króla jest troszczyć się o kraj i lud. Stary jestem, niedługo umrę. Nie mam już tyle siły, co dawniej. Wy będziecie panować po mnie – ale wpierw musicie udowodnić, żeście tego warci. Idźcie i zabijcie potwora. Uważajcie na siebie!
- Ty rozkazujesz, a my słuchamy, ojcze! – odparli synowie i ruszyli ku Wawelowi.
Bracia wypowiedzieli potworowi wojnę i wielokrotnie stawili mu czoła w otwartej walce. Na nic jednak zdały się miecze i włócznie. Musieli odstąpić ...
– Nie damy rady – rzekł jeden z braci – skóra tego przeklętego gada jest zbyt gruba i za twarda. Nie przebijemy jej naszą bronią!
– Słusznie prawisz – odparł drugi – musimy uciec się do podstępu.Wzięli zatem skóry bydlęce i wypełnili je tlącą się siarką. Następnie podłożyli je w miejscu, gdzie składano całożercy ofiary. Z ukrycia obserwowali, jak potwór wyłazi ze swojego gniazda i łapczywie pożera „posiłek”. Nagle z jego gardła buchnęły żywe płomienie: smok zaczął dusić się oparami siarki, aż wreszcie rozpękł się na cztery strony świata.
– Zwycięstwo! – krzyknęli uradowani bracia. Nagle jeden pomyślał:
– Ojciec niedługo umrze, a nas jest przecież dwóch. Królem może być tylko jeden, czyli ja! Dlaczego miałbym dzielić się władzą, sławą i zaszczytami? Ja bardziej na to zasługuję!I stało się tak, że jeden z braci zamordował drugiego.
Zbrodniarz powrócił do ojca i udawał, że szczerze roni łzy nad ciałem brata. Ścisnęło się z żalu serce starego króla, ale wypełniła je też radość. Kraj był wreszcie wolny od bestii i miał godnego następcę tronu.
Wkrótce Krak umarł, a jego syn został nowym królem. Niedługo jednak cieszył się władzą. Wkrótce jego straszliwa zbrodnia wyszła na jaw. Jako bratobójcę i kłamcę wypędzono go precz z królestwa, aby na pustkowiu wśród dzikich zwierząt dumał
nad zmiennym losem...Na skale Wawel wzniesiono wspaniałe miasto. Na cześć starego króla nazwano je Krakowem, aby pamięć o dobrym i sprawiedliwym władcy żyła wiecznie. Na tronie Lechitów zasiadła piękna Wanda – córka Kraka, ostatnia z jego rodu. O jej tragicznych losach opowiada wszakże inna legenda...
Źródło: Podanie o Kraku i smoku wawelskim, licencja: CC BY 3.0.
Przeczytaj podanie o Wandzie i wykonaj ćwiczenia.
O Wandzie, co nie chciała NiemcaPo śmierci księcia Kraka wielka żałobażałoba zapanowała w jego grodzie – Krakowie. Poddani opłakiwali śmierć mądrego i sprawiedliwego władcy. Z trwogą spoglądali w przyszłość, gdyż Krak nie zostawił po sobie męskiego potomka, tylko córkę Wandę. Jej to właśnie miał przypaść tron książęcy.
Czy młodziutka księżniczka podoła ciężkim obowiązkom władcy, czy da sobie radę? Niepotrzebnie jednak martwiła się starszyzna i cały lud. Już pierwsze dni jej rządów rozwiały przedwczesne obawy. Wanda szybko zdobyła miłość ludu, a wieści o jej urodzie i mądrości rozeszły się szeroko, na wszystkie strony świata.
Dotarły też na zachód, nad Łabę, gdzie panował książę Rydygier. Młody Niemiec szukał sobie żony, toteż z wielkim zainteresowaniem słuchał wieści o pięknej córce Kraka. Postanowił za wszelką cenę zdobyć jej rękę.
Wysłał więc do Krakowa zbrojne poselstwo, bogate w dary. Rycerze niemieccy mieli prosić Wandę w imieniu Rydygiera o rękę. Gdyby nie zechciała zostać jego żoną, mieli wymusić na niej zgodę groźbą.
Długą drogę przebyli posłowie, zanim dotarli do Krakowa. Dziwili się, że za tyloma lasami, rzekami i górami kryje się tak piękne i bogate miasto. Zdumienie ich było jednak jeszcze większe, kiedy następnego dnia ujrzeli Wandę.
Nie kłamały słowa opowieści docierających aż nad Łabę. Dziewczyna była młoda i piękna jak słoneczny, wiosenny poranek.
Najstarszy z posłów wystąpił do przodu, skłonił się nisko i przemówił:
– Piękna Wando! Przybyliśmy tutaj w imieniu dzielnego księcia Rydygiera, który zakochał się w tobie, słysząc o twej urodzie i mądrości. Książę przysyła ci bogate dary i prosi, byś została jego żoną.
