Przeczytaj
Teksty‑konteksty do interpretacji dramatu Sławomira Mrożka Śmierć porucznika
Sprawy porucznika Ordona – ciąg dalszyW listopadzie 1963 r. warszawski Teatr Dramatyczny wystawił w reżyserii Aleksandra Bardiniego sztukę Sławomira Mrożka Śmierć porucznika. […] Parodystyczna struktura tej sztuki wydawała się niezwykle przejrzysta. Zbudowana na wybranych cytatach z polskiej literatury romantycznej, jednoznacznie wskazywała przyjętą przez autora zasadę wyboru. Podsuwał ją szkolny kanon lektur zestawiający pod hasłem „Mickiewicz” misterium Dziadów, Odę do młodości, Pana Tadeusza i oczywiście Redutę Ordona. Zwłaszcza ten ostatni utwór – historia bohaterskiego obrońcy powstańczej reduty, „uśmierconego” […] przez Mickiewicza – wydał się Mrożkowi nośny dramaturgicznie. „Opowiadanie adiutanta” wzbogacał przecież cały kontekst pozaliteracki – istotny ze względu na miejsce postaci Ordona w narodowym panteonie i jej rzeczywistą, niezgodną z poetycką, biografię. Autor Śmierci porucznika wykorzystał tę właśnie sprzeczność, wskrzeszając – na przekór tytułowi – swego bohatera i konfrontując z jego własną literacką legendą. Mrożkowy Ordon‑Orson nie ginie pod gruzami wysadzonego w powietrze fortu – wychodzi cało z powstania. […] Jesteśmy postawieni wobec dylematu: Czy żywy bohater może być nadal narodowym bohaterem? Co lub kto zaświadcza o jego tożsamości? Czy powrót do egzystencji realnej unieważnia stworzony przez Poetę i uświęcony w zbiorowej świadomości byt intencjonalny? Mrożka – niestrudzonego „mordercę […] stereotypów” – interesuje oczywiście zależność odwrotna. Mit, który wykreował Orsona – patriotę zdolnego do największych poświęceń dla ojczyzny – jest więc silniejszy niż on sam. Zniewala go i ubezwłasnowolnia, czerpiąc swą moc właśnie z rozdźwięku między prawdą a fikcją. Młody, znakomicie wyszkolony porucznik, który wysadzał redutę planowo, „według instrukcji” i pod „odpowiednim kątem”, nie przystaje do wypracowanego w romantyzmie polskiego modelu patrioty‑szaleńca, modelu kojarzącego „lekceważenie śmierci, brawurę odwagi” z „pogardliwym potępieniem wszelkich rozsądkowych kalkulacji”. […] Idea staje się zasadą, „antynormą” wprowadzającą określony ład w strukturę prezentowanych zdarzeń. Idea staje się formą przyjętą przez postacie i narzucone im sytuacje. Zaś narzędziem idei czyni Mrożek poezję. To właśnie dzięki jej mitotwórczym kompetencjom dokonuje się w dramacie przejście od prawdy będącej własną wewnętrzną racją świata przedstawionego do prawdy narzuconej, istotniejszej z uwagi na wyższe sensy, motywowane względami pozaliterackimi. Mrożek proponuje czytelnikowi ciekawy eksperyment – odsłania przed nim mechanizm tej poezji, ujawnia zasady, jakim podporządkowany jest proces tworzenia narodowego eposu. […]
Ukrytego pod sugestywnym pseudonimem „Vier und Vierzig” Poetę wyposaża Mrożek w szczególnego rodzaju samoświadomość artystyczną oraz zaskakującą umiejętność dystansowania się wobec własnej twórczości. Pararomantyczny „władca świata ducha” to nie tylko znakomity fachowiec, lecz także wieszcz troszczący się o zakres wiedzy swych przyszłych biografów i o „schludny wygląd własnego pomnika”. Poezja – która unieśmiertelni Mistrza, lub raczej uczyni zeń w Epilogu (zbudowanym na zasadzie paradoksalnego odwrócenia sytuacji) pokutującego, pozbawionego spoczynku ducha – ulega instytucjonalizacji w takim samym stopniu jak jej twórca. Dokonując selekcji faktów historycznych, fabrykuje bohaterów zgodnie ze „społecznym zapotrzebowaniem”. „Mogło się zdarzyć – wyznaje Poeta – że porucznik Orson uszedł był z życiem spod ognia kartaczy, lecz się nie ocalił od wyższych przeznaczeń. On był bohaterem i naród wymaga, by nim był do końca. [...] To nie ja, panowie, naród pobudziłem, by życie zachowane jemu wypominał, jam tylko w wiersze ujął narodu żądanie. Naród chce ofiary, bo taka ofiara wyraża prawdę całego narodu”. Etos ulega komercjalizacji. Twórczość poetycka poddaje się prawom popytu i podaży, jest towarem wystawionym na sprzedaż, choć – trzeba przyznać – towar to najwyższego gatunku. […]
Warto zwrócić uwagę, iż Poeta (którego nie można, rzecz jasna, utożsamiać z autorem Reduty) inspirowany szczególnym charakterem dziejowej chwili, bardziej deklamuje poemat, niż go tworzy. Stojący na szczycie szańca, patetyczny recytator przekształca konstytuujące romantyczną poezję myśli i uczucia w zgrabne hasła i chwytliwe formuły:
„Generał: Co jest?!
