Przeczytaj
Krajobraz po wojnie
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku Polska nie stanowiła jednolitego i spójnego organizmu państwowego, borykała się z trudnościami natury społecznej, gospodarczej, kulturowej i oświatowej. Dawne zabory rosyjski i austriacki zostały niemal doszczętnie zniszczone przez działania wojenne, dlatego też powojenna codzienność to nędza, głód, choroby zakaźne, bezdomność, bezrobocie. Brakowało niemal wszystkiego: jedzenia, węgla, lekarstw, odzieży, butów. Mieszkańców Wielkopolski i Śląska, czekała jeszcze walka o przyłączenie regionów do terytorium Polski. A młodziutkie państwo musiało stoczyć bój z bolszewicką Armią Czerwoną. Walki zakończyły się dopiero w 1921 roku i od razu podjęto trud unifikacjiunifikacji polskich ziem, zaczęto też odbudowę polskiej gospodarki.
Dawne ziemie zaborów różniły się między sobą nie tylko pod względem ekonomicznym. Ich mieszkańców cechowała odmienna mentalność, tradycje i obyczajowość. Polska powojenna była ponadto krajem wieloetnicznym, ponad ⅓ wszystkich mieszkańców stanowiły mniejszości narodowe. Największą grupą byli Ukraińcy, następnie Żydzi, Białorusini i Niemcy.
Życie codzienne
Najpoważniejszym problemem większości Polaków okresu międzywojnia był brak dachu nad głową, również w dużych miastach. Ich mieszkańcy żyli zwykle w skrajnie trudnych warunkach, pozbawieni minimum higieniczno‑sanitarnego. Było ciasno – w jednej izbie nierzadko mieszkało po 10 osób.
Tak przedwojenną Warszawę wspomina Antoni Słonimski:
Wspomnienia warszawskieDziś, gdy wspominam ten Paryż Północy, widzę ciemne ulice pokryte kocimi łbami, cuchnące moczem końskim. Ciągną po tych ulicach smrodliwe wozy ze śmieciami. Wiatr roznosi te perfumy warszawskie od nędzy Powiśla do straszliwych klatek napełnionych ludzką niedolą na Franciszkańskiej, Dzikiej, Krochmalnej. Przewiewa ten wiatr nad skrawkiem centrum miasta, gdzie parę nocnych knajp i eleganckich magazynów tworzy ułudę europejskości. Uderza wschodniość pejzażu warszawskiego; przypomina mi główną ulicę w Mukdenie oglądaną niegdyś w fotoplastykonie „Terra” na Niecałej.
W tym Paryżu Północy bydło zabijał rzezak rytualny, pierwszorzędne lecznice prywatne nie miały w pokojach wody bieżącej, kilkadziesiąt zaledwie można było znaleźć hotelowych pokoi z łazienką, na wszystkich rogach ulic stały tłumy obdartych przekupniów i całe dywizje chustkowych prostytutek, które na widok policjanta rozbiegały się ciężkim kłusem. W dzień świąteczny zapełniał ulice tłum ubrany brzydko i pretensjonalnie. Próżność łącząca się z nędzą była to mieszanina typowa dla Warszawy. Można było nie mieć na elementarz, na ołówek dla dziecka, na mydło czy na książkę, ale trzeba było mieć niedzielne sakpalto i żółte kamaszki.
Ponieważ do stolicy wciąż przybywali ludzie w poszukiwaniu lepszego życia, brak mieszkań stawał się coraz bardziej dotkliwy. Zwiększała się liczba bezdomnych, rosły przestępczość, alkoholizm i prostytucja. W połowie lat trzydziestych około 20 tysiącami bezdomnych opiekowało się zaledwie kilkanaście schronisk. Problem pozostał nierozwiązany.
Ponad 70% społeczeństwa mieszkało na wsi, która była zapóźniona i przeludniona. Niewielkie gospodarstwa nie mogły wyżywić rodzin. Szacuje się, że ponad 5 mln chłopów wegetowało, nie posiadając nawet kawałka własnej ziemi.
Dynamiczny rozwój prasy spowodował, że dziennikarze chętnie sięgali po tematy związane z codziennym życiem zwykłych ludzi. Podróżując po Polsce, zwracali uwagę na patologie społeczne i zjawiska, które dotykały najuboższych - bezrobocie, bezprawie, nędzę i głód.
Konrad Wrzos, autor książki Oko w oko z kryzysem, tak pisał o Zawierciu w 1933 roku:
Miasto bezrobotnych[...] Zawiercie jest miastem bezrobotnych. Na trzydzieści dwa tysiące dusz trzy czwarte ludności Zawiercia jest na utrzymaniu opieki społecznej.
Ludność ta spędza dni po domach i na ulicach. I dlatego dziwnie wyglądają ulice i domy Zawiercia. [...]
Przejeżdżaliśmy przez ulice miasteczka, którego niskie, drewniane domki stoją obok równie niskich, zniszczonych i odrapanych, parterowych i piętrowych małych domków murowanych. Był dzień powszedni. Grupki ludzi stały na chodnikach. Kobiety w chustkach, mężczyźni w czapkach, przeważnie bez płaszczów, w kurtkach. Sklepy, nad którymi widniały duże, oznaczone wielkimi literami szyldy, tu i ówdzie pozabijane były deskami. [...]
