Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

Bohaterowie dramatu dzielą się na dwa wrogie obozy: rewolucjonistów i arystokrację. Pierwszemu z nich przewodzą Pankracy i Leonard, drugiemu zaś – Hrabia Henryk. Obóz rewolucjonistów przypomina dantejskie piekło, zaś Okopy Świętej TrójcyOkopy Świętej TrójcyOkopy Świętej Trójcy to miejsce historyczne.

Pankracy, wódz rebeliantów, z jednej strony jest bezkompromisowy – gotowy dla idei poświęcić najbliższe mu osoby. Uważa, że arystokracja to zdegenerowana, pozbawiona wartości klasa społeczna, która zagradza drogę do wolności, szczęścia i lepszych warunków życia o wiele liczniejszej grupie ludzi. Jednak z drugiej strony  Pankracy wątpi w powodzenie zrywu. Niepokoi się o samego siebie, nie jest pewien, czy pozostanie wierny wyznawanej ideologii. Leonard obejmuje kierownictwo duchowe nad rewolucjonistami – stoi na straży nowej „wiary”. Głosi śmierć Boga i namawia tłumy, by mordowały w imię postępu i ich własnego dobrobytu bez wyrzutów sumienia. Inną postacią mającą przemożny wpływ na rewolucjonistów jest Przechrzta. Stoi on na czele innych przechrztówprzechrztyprzechrztów, a zarazem oprowadza Hrabiego Henryka po obozie rewolucjonistów (jak Wergiliusz Dantego w Boskiej komedii). Hrabia Henryk, przywódca arystokratów, jako jedyny spośród nich budzi respekt Pankracego. Wierzy w słuszność wartości wyznawanych przez arystokrację, mówi o sobie: Ja syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnót i błędów.
Warto jeszcze krótko wspomnieć o generale Bianchettim. To jeden z wojskowych przywódców rewolucjonistów, gardzący motłochem i ukrywający swoje prawdziwe zamiary. W opinii Hrabiego Henryka mógłby on zapoczątkować „nową arystokrację”.

R11ELvlwZNkq7
Ludwik Samosiewicz, Krwawa Niedziela w Petersburgu, 1911
Źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie, domena publiczna.
Zygmunt Krasiński Nie-Boska komedia

PRZECHRZTA
A jak mnie każe zamknąć lub obije? –

PANKRACY
To będziesz męczennikiem za Wolność Ludu. –

PRZECHRZTA
Wszystko, wszystko za Wolność Ludu –

Na stronie

Aj waj –

PANKRACY
Dobranoc, Obywatelu. –

Przechrzta wychodzi.

LEONARD
Na co ta odwłoka, te półśrodki, układy – rozmowy? – Kiedym przysiągł uwielbiać i słuchać ciebie, to że cię miałem za bohatera ostateczności, za orła lecącego wprost do celu, za człowieka stawiającego siebie i swoich wszystkich na jedną kartę. –

PANKRACY
Milcz, dziecko. –

LEONARD
Wszyscy gotowi – przechrzty broń ukuli i powrozów nasnuli – tłumy krzyczą, wołają o rozkaz; daj rozkaz, a on pójdzie jak iskra, jak błyskawica, i w płomień się zamieni, i przejdzie w grom. –

PANKRACY
Krew ci bije do głowy – to konieczność lat twoich, a z nią walczyć nie umiesz i to nazywasz zapałem. –

LEONARD
Rozważ, co czynisz. Arystokraty w bezsilności swojej zawarli się w Św. Trójcy i czekają naszego przybycia jak noża gilotyny. – Naprzód, Mistrzu, bez zwłoki naprzód, i po nich.

PANKRACY
Wszystko jedno – oni stracili siły ciała w rozkoszach, siły rozumu w próżniactwie – jutro czy pojutrze legnąć muszą. –

LEONARD
Kogóż się boisz – któż cię wstrzymuje? –

PANKRACY
Nikt – jedno wola moja. –

LEONARD
I na ślepo jej mam wierzyć?

PANKRACY
Zaprawdę ci powiadam – na ślepo. –

LEONARD
Ty nas zdradzasz. –

PANKRACY
Jak zwrotka u pieśni, tak zdrada u końca każdej mowy twojej – nie krzycz, bo gdyby nas kto podsłuchał…

LEONARD
Tu szpiegów nie ma, a potem cóż?…

PANKRACY
Nic – tylko pięć kul w twoich piersiach za to, żeś śmiał głos podnieść o ton jeden wyżej w mojej przytomności. –

Przystępuje do niego.

