Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

Autorka: Małgorzata Krzeszowska

Przedmiot: wiedza o społeczeństwie

Temat: Akulturacja i asymilacja grup mniejszościowych

Grupa docelowa: III etap edukacyjny, liceum, technikum, zakres rozszerzony

Podstawa programowa:

Zakres rozszerzony

IV. Aspekty etniczne życia społecznego.

Uczeń:

10) wyjaśnia kwestię akulturacji i asymilacji grup mniejszościowych, w tym migranckich; wykazuje, że rodzaj stosowanej polityki państwa w różnym stopniu i kierunku wpływa na te zjawiska.

Kształtowane kompetencje kluczowe:

  • kompetencje w zakresie rozumienia i tworzenia informacji;

  • kompetencje cyfrowe;

  • kompetencje osobiste, społeczne i w zakresie umiejętności uczenia się;

  • kompetencje obywatelskie.

Cele operacyjne:

Uczeń:

  • wyjaśnia pojęcie akulturacji;

  • omawia strategie akulturacji w ujęciu Johna Berry’ego;

  • analizuje wybrany przypadek akulturacji.

Strategie nauczania:

  • konstruktywizm.

Metody i techniki nauczania:

  • metoda kuli śniegowej;

  • dyskusja;

  • rozmowa nauczająca;

  • case study.

Formy zajęć:

  • praca indywidualna;

  • praca w parach;

  • praca w grupach;

  • praca całego zespołu klasowego.

Środki dydaktyczne:

  • komputery z głośnikami i dostępem do internetu, słuchawki;

  • zasoby multimedialne zawarte w e‑materiale;

  • tablica interaktywna/tablica, pisak/kreda;

  • karteczki, pisaki.

Przebieg zajęć:

Faza wstępna

1. Przedstawienie tematu i celów zajęć.

2. Metoda kuli śniegowej. Uczniowie w parach ustalają definicję akulturacji, zapisują ją na karteczkach. Potem łączą się w czwórki i ósemki, pracując dalej nad definicją. Na koniec wspólnie decydują i wybierają definicję spośród zaproponowanych.

Faza realizacyjna

1. Wirtualny spacer. Po zapoznaniu się z materiałem uczniowie w parach przygotowują argumenty do dyskusji (ćwiczenie 1 dołączone do spaceru). Następnie przedstawiają swoje stanowiska na forum. Na zakończenie chętne osoby formułują wnioski.

2. Praca z audiobookiem. Uczniowie wyróżniają cztery strategie akulturacji w odniesieniu do jednostek, omawiają je i podają przykłady odnoszące się do tych strategii. Na koniec wybrana osoba podsumowuje rozmowę.

3. Podział na cztery grupy. Każda z nich analizuje jeden z przypadków akulturacji (materiały pomocnicze). W analizie odpowiadają na następujące pytania:

  • Jaką postawę zajął bohater tekst wobec kultury kraju, w którym zamieszkał?

  • Jakie napotkał trudności i jak je pokonał?

  • Jaką strategię akulturacji przyjął?

Po przeanalizowaniu tekstu wybrani przedstawiciel grup przedstawiają wyniki pracy na forum. Wybrana osoba podsumowuje pracę w grupach.

4. Dyskusja. Wnioski z pracy w grupach uczniowie wykorzystują przy wykonywaniu ćwiczenia 3 dołączonego do audiobooka.

5. Uczniowie zapoznają się z treścią lekcji dotyczącą strategii akulturacji w odniesieniu do grup mniejszości narodowych i etnicznych. Następnie podają konkretne przykłady zastosowania tych strategii w dziejach świata. Szczególną uwagę zwracają na pozytywne przykłady.

6. Wykonanie ćwiczeń 5 i 6 z sekcji „Sprawdź się”. Na ich podstawie uczniowie analizują pozytywne strategie akulturacji w odniesieniu do grup. Mogą też wybrać własny przykład.

Faza podsumowująca

1. Uczniowie jednym zdaniem wyjaśniają, co było dla nich najważniejsze w czasie zajęć.

Praca domowa:

Uczniowie wykonują pozostałe ćwiczenia.

Materiały pomocnicze:

Case study

Grupa 1

Ile lat temu przyjechał pan do Polski?

23 lata temu, w 1984 r.

Ile lat mieszkał pan w Jemenie?