To mówiąc, złożył u stóp księżniczki wielką szkatułę pełną klejnotów i kosztowności.
Wanda popatrzyła na dary, lecz nie ucieszyła się nimi, uśmiech zniknął z jej twarzy. Podniosła głowę, spojrzała na posłów i powiedziała:
– Podziękujcie swemu panu. Nie mogę jednak przyjąć jego podarków, tak jak nie mogę zostać jego żoną. Moje miejsce jest tu, na tej ziemi, którą kocham, wśród mego ludu, który także miłuję. Nie mogłabym ich opuścić i żyć na obczyźnie.
Pobledli niemieccy rycerze, słysząc te słowa, i gniew pojawił się na ich brodatych obliczach. Krótko naradzali się między sobą, po czym znowu głos zabrał najstarszy:
– Zuchwała jest twoja mowa, księżniczko! Wiedz jednak, że mój pan zawsze dostaje to, czego chce. Jeśli odmówisz mu swej ręki, krwią spłynie ziemia, którą tak miłujesz! Zastanów się więc dobrze nad odpowiedzią.
– Są jeszcze inne prawa niż prawo miecza – odrzekła dumnie Wanda i wyszła z komnaty.
Na próżno przerażeni widmem wojny wielmoże usiłowali wpłynąć na zmianę jej zdania. Oświadczyła stanowczo, że za Niemca nie wyjdzie i nigdy nie opuści kraju nad Wisłą. W ciszy swojej komnaty znalazła inny sposób, aby uchronić lud przed wojną.
Gdy ciemna noc zapadła nad Wawelem i całym Krakowem, a sen zmorzył nawet czuwających strażników, Wanda wymknęła się niepostrzeżenie. Biegła prosto nad Wisłę. Przez chwilę stała na jej stromym brzegu i wpatrywała się w nieprzeniknione ciemności. Potem uniosła ręce i skoczyła w wezbrane wody rzeki.
Rankiem Wisła wyrzuciła na brzeg ciało Wandy. Płakali wszyscy poddani, głęboko wzruszeni jej poświęceniem.
Zawziętość opuściła niemieckich posłów, którzy odjechali chyłkiem, udając się w powrotną drogę nad Łabę. Kiedy opowiedzieli Rydygierowi o czynie Wandy, zmiękło jego serce. Pożałował swoich gróźb i zrozumiał, że miłości nie można ani zdobyć siłą, ani jej kupić. Wierny lud, chcąc uczcić pamięć i bohaterstwo swej pani, usypał pod Krakowem wysoki kopiec, który nazwano jej imieniem.
Źródło: Magdalena Grądzka, O Wandzie, co nie chciała Niemca, [w:] Złota encyklopedia bajek. Legendy polskie Warszawa 2005, s. 32–36.
Wypisz wszystkie historyczne nazwy własne pojawiające się w podaniu.
Podanie jest fikcyjną opowieścią silnie związaną z miejscowością, regionem lub narodem. Wyjaśnia przyczyny powstania pewnych tradycji, miejscowości, krain geograficznych czy miejsc. Bohaterami podań są często niezwykłe postacie, ludzie w czymś zasłużeni, królowie. Uzasadnij, że opowieść o Wandzie jest podaniem. Pod każdym zdaniem wypisz przykłady z tekstu.
Bohaterami podań są najczęściej niezwykłe postaci: królowie, królowe, wojownicy, lokalni bohaterzy. Zaznacz grupę wyrazów charakteryzujących Wandę.
Przeczytaj podanie o Twardowskim i wykonaj ćwiczenia.
Klechdy domowe. TwardowskiTwardowski był dobry szlachcic [...]. Chciał mieć więcej rozumu, niż mają drudzy poczciwi ludzie, i znaleźć od śmierci lekarstwo, bo nie chciało mu się umrzeć. W starej księdze raz wyczytał, jak diabła przywołać można, o północnej przeto dobie [...] zaczął biesa głośno przywoływać. Stanął prędko zawezwany; jak w one czasy bywało, zawarli z sobą umowę. Na kolanach zaraz diabeł napisał długi cyrograf, który własną krwią Twardowski, wyciśniętą z serdecznego palca, podpisał.
Między wielu warunkami był ten główny: że dopóty ni do ciała, ni do duszy czart nie ma żadnego prawa, dopóki Twardowskiego w Rzymie nie ułapi.
Na mocy tej to umowy diabłu jako swemu słudze rozkazał naprzód, by z całej Polski srebro naniósł w jedno miejsce i piaskiem dobrze przysypał. Wskazał mu Olkusz; posłuszny służka dopełnił rozkaz wydany i z tego srebra powstała sławna kopalnia srebra w Olkuszu. [...]
Wszystko, co jeno zażądał żywnie, miał na swoim zawołaniu: jeździł na malowanym koniu, latał w powietrzu bez skrzydeł, w daleką drogę siadł na kogucie i prędzej bieżał niż konno; [...]
