Michel Houellebecq
Cząstki elementarne [fragmenty]
Michel od lat prowadził czysto intelektualną egzystencję. Uczucia, które składają się na życie ludzi, nie stanowiły dla niego przedmiotu obserwacji; nie znał ich dobrze. W dzisiejszych czasach życie można zorganizować w doskonały sposób; kasjerki z supermarketu odpowiadały na jego krótkie powitanie. Od dziesięciu lat, odkąd tu mieszkał, wiele się w tym budynku pozmieniało. Czasami tworzyła się jakaś para. Obserwował więc przeprowadzkę; przyjaciele wnosili po schodach pudła i lampy. Byli młodzi, czasami się śmiali. Po rozstaniu, które potem następowało, konkubini często (choć nie zawsze) wyprowadzali się równocześnie. Zwalniało się mieszkanie. Jakie z tego wyciągnąć wnioski? Jak zinterpretować te zachowania? Trudna sprawa.
Pragnął tylko kochać, niczego innego nie pragnął. Niczego konkretnego. Życie, myślał sobie Michel, powinno być czymś prostym; czymś, co można przeżyć jak zbiór drobnych, powtarzanych w nieskończoność, trochę nudnawych rytuałów, w które można by jednak wierzyć. Życie bez wyzwań, bez tragedii. Lecz życie ludzi nie było zorganizowane w ten sposób. Czasami wychodził; obserwował nastolatki i domy. Jedno było pewne: nikt już nie wiedział, jak żyć [...].
Mimo że telewizja dostarczała mu czystej i ustawicznej radości, uważał, że należy wychodzić z domu. Zresztą musiał wychodzić po zakupy. Bez konkretnych punktów odniesienia człowiek się rozprasza, nic już nie da się z niego wycisnąć.
Rano 9 lipca (imieniny Amandine) odnotował, że zeszyty, segregatory i piórniki leżały już poukładane na półkach w Monoprix. Hasło reklamowe: "Początek roku szkolnego bez kłopotu", nie do końca przekonywało. Czym jest nauczanie, czym jest wiedza jak nie wiecznym k ł o p o t e m ?
[...].
W młodości Michel przeczytał różne powieści poruszające temat absurdu, egzystencjalnej rozpaczy, pustego bezruchu dni; owa literatura opisująca sytuacje krańcowe przemawiała do niego tylko po części. Widywał wtedy Bruna. [...] dzięki niemu odkrył Becketta. Beckett to prawdopodobnie ktoś, kogo nazywa się w i e l k i m p i s a r z e m: jednak Michel nie zdołał przeczytać do końca żadnej z jego książek. Działo się to w latach siedemdziesiątych; mieli z Brunem po dwadzieścia lat i czuli się staro. Tak już zostanie: będą się czuli coraz starzej i będą się tego wstydzić. Ich epoka miała wkrótce przejść z powodzeniem przez pierwsze w historii tego typu przeobrażenie: zatopienie tragicznego uczucia śmierci w ogólniejszym i bardziej zwiotczałym poczuciu starzenia [...].
Rano 15 lipca wyciągnął z pojemnika na śmieci przy bramie drukowaną przez organizację chrześcijańską ulotkę. Różne życiowe opowieści zdążały ku zawsze takiemu samemu szczęśliwemu końcowi: spotkaniu ze zmartwychwstałym Chrystusem. Przez chwilę zaciekawiła go historia młodej kobiety ("Isabelle przeżyła szok, stawką było zaliczenie roku akademickiego"), musiał jednak przyznać, że bliższe jest mu doświadczenie Pavla ("Dla Pavla, oficera wojska czeskiego, dowodzenie stacją antyrakietową stanowiło najwyższy szczebel w karierze wojskowej"). Bez trudu odniósł do swojego przypadku następującą notatkę: "Będąc wykwalifikowanym technikiem, wykształconym w renomowanej akademii, Pavel powinien docenić życie. Mimo to był nieszczęśliwy, wciąż poszukiwał sensu egzystencji".
Katalog "3 Suisses" z kolei analizował złe samopoczucie Europy z bardziej historycznego punktu widzenia. Wyrażona implicite już od pierwszych stron świadomość nadchodzącej mutacji cywilizacyjnej znajdowała na stronie siedemnastej definitywne sformułowanie; Michel medytował przez kilka godzin nad przesłaniem zawartym w dwóch zdaniach, które określały tematykę kolekcji: "Optymizm, szczodrość, wzajemne zrozumienie, harmonia przyczyniają się do postępu świata. PRZYSZŁOŚĆ NALEŻY DO RODZAJU ŻEŃSKIEGO".
W wieczornym wydaniu wiadomości, o ósmej, Bruno Masure donosił, że sonda amerykańska wykryła ślady życia na Marsie. Chodziło o formy bakteryjne, prawdopodobnie dawne bakterie metanowe. Na planecie niezbyt odległej od Ziemi biologiczne makromolekuły mogły zatem wytworzyć struktury autoreprodukcyjne złożone z prymitywnego jądra i z mało zbadanej membrany; potem wszystko się zatrzymało, bez wątpienia pod wpływem zmiany klimatycznej: rozmnażanie stało się coraz trudniejsze, aż ustało zupełnie. Życie na Marsie nie wypaliło i (Bruno Masure chyba nie do końca sobie to uświadamiał) stało się tak wbrew mitycznym lub religijnym konstrukcjom, którymi ludzkość od wieków się karmi. Nie było jednego wielkiego aktu stworzenia; nie było narodu wybranego ani chociażby wybranego gatunku czy planety. We wszechświecie istniały tylko, tu i ówdzie, niepewne i na ogół mało efektywne próby. To wszystko jest uciążliwe i monotonne. DNA bakterii marsjańskich wydawało się identyczne z DNA bakterii ziemskich. Stwierdzenie to pogrążyło Michela w lekkim smutku. Pierwsza oznaka depresji. Normalny naukowiec, naukowiec dobrze funkcjonujący, powinien cieszyć się z tej identyczności, dopatrywać się w niej obietnicy unifikującej syntezy. Jeżeli DNA jest wszędzie identyczne, istnieją z pewnością przyczyny, głębokie przyczyny, związane ze strukturą molekularną peptyd lub może z warunkami topologicznymi autoreprodukcji. Odkrycie ich jest możliwe; gdy był młodszy --- przypomniał to sobie --- podobna perspektywa rozbudziłaby w nim entuzjazm.