Dariusz [król perski], otrzymawszy wiadomość o chorobie Aleksandra, z szybkością, jaką tylko mogło osiągnąć w marszu tak obciążone wojsko, podążył nad Eufrat i chociaż przerzucił mosty, jednak dopiero po pięciu dniach przeprawiło się wojsko. A śpieszył się, żeby zająć Cylicję. […] Aleksander kazał zwinąć obóz i przerzucić most przez rzekę Pyramos. Doszedł do miasta Mallos, a stąd po jednodniowym marszu do Kastabalon. Tam nastąpiło spotkanie z Parmenionem, którego król wysłał wcześniej, by zbadał drogę przez wąwóz, którym trzeba było przedostać się do miasta Issos. Parmenion zajął wąwóz, pozostawił w nimi niewielką załogę, zajął także Issos opuszczone przez mieszkańców. […] Aleksander więc postanowił czekać na wroga w górskim wąwozie.
[…] Już obydwa wojska znajdowały się w polu wzajemnego widzenia, ale jeszcze poza zasięgiem pocisków, kiedy Persowie pierwsi wznieśli bezładne i dzikie okrzyki.Czytaj więcej...Podjęli okrzyk i Macedończycy, a głos odbijał się wśród grzbietów górskich i pustych wąwozów z taką siłą, jakby liczba wojska była bez porównania większa.
[…] Podeszli już do siebie na odległość rzutu pociskiem, kiedy na lewe skrzydło wroga natarła gwałtownie konnica perska; Dariusz, zdając sobie sprawę z tego, że falanga stanowi główną siłę wojska macedońskiego, chciał, żeby decydującą bitwę stoczyła konnica. Zaczęto więc otaczać prawe skrzydło wojska Aleksandra. Gdy to zobaczył Macedończyk, wydał rozkaz, ażeby dwa oddziały jazdy pozostały przy grzbiecie górskim, a sam szybko przerzucił resztę w samo centrum bitwy.
[…] Aleksander postępował jak wódz i jak żołnierz zarazem, pragnąc i zabić Dariusza, i zdobyć największe łupy. A król, stojąc wysoko na wozie, wyróżniał się spośród masy żołnierzy i sam widok jego osoby niemałą stanowił podnietę dla swoich, by go osłaniali, dla wrogów, by atakowali.
[…] Już konie przy wozie Dariusza, poranione włóczniami i rozjuszone bólem, zaczęły szarpać zaprzęg i w pędzie omal nie wyrzuciły króla z wozu, ale ten w obawie, żeby żywcem nie dostać się w ręce wroga, zeskoczył i dosiadł konia, którego w tym celu obok prowadzono; odrzucił równocześnie, niechlubnie, wszelkie oznaki władzy, żeby go w ucieczce nie zdradziły. Wtedy już wszyscy rozpierzchli się w popłochu i, którędy tylko się dało, poczęli uciekać porzucając zbroję, którą nie tak dawno nałożyli dla własnej obrony.
Źródło: Kwintus Kurcjusz Rufus, Historia Aleksandra Wielkiego, ks. III, 7.17, 10.25–11.27.
, -331 Aleksander w Mezopotamii. Bitwa pod Gaugamelą Aleksander skierował swoje wojsko w bok, ażeby ominąć zasadzkę, o której powiedział mu zbieg, a także, żeby spotkać się z samym Dariuszem, który dowodził skrzydłem wojska. […] Sam Dariusz miał przed sobą wozy z kosami. Gdy dał hasło, ruszyły wszystkie na raz na wroga. Woźnice gnali co sił, aby niespodziewanym atakiem zniszczyć więcej wrogów. I rzeczywiście, jednych raniły wystające sporo poza dyszel włócznie, innych cięły kosy umieszczone po obu stronach wozów. Więc też Macedończycy nie wycofywali się powoli, ale rzucili się do bezładnej ucieczki wywołując zamieszanie w szeregach.
[…] Aleksander skarcił zdjętych strachem żołnierzy, podnosił ich na duchu, sam jeden starał się rozniecić na nowo bitwę, która już słabła; wreszcie, kiedy odzyskali odwagę, kazał im ruszyć na wroga.
