Białoszewski oscylował między biegunami przeciwieństw – zawsze fascynował go dysonans, dysharmonia, łączenie sprzecznych elementów, które wspólnie potrafią stworzyć nową, wyższą jakość estetyczną. Odnajdował ją zarówno w sztuce współczesnej, jak i dawnej, chętniej przez niego oglądanej, słuchanej.
Z późniejszych wierszy autora Obrotów rzeczy znika biblijna symbolika, a liturgia czy święto kościelne przestają być najważniejszym punktem odniesienia dla inicjowanych i zapisywanych sytuacji lirycznych. Swoich artystycznych doświadczeń Białoszewski nie będzie już kojarzył z jakimś prywatnym obrządkiem, ale z nowoczesnym eksperymentem artystycznym. Zwiastunem tej zmiany jest wiersz Sprawdzone sobą z tomu Rachunek zachciankowy (1959). Poeta opisuje w nim zwykłe krzesło poddawane takiej analizie estetycznej, jakiej nie powstydziłby się żaden poważny konceptualista:
Miron Białoszewski
Sztuki piękne mojego pokoju
Stoi krzesło:
artykuł prawdy
rzeźba samego siebie
powiązana w jeden pęk
abstrakcja rzeczywistości.
Połamało się.
I to też forma
tak – świecznik
tak – mina byka.
Choć zmienił się styl, w jakim poeta relacjonuje swoje poetyckie „działania”, nie zmieniła się ich idea. Nadal chodzi o taką manipulację przedmiotem, która pobudza fantazję podmiotu, skłania do estetycznej refleksji nad tym, co widać, i w efekcie pozwala przekroczyć materialny wymiar obserwowanej – doświadczanej – rzeczywistości. To podmiot, a nie przedmiot jest tutaj najważniejszy. Świadczy o tym wymowny tytuł przywoływanego wiersza. Dziwne wyrażenie „sprawdzić sobą” przywołuje i syntetyzuje inne, istniejące w polszczyźnie: „sprawdzić samemu” i „sprawdzić na sobie”. W obu przypadkach akcent pada na „ja” poety, który znajduje się w samym centrum aranżowanego przez siebie „zdarzenia”.
Rzecz charakterystyczna: od momentu, gdy wyobraźnia poety zaczęła poruszać się torem bliższym estetyce sztuki awangardowej lat 60. (abstrakcjonizm, konceptualizm, performance, happening), gwałtownym przemianom zaczął także ulegać język Białoszewskiego. Najpierw poeta porzuca wszelkie stylizacje (biblijne, liturgiczne, balladowe), jakich wiele w jego pierwszym tomie. Następnie żywioł zawsze fascynującej go żywej mowy zaczyna poddawać bardzo radykalnemu przetworzeniu, zarówno na poziomie słownika, jak i gramatyki. W wierszach z tomu drugiego z pasją konstruuje nowe słowa i ustala nowe reguły gramatyczne, bezpardonowo naginając współczesną (a także dawną i ludową) polszczyznę do własnych potrzeb. Jeżeli cechą wczesnych wierszy jest językowe bogactwo, upodobanie do różnego rodzaju stylizacji, to późniejsze utwory cechuje daleko posunięta asceza. Paradoks polega na tym, że Białoszewski wcale nie mówi w nich mniej – mówi natomiast w sposób o wiele bardziej skondensowany, bardzo często osiągając granicę niezrozumiałości. W takich utworach, jak słynna Ballada od rymu czy Kontrast kupujeeeee!!! słowa zderzają się ze sobą i często zlewają, a lektura tych wierszy wymaga nadzwyczajnej wyobraźni językowej:
Miron Białoszewski
Ballada od rymu
dwór na tożsamość
nicieje
kratowany cieknięciem
już z niego wór
same plecy wora
jedno workowe okienko
od jeszcze szarszego
od wewnątrz
zatykam uchem: (?):
niosą nas?
wysypią? kiedy? gdzie?
Balansując między bełkotem i poetycką rewelacją języka zaangażowanego w opis ludzkiej egzystencji, poeta wkraczał w „lingwistyczny” okres swojej twórczości. Niemal każdy jego wiersz to poetycki happening, teraz także językowy. Stając pośrodku zaoranego pola i dokładnie obserwując horyzont, podmiot wiersza Widnokrążenie relacjonuje:
Miron Białoszewski
Widnokrążenie
W pół dnia
o pełni powietrza
idzie mały
odległość
kołem mu się łamie
chodzi nim
po kroju promienistym
chodzi po słońcu odległości
Upiłem się proporcami.
