Ksenofont
Wspomnienia o Sokratesie
Sokrates zresztą zawsze przebywał w miejscach publicznych. Rano szedł do krużganków i gimnazjów, około południa, kiedy rynek napełniał się ludźmi, można było go tam widzieć, a przez pozostałą część dnia zawsze tam się obracał, gdzie spodziewał się spotkać najwięcej ludzi. Bardzo wiele z nimi rozmawiał, a kto chciał mógł się przysłuchiwać jego wywodom, ale nikt nigdy nie widział, aby czynił coś bezbożnego albo niegodziwego, ani nie słyszał, aby mówił o czymś podobnym. Nie rozprawiał o naturze wszechrzeczy tak, jak czyni większość filozofów, ani nie dociekał, jak powstał tak zwany w języku sofistów „kosmos”, ani pod działaniem jakich koniecznych przyczyn zachodzą wszelkie zjawiska na niebie. Przeciwnie, jasno dowodził, że kto zaprząta sobie głowę takimi sprawami, jest głupcem. I najpierw starał się zbadać, czy czasem tacy filozofowie nie dlatego przechodzą z kolei do badania wszechrzeczy, ponieważ doszli do przekonania, że już dostatecznie poznali sprawy związane z człowiekiem, czy też, pomijając sprawy ludzkie, roztrząsając zaś boskie, sądzą, że postępują w sposób właściwy. Często dziwił się, że nie rozumieją dość jasno, że zbadanie takich tajemnic nie leży w mocy człowieka, skoro nawet filozofowie, którzy uważają się za najwyższe autorytety, za ludzi kompetentnych do zabierania głosu w tych sprawach, nie zgadzają się na tym punkcie w poglądach, ale kiedy ich nawzajem porównać, podobni są do ludzi szalonych. Niektórzy spośród szalonych nie obawiają się mocy śmiertelnie groźnych, inni lękają się czegoś, co wcale nie jest niebezpieczne; jedni nie wstydzą się mówić lub czynić, nawet wśród tłumu, co im się podoba, drugim natomiast się zdaje, że nie wypada nawet pokazywać się między ludźmi; jedni nie mają poszanowania ani dla świątyń, ani dla ołtarza, ani dla żadnej innej rzeczy, poświęconej bogom, drudzy natomiast, nawet przypadkowym pniom drzewa, nawet zwierzętom oddają cześć boską. Podobnie rzecz ma się z filozofami, badającymi z wielkim trudem naturę wszechrzeczy: niektórzy sądzą, że byt jest jeden, inni, że ilość bytów jest nieskończona. Zdaniem jednych wszystko znajduje się w wiecznym ruchu, zdaniem drugich nic się nigdy nie rusza. Jedni utrzymują, że każda rzecz powstaje i ginie, drudzy, że żadna rzecz nie może powstać ani zginąć. Następnie jeśli idzie o filozofów, zwykł był snuć jeszcze i takie rozważania. Czy podobnie jak ci, którzy zdobywają wiedzę o sprawach ludzkich w przekonaniu, że będą mogli uczynić z niej praktyczny użytek, zarówno dla siebie jak i dla każdego, dla kogo tylko zechcą, tak i filozofowie, którzy dociekają spraw boskich, uważają, że kiedy już się dowiedzą, pod działaniem jakich koniecznych przyczyn wszystko się dzieje, potrafią także dzięki swojej woli sprowadzać wiatry i deszcze, zmieniać pory roku i wywoływać wszelkie inne tego rodzaju zjawiska, jakie im w danych okolicznościach będą potrzebne, czy też niczego takiego wcale nawet sobie nie obiecują, ale poprzestają na samym tylko poznaniu, z jakiej mianowicie przyczyny każda z tych rzeczy się dzieje. W tym więc duchu wypowiadał się Sokrates o filozofach, którzy zajmują się takimi kwestiami. Sam natomiast zawsze, kiedy rozważał sprawy ludzkie, starał się zbadać, czym w swej istocie jest pobożność, a czym bezbożność, czym piękno, a czym brzydota, czym sprawiedliwość, a czym niesprawiedliwość, czym rozsądek, a czym szaleństwo, czym męstwo, a czym tchórzostwo, czym państwo, a czym mąż stanu, czym władza nad ludźmi, a czym władca; i podobnie rozprawiał o istocie innych rzeczy. Ci, którzy zdobywali tego rodzaju wiedzę, w jego mniemaniu stawali się ludźmi moralnie doskonałymi (hoi kaloi kagathoi – piękni i dobrzy), ci natomiast, którzy nie mieli o tym wyobrażenia, zasługiwali na miano dusz niewolniczych.