Audiobook
Zapoznaj się z audiobookiem. Zwróć uwagę na skutki problemów społecznych.
I
„Niepokoję się faktem, że Polska należy do krajów o najniższym współczynniku dzietności. Są przykłady krajów UE, na przykład Francja, które dzięki właściwej polityce rodzinnej potrafiły zahamować, a nawet odwrócić niekorzystne trendy demograficzne” – powiedział rzecznik praw obywatelskich, profesor Janusz Kochanowski. W Polsce brakuje spójnych, wieloletnich programów zaradczych. „Mamy jedynie elementy polityki ludnościowej, które stymulują rozrodczość, na przykład »becikowe«. Nie spowodują one jednak znaczącej poprawy sytuacji demograficznej” – wyjaśnił profesor Zbigniew Strzelecki, przewodniczący Rządowej Rady Ludnościowej. Organizatorzy spotkania wyrazili nadzieję, że będzie ono początkiem ogólnopolskiej dyskusji ekspertów z różnych dziedzin na temat możliwości zapobiegania i niwelowania skutków niekorzystnych procesów demograficznych. Obecnie rodzi się ponad 400 tysięcy dzieci, czyli więcej niż w poprzednich latach. Liczba ta będzie rosła jeszcze do 2011 roku, jednak później nastąpi stabilizacja i powolny spadek liczby urodzin – wynika z prognoz ekspertów.
Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, najbardziej prawdopodobny scenariusz wydarzeń przewiduje, że proces starzenia się ludności będzie gwałtownie postępował po 2020 roku. Niekorzystne procesy demograficzne będą miały szczególnie istotny wpływ na dwie sfery życia Polaków: system ochrony zdrowia i sytuację finansową ubezpieczeń społecznych. Z powodu starzenia się populacji zwiększy się odsetek osób potrzebujących podstawowej i specjalistycznej opieki medycznej. Wzrośnie liczba osób chorych na między innymi: chorobę wieńcową, nowotwory, nadciśnienie tętnicze, cukrzycę. Jeśli nie zostaną podjęte działania umożliwiające zatrzymanie w kraju kadry medycznej, znacznie zmniejszy się dostępność do świadczeń medycznych. Ponadto brak odpowiedniego systemu medycyny szkolnej spowoduje narastanie problemów zdrowotnych młodego pokolenia.
Z przedstawionych podczas konferencji danych wynika, że liczba populacji w wieku poprodukcyjnym wzrośnie z 16 [szesnastu] procent w roku 2007 do 27 [dwudziestu siedmiu] procent w 2035 roku. W 2007 roku na 1000 osób w wieku produkcyjnym przypadało średnio 248 osób w wieku poprodukcyjnym, a w 2035 roku liczba ta wyniesie już 464 osoby. W związku z tym, w ciągu najbliższych lat trzeba będzie zastanowić się, jak zmiany te wpłyną na przyszłą kondycję finansową ubezpieczeń społecznych. Jak wynika z prognoz ekspertów, wśród najważniejszych problemów, z którymi będzie musiało zmierzyć się społeczeństwo, będzie między innymi konieczność zamykania niektórych szkół wyższych. Nie będzie wystarczającej liczby studentów, aby wszystkie uczelnie mogły utrzymać się na rynku edukacyjnym.
Zapoznaj się z audiobookiem i zwróć uwagę na problemy wynikające ze zmian struktury społecznej dla uczelni.
II
W ostatniej dekadzie minionego właśnie stulecia szkolnictwo wyższe w Polsce dokonało skoku ilościowego, którego skali nikt nie przewidział. Na początku dekady było 90 wyższych uczelni, a studentów około 350 [trzystu pięćdziesięciu] tysięcy. Ustawa o szkolnictwie wyższym z września 1990 roku otworzyła możliwości zakładania szkół niepaństwowych, kształcących odpłatnie. Dwa lata później było 11 takich placówek, a potem ruszyła lawina. W styczniu 2001 roku mieliśmy już 185 wyższych szkół niepaństwowych i 107 państwowych – razem 292 szkoły wyższe (bez filii i wydziałów zamiejscowych oraz bez uczelni wojskowych i podległych MSWiA) (...).
