Małgorzata Musierowicz Opium w rosole
Warto wiedzieć!
Człowiek przez całe swoje życie doświadcza miłości. „Poznawanie” tego uczucia rozpoczyna się w dzieciństwie, kiedy to miłością obdarzają nas rodzice, rodzeństwo, dziadkowie itp. Z czasem jednak uświadamiamy sobie, że można darzyć miłością także osoby, które nie są z nami spokrewnione i odkrywamy nowy typ tego uczucia. Często swoje uczucia przeżywamy w tajemnicy przed innymi, nie wiemy, jak je okazać i trudno nam o nich rozmawiać. Niestety, nie ma uniwersalnej rady dla osoby zakochanej. Warto jednak mówić innym o swoich emocjach, ponieważ dzięki temu łatwiej można sobie z nimi poradzić.
Kochać jak to łatwo powiedzieć...
W powieści Małgorzaty Musierowicz jednym z wątków jest pierwsza miłość, jaką obdarza szesnastoletnia Kreska (Janina Krechowicz) swojego kolegę - Maćka Ogorzałkę. Maciek jednak nie odwzajemnia uczuć dziewczyny, pomaga jej tylko w nauce matematyki...
Zapoznaj się z zamieszczonym poniżej fragmentem powieści Małgorzaty Musierowicz „Opium w rosole” i wykonaj ćwiczenia.
Opium w rosoleOpera Poznańska jest bardzo ładnym budynkiem o szlachetnych proporcjach i takichż tradycjach. Wystrój widowni też ma bardzo ładny – jeśli ktoś lubi czerwony pluszplusz i złocenia. Kolosalnych rozmiarów kryształowy żyrandol (tysiące i tysiące kryształowych łezek i kryształowych kuleczek na kolistym metalowym – szkielecie) wisi nad głowami melomanówmelomanów, rozpraszając ich uwagę i powodując nieodmiennie na każdym spektaklu falę cichych rozważań na temat trwałości zamocowania w suficie.
Pierwszy rząd, pośrodku którego mieli miejsca Kreska i Maciek, był jeszcze pusty. Sala zapełniała się powoli, a Maciek siedział jak na szpileczkach, wiercił się w swoim fotelu, podskakiwał i przemieszczał, zajęty zgadywaniem, z której też strony nadejdzie cytrynowa dziewczyna. Chciał ją widzieć od pierwszej chwili. Chciał zobaczyć, z kim przyjdzie. Oczywiście, z jakimś wspaniałym facetem w smokingusmokingu. Taka dziewczyna na pewno nie wychodzi wieczorem z kuzynką. Ciekaw był tego faceta. Ciekaw był, jak ona na tamtego będzie patrzyła. Czy wejdą, trzymając się za ręce, czy objęci, czy może – osobni i oficjalni?
Gubiąc się w rozważaniach i domysłach, biedny Maciek przeżywał istne męki oczekiwania. Nie słuchając, potakiwał Kresce, która – ożywiona – gadała i gadała, komunikowała mu, że we Wrocławiu, skąd pochodzi, nie ma takiej rozkosznej Opery i że ona, Kreska, w ogóle szalenie lubi staroświeckie wnętrza, rozglądała się po sali, pokazywała mu żyrandol pod sufitem i partyturępartyturę rozłożoną tuż przed nimi, nieco w dole (gdyż od kanału dla orkiestry dzieliło ich tylko wąskie przejście przy balustradzie), i piękną panią w loży, i znajomego hydraulika w trzecim rzędzie.
Już zgromadzili się muzycy, już zapalili lampki przy pulpitach, już poczęli stroić instrumenty, napełniając całą salę czarodziejską atmosferą oczekiwania na cud – już rozmowy, śmiechy i kasłania zaczynały dogasać i cichł z wolna szelest papierków na widowni – a dwa krzesła na skraju pierwszego rzędu pozostawały wciąż puste.
Kreska umilkła wreszcie, zerkając niepewnie na swojego sąsiada, on zaś, bez ruchu wpatrzony w drzwi boczne, nie dbając o to, że boli go wykręcona szyja, skupiony był cały w tym jedynym punkcie świata.