Poeta: Piechota!
Generał: Też mi informacja! Czy kto kiedy atakuje forty konnicą? Jaka piechota?!
Poeta: Jako lawa błota, zupełnie podobna do lawy błota, a przy tym nasypana iskrami bagnetów...
Generał (próbując się opanować): Dobrze. Dobrze. Tylko spokojnie. Wróćmy do reduty. Czy widzi pan redutę? [...]
Poeta: O, tak! Widzę!
Generał: No, całe szczęście. Straty własne?
Poeta: Panie Generale, nasz żołnierz nie dba o straty, on ginie i nie pyta!” [Sławomir Mrożek, Śmierć Pułkownika, [w:] Dialog 1963, nr 5, s. 9]
Parodystyczna konstrukcja wypowiedzi postaci demaskuje jednak dokonywane na utworze Mickiewicza ideowe nadużycia. Trawestacja pełni w Śmierci porucznika nie tylko funkcję stylizacyjną – jest rodzajem pułapki, jaką zastawia Mrożek na banał, podszywający się pod romantyzm, frazes, literacki stereotyp, artystyczny kicz. Ironiczne odwołanie się do cytowanego dzieła nie narusza jego „bogatej w sensy płaszczyzny odniesienia” – służy przecież ochronie owych sensów. Parodia okazuje się więc narzędziem tyleż sprawnym, co bezpiecznym. […]
Literatura polskiego romantyzmu zostaje poddana kolejnemu, trudnemu sprawdzianowi – próbie szkolnej nudy, zrutynizowanej monotonii podręcznikowych formułek. Problem Mickiewicza, który „wielkim poetą był” znów powraca. W jakim stopniu tak właśnie ukształtowane przekonanie o jego wielkości wciąż jeszcze hipnotyzuje świadomość zbiorową?
Źródło: Monika Kostaszuk, Sprawy porucznika Ordona – ciąg dalszy, „Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza”, nr 1988/23, s. 103–108.
Wieszcz sparodiowany, czyli Mrożek wobec MickiewiczaDramat [Śmierć porucznika] nie jest ani atakiem na wieszcza, ani rozprawą z jego dziełem. I poeta, i jego poezja zostali tu potraktowani czysto instrumentalnie. Jeśli analizować świadomą intencję pisarza, to sąd ten – przy zastrzeżeniu, że stosunek parodysty do wzorca jest zawsze ambiwalentny – można uznać za przekonujący. Szkopuł jednak w tym, że w Śmierci porucznika Mrożek zaatakował stereotyp, w którym sam, jak to z właściwym sobie dystansem wyznaje po latach, tkwił po uszy:
Jedną z naszych polskich słabości, a może nawet ukrytą przyczyną wielu naszych słabości jest funkcjonowanie (raczej dysfunkcjonowanie) w parze przeciwieństw ustanowionej w XIX wieku słowami poety: „Czucie i wiara” a „mędrca szkiełko i oko”. Jak każdy, kto otrzymał w drogę na świat polskie wyposażenie, męczyłem się w tym potrzasku. To było jak zadanie szkolne, którego nie umiałem rozwiązać. Za moją bezsilność mściłem się na wieszczu, który nam tę parę przeciwieństw zadekretował, szargałem jego świętość. Ulżyło mi, ale tylko na chwilę i nie naprawdę. Wieszczowi oczywiście nie zaszkodziłem, bo jak, zresztą on niewinny. Miał swoje powody i okoliczności, jego prawo pisać, co pisał. Wcale nam nie kazał tego dekretu trzymać się niewolniczo, to myśmy sami chcieli. Stroiłem miny i grymasy jak chłopczyk, który źle się wprawdzie czuje w ubranku sprawionym przez rodziców, ale go nie zdejmuje, bo na inne i własne ubranko go nie stać. [Sławomir Mrożek, Małe prozy, Kraków 1990, s. 18]