[…] Macedończycy byli przekonani — może ulegli złudzeniu, a może było tak istotnie — że widzieli orła unoszącego się spokojnie nad głową Aleksandra; nie spłoszyły go ani szczęk oręża ani jęki umierających, lecz długo był widoczny, i to nie krążył, lecz jakby zawisł wprost nad koniem króla.Czytaj więcej...Oczywiście wróżbita Aristander, ubrany w białą szatę, z gałązką laurową w ręce, wskazywał ptaka żołnierzom wciągniętym w wir walki jako pewny znak zwycięstwa. Chociaż niedawno jeszcze zdjęci byli strachem, teraz zapaleni płomieniem walki i wiarą w zwycięstwo podjęli bój, a zapał ich wzmógł się, gdy woźnica Dariusza, który powoził siedząc na wozie przed królem, został przeszyty włócznią. I Persowie, i Macedończycy byli przekonani, że został zabity sam król. Więc krewni Dariusza i jego straż przyboczna podnieśli żałobny lament, krzyki i jęki wywoływały zamieszanie w całej armii, która dotąd nie ustępowała w dzielności wojsku nieprzyjacielskiemu. Lewe skrzydło w rozsypce rzuciło się do ucieczki pozostawiając wóz królewski…
[…] Aleksander zmienił znów konia (niejednego już zajeździł) i ciął tych, którzy stawiali jeszcze opór, a uciekających raził w plecy. Była to już nie bitwa, ale rzeź.
Źródło: Kwintus Kurcjusz Rufus, Historia Aleksandra Wielkiego, ks. IV, 15.56–57, 15.59.
, -326 Kampania indyjska. Bitwa nad rzeką Hydaspes Następnego dnia stawili się przed Aleksandrem posłowie od króla Abisaresa. Zgodnie z poleceniem oddali państwo pod władzę macedońską; obie strony zapewniły, że dochowają warunków porozumienia i posłowie wrócili do kraju. Aleksander licząc na to, że sławą swego imienia uda mu się także Porosa [jednego z władców indyjskich] zmusić do uległości, wysłał do niego Kleocharesa żądając, by zapłacił daninę i jak tylko Aleksander stanie u granic jego państwa, stawił się przed nim. Poros odpowiedział, że dostosuje się tylko do drugiego rozkazu, a mianowicie stanie przed królem, gdy ten wkroczy w jego granice, ale stanie zbrojnie.Czytaj więcej...[…] Doszedł potem [Aleksander] do rzeki Hydaspes. Na drugim jej brzegu rozłożył się Poros, mając zamiar przeszkodzić wrogowi w przeprawie przez wodę; ustawił więc 85 bardzo silnych słoni, za nimi 300 wozów i około 30 000 piechoty, wśród której byli i łucznicy.
Macedończyków przerażała nie tylko armia Porosa, ale i wielka rzeka, przez którą musieli się przeprawić. Wody jej rozlewały się na przestrzeni czterech stadiów [tj. ponad 700 metrów]. Bardzo głęboka — nigdzie nie było widać brodu — robiła po prostu wrażenie ogromnego morza […]. Jeszcze groźniej wyglądał drugi brzeg, pełen koni i ludzi. Stały tam też słonie o ogromnych cielskach, które celowo rozdrażniono […].
I już [Aleksander] prowadził sam wojsko rozdzielone na skrzydła, kiedy zameldowano Porosowi, że cały brzeg zajęli zbrojni żołnierze i że nadchodzi chwila decydującej bitwy.
[…] Poros kazał pędzić słonie tam, gdzie, jak się zorientował, nacierała konnica, ale powolne i ociężałe zwierzęta nie mogły dorównać w szybkości koniom. Nawet ze strzał nie mieli Indowie żadnego pożytku. Były przecież tak długie i ciężkie, że musieli najpierw ustawić łuk na ziemi, żeby je odpowiednio i zręcznie założyć, a ponieważ ziemia była wtedy mokra, przychodziło im to z wielką trudnością.
[…] Wreszcie słonie wyczerpane ranami zaczęły zrzucać jeźdźców, a potem tratować leżących na ziemi. Gnały z pola walki jak stado bydła, same bardziej wystraszone niż niebezpieczne dla ludzi. Poros, którego niemal wszyscy opuścili, siedząc na słoniu miotał na otaczających go zewsząd nieprzyjaciół pociski, których większą ilość miał przygotowaną. […] Był to ostatni bohaterski czyn Porosa. Potem rzucił się do ucieczki, pędząc jeszcze szybciej. Ale już i słoń, któremu w tym czasie zadano wiele ran, zaczął ustawać. Poros więc, rzuciwszy jeszcze przeciw nacierającemu wrogowi piechotę, zaprzestał ucieczki. Aleksander już go dopadł, a widząc zawziętość króla kazał nie oszczędzać jego żołnierzy stawiających opór.
[…] To ostatecznie przesądziło o wyniku bitwy: Poros i wszyscy, którzy przy nim wytrwali, dostali się w ręce Aleksandra.
Źródło: Kwintus Kurcjusz Rufus, Historia Aleksandra Wielkiego, ks. VIII, 13.44–45, 14.47, 14.49–51.