Studiuje obecnie półtora miliona młodzieży, prawie co trzeci student uczy się w szkole niepaństwowej. Przyjęty w porównaniach międzynarodowych tak zwany wskaźnik skolaryzacji brutto (stosunek liczby studiujących w wieku 19–24 lata do ogólnej liczebności tej grupy wieku) wzrósł z 12,9 [dwunastu i dziewięciu dziesiątych] procent w roku akademickim 1988 do 36,9 [trzydziestu sześciu i dziewięciu dziesiątych] procent w roku akademickim 1999 (...) Skąd wziął się bezprecedensowy boom na rynku usług edukacyjnych? Roczniki wyżu demograficznego z lat siedemdziesiątych, dorastające w pierwszych latach transformacji, zostały skutecznie przekonane, że wyższe wykształcenie to najskuteczniejsza droga do kariery i sukcesów – zawodowych i materialnych. Dyplom wyższej uczelni otwierał przed młodzieżą perspektywy, jakich rodzice (także ci z dyplomami) nie mieli nigdy wcześniej. Toteż większość maturzystów zaczęła aspirować do studiów. Możliwości zdobycia dyplomu szukali także ci młodzi ludzie, którzy parę lat wcześniej zakończyli edukację na szkole średniej. Warto wiedzieć, że na przykład w 1998 roku młodzieży w wieku największej potencjalnej gotowości do studiowania (19–24 lata) było w Polsce 3,8 milionów (10 procent ogółu ludności). Ogromny popyt powodował zarówno mnożenie miejsc na studiach zaocznych i wieczorowych (odpłatnych) w uczelniach państwowych, jak i powstawanie szkół niepaństwowych.
Podczas gdy studentów przybywało lawinowo, rozwój kadry dydaktycznej nieomal stanął w miejscu. W porównaniu z początkiem dekady lat dziewięćdziesiątych, gdy było około 60 tysięcy nauczycieli akademickich, przybyło ich 15 tysięcy. Jednak szacunki, wedle których kadra dydaktyczna w szkolnictwie wyższym liczy obecnie 75 tysięcy osób, są traktowane z przymrużeniem oka jako zawyżone. Prawdziwej liczby nie zna nikt, ponieważ osoby pracujące na kilku etatach, w uczelniach państwowych i niepaństwowych, liczone są wielokrotnie (...).
Boom edukacyjny, będący obecnie u szczytu, zacznie wkrótce słabnąć. Sprawią to zarówno zmiany demograficzne, jak i zdrowa konkurencja na rynku usług edukacyjnych. Przewiduje się, że do 2005 roku przybędzie jeszcze 182 tysięcy młodzieży w wieku 19–24 lat, ale później, do 2020 roku, nastąpi spadek o około 1,6 miliona. Rywalizacja o kandydatów, widoczna już teraz w tradycyjnych ośrodkach akademickich, gdzie powstało najwięcej nowych szkół, przybierze na sile. W ubiegłym roku po raz pierwszy liczba oferowanych miejsc (we wszystkich uczelniach i na wszystkich typach studiów) była większa od liczby maturzystów i to aż o 20 tysięcy, a w tym roku jeszcze wzrośnie. Szkoły najsłabsze, oferujące najgorsze warunki studiowania i nieprzygotowujące należycie do sprostania konkurencji na rynku pracy, przestaną wkrótce zdobywać studentów i zaczną bankrutować. Rynek wyeliminuje patologie, z którymi od kilku lat nie umie sobie poradzić ani resort edukacji, ani wymiar sprawiedliwości. Myślę o szkołach uprawiających skandaliczne sobiepaństwo w postaci otwierania nielegalnych filii i prowadzenia rekrutacji na nieistniejące studia w oddziałach niemających zezwolenia na działalność, o prowadzeniu zajęć przez osoby nieuprawnione do dydaktyki akademickiej, o popełnianiu przestępstw gospodarczych, o toczeniu wojen personalnych, w które angażowano nie tylko wynajętych ochroniarzy, ale i studentów, itp. Jak dotąd nie udało się zlikwidować żadnej z takich placówek, których zła sława, nagłaśniana w mediach, psuje opinię całego szkolnictwa niepaństwowego.