Kwintus Kurcjusz Rufus, Historia Aleksandra Wielkiego, księga 8, rozdział 3-6
Kleitos służył w swoim czasie w wojsku Filipa i wsławił się bohaterskimi czynami. Siostra jego, Lanike, była piastunką Aleksandra, toteż kochał [on] ją jak własną matkę. Oto powody, dla których Kleitosowi oddał we władanie najbardziej nieujarzmioną część swojego państwa. Kleitos otrzymał już rozkaz wymarszu na następny dzień, ale został jeszcze na uroczystej uczcie, która przeciągała się do późna. Podczas uczty król, podchmielony, a wypił niemało mocnego wina, zaczął się przechwalać swoimi czynami. Znany był z tego, że nie znał miary w podkreślaniu wartości swojej osoby. To samochwalstwo przykre było nawet dla tych, którzy wierzyli, że wspomina fakty prawdziwe; ludzie starsi milczeli jednak do chwili, kiedy zaczął pomniejszać działalność Filipa, i chełpiąc się, twierdził, że zwycięstwo pod Cheroneją było jego, a nie ojca, dziełem, a tylko nieżyczliwość i zazdrość ojca pozbawiła go należnej mu z tego powodu sławy. Opowiadał dalej, że w czasie rozruchów Macedończyków i najemników greckich Filip, ranny, leżał jak nieżywy, uważając, że najbezpieczniej będzie udawać martwego. Mówił, że to on, Aleksander, osłonił ojca własną tarczą i kładł trupem tych, którzy go atakowali. O tym ojciec jego wspominał zawsze niechętnie, urażony, że synowi swemu zawdzięczał życie. A po wyprawie do Ilirii, na którą ruszył sam, bez ojca, napisał do niego już jako zwycięzca, że nieprzyjaciel został rozgromiony i zmuszony do ucieczki. Filipa więc tam nie było! […]
Młodzi chętnie słuchali tych i tym podobnych wynurzeń, lecz ludziom starszym sprawiały one przykrość, głównie ze względu na pamięć Filipa, pod którego rządami niemało lat przeżyli. Wtedy właśnie Kleitos, zresztą też niezupełnie trzeźwy, zwrócił się do tych, którzy za nim leżeli, i przytoczył wiersz Eurypidesa; król jednak mógł dosłyszeć tylko rytm wiersza, słów nie słyszał; w wierszu była mowa o tym, że Grecy wprowadzili zły zwyczaj wypisywania na tropajonach tylko imion królów, a przecież oni przejmują na siebie chwałę zdobytą krwią drugich. Ponieważ król skłonny był podejrzewać, że padły tam jakieś złośliwe aluzje, zaczął wypytywać tych, którzy bliżej siedzieli, co usłyszeli od Kleitosa. Uparcie milczeli, ale Kleitos, podnosząc coraz bardziej głos, zaczął wspominać czyny Filipa i wojny, jakie on prowadził w Grecji, podkreślając, że tamte zwycięstwa miały większą wagę niż te ostatnie. Stąd zaczęły się spory między starszymi i młodymi. […] A Kleitos ośmielił się już bronić nawet Parmeniona i wyżej stawiał zwycięstwo Filipa nad Ateńczykami niż zburzenie Teb; mówił nie tylko oszołomiony winem, lecz wyraźnie szukał zaczepki. W końcu rzekł: „Jeżeli trzeba umierać za ciebie, to Kleitos jest pierwszy; a gdy oceniasz wagę zwycięstwa, nagrodę główną otrzymują ci, którzy w sposób zuchwały znieważają pamięć twego ojca. […] Gardzisz żołnierzami Filipa, a zapomniałeś, że gdyby ten tu obecny stary Atarrias nie wezwał młodzieży, która uchylała się od bitwy, dotychczas tkwilibyśmy pod Halikarnasem. Jakim to więc sposobem podbiłeś całą Azję z tymi oto młokosami? Chyba miał rację twój wuj, który, jak wiadomo, powiedział, będąc w Italii, że on miał do czynienia z mężami, ty - z kobietami."