Złota miał zawsze by piasku, bo co chciał, to diabeł znosił. Kiedy długo dokazuje, raz był zaszedł w bór cienisty bez narzędzi czarnoksięskich. Zaczął dumać zamyślony; nagle napada go diabeł i żąda, aby niezwłocznie udał się do Rzymu.
Rozgniewany czarnoksiężnik mocą swojego zaklęcia zmusił biesa do ucieczki [...]
W ostatku sprzykrzywszy sobie, zły duch, czekając dość długo na duszę czarnoksiężnika, przybiera postać dworzana i jak biegłego lekarza zaprasza niby do swojego pana, że potrzebuje pomocy. Twardowski za posłańcem spieszy do pobliskiej wsi, nie wiedząc, że w niej się gospoda nazywała „Rzymem”.
Skoro tylko próg przestąpił onego mieszkania, mnóstwo kruków, sów, puchaczy osiadło dach cały i wrzaskliwymi głosy napełniło powietrze. Twardowski od razu poznał, co go może tutaj spotkać, więc z kołyski dziecię małe, świeżo dopiero ochrzczone, porywa drżący na ręce, zaczyna piastować, gdy w własnej postaci wpada diabeł do izby.
Chociaż był pięknie ubrany – miał kapelusz trójgraniasty, frak niemiecki z długą na brzuch kamizelką, spodnie krótkie i obcisłe, a trzewiki ze sprzączkami i wstążkami — wszyscy go poznali zaraz, bo wyglądały rogi spod kapelusza, pazury z trzewika i harcap z tyłu.
Już chciał porwać Twardowskiego, gdy spostrzegł wielką przeszkodę, bo małe dziecię na ręku, do którego nie miał prawa. Ale bies wnet znalazł sposób; przystąpił do czarownika i rzecze: — Jesteś dobry szlachcic, zatem verbum nobile, debet esse stabile.
Twardowski widząc, że nie może złamać szlacheckiego słowa, złożył w kołysce dziecię, a wraz ze swym towarzyszem wylecieli wprost kominem.
Zawrzało stado radośnie sów, wron, kruków i puchaczy. Lecą wyżej, coraz wyżej. Twardowski nie stracił ducha; spojrzy na dół — widzi ziemię, a tak wysoko poleciał, że wsie widzi takie małe jak komary, miasta duże jakby muchy, a sam Kraków był jak dwa pająki razem.
Żal mu szczery serce ścisnął; tam zostawił wszystko drogie, co polubił i ukochał w życiu, [...] dobędzie ostatku głosu i zanuci pieśń pobożną.
Skończył pieśń całą, zdziwiony wielce patrzy, że w górę nie leci wyżej, że zawisł w miejscu. Spojrzy dokoła – już towarzysza nie widzi swojej podróży; głos jeno mocny słyszy nad sobą, co zagrzmiał w sinawej chmurze:
— Zostaniesz do dnia sądnego, zawieszony jak teraz!
Jak zawisł w miejscu, dotychczas buja, a choć mu słowa w ustach zamarły, choć głosu jego nikt nie dosłyszy, starcy, co dawne pamiętają czasy, gdy miesiąc w pełni zabłyśnie, przed niewielu jeszcze laty wskazywali czarną plamkę jako ciało Twardowskiego, zawieszone do dnia sądu.
Źródło: Kazimierz Władysław Wójcicki, Klechdy domowe. Twardowski, Warszawa 1986, s. 27–32.
Ułóż plan wydarzeń podania o panu Twardowskim.
Jak Twardowski chciał oszukać diabła? Opisz, co zrobił, aby nie dotrzymać warunków umowy.
Podanie jest fikcyjną opowieścią silnie związaną z miejscowością, regionem lub narodem. Może zawierać motywy związane ze świętymi, błogosławionymi lub mitycznymi istotami: duchami, czarownicami lub diabłami. Wyjaśnia przyczyny powstania pewnych tradycji, miejscowości, krain geograficznych czy miejsc. Uzasadnij, że opowieść o Twardowskim jest podaniem. Pod każdym zdaniem wypisz przykłady z tekstu.
Dopasuj fragmenty zdań tak, aby powstało całe przysłowie.
Podania tatrzańskie
Przeczytaj podanie o Janosiku i wykonaj ćwiczenia.
Klechdy domowe. JanosikRaz student szedł ze szkół na wakacje do domu. Przechodząc przez wielki las, zabłądził i noc go tam zaskoczyła: nie mógł się w żaden sposób z tego boru wydostać. Wlazł wreszcie na wysokie drzewo i patrzył na wszystkie strony, czy końca lasu nie ujrzy. Spostrzegł w oddaleniu światełko, rzucił czapkę w tym kierunku, ażeby drogi nie zmylić, a zlazłszy z drzewa, poszedł za czapką i trafił do małej chatki. W oknie błyskało światełko i student wędrowny obaczył siedzącą w chacie staruszkę.
