Søren Aabye Kierkegaard
Jednostka i tłum
Pewien pogląd na życie głosi, że tam, gdzie jest tłum, jest także prawda i że prawda musi mieć tłum po swojej stronie. Wedle innego poglądu, tam, gdzie jest tłum, jest nieprawda; tak że (doprowadzając rzecz na chwilę do skrajności), gdyby nawet zebrał się tłum z jednostek, z których każda z osobna posiadałaby w cichości prawdę, to w „tłumie” tym, który przez głosowanie, wrzask i zgiełk nabiera w jakiś sposób decydującego znaczenia – natychmiast powstałaby nieprawda. Albowiem tłum jest nieprawdą. Wiecznie, pobożnie, po chrześcijańsku mówią o tym słowa Pawła: „Tylko Jeden osiąga cel” – i osiąga ten cel nie w sensie porównawczym, ponieważ w każdym „porównaniu” zawiera się wzgląd na „kogoś drugiego”. Słowa te znaczą: każdy może być tym Jednym i Bóg chce mu w tym dopomóc – ale tylko Jeden osiąga cel. […] Gdzie zatem jest tłum i gdzie tłumowi przypisuje się rozstrzygające znaczenie, tam nikt nie będzie się troszczył o cel najwyższy, nie będzie do niego dążył, ani nie będzie żył nim, lecz jedynie tym lub owym celem ziemskim; bo do celu wiecznego i decydującego można dążyć tam tylko, gdzie jest Jeden, a stać się nim może każdy i będzie to znaczyło, że się przyjęło pomoc Boga – „tłum” jest nieprawdą. […] Albowiem to, że się jest w tłumie, albo zwalnia od skruchy i odpowiedzialności, albo osłabia odpowiedzialność jednostki, bo tylko okruch odpowiedzialności przypada wtedy na każdego. […] I zbiera mi się na płacz, a co najmniej zaczynam tęsknić do wieczności za każdym razem, kiedy myślę o nędzy naszych czasów, która przewyższa jeszcze beznadziejność starożytności. Czasy te stają się coraz bardziej szalone z winy prasy codziennej i anonimowości, z winy „publiczności”, która jest przecież tylko abstrakcją, a która pragnie być trybunałem „prawdy” […]. Poprzez prasę anonim wyrokuje z dnia na dzień, nawet w sprawach intelektu, etyki i religii, jak mu się podoba (chociaż nigdy by się na to nie ważył osobiście, jako jednostka), ilekroć otwiera paszczę (bo ustami tego nazwać nie można), za jednym zamachem zwraca się do tysięcy tysięcy; może skłonić dziesiątki tysięcy mnożone przez dziesiątki tysięcy, aby powtarzały jego czczą gadaninę, i nikt za to nie weźmie odpowiedzialności. I już nie jest tak, jak w starożytności, kiedy to względnie wolny od skruchy tłum posiadał pełną władzę, władzę tę dzierży Nikt i ten Nikt absolutnie nie zna skruchy: anonimowy autor, anonimowa publiczność, a wśród niej anonimowi odbiorcy, a więc nikt! Nikt! Dobry Boże! I te państwa nazywają się chrześcijańskimi!