Audiobook
Na podstawie multimedium objaśnij, na czym polega modlitewny charakter wiersza Roberta Tekielego.
Ojcze naszOjcze nasz któryś jest w nie
święć się imię Twoje
przyjdź bądź T oja
ja w niebie tak na ziemi
Chleba ego ego
nam dzisiaj
ja i my odpuszczamy naszym winowajcomŹródło: Robert Tekieli, Ojcze nasz.
Tomik Nibyt otwiera modlitwa Ojcze nasz, zapisana w taki sposób, jakby ktoś pozbawił ją niektórych liter, wyrazów, a nawet całych wersetów. Przypomina zepsuty uliczny neon z niedoświetlonymi fragmentami. Albo dom z wybitymi szybami. „Wybrakowana”, sprofanowana modlitwa traci powagę i hieratyczność właściwą pierwotnym słowom Jezusa. Perfidnie także przeinaczono jej sens: ulega zatarciu sakralny charakter, natomiast uwydatnione zostają grzeszne pokusy, jakim ulegają ludzie. „Zepsuta” wersja słowa Bożego ujawnia nasze skłonności do ironii i paradoksu („któryś jest w nie”), dowolność, a może nawet frywolność wyborów („święć się” lub „nie święć się imię Twoje”) oraz wybujały egotyzm (wielokrotne powtórzenia: „ja”, „ego”, „my”, „nam”). Można by powiedzieć, że okaleczona modlitwa odzwierciedla rozmaite kalectwa współczesnego życia: jego nieporządek, chaotyczny pośpiech, w którym gubimy lub zniekształcamy słowa i sensy, niecierpliwość, która nie pozwala nam na dokończenie spraw rozpoczętych („wybrakowana” wersja jest pozbawiona kilku istotnych wersetów), zapatrzenie w siebie i swoje doczesne potrzeby („Chleba ego ego”). Sposób, w jaki Robert Tekieli zapisał Ojcze nasz, jest oczywiście prowokacją artystyczną oraz intelektualną, przewrotną grą sensów, ale nie karykaturą modlitwy ani kpiną z wiary. Czym więc jest ta prowokacja?
Jest przede wszystkim błyskotliwym rozrachunkiem z ideami nowoczesności, a ten jej rozrachunkowy charakter wspierają i uwydatniają także inne kalambury i lingwistyczne paradoksy. Zastanawiające i znaczące jest to, że z tekstu modlitwy uleciały ważne prośby: „odpuść nam nasze winy” oraz „nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego”. Czy nie dlatego ich brak, że pokusa poznawcza, ciekawość nowych doświadczeń, eksperymenty ideologiczne, prowadzące w XX w. do katastrofy człowieczeństwa – to cechy wyróżniające ludzi nowoczesnych, którym patronuje Faust z nieodstępującym go Mefistofelesem? Byłoby dziwne, gdyby ci, którzy lubią być wodzeni na pokuszenie i przyjmować rozmaite wyzwania, prosili, by uchronić ich od tego, co ich ekscytuje. Pamiętajmy jednak, że w dramacie Goethego diabelskie zwodzenie do grzechu nie zasługuje na bezwzględne potępienie. Mefisto „wliczony” jest w Boży plan zbawienia, jest siłą, która czyniąc zło, w końcu sprawia dobro. Taki zbożny relatywizm, zakładający, że z grzechów ludzkich rodzą się cnoty społeczne, legł u podstaw wielkich wizji postępu cywilizacyjnego, które narodziły się w oświeceniu. Potem zostały przejęte przez filozofie, historiozofie i polityczne ideologie wieku XIX i XX (przez liberalizm, socjalizm utopijny, heglizm, marksizm). Głosiły one pochwałę „wielkiego człowieka”, będącego przewodnikiem ludzkości. Nowoczesnym tytanem ducha bywał charyzmatyczny przywódca polityczny, wódz, genialny myśliciel, artysta lub rewolucjonista – słowem ten, kto poruszał masy i zmieniał bieg historii. Wielki człowiek był obiektem powszechnego szacunku, a niekiedy nawet kultu – podziwiali go tak różni myśliciele i artyści, jak Wolter, Mickiewicz, Hegel, Marks, Nietzsche, Freud. Idea postępu i doskonalenia się, wcielona w duchowego tytana, była świecką namiastką zbawienia.
