Już zboże dojrzałe było, a jak mogłem miarkować po plenności kłosów, bardzo obfitego urodzaju spodziewać się należało. Z pociechą zapatrywał się pan Podstoli na swoje, ledwo okiem przejrzane łany, przyodziane wybornym wszelkiego rodzaju zbożem. […] Trzeba to pierwej ziemię swoją gruntowanie poznać, żeby z niej potem obficie korzystać. […] Nie gardzę ja poradą mojego chłopa, łączę mój przemysł z jego doświadczeniem, radzę się też i książki. Niewiele ich jest, prawda, zdatnych, ale nie można mówić, żeby wszystkie były złe. […]
Powracając wyraziłem zbudowanie moje z tego uczęszczania parafianów na nieszpory; zwyczajnie, albowiem czas poobiedni świąt w innych miejscach, państwo na próżnowaniu, pospólstwo na pijaństwie trawić zwykło. Tak i tu z początku było, rzekł pan Podstoli. Gdy nastał ksiądz pleban, długo w tej mierze miał sprzecznych parafianów; żeby więc pobudził ich do uczęszczania na nabożeństwo nieszporne, zażył najdzielniejszego sposobu: przywiódł i nas, i naszych sąsiadów, żebyśmy dali do tego z siebie przykład poddanym naszym. […]
Płacze rolnik, gdy na uprawnym gruncie dobre ziarno źle wschodzi: dotkliwsza czułość dobrego obywatela, gdy na nieprawą młodzież patrzy. Te to są poprzedniki upadku państw, te naszemu ostatnią ruiną grożą. I wprawdzie, po największych klęskach nie trzeba rozpaczać; wojna nieszczęśliwa może się powetować, handel upadły może się wesprzeć, prawa zdrożne poprawić, ale kiedy się w narodzie grunt cnoty zepsuje, szkoda jest nienagrodzona; choćby się znalazło na koniec nieco poczciwych i dobrze myślących, lada jakiej powszechności nie przeprą, a tak w podwalinach skażony budynek upaść na koniec musi. Jeszcze ja do ostatniej rozpaczy nie przychodzę, rzekł dalej, jeszcze stołeczna* nieprawość zupełnie przynajmniej do naszych kątów nie zaszła. Starają się, słyszę, z góry zabieżeć** złemu: prosić Pana Boga potrzeba, żeby te starania skutek swój wzięły. […]
Gdym Niemca do młyna z zagranicy sprowadził, było to zgorszeniem powszechnem całej okolicy. Właśnie jakoś tego roku z Warszawy powróciłem; stąd asumpt***, iżem nabrał ducha modnego, a przeto własnym narodem gardzę. Pan Podczaszy mój sąsiad śmiał się z mojego dziwactwa i mówił wszystkim: poczekajcie tylko jesieni, zobaczycie, jak ten dziwacki młyn z młynarzem Niemcem popłynie do Frankfortu; nie poprawi polskiego gospodarstwa niemiecki koncept; lepsze nasze Maćki, Bartosze […], niż te Frydrychy […]. Przyszła jesień, przepowiedziana przez pana Podczaszego podróż mojego młyna nie ziściła się, sam tu teraz niedawno był, młyn oglądał, a często u mnie kupując mąkę, bardzo aprobuje zagraniczną industrią**** […].
Nie upodlam kraju mojego, szczycę się tem, żem Polak, ale przeświadczony u siebie jestem, iż na rozum i cnotę monopolium***** nie masz, a choćby było, i mój kraj go miał, dla tego samego iż doskonały, drugiemi bym nie gardził.
Gdzie obywatele nadal nie myślą, tam państwa upadek bliski; jest to jedna z maksym mojego dziada, którą wm pan zapisaną w jego manuskrypcie znajdziesz; sprawdziła się poniekąd smutnym naszym doświadczeniem.
Nie samą tylko radą lub orężem służyć krajowi można; czuły obywatel stara się jak może i w czem może być użytecznym ojczyźnie swojej. Gospodarstwo rolne dodaje żywotności, przemyślne utrzymuje handel, naprawa dróg ułatwia go.
Słabość […] wierzenia gusłom tak jak przeciwna zdrowemu rozumowi, iż ledwoby można sądzić o jej istności, gdyby inaczej codzienne widoki nie przeświadczały. W najdawniejszych kronikach wielokrotne mamy przykłady tej niepojętej lekkomyślności. Szacowny nasz dziejopis Bielski o królu Władysławie Jagielle powiada: „Miał też ten obyczaj, iż gdy z przygody****** pierwej lewy but, niż prawy obuł, on dzień za niefortunny sobie poczytał” i też: „niżeli z domu wyszedł pierwej nogą kółko kreślił”. Co za koneksja******* prawego lub lewego buta z dniem niefortunnym? Albo co nada kółko w sprawach naszego życia?
Podobneż są obserwacje tych, którzy drżą na sól rozsypaną, albo łyżkę wywróconą do góry, albo nóż położony na krzyż z widelcami; tych co się boją […], gdy świeca zgaśnie, albo sowa zahuczy. Cóż dopiero mówić o spotkaniu ciał umarłych, gdy je do grobu niosą? […] Mieli i Rzymianie, mieli i Grecy zabobony swoje; […] ale w co lud ślepo wierzył, z tego się rozumni śmiali. Nie na śmiechu zaś tylko przestawać, ale napomnieniem, a najbardziej przykładem, powinni z błędu wyprowadzać tych, nad którymi mają zwierzchność […].
* stołeczna – warszawska
** zabieżeć – zapobiec
*** asumpt – powód
**** industria – przemysł
***** monopolium – monopol, wyłączność
****** przygoda – przypadek
******* koneksja – związek