Z tego, co Kleitos mówił bez zastanowienia i lekkomyślnie, nic tak nie dotknęło króla, jak pełna uznania wzmianka o Parmenionie. Opanował jednak oburzenie, ograniczając się do rozkazu, by Kleitos opuścił ucztę. Dodał tylko, że gdyby wódz mówił dłużej, zacząłby z pewnością wypominać to, że mu uratował życie, tym bowiem często się przechwalał. Ponieważ Kleitos nadal nie chciał się podnieść, ci, którzy najbliżej niego siedzieli, zaczęli go ciągnąć, ostro przemawiać i upominać, starając się wyprowadzić go z sali. Wtedy wpadł w gniew - a już przedtem nie panował nad sobą - i zaczął krzyczeć, że własną piersią osłonił plecy Aleksandra, a teraz gdy sporo czasu upłynęło od chwili, kiedy oddał mu tę przysługę, nawet wspomnienie o tym jest królowi niemiłe.
Wyrzucał także królowi śmierć Attalosa i na koniec, szydząc z wyroczni Jowisza Ammona, którego sobie Aleksander wybrał jako ojca, zakpił, że on, Kleitos, powiedział królowi więcej prawdy niż jego ojciec. Króla doprowadziło to do takiej wściekłości, że gdyby nawet był trzeźwy, z trudem mógłby się opanować. Wino już go przedtem oszołomiło, zerwał się więc nagle z łoża, a przyjaciele jego, przerażeni, wypuścili kielichy z rąk i powstali czekając w napięciu, do czego się posunie w takiej pasji. Aleksander wyrwał włócznię z rąk giermka i chciał przeszyć Kleitosa, który w dalszym ciągu nie hamował języka i gadał jak szalony; powstrzymali króla Ptolemeusz i Perdikkas. Objęli go wpół i zatrzymali, chociaż się z nimi szamotał. Lizymach i Leonnatos wyrwali mu nawet włócznię z ręki. Aleksander wzywając pomocy żołnierzy krzyczał, że porywają go jego najbliżsi przyjaciele, podobnie jak to niedawno uczyniono z Dariuszem, i rozkazywał, ażeby na sygnał dany trąbą wojsko uzbrojone zgromadziło się pod kwaterą królewską. Wtedy zaś Ptolemeusz i Perdikkas padli na kolana i zaczęli go błagać, żeby w takim uniesieniu nie upierał się przy swojej decyzji; niech raczej nieco odpocznie, a następnego dnia osądzi wszystko sprawiedliwiej. Lecz nic nie dochodziło do uszu króla, gdyż wściekłość go ogłuszyła; nie panując nad sobą, wypadł do przedsionka kwatery, wyrwał włócznię żołnierzowi stojącemu na straży i stanął przy wejściu, którędy musieli wychodzić uczestnicy uczty. Przeszli kolejno wszyscy, Kleitos wychodził ostatni, bez światła; wtedy król zapytał, kto idzie. Już w samym tonie głosu brzmiała zapowiedź okrutnej zbrodni, jaką zamyślał. A tamten, nie pamiętając już o swojej złości, lecz o gniewie króla, odpowiedział, że jest Kleitosem i wychodzi z uczty. Kiedy to mówił, król przeszył go włócznią i, obryzgany krwią umierającego, powiedział: „Idź teraz do Filipa, do Parmeniona i do Attalosa!".
Niedobrze stworzyła natura usposobienie ludzkie, ponieważ na ogół nie zastanawiamy się nad tym, co się stać może, lecz nad tym, co się stało. Tak i też król, kiedy złość ustąpiła i gdy wytrzeźwiał, zastanowił się nad tym, co uczynił, i dostrzegł, zbyt późno, jak okrutna była jego zbrodnia. […] Cały przedsionek pełen był krwi człowieka, który niedawno siedział z nim przy stole; strażnicy jakby osłupiali z przerażenia stali z daleka, a to osamotnienie wyzwalało w królu jeszcze większy żal. Wyrwał więc włócznię z ciała Kleitosa i zwrócił przeciwko sobie. I już zbliżał ją do piersi, kiedy nadbiegli strażnicy, wydarli ją z rąk opierającego się króla, i wziąwszy go na ręce mimo jego oporu zanieśli do namiotu. Król rzucił się na ziemię, a jego jęki i rozpaczliwe zawodzenia rozlegały się po całej kwaterze. […] Kiedy usiłował sobie przypomnieć, czy to nie gniew bogów popchnął go do tak niegodziwej zbrodni, przyszło mu na myśl, że nie złożył we właściwym czasie ofiary […]. Ponieważ popełnił zbrodnię przy winie i uczcie, uznał, że był to wyraźny gniew boga.