Tekst modlitwy Tekielego jest ironicznym, przewrotnym credo tej nowoczesnej religii, parodią bałwochwalczego wyznania wiary ludzi w samych siebie. Idolatria (bałwochwalstwo) ujawnia się paradoksalnie: przez nieobecność pewnych formuł modlitewnych, „gubienie” wersetów, w których grzeszny człowiek pokornie prosi Boga o zbawienie „ode złego” i odpuszczenie własnych win. Samoubóstwienie „ja” wzmocnione zostaje przez „spreparowany” werset o przebaczeniu. W jego nowej, bałwochwalczej wersji ludzie ustanawiają samych siebie sędziami – nie własnych wszakże, lecz cudzych grzechów („ja i my odpuszczamy naszym winowajcom”). To dowcipna, błyskotliwa, a jednocześnie zjadliwa karykatura człowieka nowoczesnego. Zwróćmy jednak uwagę na to, że ów „człowiek nowoczesny” jest tu bytem abstrakcyjnym, nie zaś osobą konkretną, empiryczną, dźwigającą bagaż historycznych (i własnych) doświadczeń. Nie znaczy to wcale, że ten drugi, rzeczywisty człowiek jest tu nieobecny. Przeciwnie – i w spreparowanej przez Tekielego modlitwie, i w całym tomiku Nibyt uderzające jest napięcie, dysonans między abstrakcyjną ideą a konkretną egzystencją. W tej poezji człowiek „rzeczywisty”, współczesny, rówieśnik autora ma poważne kłopoty z pozostawionym przez filozofie czy ideologie wizerunkiem geniusza, „kreatora dziejów”, trudno mu bowiem zrozumieć i zaakceptować rezultaty genialnego myślenia, ingerującego w rzeczywistość – takie jak komunizm czy faszyzm. Potwierdzeniem tego są niektóre wypowiedzi z tomiku, np. pomysłowe aliteracje i kalambury, obnażające złudzenia nowoczesnych ideologii oraz głupotę lub pychę ludzi, którzy w nie uwierzyli.
Oto Kałuże:
br
niemy niemi nie
my przez kał
uże w kraj rad
o
sny
Jeśli przeczytamy ten tekst na jednym oddechu („brniemy niemi nie my przez kałuże w kraj radosny”), to odnajdziemy w nim slogan, będący kwintesencją komunistycznej wiary w szczęśliwą przyszłość ludzkości. Lecz w radosną treść tego sloganu „wdzierają się” ludzkie lęki, burzące optymistyczną wiarę. Nieprzyjemne są pospolite kałuże, przez które trzeba przebrnąć. Niepokój budzi to, że zbiorowy podmiot marszu w przyszłość jest pozbawiony prawa głosu („niemi”) i ma zaburzoną tożsamość („nie my”) lub czuje się po prostu ubezwłasnowolniony. Te obawy, niepokoje, lęki rozrywają ów slogan na strzępy, odrębne wersy, na cząstki znaczeń, zbuntowane przeciw oficjalnej, radosnej treści ideologicznej. Zniekształcone przez zapis graficzny zdanie jest jak brutalne przebudzenie ze snu o szczęśliwej przyszłości i przywołanie do upokarzającej rzeczywistości. Obudzeni otrząsają się ze wstrętem, gdy uświadamiają sobie, że szli „przez kał”, a kresem drogi do „kraju radosnego” okazał się Związek Radziecki, nazywany Krajem Rad. Pozostają wciąż niemi i sobie obcy – tym razem ze zdziwienia i przerażenia. Że dali się bezwolnie wieść przez iluzje? Że iluzje skończyły się tak marnie, tak obrzydliwie?
W innej demistyfikacji: „Mądry człowiek po oświeceniu. Mądry człowiek po Oświęcimiu”, aliteracja i kalambur (oświeceniu – Oświęcimiu) zostały przez poetę użyte, aby obnażyć złowieszczy związek między nowoczesnymi ideami postępu technicznego i wynalazczości a nowoczesną nazistowską technologią masowej zagłady. Kontekstem intelektualnym tej zjadliwej krytyki jest współczesna dyskusja nad oświeceniem europejskim i nowoczesnością, rozpoczęta na Zachodzie pod koniec lat 70., znana w Polsce między innymi z książek Zygmunta Baumana Nowoczesność i zagłada (o „technologii” Holocaustu) czy François Fureta Przeszłość pewnego złudzenia (o komunizmie i stalinizmie).
Nie znaczy to, że Robert Tekieli znał te książki i czerpał inspirację z pomysłów krytyków nowoczesności, istotny jest jednak pewien wspólny klimat duchowy – autor Nibytu przemawia emocjonalnym językiem ponowoczesnych debat: dokonuje rozrachunku z ideami europejskiego oświecenia, przede wszystkim z uzurpacjami rozumu i dążeniami ludzi do urządzania świata według własnych idei lub ideologii. Szydzi z tego, że ludzie ciężko doświadczeni katastrofą spowodowaną przez ideologie nie są skłonni do pokory i odpowiedzialności. Wyjaśniając hańbę krematoriów i „popychając” dalej dzieje, niezmiennie zaspokajają jedynie swą pychę i egoizm oraz stale śnią o własnej potędze:
po
pycha my
wy
ja
śnimy
Sprawiedliwość utraciła dla nich nie tylko dawną, biblijną, bezwzględność prawa, ale także etyczny wymiar kantowskiego imperatywu. Tekieli widzi odbijające się w niej tęsknoty dzisiejszego człowieka do wygody, do tego, co estetycznie przyjemne, lekkostrawne i łatwe do przełknięcia:
spraw
iedliwość
Tytuł tej prośby – Potęga smaku – to prowokacyjna aluzja do znanego wiersza Zbigniewa Herberta.
