Marcin Luter
Duży Katechizm doktora Marcina Lutra
(...) Ponadto, gdy się człowiek zajmuje Słowem Bożym, gdy o nim mówi i myśli, jest to nadzwyczaj skuteczna pomoc przeciwko diabłu, światu, ciału i wszystkim złym myślom; również psalm pierwszy nazywa błogosławionymi tych, którzy „o zakonie Bożym rozmyślają we dnie i w nocy”. Bez wątpienia, nie przyrządzisz przeciwko diabłu żadnego mocniejszego kadzidła ani kadzenia, jak to, gdy się zajmujesz przykazaniami Bożymi i Słowem, gdy o nich mówisz, śpiewasz lub myślisz. To jest zaiste prawdziwie święcona woda i święty znak, przed którym ucieka i którym go można odpędzić. Już więc chociażby jedynie z tego powodu powinieneś te rzeczy chętnie czytać, zmawiać i praktykować, choćbyś nie miał z tego żadnej innej korzyści i pożytku, jak odpędzenie diabła i złych myśli. (...) Jesteś codziennie w królestwie szatana, który nie spoczywa we dnie ani w nocy, aby cię zajść znienacka i wzbudzić w twoim sercu niewiarę i złe myśli przeciwko poprzednim i wszystkim przykazaniom. Dlatego musisz mieć Słowo Boże stale w sercu, na ustach i w uszach. (...)
Świat bowiem jest gorszy niż kiedykolwiek i nie masz żadnego ładu, posłuszeństwa, wierności i wiary, a tylko sami zuchwali, nieokiełznani ludzie, którym nie pomoże żadna nauka ani kara; jest to wszystko skutkiem gniewu Bożego i karą za swawolne pogardzanie tym przykazaniem (drugim; nie bierz imienia Pana, Boga twego, nadaremno).
Mieć Boga nie znaczy nic innego, jak ufać Mu z całego serca i wierzyć. Nie raz mówiłem, że jedynie ufność i wiara serca czynią zarówno Bóg, jak i bożka. Jeśli wiara i ufność są prawdziwe, to i twój Bóg jest prawdziwy; odwrotnie zaś, gdzie ufność jest fałszywa i niewłaściwa, tam nie ma też prawdziwego Boga. Te dwie rzeczy należą do siebie: wiara i Bóg. Tak więc, mówię, to na czym zawisnęło serce twoje i na czym ono polega, jest właściwie twoim Bogiem. (...) Mamona jest najpospolitszym bożyszczem tego świata. Kto ma pieniądze i mienie, ten czuje się pewnie, bywa wesoły i nieustraszony, jak gdyby był w raju; i przeciwnie, kto ich nie ma, czuje się niepewnie i trapi się, jak gdyby nie wiedział o żadnym Bogu. Mało jest bowiem takich, którzy byliby dobrej myśli, nie smucili się i nie narzekali, nie mając mamony; jest to zespolone i związane z ludzką naturą aż do grobu. (...)
Dlatego niech każdy, kto się pouczyć nie pozwoli, pamięta, iż z Bogiem nie ma żartów, i niechaj wie, że to Bóg, który do ciebie mówi i posłuszeństwa żąda. Jeśli Mu będziesz posłuszny, będziesz Jego miłym dzieckiem, jeśli Nim jednak pogardzisz, tedy bierz jako zapłatę hańbę, nędzę i cierpienie. To samo można powiedzieć o posłuszeństwie w stosunku do świeckiej zwierzchności, która – jak powiedziano – do stanu rodzicielskiego należy i rozciąga się najszerzej. Tu bowiem jest ojcem nie jeden dla pojedynczej rodziny, lecz ojcem tylu ludzi, ilu ma mieszkańców, obywateli lub poddanych; przez nich bowiem, jakby przez naszych rodziców, daje nam Bóg pożywienie, dom i gospodarstwo, ochronę i bezpieczeństwo. Dlatego skoro mają takie imię i tytuł, jako oznakę ich najwyższej godności, winniśmy ich czcić i cenić jako najdroższy skarb i drogocenny klejnot na ziemi. Kto jest posłuszny, chętny i gotowy do usług i spełnia wszystko, co się tyczy oddawania czci, ten wie, że się podoba Bogu i wesele i szczęście bierze w nagrodę. Kto tego w miłości nie chce czynić, lecz władzą pogardza, przeciwstawia się jej lub buntuje, niechaj wie, że nie znajdzie łaski ani błogosławieństwa. A jeżeli sądzi, że tym sposobem zyska guldena, z drugiej strony traci dziesięć razy więcej lub wpadnie w ręce kata, zginie na skutek wojny, zarazy i drożyzny albo nie będzie miał pociechy z dzieci, będzie znosić szkody, niesprawiedliwość i gwałt ze strony służby, sąsiadów lub obcych i tyranów; w ten sposób weźmiemy w odwecie zapłatę za to, czego szukamy i na co zasługujemy. (...) Nie chcemy uznać, że sami jesteśmy łotrami, którzy zasłużyli na karę i niewiele przez to poprawili się. Nie chcemy łaski i szczęścia, dlatego spotykają nas słusznie, bez miłosierdzia same nieszczęścia. Muszą być jeszcze gdzieś na ziemi pobożni ludzie, że nam Bóg udziela tyle dobrego. Gdyby o nas chodziło, nie powinnibyśmy mieć w domu ani grosza, ani jednego źdźbła na polu. (...)
Przykazanie to (piąte przykazanie: nie zabijaj) zatem nie odnosi się do Boga i do zwierzchności, ani też nie odejmuje im władzy karania śmiercią. Albowiem Bóg przekazał swe prawo karania złoczyńców zwierzchnościom zamiast rodzicom, którzy dawnymi czasy (jak to czytamy u Mojżesza) sami musieli swoje dzieci stawiać przed sądem i skazywać na śmierć. Dlatego to, co tu zabroniono, jest zabronione nie zwierzchności, lecz pojedynczym ludziom w stosunku do siebie. (...) Zakazany jest to każdy gniew, z wyjątkiem (jak się rzekło) tych, którzy są na miejscu Boga, to jest rodziców i zwierzchności. Bogu bowiem i tym którzy utrzymują porządek Boży, wolno się gniewać, łajać i karać tych, którzy to i inne przykazania przestępują. (...)
Bo taka jest stanowcza wola Boga; albo, jeżeli Mu jesteś posłuszny, ulegając Mu w miłości, wynagradza cię obficie wszelkim dobrem, albo, gdy Go gniewasz, posyła na ciebie śmierć i kata. Skąd bierze się tyle złoczyńców, których trzeba codziennie wieszać, ścinać i łamać kołem, jeżeli nie z nieposłuszeństwa, gdyż nie chcąc po dobroci poddać się dyscyplinie, doprowadzają na skutek skarania Bożego do tego, iż popadają w nieszczęścia i cierpienia. Zdarza się bowiem rzadko, aby niegodziwcy umierali naturalną śmiercią lub we właściwym czasie. (...)
Gdzie bowiem natura kroczy swoją drogą, tak jak została przez Boga stworzona, jest niemożliwe pozostać w czystości bez małżeństwa; ciało i krew pozostaną ciałem i krwią, idąc niepowstrzymanie i niepohamowanie drogą przyrodzonej skłonności i popędu, jak to każdy widzi i czuje. W celu łatwiejszego w pewnej mierze uniknięcia nieczystości, ustanowił Bóg stan małżeński, aby każdy miał swoją przydzieloną cząstkę i zadowolił się nią, chociaż potrzeba do tego jeszcze łaski Bożej, aby również serce pozostało czyste. (...)