Wierz mi – daj sobie pokój. –

LEONARD
Uniosłem się, przyznaję – ale nie boję się kary. – Jeśli śmierć moja za przykład służyć może, sprawie naszej hartu i powagi dodać, rozkaż. –

PANKRACY
Jesteś żywy, pełny nadziei i wierzysz głęboko – najszczęśliwszy z ludzi, nie chcę pozbawiać cię życia. –

LEONARD
Co mówisz? –

PANKRACY
Myśl więcej, gadaj mniej, a kiedyś mnie zrozumiesz. – Czy posłałeś do magazynu po dwa tysiące ładunków? –

LEONARD
Posłałem DejcadejDejca z oddziałem. –

PANKRACY
A składka szewców oddana do kasy naszej?

LEONARD
Z najszczerszym zapałem się złożyli co do jednego i przynieśli sto tysięcy.

PANKRACY
Jutro zaproszę ich na wieczerzę. – Czy słyszałeś co nowego o hrabim Henryku? –

LEONARD
Pogardzam zanadto panami, bym wierzył temu, co o nim mówią – upadające rasy energii nie mają – mieć nie powinny, nie mogą. –

PANKRACY
On jednak zbiera swoich włościan i, zaufany w ich przywiązaniu, gotuje się iść na odsiecz zamkowi Świętej Trójcy.

LEONARD
Kto nam zdoła się oprzeć – przecię w nas wcieliła się Idea wieku naszego. –

PANKRACY
Ja chcę go widzieć – spojrzeć mu w oczy – przeniknąć do głębi serca – przeciągnąć na naszą stronę.-

LEONARD
Zabity arystokrata. –

PANKRACY
Ale poeta zarazem. – Teraz zostaw mnie samym. –

LEONARD
Przebaczasz mi, Obywatelu? – –

PANKRACY
Zaśnij spokojnie – gdybym ci nie przebaczył, już byś zasnął na wieki. –

LEONARD
Jutro nic nie będzie? –

PANKRACY
Dobrej nocy i miłego marzenia. –

Leonard wychodzi.

Hej, Leonardzie! –

LEONARD

wracając

Obywatelu Wodzu –

PANKRACY
Pojutrze w nocy pójdziesz ze mną do hrabiego Henryka. –

LEONARD
Słyszałem. –

Wychodzi.

PANKRACY
Dlaczegóż mnie, wodzowi tysiąców, ten jeden człowiek na zawadzie stoi? – Siły jego małe w porównaniu z moimi – kilkaset chłopów, ślepo wierzących jego słowu, przywiązanych miłością swojskich zwierząt… To nędza, to zero. – Czemuż tak pragnę go widzieć, omamić – czyż duch mój napotkał równego sobie i na chwilę się zatrzymał? – Ostatnia to zapora dla mnie na tych równinach – trza ją obalić, a potem… Myśli moja, czyż nie zdołasz łudzić siebie, jako drugich łudzisz – wstydź się, przecię ty znasz swój cel, ty jesteś myślą – panią ludu – w tobie zeszła się wola i potęga wszystkich – i co zbrodnią dla innych, to chwałą dla ciebie. – Ludziom podłym, nieznanym, nadałaś imiona – ludziom bez czucia wiarę nadałaś – świat na podobieństwo swoje – świat nowy utworzyłaś naokoło siebie – a sama błąkasz się i nie wiesz, czym jesteś. – Nie, nie, nie – ty jesteś wielką!

Pada na krzesło i duma.

1 Źródło: Zygmunt Krasiński, Nie-Boska komedia, oprac. M. Grabowska, Wrocław 1974, s. 68–73.

Słownik

dej
dej

tytuł oficerów w dawnym wojsku tureckim; też: oficer, któremu przysługiwał ten tytuł; użycie tego tytułu w Nie‑boskiej komedii wzmacnia wizerunek rewolucjonistów jako bezbożników, między którymi są też niewierni Turcy

Okopy Świętej Trójcy
Okopy Świętej Trójcy

pozostałe z twierdzy ruiny kościółka, w którym bohatersko broniła się niegdyś garstka konfederatów barskich, aktualnie na terenie zachodniej Ukrainy; stąd powstał związek frazeologiczny, który oznacza walkę skazaną z góry na przegraną; w Nie‑Boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego nazwa „Okopy Świętej Trójcy” została użyta na określenie ostatniego przyczółka arystokracji

przechrzty
przechrzty

osoby (przede wszystkim żydzi - wyznawcy judaizmu), które zmieniły wyznanie na chrześcijańskie; w Nie‑boskiej komedii zostały ukazane jednoznacznie negatywnie, jako pseudokatolicy nie wahający się mordować arystokratów