Otworzył drzwi, wszedł do izdebki, a stara go zapytała:
— Coś ty za jeden i czego tu chcesz?
— Szedłem do domu ze szkół i zbłądziłem w lesie; proszę was, matko, przyjmijcie mnie na nocleg do waszej chatki. Nazywam się Janosik.
— Nie mogę ja ciebie przyjąć na nocleg — odrzekła stara — bo jak przyjdzie starsza moja siostra, to cię z pewnością zabije.
Poznał z tych słów staruszki, że trafił do mieszkania czarownic; nie uląkł się jednak i odpowiedział:
— Niech się już co chce dzieje, nie odejdę stąd, jestem zmęczony i muszę tu przenocować.
Czarownica, widząc, że nie ma z nim rady, zawołała młodzieńca na wieczerzę, a gdy zjedli oboje, schowała go za piecem. Wkrótce wleciała oknem na miotle starsza siostra, zaczęła nosem kręcić i zawołała:
— Ej ! Musi tu być gdzieś człowiek schowany w chacie?
— A co ! Wychodź, Janosik ! — wykrzyknęła młodsza. Musiał więc rad nierad wyjść z ukrycia.
— Siadaj ze mną do wieczerzy — powiedziała starsza czarownica; on zasiadł z nią do stołu, a gdy zjedli, stara rzekła:
— A teraz ruszaj stąd, jeżeli ci życie miłe; bo jak powróci najstarsza nasza siostra, zabije cię niezawodnie.
A on i teraz się nie zatrwożył.
— Nie pójdę nigdzie i tu nocować będę — odparł i za piec odszedł.
Przyleciała trzecia siostra, najstarsza, i zaraz zawołała tak samo jak i średnia:
— Oj ! Gdzieś tu człowiek musi być schowany?
Znowu musiał Janosik wyjść ze swej kryjówki; zaprosiła go najstarsza czarownica na wieczerzę, a gdy zjadłszy, spać się położył, one wszystkie trzy naradzać się zaczęły, co z nim zrobić.
Ale chłopak nic spał, udawał tylko i słyszał wszystko, co mówiły.
— Połóżmy mu węgiel gorejący na żywe ciało — powiedziała jedna z sióstr — jeżeli ból zniesie i nie przebudzi się, to będzie z niego człek wytrzymały.
Jak rzekły, tak uczyniły: położyły mu na żywym ciele węgiel rozpalony; on się nie poruszył, ból znosił w milczeniu, póki węgiel nie zgasł. Czarownice wówczas powiedziały:
— Będzie z niego człek dzielny i wytrwały; warto, żeby został zbójnikiem. Musimy go oporządzić jak należy do tego rzemiosła.
— Ja mu dam ciupagęciupagę — rzekła jedna.
— A ja koszulę — mówiła druga.
— A ja pas — dodała trzecia.
Z dalszej rozmowy czarownic dowiedział się Janosik, że na tej ciupadze, jak się uniesie, trzy mile przeskoczy, a w koszuli i pasie mieć będzie nadzwyczajną siłę. Najstarsza czarownica, co koszulę mu szyć miała, z wieczora zaraz zasiała na nią konopie — a rano już i koszula była gotowa. Gdy wstał Janosik, trzy siostry oddały mu te dary, mówiąc:
— Nie będziesz ty uczonym ani księdzem, ino zbójnikiem. Oto masz ciupagę; jak się na niej uniesiesz, to trzy mile przeskoczysz; ona cię obroni od wszelkiego niebezpieczeństwa. W tej koszuli i pasie będziesz miał znów siłę nadzwyczajną. [...]I ruszył w góry. Dobrał sobie wkrótce pomocników i towarzyszy; miał pod sobą dwunastu zbójników — a chociaż żaden Janosikowi dorównać nie mógł, wszyscy jednakże musieli się czymś nadzwyczajnym odznaczyć, ażeby on ich przyjął pod swoją komendę. Każdemu kazał wprzódy próby odbywać i różnych sztuk dokazywać w swojej obecności.
Jeden na przykład podskakiwał do wierzchołka wysokiej jodły i ścinał go szablą albo z pistoletu odstrzeliwał. Drugi łamał w ręku pnie drzew najgrubszych, trzeci kruszył w garści najtwardsze kamienie. Janosik sam to wszystko robił z łatwością; nieraz dla zabawki, jak skoczył, ręką chwytał wierzchołek największego smreka. [...].
Stałe mieszkanie obrał on sobie w Liptowie; tam w lesie ukrywał się ze swoją bandą i w okolicy na zbójeckie wyprawy się puszczał.
Janosik rabował tylko bogaczów, ubogim nigdy krzywdy żadnej nie czynił, przeciwnie, wspomagał ich często i hojnie pieniądze rozdawał. [...]