Kontekst tych wierszy podpowiada nam, że również i tak – jako zdystansowany rachunek sumienia oraz „rozliczenie się” z ludzką pychą i samouwielbieniem – możemy interpretować „zdezelowaną” modlitwę. W tej interpretacji Ojcze nasz to „spowiedź dziecięcia wieku” – znużonego, a nawet zbrzydzonego wiarą w siebie. Ten skruszony człowiek stara się sobie przypomnieć zapomniany język pacierza, lecz w jego słowa ciągle, z przyzwyczajenia, wplątują się wyrazy bałwochwalcze. Zatem w formie sprofanowanej modlitwy parodiuje się i wykpiwa religię nowoczesności, a jednocześnie z całą powagą traktuje rachunek sumienia współczesnego syna marnotrawnego, który, rozczarowany własną wolnością, pragnie wrócić do domu Ojca, bowiem tylko tutaj może zrozumieć swoje odejście jako przekroczenie prawa i grzech oraz zaspokoić potrzebę rachunku sumienia i rozgrzeszenia.
Kontekst pozapoetycki: wydarzenia historyczne (upadek komunizmu w Europie) oraz zmiany w świadomości (zmierzch nowoczesności i przewartościowanie jej idei) jest bardzo ważny dla rozumienia i interpretacji wierszy Tekielego. Kontekst ów sprawia, że żartobliwe z pozoru kalambury i „anarchia” słów wypowiadających posłuszeństwo utrwalonym sensom przeistaczają się w poważną polemikę z niepewnym siebie duchem naszej „międzyepoki”.
Ten kontekst czasu bezimiennego określa także w dużej mierze postawę samego autora wobec dokonujących się zmian. Jest to postawa zdystansowanego i bardzo bystrego obserwatora, który rejestruje rozmaite paradoksy współczesnej świadomości, odbijające się w języku, lecz powstrzymuje się od wygłaszania jednoznacznych ocen. Nie rezygnuje wszakże z władzy sądzenia ani z moralistyki. One są elementem konstrukcji poetyckiej.
A zatem „wybrakowany” tekst Ojcze nasz, będący parodystycznym wyznaniem wiary nowoczesnego człowieka i jednocześnie jego spowiedzią z grzechów pychy, egoizmu i niedowiarstwa, sam w sobie jest świadectwem i sądem nad współczesną duchowością – oderwaną od dawna od słowa Bożego, zapisanego w Biblii, i rozproszoną między chaotycznymi słowami ludzi, reprezentujących różne przekonania i style życia. Sąd Tekielego nie jest jednoznaczny. Strywializowana, sprofanowana, pozbawiona powagi modlitwa nie jest przecież ani ośmieszeniem, ani zaprzeczeniem modlitwy. Owszem, symbolizuje zerwane lub bardzo osłabione więzi z sacrum, lecz w równej mierze pozostaje śladem trwałych tęsknot religijnych, o czym świadczą wezwania: „święć się imię Twoje, przyjdź, bądź”.
Tak mógłby się modlić syn marnotrawny nowoczesności, ubóstwiony wielki człowiek, który przypomina sobie zapomniany język starego pacierza. Ale czy tylko on? Przywołując nazwę znaną ze słownika Roberta Tekielego i jego kolegów, można by powiedzieć, że tak modli się również młody postmodernista-”barbarzyńca”, rówieśnik poety. Kim jest? Późnym wnukiem oświecenia, który obserwował, jak staje się kupką gruzu jego ostatnie wcielenie – komunistyczna utopia PRL‑u. Duchowym dzieckiem polskiej transformacji, zachłystującym się odzyskaną swobodą, zachodnimi nowinkami intelektualnymi czy ekstrawagancją intelektualną „bruLionu”. Literackim anarchistą, prowokatorem i obrazoburcą pierwszych dni wolności, który wykpiwał patriotyczno‑artystyczne salony niedawnej opozycji. „Barbarzyńcą” jest także sam Robert Tekieli. Kalambury, żarty słowne, prowokacje i operacje lingwistyczne autora Nibytu stają się metaforą naszej obecnej sytuacji egzystencjalnej, w której wolność w niezauważalny sposób przeistacza się w dowolność.
Przypomnij sobie, czym jest ironia. Następnie wyjaśnij, dlaczego utwór Roberta Tekielego można nazwać ironicznym. Jaką funkcję pełni ironia w tym tekście?