Mieszkałem tam 20 lat, tam zdałem maturę i byłem 1,5 roku w wojsku.

Jaką religię pan wyznaje?

Wyznaję islam.

Czy posługuje się pan językiem ojczystym?

Od czasu do czasu tak – w rozmowach z synem i rodakami.

Jakim językiem mówi pan na co dzień?

Na co dzień posługuję się językiem polskim.

W jakim języku kłóci się pan, liczy, śni?

Kłócę się rzadko, ale po polsku, liczę po polsku, a sny są mieszane, bo kiedy śni mi się, że jestem w Jemenie, to wtedy rozmawiam po arabsku.

Czy oglądając programy arabskie i słuchając arabskiej muzyki, tłumaczy je pan sobie na polski czy odbiera je w ojczystym języku?

Kiedy oglądam program w języku arabskim, myślę po arabsku, kiedy jestem w domu, w pracy i między Polakami, wtedy myślę po polsku. Nie staram się przekładać sobie tych informacji, potrafię rozumować i tak, i tak.

Jakim językiem posługują się pańscy rodzice? Czy znają język polski?

Arabskim. Nie znają języka polskiego.

Co było powodem pańskiej przeprowadzki do Polski?

Od dziecka marzyłem, by zostać lekarzem, sam zdecydowałem, że chcę jechać na studia.

Dlaczego wybrał pan Polskę?

Wybór miałem duży – mogłem jechać do każdego kraju byłego Układu Warszawskiego, każdego kraju arabskiego i do Stanów Zjednoczonych… A w Polsce było tanio, a poza tym to były czasy, kiedy było głośno o Lechu Wałęsie i papież był Polakiem. To było interesujące. (…)

Jak zatem potoczyła się pańska dalsza edukacja?

Po roku Studium Języka Polskiego w Łodzi przeniosłem się do Białegostoku i rozpocząłem studia lekarskie na Akademii Medycznej. Tu też odbyłem staż, zrobiłem specjalizację I i II stopnia z ginekologii oraz doktorat.

Czy pańska praca daje panu satysfakcję?

Jestem zadowolony z tego, co robię. Pomagam kobietom, leczę, ratuję życie. Mogę pomóc, przestrzec. Mam bardzo dużo pracy. Nieraz zdarza się, że przyjmuję dziennie 50–60 kobiet. Ta praca pochłania mnóstwo czasu, ale dla mnie najbardziej liczą się sukcesy, bo wśród tych 60 pacjentek, które przychodzą do mnie z różnymi problemami, mogę przecież wykryć 3 przypadki raka, uratować 4 ciąże, a przede wszystkim uspokoić mnóstwo kobiet, zapewniając, że ich zdrowie nie jest niczym zagrożone. Dać im spokojny sen. (…)

Jakie ma pan stosunki z sąsiadami?

Również bardzo dobre, w końcu wybrali mnie na sołtysa 1,5 roku po tym, jak zamieszkałem z nimi (śmiech). Jak jest między nami jakiś konflikt, to staram się go wyjaśniać tu i teraz. Nie ma co odwlekać na później. Lubię pomagać ludziom i dawać im z siebie wszystko. Jako sołtys zrobiłem dla moich mieszkańców boisko, oznakowałem wieś po obu stronach, założyłem Stowarzyszenie Miłośników Naszej Wsi. Teraz powstaje nasza strona internetowa. Nawet dużo się tu u nas dzieje. Organizujemy majówki, różne ogniska. Z okazji otwarcia boiska odbył się mecz, na który zaprosiłem moich kolegów z Jemenu.

Komu zatem pan kibicował?

Nie tylko kibicowałem wszystkim, ale byłem też sędzią (śmiech). Na szczęście mecz skończył się remisem.

Jakimi wartościami kieruje się pan w swoim życiu?

Na pewno nie materialnymi, raczej duchowymi.

Czy obchodzi pan w Polsce święta narodowe swojej ojczyzny?

22 maja obchodzę Dzień Zjednoczenia Narodowego i 26 września Dzień Rewolucji, a także inne święta muzułmańskie. Z racji wyznania mojej żony obchodzimy również święta prawosławne, ale też uczestniczymy w tradycyjnych świętach katolickich.

Źródło: Irena Parfieniuk, Między marginalizacją a integracją. Wybór jednostkowych strategii akulturacyjnych i ich uwarunkowania, repozytorium.uwb.edu.pl.