Raz posłał do pewnego bogatego pana, zapowiadając, że przyjdzie do niego na obiad z dwunastoma swoimi kamratami, więc żeby wszystko dla nich przygotowano. Pan odpowiedział, że bardzo dobrze, czekać będzie na Janosika i towarzyszy jego z obiadem. A tymczasem kazał zwołać z całej wsi swojej, a nawet z okolicznych wiosek najsilniejszych ludzi, uzbroił ich w kije i tak czekali, sądząc, że łatwo Janosika pokonają.
Nie wiedział ów pan o jego czarodziejskiej sile, o koszuli, o pasie i ciupadze, darowanych przez trzy czarownice.
Jak tylko nadszedł Janosik, zaraz spostrzegł, jaka zdrada przeciw niemu była uknuta; ale poradził sobie: wywinął tylko ciupagą i połowa napastników padła na ziemię. Potem chwytał wozy i bryczki, przez pałac przerzucał, przebiegał na drugą stronę i chwytał w lot. Dużo napędziwszy strachu, zabrał panu, co miał pieniędzy w domu, i odszedł do lasu.
Doszły na koniec te sprawki Janosika aż do uszu cesarzacesarza we Wiedniu: mieszkańcy Liptowa ciągle na niego zanosili skargi, więc cesarz wysłał cały pułk żołnierzy, aby go schwytali. Nie ukrywał się Janosik przed nimi, lecz śmiało stanął ze swoją ciupagą naprzeciw żołnierzy uzbrojonych w broń palną. Oni strzelali, a on kule chwytał w powietrzu i na nich ciskał, bo czarodziejska koszula nie dopuszczała kul do niego. Potem wypuścił ciupagę, wołając tylko:
— Ciupaga, bij!
Ciupaga tak biła i rąbała na wszystkie strony, że pułk żołnierzy uciekł w końcu w popłochu. [...]
Raz cesarz z drugim królem wydali sobie wojnę i w końcu na tym stanęło, że dwaj rycerze, z obu stron wybrani, mieli się potykać w pojedynku i trzy wojny rozstrzygnąć. Posłał tedy cesarz po Janosika, aby po jego stronie stawał. Przybył do Liptowa pułk huzarówhuzarów: pięknego konia dla niego przyprowadzili, szukali go wszędzie, pytali, gdzie Janosik mieszka, a ludzie im pokazali, że w lesie. Poszli do lasu, spotkali samego Janosika, ale go nie poznali — i znów pytają, gdzie mieszka. On chwycił drzewo, wyrwał je z korzeniami, pokazał i powiedział, że to jest jego mieszkanie. Domyślili się, że to on sam stoi przed nimi, odpowiedzieli, czego żąda od niego cesarz, i podali mu konia.
Ale on nie chciał konno jechać, rzekł im tylko:
— Ja tam prędzej będę od was!
I w rzeczy samej, w trzy dni po nich wyruszył na swojej ciupadze, a już go na miejscu zastali, gdy przybyli, i zaraz prowadzili do cesarza. Chciano mu dać zbroję żelazną i pancerz, szablę i wierzchowca pięknego przygotowano — lecz on nic z tego wszystkiego nie chciał; ciupagę wziął do ręki i szedł pieszo naprzód, a za nim cesarz z całym wojskiem. Tak przyszli na plac boju, gdzie czekał nieprzyjaciel, i rycerz, co miał stanąć do pojedynku z Janosikiem, wystąpił naprzód. Był on cały zakuty w żelazo i siedział na dzielnym rumaku. Gdy obaczył przeciwnika idącego pieszo naprzeciw niemu, chciał go zaraz zastrzelić z pistoletu lub ciąć szablą; ale Janosik chwycił tylko konia za nogę i noga mu w ręku została, a rycerz, obalony na ziemię nie mógł już dalej walczyć.
Chciał cesarz zabrać z sobą Janosika, ale on nie miał ochoty iść: powiedział tylko, że już swoje zrobił, a teraz wraca do domu, i skoczył na ciupadze do Liptowa, gdzie mu było najlepiej.
Ale Liptacy sprzysięgli się na niego i w końcu też go zgubili. Wiedzieli, że Janosik ma siłę nadzwyczajną i starali się dojść, skąd ona pochodziła. Udało im się w końcu przekupić kobietę, do której on czasem przychodził ze swoimi kamratami i uczty wyprawiał. Gdy raz był trochę podchmielony, chytra ta kobieta zaczęła się go rozpytywać, wyciągać na słówka, aż w końcu powiedział jej, że tę siłę czarodziejską daje mu koszula, pas i ciupaga, dary trzech sióstr czarownic.