„Szarganie świętości” okazało się więc nieskuteczne jako próba uwolnienia się z potrzasku stereotypu, ponieważ było przejawem uwięzienia w nim. Ambiwalentny stosunek parodysty do parodiowanego dzieła i jego twórcy wyraża się przecież w tym, że kpi, wielbiąc i wielbi, szydząc, zwłaszcza wtedy, gdy za przedmiot kpiny obiera dzieło wybitne. A jednak to wpisane w formę parodii „bluźnierstwo” miało też swoje dobre strony. Dzięki porażce Mrożek zdał sobie sprawę z własnych uwikłań i ograniczeń: z „pułapki parodii” i z uwięzienia w stereotypie literatury romantycznej. […]
Relacja Mrożek – Mickiewicz powinna być rozpatrywana w kontekście szerszym jako jeden z aspektów stosunku Mrożka do legendy romantycznej. Dopiero z tej perspektywy widoczne staje się całe jej skomplikowanie. Autor Śmierci porucznika właściwie nigdy nie podejmuje bezpośredniej dyskusji z Mickiewiczem i jego dziełem, ponieważ legenda romantyczna, od której także on sam musi się uwalniać, jest obecna w jego utworach (podobnie jak u Różewicza): Jako jakiś zaciemniający i utrudniający filtr. Jako metajęzyk kultury, którym nie można się porozumieć, bo opacznie przekształca rzeczywistość samym słowem, jako język literacki, którym współczesność opisać się nie daje. Zarazem jednak „system znaków z legendy romantycznej wywiedziony”, jako język kłamliwy, bo kradziony z przeszłości, przez swą nieodpowiedniość wyraża „prawdę współczesną: jest nią pęknięcie więzi między «językiem» a rzeczywistością”. Dlatego Mickiewicz Mrożka to walczący z klasykami romantyk, „mistrz” i „wieszcz” w sensie przypisanym tym określeniom przez szkolne interpretacje dzieł wchodzących w skład kanonu lektur. To autor Ody do młodości i Romantyczności, służących za ilustrację modelowych opozycji typu romantyzm – klasycyzm. […] Odwołania do Mickiewicza są u Mrożka zawsze punktem wyjścia do mówienia o współczesności. Przywołując stereotypowy obraz wieszcza, pisarz obnaża ów stereotyp nie w imię poszukiwania głębszej prawdy o Mickiewiczu, lecz po to, by na przykładzie jak najbardziej oczywistym i dobitnym pokazać absurdy wynikające z myślenia w kategoriach opozycji ukształtowanych w oparciu o ten stereotyp, co jest szczególnym przejawem niechęci Mrożka do wszelkiego „albo, albo”. Niechęć ta – jak można wnioskować z cytowanych już wypowiedzi pisarza – zrodziła się z uwięzienia w stereotypie literatury romantycznej, od którego także i on musiał się uwalniać. Najwyrazistszym przejawem tego stereotypu jest – paradoksalnie, między innymi z uwagi na swą wielkość – Mickiewicz w szkole poznany.
Źródło: Elżbieta Sidoruk, Wieszcz sparodiowany, czyli Mrożek wobec Mickiewicza, „Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza”, nr 2003/38, s. 59–68.

Śmierć porucznikaSTARY WIARUS (wpada i bardzo szybko wdrapuje się na kopiec. Staje na baczność) – Wasza wysokość, jakiś jeden chce do pana Generała.
GENERAŁ – Kto to taki?
STARY WIARUS – W płaszczu, z włosami.
GENERAŁ – (podejmuje obserwację) – A imię jego?
STARY WIARUS – V i e r u n d V i e r z i g
GENERAŁ – (machinalnie) – Ile? (reflektuje się) Co? Co to za żarty?! I w dodatku po niemiecku!
STARY WIARUS – Vier und Vierzig. Tak powiedział.
