Einhard, Życie Karola Wielkiego
[Karol] Nieustannie ćwiczył się w jeździe konnej i łowach, co miał we krwi, gdyż trudno by znaleźć w świecie drugi naród, który by w tej sztuce dorównał Frankom. Bardzo lubił kąpiele w gorących naturalnych źródłach; często ćwiczył się w pływaniu, w czym był prawdziwym mistrzem. Z tego powodu zbudował sobie pałac w Akwizgranie i mieszkał tam stale przez ostatnie lata aż do śmierci. I nie tylko synów, ale i znakomitych panów i przyjaciół zapraszał do kąpieli, niekiedy nawet domowników i ludzi ze straży przybocznej; bywało, że sto albo i więcej osób kąpało się jednocześnie.
Nosił strój ojczysty, to jest frankijski. Na ciało wkładał lnianą koszulę i takież feminały [rodzaj bielizny noszonej pod spodniami], na to kaftan, lamowany jedwabnym szlakiem i spodnie; na nogawkach miał owijacze i buciki; zimą barki i piersi osłaniał futrem bobrowym i sobolem; wreszcie narzucał płaszcz błękitny. U boku miał zawsze miecz, którego głowica i pas były złote albo srebrne. Czasem nosił miecz wysadzany drogimi kamieniami, ale tylko na szczególne uroczystości albo gdy zjechali się posłowie obcych narodów. Cudzoziemskich strojów nie cierpiał, choćby były i najpiękniejsze; tylko w Rzymie, raz na życzenie papieża Hadriana, drugi raz na prośbę jego następcy, Leona, ubrał się w tunikę i chlamidę i włożył obuwie rzymskie. Na uroczystościach występował w szacie tkanej złotem, w bucikach wysadzanych klejnotami, płaszcz spinała złota klamra, a na głowie miał diadem ze złota i drogich kamieni. Na co dzień zaś jego strój niewiele się różnił od zwyczajnego ludowego ubrania.
W jedzeniu i w piciu był umiarkowany, bardziej jednak w piciu; opilstwa nie cierpiał nie tylko u siebie i u najbliższych, ale i u każdego człowieka. W jedzeniu nie umiał zachować takiej powściągliwości, owszem skarżył się często, że posty szkodzą jego ciału. Uczty wydawał bardzo rzadko, tylko podczas szczególnych uroczystości, ale wtedy dla wielkiej liczby ludzi. Zwykły obiad składał się z czterech dań oprócz pieczeni, którą mu łowczy na rożnach przynosili, i którą ponad inne potrawy przekładał. Przy obiedzie słuchał albo muzyki, albo czytania; czytano mu opowiadania i dzieje starożytnych. Lubił też bardzo dzieła świętego Augustyna, zwłaszcza O państwie Bożym. Wina i innych napojów używał tak skąpo, że przy obiedzie rzadko pił więcej niż trzy razy. Latem po posiłku południowym brał trochę owoców lub jakiegoś napoju, a potem rozbierał się i zdejmował buciki jak na noc, i kładł się na dwie, trzy godziny. W nocy przerywał sen cztery lub pięć razy, i to nie tylko się budził, ale nawet wstawał.
Rano, kiedy się ubierał, wpuszczał do siebie przyjaciół, a nawet, jeśli komes pałacowy przed stawiał mu jakiś spór, który bez jego wiedzy nie mógł być rozstrzygnięty, kazał natychmiast wprowadzać strony i, jakby siedział na trybunale, zaznajomiwszy się ze sprawą, wydawał wyrok; i nie tylko to, ale w ogóle co było na ten dzień do zrobienia, załatwiał o tej porze, wydając polecenia urzędnikom.
Wymowę miał obfitą i bogatą, mógł najdokładniej wyrazić wszystko, co chciał. Nie poprzestając na języku ojczystym, starał się wyuczyć i obcych. Z tych łacinę znał tak dobrze, że posługiwał się nią na równi z językiem ojczystym; po grecku lepiej rozumiał, niż mówił. Był tak wymowny, że można go było wziąć za gadułę.
Sztuki wyzwolone gorliwie uprawiał, uczonych miał w wysokim poszanowaniu i otaczał ich wielkimi honorami. Gramatyki uczył się u starego Piotra z Pizy, diakona, w innych naukach był jego mistrzem Albinus (prawdziwe jego imię było: Alkuin), również diakon, pochodzenia saksońskiego, z Brytanii, człowiek wszechstronnej wiedzy; u niego uczył się retoryki i dialektyki, głównie zaś astronomii, której najwięcej czasu i trudu poświęcał. Uczył się sztuki liczenia i z niezwykłą pilnością i ciekawością badał bieg gwiazd. Próbował i pisać; w tym celu miał zawsze pod poduszką tabliczki i kartki, żeby w wolnej chwili przyzwyczajać rękę do kreślenia liter. Lecz nie na wiele się przydał ten trud niewczesny i tak późno zaczęty.
Religii chrześcijańskiej, którą mu od dzieciństwa wpojono, przestrzegał najświęciej i z najgłębszą pobożnością. To go natchnęło do zbudowania przepięknej bazyliki w Akwizgranie, którą przyozdobił złotem i srebrem, i świecznikami, balustradą i drzwiami z masywnego brązu. Do tej budowy nie mogąc znikąd dostać kolumn i marmurów, kazał je przywozić z Rzymu i Rawenny. Chodził do kościoła rano i wieczór, także i w nocnych godzinach, i w porze ofiary, ilekroć mu pozwalało zdrowie.
Czuwał szczególnie nad tym, by wszystko, co w kościele się odbywa, działo się z największą godnością i nieustannie upominał kościelnych, aby w domu bożym nie dopuszczali brudu ani czegoś niestosownego. Taką w swej bazylice nagromadził moc złotych i srebrnych naczyń i szat kapłańskich, że podczas nabożeństwa nawet odźwierni, którzy zajmują ostatnie miejsce w służbie kościelnej, mogli występować w odpowiednim stroju. Z wielką pilnością dbał o po prawne czytanie psalmów; w obu tych rzeczach był bardzo wykształcony, chociaż sam publicznie nie czytał, a śpiewał tylko po cichu i w chórze.
Nader był żarliwy we wspieraniu wszelkiego ubóstwa i w dawaniu jałmużny, nie tylko we własnej ojczyźnie i w całym państwie, ale i w krajach zamorskich; posyłał pieniądze do Syrii, Egiptu, Afryki, do Jerozolimy, Aleksandrii, Kartaginy, wszędzie, skąd dotarł do jego miłosierdzia głos chrześcijan żyjących w nędzy; dlatego tak zabiegał o przyjaźń królów zamorskich, aby mógł biednym chrześcijanom w ich państwach przyjść z niejaką ulgą i pomocą.
Ze wszystkich świętych i czcigodnych miejsc najwięcej szanował kościół świętego Piotra Apostoła w Rzymie; w jego skarbcach pomieścił wielką moc pieniędzy w złocie, srebrze, klejnotach. Papieżom posyłał niezliczone upominki.