Zgasł gigantyczny żyrandol, pogasły kinkiety między lożami, cisza ogarnęła salę i wyraźnie słychać było, jak bileterki zamykają wszystkie drzwi.
Maciek oklapł i zwiesił głowę.
Powitany burzą oklasków pojawił się sławny dyrygent, oślepiająco błysnął żółtawą kulą łysiny w smudze światła rzucanej przez reflektor punktowy – skłonił się i zwrócił ku orkiestrze.
Postukał batutąbatutą w pulpit. Podniósł prawą rękę.
A więc – to koniec. Nie przyjdzie.
Na przekór jednak tej myśli Maćka drzwi boczne otworzyły się z rozmachem, dał się słyszeć protestujący szept bileterki i oczy najbliżej siedzących zwróciły się w stronę dwóch osób, które po omacku, w półmroku, przedzierały się na swoje miejsce. Maciek nawet nie musiał patrzeć w tym kierunku, by widzieć, że jednak przyszła!
Przymknął oczy. Poprzez pierwsze takty uwerturyuwertury przedarł się z lewej strony jakiś kaszel, jakieś sapanie, skrzypnięcie odchylanego fotela.
Spojrzał ostrożnie w lewo.
W półmroku, za nieruchomymi profilami sąsiadów, dostrzegł tylko złociste mżenie jej włosów i jedno migdałowe oko, lśniące w świetle rzucanym przez lampki orkiestrowe. Jeszcze ostatni szelest – i dziewczyna odchyliła się na oparcie, znikając mu z pola widzenia.
Maciek także zagłębił się w swój fotel, odetchnął głęboko i na moment przymknął oczy. Odpoczywał po wysiłku oczekiwania.
Westchnął znów i popatrzał w prawo, na czysty profil Kreski. Natychmiast, jakby wyczuła jego spojrzenie, odwróciła głowę i popatrzała na niego wielkimi, poważnymi oczami.
Skinął jej głową pobłażliwiepobłażliwie, a ona odpowiedziała mu ostrożnym uśmiechem.
Podczas antraktuantraktu Kreska nie chciała opuścić widowni.
– Posiedźmy tutaj – namawiała Maćka. – Pogadamy trochę, jest pusto, a na korytarzu tłum. Poza tym, ten żyrandol jest fascynujący.
– Chodźmy, no, chodźmy, proszę cię – nalegał Maciek, przestępując w miejscu.
Mógłby zabić Kreskę za ten jej tępy upór. Trawiło go pragnienie pogoni. Chciał dotrzeć w pobliże cytrynowej dziewczyny i skontrolować, kto jej towarzyszy. Nie zdołał tego stwierdzić po pierwszym akcie, kiedy opadła kurtyna i zabłysły światła, ponieważ zarówno dziewczyna, jak i osoba jej towarzysząca natychmiast się podniosły. Zasłonięte przez najbliższych wychodzących, również sąsiadów, pognały chyba do bufetu, gdzie, jak szeptano wśród publiki, była do nabycia czekolada bez kartekczekolada bez kartek.
– Ale ja nie chcę czekolady – upierała się Kreska, głucha na Maćkowe błagania. – Chrzanię ich czekoladę, pluję na te ich ochłapy, zresztą to na pewno jest wściekle drogie.
– Dobra. To idę sam – zdecydował się wreszcie Maciek.
– Dżentelmen! – obraziła go rozzłoszczona Kreska.
– Podobno są i dropsy – beznamiętnie rzekł on, kierując się ku wyjściu. - Kupię ci.
– Chrzanię ich dropsy! – wybuchnęła Kreska i około siedmiu sekund posiedziała w zbuntowanej pozie, z wysuniętym podbródkiem i zaciśniętymi pięściami. Potem nie wytrzymała. Dogoniła Maćka w załomkuzałomku westybuluwestybulu, przebijając się przez kulturalne gromadki spacerujących melomanów, którzy zapewne również chrzanili te ochłapy.
Pojawiła się u boku Maćka bez słowa. Bez słowa kroczyła przy nim po czerwonym chodniku, milczała i z rzadka tylko zerkała w któreś z licznych ściennych zwierciadeł. W swojej szmaragdowej kreacji podobała się nawet sama sobie. I już nie żałowała, że w przypływie niezrozumiałej fantazji odcięła całą górę tej kiecki przed farbowaniem, choć momentami, nie da się ukryć, chłodek przelatywał jej przez gołe ramiona i plecy.