Wieje niebo przez mnie.
Mała moja roztrzepotana obecność
I dzieje jednego wielkiego łopotu.
Tyle na raz epok
oddalenia
Szołomią mnie przesunięcia:
zieleń spierzchła w niebieski tok
siwe dopatrzenia bieli
i – co żółte – coraz bardziej stąd w plastry.
Podważyły mnie:
mylne kresy
miedze zbliżeń
mijań
rzemienie ziemi
rozwiązujące się wylotami na mnie
Jakże miałem
nie przewrócić się
od siebie do włosów twarzą
Co wydarzyło się tego letniego dnia na rozległym polu zaoranej ziemi? Z pozoru nic wielkiego – obserwując na przemian daleki horyzont i czarne skiby pod nogami, poeta potknął się i przewrócił. Jednak zaskakujący opis tego zdarzenia pozwala sądzić, że podmiejskie, piesze wycieczki Białoszewski traktował równie poważnie, jak swoje domowe seanse, a potknięcie poety miało zupełnie wyjątkowy charakter! W otwartej przestrzeni rozległego pola jego wyobraźnia stale pracuje, zwyczajne zamieniając w nadzwyczajne. Dzieje się to już na poziomie języka. Zwyczajnie pierwszy wers Widnokrążenia brzmiałby: „w pół drogi”, nadzwyczajnie: w pół dnia; zwyczajnie drugi wers wiersza brzmiałby: „o pełni księżyca”, nadzwyczajnie: o pełni powietrza. Poetyckie sformułowania przywodzą na myśl zwykłe wyrażenia, te zaś – choć niewypowiedziane – odgrywają w wierszu ważną rolę. Po pierwsze dają posmak baśniowej niesamowitości (uczucie świetnie nam znane z dzieciństwa), po drugie decydują o efekcie językowej niespodzianki. Ale nie o zabawę językiem tu chodzi. Zaskakujący, zmetaforyzowany opis wędrówki po polu pozwala dostrzec jej wyjątkowy charakter!
Widnokrążenie to wiersz o patrzeniu, przy czym najpierw obserwujemy tego, który idzie i widzi, potem zaś to, co wędrujący i patrzący dostrzega (a dostrzegając – przeżywa). Ciekawie jest wejść w rolę poety i stanąć kiedyś pośrodku rozległego pola. Nagle okazuje się ono wielkim kołem pociętym bruzdami zaoranej ziemi! Środek koła jest ruchomy i zmienia swoje położenie z każdym naszym krokiem. Ruchomy staje się także horyzont, zagięty koliście i z każdym krokiem oddalający się od nas o krok… Można to doświadczenie opisać językiem geometrii, można – astronomii. Oba języki mieszają się w wierszu Białoszewskiego i oto słyszymy, że podmiot Widnokrążenia chodzi „po słońcu odległości”, czyli promieniu… Czyżby uniósł się już w powietrze? Romantyczna wyobraźnia nieobca była Białoszewskiemu, poeta unikał tylko romantycznej stylistyki. Posługując się zupełnie innym językiem poetyckim, opisywał jednak bardzo podobne stany umysłu. Oto podmiot jego wiersza odkrywa nagle, że nie tylko odległości, ale też proporcje, kształty, barwy otaczającego go świata w całości zależą od jego spojrzenia i to jego aktywność obserwatora decyduje o tym, co jest na dole, a co w górze, co bliżej, a co dalej, jak zmieniają się kolory. Wystarczy skupić wzrok na wybranym szczególe ziemi, mocno wpatrzeć się w biel chmur albo tak się odchylić, by niebo znalazło się nagle pod nogami… W takiej pozycji łatwo oczywiście o wywrotkę, ale jest to wywrotka niezwykła – dzięki niej poeta poczuł się nagle tak, jakby sam w sobie (w skorupie swojego ciała) „przewrócił się” (przekręcił) na drugą stronę: „od siebie do włosów twarzą”. Chyba tylko we śnie możemy doświadczyć czegoś podobnego!
Widnokrążenie przynosi zapowiedź pewnej zmiany w twórczości Białoszewskiego. Z czasem bliskie, podręczne przedmioty i dalekie, niemal planetarne krajobrazy przestaną mu być potrzebne, by poczuć się poetą. On sam: czujący, myślący, reagujący stanie się dla siebie przedmiotem wzmożonej obserwacji i polem poetyckich działań.