Tego tylko potrzeba było mieszkańcom Liptowa; zaczaili się w domu tej kobiety i gdy Janosik przyszedł znowu ucztę wyprawiać, a uczęstowawszy się trochę zanadto, spać się położył, oni mu ciupagę wykradli i zamknęli tak daleko, że ją od niego dziesięcioro drzwi dzieliło. Potem rzucili się na śpiącego, porozcinali na nim pas i koszulę, ściągnęli jedno i drugie; zaraz też Janosik wielką swą siłę utracił. Mogli go związać, zaprowadzić do więzienia, zrobić z nim wszystko, co chcieli. Ciupaga ruszyła się wprawdzie na pomoc Janosikowi i ośmioro drzwi przebiła, lecz w dziewiątych ugrzęzła.
Sędziowie skazali na śmierć Janosika i wyrok wykonali jak najspieszniej, a gdy z Wiednia od cesarza nadeszło ułaskawienie, już było za późno. Cesarz nie darował tego mieszkańcom Liptowa: za to, że powiesili Janosika, który mu oddał taką usługę w owym pojedynku, nałożył na nich wielki podatek do dzisiejszego dnia opłacany.
Tak Janosik przez kobietę skończył !Źródło: Zofia Urbanowska, Klechdy domowe. Janosik, Warszawa 1986, s. 55–63, licencja: CC BY 3.0.
Podpisz na ilustracji magiczne elementy stroju Janosika.
Wypisz magiczne elementy stroju Janosika.
Bohaterami podań są najczęściej niezwykłe postaci: królowie, królowe, wojownicy, lokalni bohaterzy. Zaznacz grupę wyrazów charakteryzujących Janosika.
Wskaż, jakich niezwykłych czynów dokonywał Janosik dzięki magicznej sile przedmiotów otrzymanych od czarownic.
Przeczytaj podanie o śpiących rycerzach w Tatrach i wykonaj ćwiczenia.
O śpiących rycerzach w TatrachPrzewędrowałem w życiu wiele świata, góry widziałem niebotyczneniebotyczne, pokryte nietającymi nigdy lodami, widywałem rzeki tak szerokie, że trzeba całej niemal godziny, aby łodzią przepłynąć z jednego brzegu na drugi, siadywałem po dolinach tak cudnych, że ziemia wydawała mi się rajem, patrzyłem na tęcze, które tworzą się w rozbitej na drobne pyły fali ogromnych wodospadów, a przecież tęsknota moja nigdzie nie znajdowała takiego ukojenia jak w naszych Tatrach. [...]
A przy tym pełno tu jest opowieści, których człowiek rad by słuchał bez końca, tak są piękne i tak głęboką myśl nieraz ukrywają w sobie. Zapewne nie ja sam, lecz także wielu innych wędrowców po górach lubi najbardziej Dolinę Kościeliską.
Przed laty zawitawszy do niej po raz pierwszy, stanąłem na moście rzuconym przez potok, i przyglądałem się rycerzowi wykutemu w szarej skale. W szyszakuszyszaku na głowie, ze skrzydłami u ramion, z mieczem w ręku, pochylił się ten kamienny bohater i śpi.
Zadumawszy się nad tą postacią, anim spostrzegł, kiedy za mną stanął długowłosy, osiwiały góral i rzekł:
– Przypatrujecie się, panie, tej postaci, a pewno nie wiecie, co oznacza. Wykuli ją tu na pamiątkę, że w tych skaliskach, w wielkiej by kościół pieczarze, uśpione leży wojsko. Podobnoś polskie, a przywędrowało tu od Krakowa czy gdzieś od Poznania i Gniezna. Przewodził mu król znamienity, przesławny; od naszych dziadów i pradziadów mamy wieści, że nazywał się Chrobry. Za naszej pamięci nikt tego wojska tu nie ujrzał, bośmy jeszcze niegodni, lecz przed wiekami był tu we wsi Kościeliskach czy też w Zakopanem mały chłopaczek, który na lato wyganiał stado ojcowskie do tej doliny na pastwisko. [...]
Pewnego razu zabłąkał się w ustroń nieznaną, niedostępną, w strasznie czarne urwiska, oślizłe od wody śniegowej, strzelające ku niebu spośród gęstwi kosodrzewiny, siwych świerków, drobnych żwirów i takich złomów kamienistych, że i sto koni nie ruszyłoby ich z miejsca. Rozejrzał się naokoło. Wszędy pustosz; ani śladu ścieżynki, którą przed chwilą przebył. Z początku przeraził się, ale po chwili pomyślał: „Kiedym tu doszedł, to i wrócę, jak nie tą, to inną drogą”.
I aby dodać sobie odwagi, a może i z uciechy, że z tej wyżyny ujrzał całą dolinę, wartkim przeciętą potokiem, a poza nią wszerz i wzdłuż wszystkie niemal szczyty, jakie są w Tatrach, huknął na góry, na lasy, huknął raz i drugi. Odezwało mu się echo. Huknął po raz trzeci i skamieniał. Zdało mu się, że słyszy organy, które jakby grały wewnątrz turniturni. [...]