Grupa 2

Skąd pani pochodzi?

Przyjechałam do Polski z Białorusi.

Od jak dawna jest pani w Polsce?

Przyjechałam 6 lat temu.

Co skłoniło panią do zamieszkania w Polsce?

Mój mąż jest z pochodzenia Polakiem, to znaczy jego dziadek był Polakiem. Sasza zawsze marzył o powrocie do ojczyzny, bo on uważa Polskę za swoją ojczyznę. I jak tylko nadarzyła się okazja przyjazdu, to z niej skorzystał.

Sasza to pani mąż?

Tak.

Mają państwo dzieci?

Tak. Mamy dwie córki. Jedna ma 4, druga 12 lat.

Pani mąż chciał zamieszkać w Polsce, a pani? Też o tym marzyła?

Ja wolałam zostać na Białorusi. Tam jest moja rodzina, znajomi, przyjaciele.

Ale mąż panią jakoś przekonał, tak?

Saszka jest głową naszej rodziny. Kiedy on postanowił przyjechać tutaj, to ja nie bardzo miałam coś do powiedzenia.

Czyli została pani zmuszona?

To nie tak. Nikt mi niczego nie kazał. Dla mnie to było oczywiste, że zrobię to, co chciał mój mąż, nawet nie próbowałam mu tego pomysłu odmówić.

Aha, rozumiem. Czym się pani zajmowała na Białorusi? Pracowała pani?

Tak, byłam nauczycielką matematyki w szkole średniej.

A czy teraz pani gdzieś pracuje?

Teraz nie.

A czy w ciągu tych 6 lat gdzieś pani pracowała?

Odkąd jestem w Polsce, nigdzie nie pracowałam.

Czym więc się pani zajmuje? Jak wygląda pani dzień?

Zajmuję się domem. Rano wstaję, przygotowuję śniadanie, wyprawiam męża do pracy, starszą córkę do szkoły. Przez resztę dnia zajmuję się Katią i domem. (…)

Dlaczego teraz pani nie pracuje?

Nigdy nawet nie szukałam pracy. Bo niby gdzie? Słabo znam język polski, nikt by mnie nie chciał.

Gdzie pracuje pani mąż?

Sasza pracuje na budowie. Wychodzi wcześnie rano i wraca późnym wieczorem.

Czyli macie mało czasu dla siebie?

Tak. Cały dzień go nie ma, a jak wraca, to jest tak zmęczony, że tylko coś zje i idzie spać.

Starsza córka chodzi do polskiej szkoły?

Tak.

Pani córki również znają język polski?

Tak, one bardzo dobrze mówią po polsku. Mąż od urodzenia uczył starszą polskiego. Młodsza już urodziła się w Polsce. Nie mają problemu z dogadaniem się.

A w jakim języku mówi się w państwa domu?

Mówi się po polsku. Ja wcześniej mówiłam po białorusku, ale mąż, a teraz już i dzieci, zwracają mi uwagę, że powinnam mówić po polsku. (…)

Czy ma pani znajomych w Polsce?

Nie, z nikim się nie spotykam.

Nie ma pani tu żadnej rodziny?

Nie.

A mąż?

Też nie.

Tęskni pani za rodziną i przyjaciółmi z Białorusi?

Bardzo.

Często się pani z nimi kontaktuje?

Bardzo rzadko. Czasami dzwonię do rodziców i siostry, ale nieczęsto, bo takie telefony dużo kosztują.

Źródło: Irena Parfieniuk, Między marginalizacją a integracją. Wybór jednostkowych strategii akulturacyjnych i ich uwarunkowania, repozytorium.uwb.edu.pl.

Grupa 3

„Zrobiłaś zakupy? To je sobie nieś”

Związek z nie‑Polakiem zupełnie inaczej wyglądał jednak u Marty, która przez 9 lat była w relacji z Holendrem. Sama twierdzi, że jej przypadek był ekstremalny.

– Poznałam go w Krakowie. Holandia nigdy nie była krajem, do którego marzyło mi się wyjechać. Z racji tego, że ja kończyłam studia, a on jeszcze musiał przebrnąć przez licencjat i magisterkę, wyszło tak, że to ja przyjechałam do niego – opowiada.