GENERAŁ – Jakieś kpiny?
STARY WIARUS – Melduję Panie Generale, że ja też nic nie rozumiem.
[...]
GENERAŁ – Wpuścić! (do siebie) To może być jakiś szyfr.
POETA (wchodzi na szaniec. Twarz o lwim spojrzeniu. Włos jak grzywa. Okryty obszerną peleryną) – Witam, Generale!
GENERAŁ – Kto pan jest? Czy pan wie, że tu wchodzić nie wolno? (coś sobie przypominając) Zaraz, zaraz... Czy ja pana już gdzieś widziałem?
POETA – Mnie osobiście chyba nie. Ale mój portret, miniaturkę, konterfekt jakiś... O! To bardzo możliwe! [...]
GENERAŁ – Pan wybaczy, jak nazwisko?
POETA – Podałem tylko mój pseudonim: Vier und Vierzig, czyli „czterdzieści i cztery”.
GENERAŁ – Dziwaczne imię, ale dlaczego po niemiecku?
POETA – Przedzierałem się przez Drezno. A poza tym w obcym języku pewniejsze. Konspiracja, pan rozumie?
[...]
GENERAŁ – Teraz już wiem! (deklamuje) „Dajże pierś ucałować! – Dobranoc, zapięta”. To pan napisał?
POETA (poeta niezadowolony) – Ach, kiedyś dawno... płoche wierszyki.
GENERAŁ (chichoce) – Pierwszorzędny kawałek, nie ma się czego wstydzić.
POETA – A niechże pan da spokój, Generale!
GENERAŁ – Więc to pan!
POETA – Kiedy mnie już pan rozpoznał, mam nadzieję, że mnie pan wysłucha.
GENERAŁ – Proszę, proszę, o co chodzi?
POETA – Chcę zostać tutaj.
GENERAŁ – Tutaj? Kiedy zaczyna się bitwa?
POETA – Tak. Na tym kopcu.
GENERAŁ – Chętnie poświęcę panu trochę czasu później, jeżeli wyjdę stąd żywy. Ale teraz pan wybaczy...
POETA – Ależ mnie właśnie o tę bitwę chodzi! O bitwę, o wojnę! Ja po to tutaj przybyłem, ja dlatego...
GENERAŁ – Nie jest pan żołnierzem, pisze pan wiersze.
POETA – Piszę, bom poetą!
GENERAŁ – Był pan kiedy w wojsku?
POETA – Nie, ale...
GENERAŁ – Więc nie rozumiem, czego pan tu szuka.
POETA – Powiem panu szczerze: nie jestem żołnierzem, to prawda. To jest właśnie mój wielki wyrzut sumienia. W chwili, kiedy cały kraj walczy...
GENERAŁ – Wachmistrzu!
POETA – ...Nie mogłem pozostać na uboczu. Porzuciłem bezpieczne schronienie, dniem i nocą przedzierałem się tutaj, przez Drezno, w tajemnicy tak wielkiej, że wątpię, aby o tym dowiedzieli się nawet moi biografowie. Oto przybyłem, aby... (Wchodzi Stary Wiarus)
GENERAŁ – Wyprowadźcie tego cywila!
POETA – Stójcie! [...] Jedno słowo, Generale. Czy panu nie przydałyby się, dajmy na to ze trzy pułki kawalerii?
GENERAŁ – I jak jeszcze! Ale co to ma do rzeczy?
POETA – To niech pan posłucha! Zazdroszczę, że jest pan żołnierzem, że nikt nie może się dziwić pańskiej tu obecności, jak pan dziwi się mojej. Pan mną gardzi?
GENERAŁ – Nie w tym sensie.
[...]
POETA – Wystarczy. Nawet jeśli przyszedłem po to, żeby rozwiązać pewne sprawy dotyczące mojego sumienia, to i tak nie mam zamiaru tym pana obciążać.
GENERAŁ – Więc po co, u diabła starego? (reflektuje się) Mille pardonsMille pardons, nie chciałem się unieść, ale w tych okolicznościach... Czego pan chce? Muszę wygrać tę bitwę, albo przynajmniej przegrać ją z jak najmniejszymi stratami (głośniejsza kanonadakanonada). Słyszy pan?
POETA – To nasi?