W tej samej chwili rozstąpiły się głaźne ściany, z przeraźliwym rozwarły się trzaskiem i łomotem i przed oczami pastuszka niewidziane wyrosło zjawisko: olbrzym cały zakuty w zbroję, z szyszakiem na głowie, ze skrzydłami u ramion, z ogromnym, prostym, szerokim mieczem w dłoni. Stanął ten rycerz w słońcu, jak w złocie, i zawołał:
„Kto ośmiela się budzić nas ze snu wiekowego? Czy nadszedł już czas?”
Ale chłopiec, oniemiały z przerażenia, odpowiedzi żadnej dać nie mógł, bo też i pytania tego jeszcze nie rozumiał. Rycerz zaś, spostrzegłszy jego przestrach, powiada:
„Nie lękaj się, nic złego ci nie uczynię, bom nie zbójnik, tylko wojownik, który krew przelewał za ojczyznę, a potem razem z towarzyszami przyszedł w te skały na sen wiekowy, aby się zbudzić do życia, gdy ludzie staną się tak dobrzy jak ty – bo widzę, żeś jest dobry – gdy nabiorą takiej wiary i mądrości, że już nie będą mogli znieść jarzmajarzma, co ich gniecie. A gdy do tego dojdzie, wówczas zjawi się taki drugi chłopaczek jak ty, wybrany z tysiąca albo miliona, bo musi być najgodniejszy, zapuka do bramy złocistej i wielkim zawoła głosem:
«Wstańcie, rycerze, ze snu wiekowego, wstańcie i spłyńcie w doliny pomiędzy ludzi, którzy stali się już dobrzy i mądrzy i wielką mają wiarę, a pod panowaniem złego żadnym sposobem żyć już nie chcą dłużej! Wstańcie, rycerze skrzydlaci, podobni do aniołów z nieba!»
My to usłyszymy i uwierzymy, gdyż skłamać – on nie skłamie! Rumaki nasze zeprzemy ostrogami i z dobytym mieczem w dłoni popędzimy w świat jak wicher, jak burza.
Zerwie się naokoło szum ogromny. Świerki jak rżyskorżysko łamać się będą pod kopytami naszych wierzchowców; wielkie głazy polecą ze szczytów jak drobne kamyki. [...] Całe niebo i ziemia zatrzęsie się od grzmotów [...], pioruny walić będą bez ustanku, przestrach pójdzie po wszystkim, co żyje, lecz potem nastanie spokój. Gromy ucichną, potoki i jeziora ułożą się w błękity, mgły w srebrną przemienią się rosę, błyszczącą na trawach i kwiatach, i iglicach drzew świerkowych, złote na niebie zajaśnieje słońce, a ludzie, zbawieni z niewoli, pieśni radosne zaśpiewają i dziękować będą niebiosom za cudowne zwycięstwo”.
Tak mówił rycerz. A pastuszek słuchał tego jakby dziwa: upadł przed nim na kolana i rzecze:
„Udam się między ludzi, pójdę choćby na krańce świata i obwieszczę im, com słyszał. A chciałbym też zdobyć taką wiarę i taką mądrość, iżbym ich mógł tej wielkiej wiary i tej wielkiej mądrości potrzebnej do wyzwolenia nauczyć”.
Podniósł go wojownik z ziemi i rzekł:
„Dostąpisz jeszcze tej łaski, że zobaczysz nas wszystkich razem, abyś do ludzi, braci swojej, zawołał: «Wierzcie mi, bracia moi, bom zbrojnych mężów tych na własne widział oczy»”.
I z tymi słowy powiódł go do jaskini napełnionej światłością. A jaskinia była tak rozległa, że kilka godzin nie wystarczy, aby ją przejść [...].
I tutaj ów pastuszek, już ośmielony, ujrzał przed sobą obraz, jakiego ani przedtem, ani potem nigdy w życiu nie oglądał. Nieprzeliczone rzędy rycerzy w hełmach i zbrojach pozłocistych, ze skrzydłami u ramion, z szerokimi mieczami w ręku, na pięknych siedziały rumakach, przyodzianych kosztownymi kobiercami i skórami z lampartów, lwów i tygrysów. Na łbach konie te miały pęki białych piór, a podkowy ze złota.
Na widok rycerza‑wartownika przeszło drżenie po szeregach, konie zaparskały, a ona zbrojna husaria poprawiła się na siodłach wysadzanych turkusami, nie odezwał się jednak żaden głos, tylko wszyscy, z wodzem królewskim na czele, pytające w przybyłych wlepili spojrzenie. A gdy rycerz krótkie rzucił hasło: „Jeszcze nie!”, od razu bojowe hufy te skamieniały: przytulone do karków końskich na nowo zasnęły i śpią tak od wieków.
Zasię z chłopaczkiem stało się tak:
Rycerz, nim zasnął, kazał mu tą samą drogą wrócić na świat.
