Optymistyczna filozofia doby oświecenia opierała się na przekonaniu, że natura stanowi porządek fizyczno‑moralny świata, który został zbudowany wedle prawideł rozumu, dzięki czemu jest dostępny poznawczo. Życie ludzkie, podobnie jak cała natura, także miało posiadać sens. Zakładano, że wyrazem racjonalności świata jest istnienie w nim praw uniwersalnych wykluczających jakąkolwiek przypadkowość. Prawa te całościowo może poznać jedynie Bóg. Jak zauważa Bronisław Baczko:
Bronisław Baczko
Wolter: zło i ład natury
Prawidłowość, racjonalność i moralność świata gwarantuje jego Stwórca — Istota Najwyższa. Tajemniczy, niepoznawalny Bóg przejawia się w ładzie natury, działaniu jej uniwersalnych praw i tylko tu. Człowiek też jest racjonalny. Jak w pozornym bezładzie przyrody przejawia się jedność rządzących nią praw — tak i w pozornym chaosie zachowań ludzkich znać niezmienną w czasie i przestrzeni, powszechną i jedną człowieczą naturę. Dobrą — gdyż jest częścią moralnego wszechświata. Niedoskonałości homo sapiens są tylko jego cechami swoistymi. Postępowanie człowieka, określone przez racje jego natury i informacje biegnące od zmysłów, nie przekracza granic zakreślonych przez prawa Uniwersum — ale równocześnie jest też wolne.
Wolter zastanawiał się nad istnieniem oraz sposobem funkcjonowania zła w tak pojmowanej naturze. Początkowo przyjmował rozwiązanie zaproponowane przez XVII‑wiecznego filozofa Gottfrieda Leibniza, który twierdził, że świat jest harmonijny i najlepszy z możliwych, a wszelkie pojawiające się w nim zło ostatecznie służy dobru, więc tak naprawdę złem nie jest.
Zwątpienie w sens filozofii Leibniza przyniosło trzęsienie ziemi w Lizbonie – zniszczenie miasta oraz śmierć setek tysięcy ludzi stały się dla Woltera zdaniem Bronisława Baczki „filozoficznym trzęsieniem ziemi”. Świat nagle z całą siłą objawił mu się jako miejsce pełne absurdów, przypadku i bezsensu, niemające nic wspólnego z harmonijną „Bożą budowlą”. Filozof pytał w swoim Poemacie o trzęsieniu ziemi w Lizbonie:
Wolter
Poemat o trzęsieniu ziemi w Lizbonie
Bóg w swoim ręku ima łańcuch wszystko krępujący,
Ale Bóg wszechmocny nie jest łańcuchem skrępowany.
On sprawiedliwym, oraz on dobrym; jest miłosiernym
Lecz czemuż nędzni tyle cierpiem pod Bogiem sprawiedliwym?
Inny wielki myśliciel epoki - Jean‑Jacques Rousseau, po przeczytaniu Poematu o trzęsieniu ziemi w Lizbonie opublikował List o Opatrzności. Kpił w nim z Woltera, określając go mianem „biednego człowieka przywalonego pomyślnością i sławą, który gorzko wciąż deklamuje przeciw nędzom życia i znajduje ustawicznie, iż wszystko jest złe”. Rousseau chciał też udowodnić, że wszystko, co dzieje się wokół nas, jest dobre, a przypadek nie istnieje. Dla Woltera był to ostateczny impuls do napisania Kandyda.
Tytułowy bohater powiastki, zakochany w pięknej Kunegundzie mieszkaniec zamku w Westfalii, postanawia wyjawić swoje uczucia wybrance serca. Zostaje jednak wygnany przez ojca dziewczyny z domostwa. Kandyd przeżywa różne przygody, ale owładnięty jest tylko jedną myślą – chce odnaleźć i poślubić Kunegundę. Poszukując jej, przemierza świat, spotykając najróżniejsze osoby i przeżywając niezwykłe przygody.
Historia opowiedziana przez Woltera jest parodią opowieści romansowych, w których pięknych, młodych i zakochanych w sobie bohaterów zawsze rozłączało jakieś nieszczęście. Przygody, jakie przeżywali, szukając się po całym świecie, prowadziły do finału, w którym kochankowie odnajdywali się. Oboje byli nadal piękni i młodzi, a ich dalsze wspólne życie zapowiadało się bardzo szczęśliwe. Czas, przestrzeń i geografia były w tego typu historiach umowne i służyły jedynie do tego, by przykuć uwagę czytelnika. Nagromadzenie nieprawdopodobnych wydarzeń w Kandydzie posłużyło Wolterowi nie tylko do tego, by ośmieszyć romanse, ale także, by dowieść, że światem rządzi przypadek, który częściej prowadzi do niekorzystnego rozwoju wydarzeń niż do szczęścia i pomyślności.
Autor Kandyda zwraca się przeciwko „filozofii optymizmu” Wilhelma Gottfrieda Leibniza. Pyta, czy w naturze istnieje zło, czy też może świat jest dobry. Nie wskazuje jednak czytelnikowi gotowego rozwiązania problemu, nie opowiada się za żadną z prezentowanych w powiastce opcji. Wykpiwa absurdalne poglądy Panglossa, nie przyjmuje optyki Marcina, obnaża obłudę wizji Eldorado. Krążąc po Europie, Kandyd spotyka się z okrucieństwem wojny, chorobami, wyzyskiem, klęskami żywiołowymi. Obserwuje ludzką głupotę, działania inkwizycji. Cały czas usiłuje znaleźć receptę na zachowanie psychicznej równowagi w rzeczywistym świecie.
Wolter jest w Kandydzie zarówno nauczycielem, mentorem, jak i filozofem - objaśnia czytelnikom skomplikowanie świata, podsuwa rozwiązania, ale ich nie narzuca, nie chce myśleć za czytelników, daje im prawo do samodzielnego kierowania swoimi losami. Kandyd jest tekstem tendencyjnym i dydaktycznym. Realizuje jednak wzór mądrego dydaktyzmu, pozostającego w zgodzie z podstawowymi założeniami literatury oświecenia, aby uczyć bawiąc, nie zapominając o wzruszeniu czytelnika.