Komentarz do analizy
Analizowany tekst nie zawiera żadnych zdań o charakterze faktów, choć w kilku przypadkach można być przekonanym, że tak jest. Nie znaczy to jednak, że tekst jest niewiarygodny. Wręcz przeciwnie – jego autorem jest znakomity polski konstytucjonalista, któremu nie można z pewnością zarzucić braku wiedzy. Jednak z racji tego, iż analizowana wypowiedź ma tak jednoznaczny charakter opinii, mamy dobrą okazję, aby wyjaśnić jeszcze jeden niezmiernie ważny problem.
Otóż to, że zdanie ma charakter opinii, nie znaczy, że jest jedynie poglądem – snuciem własnych, niczym niepotwierdzonych sądów. Różnica po pierwsze polega na tym, że dla faktów nie ma możliwości skalowania: fakt to fakt, więc jeśli coś się zdarzyło, to nie zdarzyło się mniej lub więcej. Po drugie, fakty to zdarzenia, na przykład zapisy prawne dokonane na papierze, ale ich interpretacja jest już opinią.
Problem z opiniami wiąże się z tym, że mogą mieć potwierdzenie w faktach. Mogą też oczywiście być zwykłymi konfabulacjami, domysłami, snuciem własnych uprzedzeń albo sympatii. W przypadku wypowiadania się na temat przepisów prawnych jest podobnie. A to dlatego, że często przepis prawny wymaga wykładni, a zatem wskazania na swoje ostateczne znaczenie.
Przytoczony tekst jest zbiorem opinii, które jednak są oparte na doskonałej znajomości faktów. Stąd tym bardziej może wydawać się, że poszczególne zdania ujawniają fakty, a nie wyrażają opinii. Spróbujmy jednak przeanalizować kolejne przypadki.
Dwa pierwsze zdania są niemal tak oczywiste, że spora grupa czytających weźmie je za niezaprzeczalny fakt. Przedstawione w nim zależności (częste zmiany w ramach rządu – brak spokoju oraz niezależności) jawią się jako mające wyraźne następstwo przyczynowo‑skutkowe. Stąd też wydaje się, że stanowią fakty, ale tu tkwi pułapka. To, że jakieś stwierdzenie jest nawet w stu procentach zgodne z rzeczywistością, nie zmienia jego charakteru – w tym przypadku charakteru opinii.
Jeszcze wyraźniej widać to w przypadku pierwszego zdania drugiego akapitu („Rząd, będąc odpowiedzialny...”). Ma się wrażenie, że autor przytacza określony stan prawny. Ale czy rzeczywiście sprawa ma charakter jednoznaczny? W zdaniu użyte jest przecież wyrażenie: „konstytucyjnych zadań”, które nie może być potraktowane jako coś powszechnie znanego. A zatem faktem mogłoby być istnienie określonego zapisu z konstytucji. To zaś, co on oznacza, nie ma charakteru faktu, ale wykładni, interpretacji, a zatem opinii.
To samo dotyczy kolejnych dwóch zdań, a także kolejnego akapitu.
Zobaczmy to na przykładzie. W marcu 2008 roku Sejm RP wyraził zgodę na ratyfikowanie Traktatu lizbońskiego. Ratyfikacja należy do Prezydenta RP i polega na złożeniu podpisu pod traktatem. W ten sposób prezydent realizuje postanowienia artykułu 126 konstytucji mówiącego, że stoi on na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa (ustęp 2). Czy jednak prezydent musi dokonać ratyfikacji, czy też nie? Czy jest to jego obowiązek, za którego niewykonanie grozi mu postępowanie przed Trybunałem Stanu, czy też prerogatywa, czyli osobisty przywilej? Od marca 2008 roku na łamach gazet rozgorzała dyskusja w tej kwestii. Starły się w niej opinie różnych osób uchodzących za ekspertów w kwestii prawa konstytucyjnego. Efektem jest jednak brak jednoznaczności.
Otóż zapis odnoszący się do ratyfikacji jest faktem. Ale to, czy jest to obowiązek, czy też przywilej Prezydenta RP, nie jest już takie jednoznaczne. Ostatecznie przecież zdecydowałby o tym już po fakcie Trybunał Stanu, gdyby na przykład Lech Kaczyński traktatu nie ratyfikował i podjęto by procedurę impeachmentu (odwołania Prezydenta RP). Wtedy po werdykcie moglibyśmy powiedzieć o wyroku jako o fakcie. Jednak sama treść orzeczenia wciąż byłaby opinią czy też interpretacją (co tak naprawdę jest szczególnym rodzajem opinii) tego, a nie innego składu Trybunału Stanu. Faktem byłby wyrok (został wydany), a także jego skutki. Ale paradoksalnie treść samego orzeczenia byłaby opinią mającą rzeczywiste skutki (usankcjonowane prawnie).
Najlepiej można to zobaczyć na przykładzie dowolnego procesu karnego. Wyobraźmy sobie, że dana osoba została uniewinniona w sądzie pierwszej instancji. Sąd bowiem uznał, iż dany czyn nie spełnił warunków określonych w normie i niezbędnych do skazania. Tymczasem po odwołaniu się przez prokuratora sąd drugiej instancji wydał wyrok skazujący. Co to zatem oznacza? W sensie prawnym to, że sąd drugiej instancji dokonał nowej interpretacji. Wydał nową opinię, którą wspiera swoją mocą autorytet państwa. Ale przecież to, że opinia sądu drugiej instancji stała się obowiązująca, wyniknęło tylko z tego, iż był to sąd stojący wyżej w hierarchii. Gdyby orzekł podobnie jak poprzedni, skutek byłby inny. Czy to znaczyłoby, że zmienił się fakt? Bynajmniej. Orzeczenia sądu czy wydawanie stwierdzeń o stanie prawnym nie jest tym samym co wydawanie stwierdzeń o świecie fizykalnym. Jest tak dlatego, że pomiędzy normą a zdarzeniem istnieje opinia, która uznaje je za zbieżne.
Z analizowanymi przez nas zdaniami jest podobnie. Orzekają one na temat prawa w Polsce. Z jednej strony moglibyśmy powiedzieć, iż zdrowy rozsądek i własna obserwacja przekonuje nas, że zdania: „Rząd, będąc odpowiedzialny...” oraz „Należą do nich...” są faktami. Jednak problem polega na tym, że tekst, który czytamy, jest formą wypowiadania się eksperta, który analizuje sytuację prawną. A zatem poprzez tekst publicystyczny wydaje swego rodzaju opinię na temat konstytucyjnych zadań rządu.
Łatwiejsze są sytuacje, gdy zdanie wyraża coś, co ma charakter oczekiwania lub przewidywania (ostatni akapit). Wtedy wiadomo, że stan ten jeszcze nie istnieje, a zatem nie jest faktem. Mimo trudności trzeba z uwagą i namysłem podchodzić do zdań, które jawią się nam jako oczywiste fakty.