„Nigdy już tutaj - powiedział - nie będziesz, miejsca tego nie szukaj, bo go nie znajdziesz”.
Z trzaskiem zawarła się za pastuszkiem złocista brama, zapadła się od razu w ziemię, skały się spoiły, owinięte kosodrzewiną i świerkami, i błyszczały na nich dalej szarotki i dzwonki.
Zeszedłszy ku stadu, które pasło się, strzeżone przez pięknego białego psa owczarka, pastuszek przemyśliwał nad tym, co widział i słyszał, i naprzód wiadomość o wszystkim dał ojcu, że musi iść pomiędzy ludzi i uczyć ich wielkiej wiary i wielkiej mądrości, aby wszystko spełniło się, tak jak mu rycerz o tej świętej godzinie wyzwolenia wyprorokował. A ten, ponieważ dobry człowiek był, powiada: „Snadź jesteś w łaskach u Boga, boś na własne oczy oglądał i na własne uszy posłyszał, co my tylko ze starodawnej znamy opowieści. Ale jakże ty ludzi będziesz uczył wielkiej wiary i wielkiej mądrości, kiedyś sam tego nieświadomy? Do szkół pójdziesz, oświecenia nabierzesz, a potem głosić będziesz tę cudną prawdę”.
I tak było.
Pastuszek wyrósł na mędrca, a że dla siebie nic nie pragnął, jeno chciał żyć dla drugich, udał się w świat, w miasta i wioski, i naprawiał ludzi. Siły jednak za mało posiadał, a życie za krótkie, iżby wszystkiego dokonał. Poszły za nim tysiące i pójdą jeszcze tysiące, ale póki wszyscy do ostatniego człowieka nie przejmą się jego nauką, nie spełni się proroctwo o śpiącym wojsku. Myśmy dotąd jeszcze niegodni; nie wiemy na pewno, w której skale cud ten się mieści, lecz mamy nadzieję i ufność, że już niedługo mądrość i wiara w wyzwolenie po świecie się rozkrzewi i że wtedy natchnie Bóg takiego chłopaczka jak tamten, że chłopaczek ten znajdzie ową jaskinię, do bramy złocistej zapuka i będzie mógł śpiącym rycerzom słowo powiedzieć niekłamliwie:
„Już czas!”
Źródło: Jan Kasprowicz, O śpiących rycerzach w Tatrach, wydanie [w:] Klechdy domowe, s. 69–74, licencja: CC BY 3.0.
Opisz w kilku zdaniach, co się przydarzyło Jaśkowi.
Sprawdź, czy umiesz!
Ułóż własne podanie o jakiejś ciekawej postaci pochodzącej z twojego regionu, miasta lub wsi lub wyjaśniające pochodzenie jakiegoś lokalnego zwyczaju. Nie zapomnij o tym, że w tego typu opowieściach powinny pojawić się konkretne nazwy historyczne i znane z historii postaci, a cała opowieść powinna mieć prostą jednowątkową budowę.
Przyjrzyj się mapie Polski np. w atlasie lub internecie. Zaznacz wszystkie wymienione w podaniach miasta, rzeki, góry, region.
Wypisz wymienione w podaniach nazwy miast, rzek, gór i regionów. Wypisz je poniżej, pamiętaj o pisowni wielką literą.
Słownik
Tatry, w których mieszkał Janosik, znajdowały na terenie Austro‑Węgier rządzonych przez cesarza mieszkającego w Wiedniu
góralska laska z rączką w kształcie toporka
człowiek zajmujący się zawodowo rzecznym spławem towarów, inaczej: flisactwem
melodia grana przez trębacza o określonej porze (najczęściej o świcie) z wieży kościelnej, ratuszowej lub w obozie wojskowym
żołnierz lekkiej jazdy
głośno, hałaśliwie, donośnie
niewola
pozorowanie, udawanie czegoś;
zabawa, w której uczestnicy występują w przebraniach i maskach
bardzo wysokie
czynność o znaczeniu symbolicznym utrwalona w tradycji, towarzysząca jakiejś uroczystości religijnej lub świeckiej np. ubieranie choinki w czasie świąt Bożego Narodzenia lub oczepiny panny młodej w czasie wesela
grono ludzi towarzyszące komuś, np. orszak weselny, orszak królewski; asysta, świta
obszar o charakterystycznych cechach krajobrazowych, geograficznych i etnograficznych, wyróżniających go od innych terytoriów
ściernisko; niezaorane pole po zebranym i ściętym zbożu
spiczasty hełm
skała lub szczyt górski o stromych zboczach
tradycyjny, powszechnie przyjęty sposób postępowania w pewnych okolicznościach np. zdjęcie nakrycia głowy przez mężczyzn przed wejściem do domu
smutek po śmierci kogoś; określony czas po śmierci bliskiej osoby, w którym nosi się odpowiedni strój