Niestety, Maciek nawet na nią nie patrzał. Sprawdzał każdy metr kwadratowy zatłoczonego westybulu, który półkoliście obiegał parter widowni – i dopiero kiedy uzyskał pewność, że nie ma tu tej, której szuka – pobiegł w stronę schodów wiodących do bufetu na piętrze.
Bufet mieścił się w lustrzanej salce pseudorokokowejpseudorokokowej, pełnej kryształowych połysków i zwierciadlanych lśnień. Ledwie Maciek i Kreska tam wpadli, czekolada się skończyła. Tłumek wyciekał przez drzwi, lecz Ona stała dokładniusieńko na wprost wejścia, jakby przez cały czas wiedziała, że Maciek lada chwila tam wleci.
Ubrana w piękną suknię z miękkiego szarego jedwabiu, ozdobiona dyskretną biżuterią ze srebra, uczesana w grecki bladozłoty kok, stała sobie, wspierając wąską dłoń o biodro, a jej oczy zalśniły na widok Maćka jak dwie niklowane błystki do połowu szczupaków.
Maciek Ogorzałka stanął jak wryty, głównie dlatego, że nagle dostrzegł, gdzie spoczywa druga dłoń wytwornej istoty: oto na ramieniu tego małego okropieństwa odzianego w boty, golfik i poplamione żółte rajstopki; tego ze wszech miar przeraźliwego stworzenia, które właśnie rozmaśliło się w szczerbatym uśmiechu powitalnym i wychrypiało, podając przybyłym lodowatą rączkę:
– Dobry wieczór! Cześć i czołem! – po czym pytająco spojrzało na swą towarzyszkę, jakby sprawdzając, czy zadanie zostało dobrze wykonane.
– Ach, to wy się znacie? – spytała zagadkowo dziewczyna głosem fletu czarodziejskiego i zatopiła niklowane źrenice w oczach Maćka.
– Tak!!! – wypalił momentalnie Maciek Ogorzałka i w ten oto nieskomplikowany sposób znajomość została zawarta, czemu naiwny chłopiec nie mógł się wprost nadziwić. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie obecność małego potworka. – Czy to... siostrzyczka? – spytał Maciek, kryjąc wstręt.
Cytrynowa Matylda nie udzieliła jednoznacznej odpowiedzi, pomna, iż jednoznaczne odpowiedzi są zazwyczaj o wiele mniej frapujące niż wieloznaczne milczenie, poparte nieznacznym uśmiechem i dwuznacznym spojrzeniem z ukosa. To tak jak z pomarańczami: pół pomarańczy smakuje o wiele lepiej niż cała pomarańcza, nie mówiąc już o dwóch.
KonstatującKonstatując, że chłopiec ma wystarczająco błędne oczy, Matylda przeniosła uwagę na towarzyszącą mu dziewczynę. Oszacowała Kreskę i jej Specjalny Strój spojrzeniem króciutkim jak błysk flesza – od czubka jej samodzielnie ostrzyżonej głowy po czubki własnoręcznie odmalowanych wiłbrąwiłbrą pantofli letnich. Towarzyszący temu pobłażliwy uśmiech każdą normalną kobietę doprowadziłby do szału. Ale nie Kreskę. Kreska zajęta była obserwowaniem nadzwyczaj interesującego zjawiska, jakim była mała Genowefa. Kiwając się intensywnie na obcasach i rozanielonym uśmiechem reagując na obecność Maćka, dziewczynka powiedziała nagle – Popatrz, co ja potrafię! – i wykonała najzupełniej prawidłowy mostek. Postała w tej pozycji przez kilka zapierających dech sekund wreszcie podniosła się jak na sprężynie, rozdziawiła się w uśmiechu i puściła wspaniałe perskie oko.