Partner Marty studiował i chciał skończyć studia, Marta zaczęła więc szukać pracy. Nie była to jednak bułka z masłem. – Niestety bez języka się nie dało, więc w ciągu prawie roku nauczyłam się holenderskiego i zdałam egzamin państwowy. Oczywiście nie przyszło mi to łatwo, to było bardzo dużo wysiłku, stresu, nerwów, nieprzespanych nocy, wypłakanych łez. W końcu udało mi się znaleźć dobrą pracę, on wtedy miał skończyć studia i też zacząć zarabiać – opowiada.

W międzyczasie się pobrali. Jednak codzienne życie z ukochanym nie było sielanką.

– Mój dzień wyglądał tak: rano wstawałam, nastawiałam kawę, jadłam sama śniadanie, opróżniałam zmywarkę, pakowałam się do pracy, próbowałam go obudzić przed wyjściem, brałam rower, jechałam pół godziny do pracy, potem 8 godzin pracy umysłowej po holendersku i pół godziny powrotu do domu. W domu on przed komputerem, ale zrobił przynajmniej zakupy na obiad. Gotowaliśmy obiad, jedliśmy przeważnie przed telewizorem, oglądając głupie seriale, potem chwila na posprzątanie i wieczorem głównie film na kanapie – wspomina Marta.

W weekendy Marcie udawało się namówić partnera na jakąś przejażdżkę na rowerze albo wizytę u znajomych. – Wielu ich nie mieliśmy, głównie jego rodzina. Ogólnie był ciężki do wyciągnięcia z domu – mówi.

Jak twierdzi Marta, jej mąż nie poczuwał się do domowych obowiązków. Z własnej inicjatywy raczej nic nie zrobił, ale kiedy Marta przyklejała mu kartkę z dokładną instrukcją na ekran monitora, to raczej stawał na wysokości zadania. – Mieliśmy podział pokoi do posprzątania, nawet to nie działało. Jak odkurzałam koło niego, to podnosił łaskawie nogi – nie kryje irytacji.

Jednak to nie było najgorsze. Tym, co okazało się gwoździem do trumny ich związku, było skąpstwo męża Marty.

– Od początku jak zamieszkaliśmy razem, zaczął prowadzić tabelę wydatków. Wprowadzał do niej nawet drobne centy. Wszystko było podzielone 50:50. Ponieważ on przez długi czas nie pracował i ja płaciłam za wszystkie duże rzeczy, był u mnie na sporym minusie. Pracować nie mógł, bo kończył studia. Chyba je jeszcze do dzisiaj kończy. Na moje pytania, w czym problem i jak mu pomóc, zawsze miał jakąś wymówkę. I wszystko było moją winą – denerwuje się Marta.

Jej mąż nie chciał na przykład kupić mieszkania ani samochodu, bo się „nie opłacało” i trzeba było czekać na „lepszy moment”. – Oszczędzał grosze w supermarketach na promocjach, a wyrzucał duże pieniądze w błoto z powodu ciągnących się studiów i nic nie zarabiał – dodaje Polka.

W końcu jej cierpliwość się skończyła i postanowiła odejść od męża. Jak podkreśla, to wtedy wyszło szydło z worka.

– Śledził moje prywatne rozmowy, próbował włamać się na moje konto bankowe, wyrzucił mnie z naszego wspólnego mieszkania i pozwolił wziąć tylko ubrania, bo „resztę trzeba uczciwie podzielić”. Do dzisiaj nie mam swoich rzeczy. Sprawa rozwodowa trafiła do sądu. Dowiedziałam się, że w Holandii jest coś takiego, jak alimenty partnerskie, czyli alimenty dla tej biedniejszej „połówki”, w tym wypadku dla niego. Sprawa jeszcze się ciągnie – opowiada Marta.

A nie jest ona najłatwiejsza. Marta wyznaje, że urodziła się z wadą bioder i wtedy gdy odeszła od męża, musiała przejść przez pierwszą operację wymiany biodra na sztuczne. – Powiedział znajomym, że zrobiłam to celowo, żeby to lepiej wyglądało w sądzie – oburza się.

Źródło: Aleksandra Gersz, „Mój Włoch myśli, że jak pracuje, to nic innego nie musi robić”. Pięć Polek o życiu z obcokrajowcami, natemat.pl, 01.08.2019.