Rozmawiamy z lokatorami mieszkania i słuchamy ich żalów. Dowiadujemy się, że ojciec tej rodziny pracuje w jednej z fabryk żelaza sezonowo dwa do trzech miesięcy. Jeden zięć pracował trzy dni w tygodniu, drugi zięć utrzymuje się z zasiłków opieki społecznej. Najmłodsza córeczka od trzech dni nie była w szkole, nie ma butów i siedzi w domu. Syn, chłopak szesnastoletni, w ogóle jeszcze nie pracował. Gdyby go zapytano, jaki był i jaki jest jego zawód, odpowiedziałby: „Bezrobotny!”.
Życie niecodzienne: bale, fajfy, kawiarnie
Koniec wojny i odzyskanie niepodległości wyzwoliły jednak w ludziach ogromną energię, chęć korzystania z życia, głód zabawy i towarzystwa.
Głównymi ośrodkami życia kulturalnego, artystycznego i naukowego były w przedwojennej Polsce Kraków, Lwów, Wilno i oczywiście Warszawa. Tu, w ścisłym centrum, na eleganckim Krakowskim Przedmieściu, Nowym Świecie, placu Teatralnym, w Ogrodzie Saskim, na Wierzbowej, Kredytowej, Mazowieckiej i w Alejach Ujazdowskich można było poczuć prawdziwy wielkomiejski charakter stolicy. Tu też artystom i literatom dość łatwo przychodziło zrzucenie z ramion płaszcza Konrada
zrzucenie z ramion płaszcza Konrada
, by zanurzyć się w bujne i głośne życie towarzyskie, skupione w restauracjach i kawiarniach.
Alfabet wspomnieńW restauracji „Astoria”, pisał Antoni Słonimski, w jednym pokoju, w 1918 r. zbierał się na skromnych obiadkach cały Parnas odrodzonej ojczyzny. [...]
W „Astorii” obiady wydawano na kartki. O jakości tych obiadów świadczy popularna wtedy piosenka: „Dlaczego pan jest taki blady? Czy urzędowe jesz obiady?” Kornel [Makuszyński] [...] pewnego dnia zjawił się podniecony. Nie siadł ani na chwilę, poszeptał coś z Perzyńskim, a potem przechodząc koło naszego stolika oznajmił z miną tajemniczą: „Jest nowa restauracja. »Alkazar«. Na Królewskiej. Dają sztukę mięsa z rurą”. [...]
Czemu te właśnie gastronomiczne uroki wspominam mówiąc o wielkiej dacie 1918 roku? Oczywiście, bo zacząłem od Kornela. Kornel Makuszyński kojarzy mi się z „Astorią” i ze sztuką mięsa. Nic w tym obraźliwego. Postać Kornela przypomina ulgę, z jaką nasze pokolenie zostawiło w kontramarkarni restauracji „Astoria” znoszony już nieco płaszcz Konrada i zasiadło do stołu, do normalnego życia normalnego kraju.
Niemal codziennie można w niej było spotkać kogoś ze stałych bywalców: Jana Lechonia, Antoniego Słonimskiego, Kazimierza Wierzyńskiego, Juliana Tuwima, którzy mieli tam specjalnie dla nich przeznaczony stolik, zwany górką.
Rozrywkę mieszkańcom miast dostarczały liczne kabarety, teatry i kina. Tych ostatnich było ponad 400 w całej Polsce. W Warszawie pod koniec lat trzydziestych każdego wieczoru przez ekranami w ponad 60 salach kinowych zasiadało średnio 32 tysiące widzów (Maja i Jan Łozińscy, W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne, Warszawa 2011, s. 149, 155). Szybko rosło również czytelnictwo. Jednorazowy nakład wszystkich czasopism w Polsce w 1936 roku sięgnął 8 milionów egzemplarzy. Wśród nich były pisma literackie i kulturalno‑społeczne, takie jak „Wiadomości Literackie”, „Tygodnik Ilustrowany”, „Świat” czy „Bluszcz”.
Każda szanująca się restauracja i hotel miały salę balową, a nawet swoją orkiestrę taneczną. Orkiestry działały też przy rozgłośniach radiowych, kinach, kabaretach czy teatrach rewiowych.
Na różnego rodzaju przyjęciach, dancingach, balach i galach spotykała się tłumnie cała elita towarzyska, kobiety prezentowały swe najlepsze kreacje, mężczyzn obowiązywał frak. Tańczyli tanga, walce, foxtrotyfoxtroty, shimmyshimmy i congaconga.
Na zakupy warszawiacy chodzili do Domu Towarowego Braci Jabłkowskich i na Kercelak, największe warszawskie targowisko. Rozkwit przeżywał także handel uliczny. Tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na zakupy w eleganckim domu mody Bogusława Hersego.
Słownik
[czyt. konga] taniec kubański pochodzenia afrykańskiego (trzy kroki i tupnięcie)
(fr. passé – należący do przeszłości) wyrażenie używane w stosunku do zjawiska niemodnego; coś jest passé - coś jest niemodne, nie nadąża za modą
amerykański taniec towarzyski, w szybkim tempie, oparty na rytmie kroków: wolno, szybko, szybko
[czyt. szimi] amerykański taniec związany z jazzem, szybszy od fokstrota; w tańcu korpus tancerza pozostaje w bezruchu, porusza natomiast ramionami na zmianę do przodu i do tyłu
połączenie różnych elementów w jedną całość