GENERAŁ – Ta gdzie. To oni! Mają co najmniej ze dwieście armat. Martwię się o Orsona. Jeżeli przystąpią do natarcia, on pójdzie na pierwszy ogień. [...] Chwileczkę. (Do Poety) Co pan mówił o trzech pułkach kawalerii?
POETA – (zasłuchany w odgłosy kanonady) Co? Ach tak... Więc chociaż jestem poetą, myli się pan, że nie przydam się na nic. Pan da swoje armaty, ja dam swoje wiersze. Dopiero razem stworzymy historyczny fakt. Z historycznego punktu widzenia moja tutaj obecność więcej jest warta niż trzy, co mówię – dziesięć pułków!
GENERAŁ (rozczarowany) – Prawdę mówiąc, wolałbym mieć te trzy pułki.
POETA – Dlaczego? Kto wspomni o panu, kiedy przeminie stulecie, albo dwa? Kto będzie wiedział, że to pan dzisiaj dowodzi w tej bitwie, nawet jeżeli dokona pan bohaterskich czynów? Owszem, opiszą tę bitwę inni generałowie dla użytku szkół wojskowych. Ale, poza kadetami, kto będzie wiedział, kto? Tylko ja mogę przekazać pokoleniom wizję tej chwili, przekazać ją w taki sposób, że będzie wiedziało o panu każde dziecko, bo w szkole będzie się uczyło moich wierszy o panu na pamięć. Oczywiście, jeśli pan na to zasłuży.
GENERAŁ (do Starego Wiarusa) – Możecie odejść! (Stary Wiarus odchodzi) No, dobrze, już dobrze! (grożąc palcem) Tylko żeby mi pan pisał prawdę, nic nie przekręcał!Źródło: Sławomir Mrożek, Śmierć porucznika, „Dialog”, nr 5/1963.
Dokonaj analizy podanego fragmentu dramatu. W tym celu:
• Ustal, jakie są literackie pierwowzory Generała i Poety.
• Znajdź fragmenty, które potwierdzą twoje ustalenia.
• Wymień utwory literackie, do których, twoim zdaniem, nawiązuje Sławomir Mrożek w cytowanym fragmencie Śmierci porucznika.
• Określ, jaką postawę wobec wojny przyjmuje Generał, a jaką – Poeta.
Słownik
(fr. grotesque – dziwaczny, dziwaczność) – określenie szczególnego rodzaju komizmu, którego właściwością jest odrzucenie przyjętych zasad prawdopodobieństwa, prowadzące do powstania zdeformowanego, obrazu rzeczywistości; charakterystyczne dla groteski jest współwystępowanie elementów tragizmu i komizmu, czy kontrastu, które służą celom satyrycznym lub parodystycznym; utwór literacki o elementach komicznie przejaskrawionych, nieprawdopodobnych, karykaturalnych>
(gr. eironeía – przestawianie, pozorowanie) – drwina, złośliwość lub szyderstwo ukryte w wypowiedzi pozornie aprobującej, nadanie wypowiedzi odwrotnego sensu w stosunku do tego, co wynika ze znaczenia użytych słów, na przykład w celu ośmieszenia poglądów czy cech rozmówcy lub pokazania dystansu wobec osób czy zjawisk; wypowiedź zawierająca ironię najczęściej jest krytyką lub naganą, która przyjmuje formę pozornej pochwały; ironia jest narzędziem literackim, w którym wybrane słowa są celowo używane do wskazania znaczenia innego niż dosłowne, można wyróżnić ironię słowną i sytuacyjną
(fr. canonnade) – silny, długotrwały ogień artyleryjski; też: towarzyszący mu huk
(gr. parōidía od pará – poza, obok, mimo i ōidḗ – pieśń) – świadome naśladowanie danego wzorca literackiego (dzieła, stylu, gatunku), polegające na celowym wyostrzeniu jego cech formalno‑stylistycznych oraz zmianie tematycznej i ideowej, prowadzi do efektów zabawnych, satyrycznych lub skłaniających do refleksji czy dyskusji; nieudolne naśladownictwo lub zdeformowana, wypaczona postać czegoś (fr. réalisme) – w literaturze prąd spopularyzowany w prozie 2. poł. XIX w., dążący do jak najwierniejszego odzwierciedlenia świata znanego czytelnikowi z codzienności. Realiści opisywali wydarzenia, bohaterów i ich egzystencję w sposób reprezentatywny dla przedstawianej w utworze grupy społecznej