Grupa 4

Muzułmanin…? Biedna, jesteś pewna, że możesz rozmawiać? Nic Ci nie zrobi, jak nas usłyszy?

Tak, zrobi. Gdy skończę rozmawiać, zapewne mnie przytuli i zapyta, jaki film chciałabym obejrzeć.

Twój mąż zmusza Cię do czegoś?

Tak, zazwyczaj do odpoczynku.

A wolno Ci samej wychodzić z domu?

Nie żyję w więzieniu, więc tak. Większość kobiet, które widzę na ulicy, spaceruje bez mężczyzn.

Pozwala Ci jeździć do domu?

Zasadniczo mój dom jest tutaj, gdzie mój mąż. A odpowiadając na pytanie – nie, nie pozwala, bo też nie ma tutaj nic do pozwalania. Jeżeli chcę gdziekolwiek wyjechać, aranżuję to identycznie, jak każde inne małżeństwo, uzgadniając szczegóły organizacyjne.

Zabrał Ci paszport?

Nie, to ja trzymam jego paszport, założę się, że on nawet nie wie gdzie.

Pewnie zmuszają Cię, żebyś się tam zakrywała?

Uwielbiam to pytanie. Nikt mnie nie zmusza ani „tam”, ani nigdzie indziej. Bez względu na to, czy jestem w Afryce, Zatoce Perskiej czy Europie, ubieram się podobnie. Hidżab jest ze mną zawsze, gdy wychodzę poza próg mieszkania (tak, również na balkonie). Fakt, że szczególnie w podróży jestem zazwyczaj sama i nie ma to wpływu na mój ubiór, powinien być wystarczającym dowodem na to, że nikt mnie do niczego nie zmusza.

Zmusił Cię, żebyś przeszła na islam?

Muzułmanką byłam od dawna; fakt, że o tym nie wiesz, świadczy tylko o tym, jak bardzo Ci ufam.

Ile żon ma Twój mąż?

Jestem jedyną kobietą w życiu mojego męża, jeżeli kiedykolwiek pojawi się jakaś inna, bez względu na to, czy ze statusem żony, czy kochanki, mój mąż więcej mnie nie zobaczy i doskonale o tym wie.

Tyle dla niego poświęciłaś, karierę, całe życie, po to tylko, żeby teraz stać przy garach i być jego sprzątaczką?

Wdech, wydech. Ok. Fakt, iż zrezygnowałam z pracy zawodowej, nie oznacza, że poświęciłam całe życie i karierę, która zdecydowanie nie była moją wymarzoną ścieżką zawodową – te cyferki nadal śnią mi się po nocach. W końcu mam czas na to, żeby skupić się na studiowaniu tego, co mnie naprawdę pasjonuje, dla mnie to ogromne szczęście – nie poświęcenie. I nie, nie stoję przy garach – mój mąż również lubi gotować, czasami wychodzimy zjeść coś poza domem. Co do sprzątaczki… Zatrudniamy jedną, więc argument nieco nietrafiony.

Jak sobie radzisz, żyjąc w jakiejś norze/lepiance na pustyni?

Tak samo jak w Polsce, biorąc pod uwagę, że ta lepianka to ponadstumetrowe mieszkanie, a nora to miasto, w którym niczego mi nie brakuje. A jeżeli stwierdzam, że potrzebuję czegoś, co tutaj jest niedostępne, wtedy wsiadam w samolot i przywożę to, czego chciałam.

To Wy tam macie internet?

Tak, mamy nawet bieżącą wodę, uwierzysz? (Konsternacja) Tak, wiem, że to boli, że mój arabski mąż mnie nie bije, nie zmusza do niczego i że nie dość, że wiedziemy zupełnie normalne życie, to jeszcze mam czelność być szczęśliwa. A teraz pozostaje Ci się rozkoszować wyrazem twarzy rozmówcy, który musi zrewidować swoje stereotypowe podejście względem tego, czym jest małżeństwo z Arabem

Źródło: Małżeństwo z Arabem przez pryzmat stereotypów, polkanapustyni.pl, 10.08.2017.

Wskazówki metodyczne opisujące różne zastosowania multimedium:

Na podstawie audiobooka uczniowie mogą przeprowadzić wywiady z przedstawicielami grup mniejszości mieszkających w ich okolicy, a następnie przedstawić je na lekcji.