Roger Scruton, Co znaczy konserwatyzm?
(fragmenty)
Pytanie to pozwala nam przejść do ostatniego pojęcia, bez którego nie sposób jasno wyrazić konserwatywnego poglądu na społeczeństwo, a mianowicie do pojęcia tradycji. Obejmuję tym pojęciem wszelkie zwyczaje, ceremonie i formy uczestnictwa w życiu instytucjonalnym, które nie mają charakteru mechanicznego, lecz kierują się jakąś racją, a racja ta leży nie w tym, co będzie, lecz w tym, co było. Nie ma znaczenia, czy osoba posłuszna tej racji potrafi ją sformułować: tradycji się nie projektuje, lecz czyni im zadość, a nieformułowanie racji nie oznacza nieświadomości ich istnienia.
Siła tradycji jest dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, czyni ona z historii rację, a tym samym czyni z przeszłości teraźniejszy cel (na przykład cała historia narodu jest uobecniana podczas ceremonii koronacji). Po drugie, każda organizacja społeczna stwarza swoje tradycje, które nie są tylko oprawą dla wykonywania władzy. Tradycje powstają i budzą szacunek wszędzie tam, gdzie jednostki dążą do złączenia się z czymś transcendentnym. Powstają w klubach i zrzeszeniach, w życiu społeczności lokalnej, w religii i obyczajach rodzinnych, w szkolnictwie i w każdej instytucji, w której ludzie wchodzą w styczność z bliźnimi (...).
Mam świadomość, że każda wzmianka o tradycji zostanie odebrana sceptycznie przez tych, którzy uważają się za wyzwolonych spod jej uroku. Nie ulega wątpliwości, że chociaż jest to pojęcie zasadnicze dla doktryny konserwatywnej, przygniata je (podobnie jak konkurencyjne pojęcia »równość«, »wolność« i »sprawiedliwość społeczna«) większy ciężar sporów politycznych, niż potrafiłaby udźwignąć jakakolwiek idea. Musimy się z nim jednak zmierzyć. Choć z zadaniem zdefiniowania tradycji wiążą się olbrzymie trudności, rzecz idzie nie o byt urojony, lecz jak najbardziej realny.
Współcześni liberałowie z reguły deprecjonują ideę tradycji. Mówią nam, że wszystkie tradycje zostały »wynalezione«, z czego wynika, że można je bez problemu zlikwidować. Teza ta wygląda wiarygodnie, jeśli posłużymy się trywialnymi przykładami, takimi jak wiejskie tańce szkockie, góralski strój, ceremonia koronacyjna, kartki świąteczne i wszystko, czemu przylepia się etykietkę »heritage«. Prawdziwa tradycja nie jest wynalazkiem, lecz niezamierzonym produktem ubocznym wynalazczości, a zarazem, paradoksalnie, jej motorem. Zdumiewającym tego przykładem jest nasza tradycja muzyczna. Nie stworzyła jej jedna konkretna osoba. Każdy, kto się do niej przyczynił, budował na wcześniejszych osiągnięciach, odkrywał problemy i rozwiązywał je poprzez stopniowe poszerzanie wspólnej składni. Notacja rozwijała się równolegle do harmoniki i kontrapunktu. Żaden człowiek nie byłby w stanie w pojedynkę posiąść zawartej w tych dokonaniach wiedzy na temat ludzkiego ucha i ludzkiego serca, tak samo jak żaden człowiek nie byłby w stanie w pojedynkę odkryć języka. Przykład ten pokazuje, czym w istocie jest tradycja: nie zwyczajem czy rytuałem, lecz formą wiedzy społecznej.
Przez wiedzę społeczną rozumiem wiedzę ucieleśnioną w common law, w procedurach parlamentarnych, w manierach, stroju i konwenansach społecznych, jak również w moralności. Wiedza ta powstaje wskutek działania »niewidzialnej ręki« ze współżycia społecznego, z napotkanych i rozwiązanych problemów, z porozumień utrwalonych przez zwyczaj, z konwenansów koordynujących nasze namiętności, które inaczej kolidowałyby ze sobą, tudzież z niekończącego się procesu negocjacji i zawierania kompromisów, za pomocą którego ugłaskujemy psy wojny.
Taką właśnie wiedzę miał na myśli Burke, kiedy skrytykował aprioryczne myślenie francuskich rewolucjonistów. »Lękalibyśmy się – napisał – nakazać człowiekowi, by żył i pracował, czerpiąc wyłącznie z zasobów własnego rozumu, sądzimy bowiem, że ten zasób każdego człowieka jest mały, że ludziom powodzić się będzie lepiej, gdy będą korzystać ze wspólnego banku i kapitału narodów i wieków«. Metafora, którą posłużył się Burke, jest pod jednym względem myląca. Wiedza społeczna nie akumuluje się tak jak pieniądze, nie narasta też w ten sam sposób co wiedza naukowa, którą można zmagazynować w książkach. Istnieje wyłącznie poprzez jej nieustanne stosowanie: jest społeczna, niewypowiedziana i praktyczna, nie daje się ująć w żaden schemat czy plan. W istocie najlepiej pozwala ją zrozumieć porażka gospodarki planowej.