Audiobook
O Pamiętniku Aleksandra Wata
Zupełnie wyjątkowy charakter ma książka wspomnieniowa Aleksandra Wata Mój wiek. Pamiętnik mówiony wydano po raz pierwszy w Londynie w 1977 r., w dziesięć lat po śmierci autora. Jest to zapis z taśm magnetofonowych, zawierający rozmowy z ciężko chorym poetą przeprowadzone przez Czesława Miłosza. Gdyby nie Miłosz i zadawane przez niego pytania, Wat nie zdołałby się podzielić z odbiorcami swoimi doświadczeniami z więzień sowieckich, opowieścią o tułaczce z lat II wojny światowej i zsyłce do Kazachstanu. Książka ta jedynie po części może być traktowana jako pamiętnik, jest to bowiem przede wszystkim ogromny wywiad, tzw. wywiad rzeka. Wat do końca życia – o ile tylko pozwalało mu nadszarpnięte w więzieniach i na zesłaniu zdrowie – prowadził także rodzaj dziennika intymnego.
Swoje osobiste notatki zapisywał na maszynie, jednak – co szczególne – w latach 1963–1965 robił to, opuszczając większość samogłosek. Późniejszym edytorom odszyfrowanie tekstu sprawiło wiele trudności. Prowadząc kolejne zapiski, autor używał już wszystkich liter, jednak od owego wyjątkowego fragmentu zatytułowana została całość dziennika. Ale tytuł Dziennik bez samogłosek ma głębszy sens. Otóż w języku hebrajskim nie stosuje się w piśmie samogłosek, co powoduje możliwość wieloznacznego czytania zapisanych w ten sposób słów.
O problemach z tym związanych wiedzą dobrze uczeni bibliści. Wat nawiązywał więc swoją ekscentryczną w polszczyźnie pisownią do języka hebrajskiego, by zaakcentować w ten sposób tradycję, z której się wywodził. Zapisy codziennych doświadczeń, snów, wizji i wspomnień, świadectwo ogromnego cierpienia, z jakim w wyniku postępującej choroby zmagał się przez ostatnie lata życia – wszystko to tworzy niepowtarzalną całość o sugestywnej, niepokojącej atmosferze.
Aleksander Wat
Dziennik bez samogłosek
Śni mi się, że w nocy ciemnej i głębokiej słyszę z drugiego pokoju modlitwę cichą ale rozpaczliwą Ojca. […] I uświadamiam sobie, że Ojciec zwraca się do Boga zawsze po hebrajsku, a ja hebrajskiego nie znam. Więc śnię! Robię wysiłek i budzę się: jest noc głęboka, z drugiego pokoju Ojciec krzyczy przez sen, ale nie głośno jak zwykle, cicho, tym bardziej przejmująco zatem. Stąd ta modlitwa nocna Ojca w moim śnie! […] Minęło 50 lat, a ja dotychczas, jak żywo, pamiętam rozruch moich uczuć we śnie […].
W pięcioro w naszej kuchni na rue Bonaparte: Janek i Ewa, Czesław i my dwoje. Rozmawiamy o diable, tym z ogonem i różkami. O diable u Hioba i w tradycji talmudycznej. […] Ola ma miłą pogodną urodę i spokojną, chłonną uwagę Marii, a krząta się koło nas jak Marta. Smaży kartofle, jajecznicę, jajka się też znalazły, i przy tych czynnościach nie zaniedbuje żywej rozmowy. […] Miałbym ochotę wstać i z wdzięczności za to uścisnąć ją, nie krępuje mnie obecność przyjaciół, ale moja – nie ociężałość, ale siła ciążenia […] moje despotyczne ciało już od tak dawna – od tych lat, kiedy przeważnie leżało horyzontalnie na pryczach więziennych i łóżkach szpitalnych – przywykło operować wedle najbardziej prostackich formuł mechaniki.
Potem były dwa czy trzy konania […] w Ałma‑Acie na stole starej Ukrainki, pod oślepiającym niebem z wizją śmiesznych gór Tien‑Szan, z obracającym się tłumem azjatyckich nędzarzy, […] z ostatecznym zadziwieniem: „Więc tak się umiera?” […] Potem setki nocy z nembutalem pod ręką, niekiedy w ręce, kiedy w agonii bólów czekałem na ból rozstrzygający, kiedy bóle moje piekły mnie dosłownie z taką wściekłością, że już były samą rozpaczą, bez żadnej nadziei, i kiedy żaden z tych bólów bez nadziei nie był dosyć silny, aby przesilić pamięć, wizję Oli, której tego zrobić nie mogę […].
Wtedy, tyle lat, przez dwanaście lat choroby, byłem panem swego życia i śmierci, co nocy modliłem się […] o śmierć, marzyłem o niej, była dla mnie, w moich myślach i wszystkich moich pragnieniach sumą i ideą dobroci, wyrozumiałością. Śmierć dana, darowana, zesłana, ale nie śmierć wzięta gwałtem, nie moja zła wola śmierci.
Wyjaśnij, w jaki sposób okoliczności wpłynęły na metaforyczną wymowę pamiętników Aleksandra Wata