Kreska odpowiedziała jej spontanicznym uśmiechem i równie wspaniałym mrugnięciem, a to spowodowało z kolei natychmiastowa reakcję Genowefy. Nieznacznie opuściwszy stanowisko przy boku Matyldy, ustawiła się koło Kreski, ciasno przylegając ramieniem do jej boku. Potem, niezależnie od toku rozmowy, co jakiś czas podnosiła głowę i uśmiechała się do Kreski, na przemian znacząco i abstrakcyjnie.
Rozmowa zaś toczyła się niezbyt wartko.
Źródło: Małgorzata Musierowicz, Opium w rosole, Poznań 1996, s. 37–41.
Nazwij uczucia Maćka wobec Kreski. Zilustruj swoją wypowiedź cytatami z tekstu.
Nazwij uczucia Maćka wobec cytrynowej dziewczyny. Wskaż zachowania, które je potwierdzają.
Miłosne rozczarowania...
Oprócz historii trudnego uczucia Kreski do ukochanego Maćka literatura opisuje także wiele innych przykładów nieodwzajemnionej miłości. Zapoznaj się z prezentacją pt. „Bohaterowie literaccy i ich miłosne rozczarowania”, a następnie wykonaj poniższe polecenia.
Podaj inny tekst kultury np. dzieło malarskie czy film, w którym została przedstawiona nieszczęśliwa historia miłosna.
Nazwij uczucia, jakie mogą odczuwać osoby, które doświadczyły rozczarowania miłosnego.
Zastanów się i odpowiedz, czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia. Uzasadnij swoją odpowiedź.
Sprawdź, czy umiesz!
Zredaguj kilkuzdaniową notatkę, w której uzasadnisz, że każdy wiek jest dobry, aby płakać i kochać.
Mimo zauroczenia cytrynową dziewczyną z czasem Maciek uświadomił sobie, że to Kreska (a nie skrycie uwielbiana przez niego Matylda) jest tą jedyną... Napisz list do Kreski doświadczającej rozczarowania miłosnego, w którym pocieszysz ją i przekonasz, że warto mieć nadzieję na zmianę uczuć Maćka wobec niej. Pamiętaj o stronie formalnej listu.
Słownik
przerwa między częściami przedstawienia, koncertu
cienka, wydłużona pałeczka używana przez dyrygenta
przynęta z haczykiem lub kotwiczką, podobna do małej ryby, służąca do łowienia ryb drapieżnych
w latach 70. i 80. XX w. w Polsce brakowało podstawowych produktów żywnościowych i przemysłowych, dlatego zdecydowano o wprowadzeniu systemu kartkowego, tak aby obywatele mogli kupować ściśle określoną ilość danych produktów (kartki obowiązywały m.in. na mięso, masło, mąkę, ryż, kaszę, cukier, alkohol, czekoladę, ale także na buty czy proszek do prania)
stwierdzać jakiś fakt
miłośnicy muzyki
muzyczny zapis utworu
miękka tkanina
wyrozumiale
pseudo– to pierwszy człon wyrazów złożonych będących nazwami i określeniami osób, rzeczy lub zjawisk, które coś udają lub naśladują; styl pseudorokokowy oznacza nieudolne nawiązanie do obowiązującego w sztuce europejskiej w XVIII w. stylu rokokowego, który odznaczał się lekkością i dekoracyjnością
mrugać do kogoś porozumiewawczo
strój męski składający się z marynarki i spodni
wstęp do utworu operowego
obszerny, reprezentacyjny przedpokój przy wejściu do pałacu, rezydencji
rodzaj farby do tkanin
wnęka










![Na zdjęciu w centrum widoczny jest zarys dziewczyny, która siedzi na pomoście; ukazana jest z boku; ma zgięte w kolanach nogi, na kolanach ma ułożone splecione ramiona; głowę ma pochyloną w kierunku splecionych ramion. W tle widoczna jest woda, w której odbija się słońce. U dołu zdjęcia na czarnym poziomym pasku znajduje się tekst: “[...] by zrozumieć na czym tak naprawdę polega życie, trzeba przeżyć chociaż jedną nieszczęśliwą miłość” Amelia Sowińska.](https://static.zpe.gov.pl/portal/f/res-minimized/R1ZNCfmOzTnwz/1710924198/2P7H8e3Lub5KQigXlgMX9yVnWeu6qERc.jpg)