Przeczytaj
XIX wiek to czas rozkwitu powieści realistycznejrealistycznej. Poniższy schemat obrazuje jej najważniejsze cechy.
Czytelnicy powieści Balzaka Ojciec Goriot dostają tak szczegółowe opisy ludzi, miejsc i przedmiotów, że bez trudu mogą je sobie wyobrazić. Dzięki temu od razu wchodzą w ponury i mroczny klimat prezentowanego przez autora środowiska:
Ojciec GoriotPokój ten znajduje się w pełnym blasku w chwili, gdy koło siódmej rano kot pani Vauquer kroczy przed swą panią, skacze po półkach, węszy mleko w przykrytych talerzami garnuszkach i napełnia pokój rannym pomrukiem. Niebawem ukazuje się wdowa strojna w tiulowy czepek, spod którego zwisa źle włożony fałszywy warkocz; stąpa wlokąc wykrzywione pantofle. Twarz pomarszczona, pulchna, z nosem w kształcie papuziego dzioba, małe tłuste ręce, cała osoba nabita niby szczur kościelny, nazbyt pełny i trzęsący się biust — harmonizuje z tą salą, gdzie mury ociekają nieszczęściem, gdzie z kątów zieje chciwość i gdzie pani Vauquer oddycha cuchnącym i ciepłym powietrzem, nie doświadczając mdłości. Twarz jej świeża jak przymrozek jesienny, okolone siecią zmarszczek oczy, których wyraz przechodzi od wymuszonego uśmiechu tancerki do cierpkiego chłodu lichwiarza, słowem, cała jej osoba tłumaczy ten pensjonat, jak pensjonat wyraża jej osobę. Kaźń nie może istnieć bez dozorcy. Wyblakła otyłość tej niedużej osóbki jest wytworem sposobu życia, jak tyfus następstwem szpitalnych wyziewów. Wełniana, robiona na drutach halka wygląda spod spódnicy sporządzonej ze starej sukni, która przez siatkę poprzecieranej materii ukazuje strzępy waty; strój ten streszcza salon, jadalnię, ogródek, zwiastuje kuchnię i pozwala się domyślać stołowników. Widząc tę ramę oraz osobę właścicielki, mamy zupełny obraz. Pani Vauquer, licząca około lat pięćdziesięciu, podobna jest do wszystkich kobiet, które dużo przeszły. Ma szkliste oko, niewinną minę stręczycielki zbrojącej się w surowość, aby wycisnąć wyższą cenę, ale gotowej do wszystkiego, aby poprawić swój los; gotowej wydać Georges’a albo Pichegru, gdyby to było jeszcze możliwe. Mimo wszystko to w gruncie dobra kobieta, powiadają pensjonarze, którzy uważają ją za biedną, słysząc, jak stęka i kaszle jak oni. Kim był Vauquer? Nigdy wdowa nie wyraziła się jasno o pozycji nieboszczyka. W jaki sposób stracił majątek? «Nieszczęścia» — odpowiadała. Postąpił sobie z nią niegodziwie, zostawił jej tylko oczy do łez, ten domek, aby żyć, i prawo do obojętności na każdą niedolę, ponieważ (powiadała) wycierpiała sama wszystko, co można wycierpieć.
Źródło: Honoriusz Balzak, Ojciec Goriot, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, Warszawa 1966, s. 11–13.

Eugeniusz Rastignac jest łącznikiem pomiędzy bogatym światem arystokracji a ubogą dzielnicą tanich pensjonatów, gdzie nędzny żywot wiodą ludzie różnej proweniencjiproweniencji. Kontrast pomiędzy tymi środowiskami jest ogromny. Z tym większym zdumieniem, ale i nieukrywanym wstrętem młody prowincjusz odbiera stan, w jakim znajduje się ojciec Goriot:
Ojciec GoriotEugeniusz, który był pierwszy raz u ojca Goriot, nie mógł opanować gestu zdumienia na widok nory, w jakiej żył ojciec córki, której toaletę podziwiał przed chwilą. Okna były bez firanek; obicia odstawały w wielu miejscach wskutek wilgoci i zwijały się, ukazując ścianę pożółkłą od dymu. Nieborak leżał na nędznym łóżku, miał tylko lichy kocyk i watowane okrycie na nogi, sporządzone z kawałków starych sukien pani Vauquer. Podłoga była wilgotna i pełna kurzu. Naprzeciw okna znajdowała się stara komoda z różanego drzewa, o wydętym brzuchu, mosiężnych uchwytach skręconych niby pędy winorośli i zdobnych w liście i kwiaty; na drewnianym blacie stał w miednicy dzbanek na wodę i przyrządy do golenia. W kącie trzewiki; przy łóżku nocny stolik bez drzwiczek i bez płyty; koło kominka, na którym nie było ani śladu ognia, orzechowy kwadratowy stolik; to jego listwa posłużyła ojcu Goriot do ugniecenia pozłacanej czarki. Mizerny sekretarzyk, na którym spoczywał kapelusz nieboraka, ciemny wyplatany fotel i dwa krzesła dopełniały umeblowania. Ze słupka u wezgłowia łóżka, strzępem jakimś umocowanego do podłogi, zwisała nędzna płachta w białą i czerwoną kratę. Najlichszy tragarz na poddaszu z pewnością mieszkał mniej nędznie niż ojciec Goriot u pani Vauquer. Widok tej izby przejmował chłodem i przyprawiał o ściśnienie serca: podobna była do smutnej celi więziennej. Szczęściem Goriot nie widział fizjonomii Eugeniusza, kiedy ów postawił świecę na stoliczku. Nieborak obrócił się ku niemu, podciągając kołdrę pod brodę.
Źródło: Honoriusz Balzak, Ojciec Goriot, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, Warszawa 1966, s. 142–143.

W powieści pojawia się także opis pogrzebu. Śmierć ojca Goriot ostatecznie obnaża nędzę, jakiej doznał za życia. Scena jest tym bardziej przytłaczająca, że był to człowiek, który poświęcił wszystko dla swoich córek. Opis pokazuje nie tylko zmarłego, ale również demaskuje środowisko, w którym funkcjonował.
Ojciec GoriotSkoro karawan zajechał, Eugeniusz kazał wnieść z powrotem trumnę, odbił wieko i z religijną czcią ułożył na piersi starego pamiątkę z czasu, gdy Delfina i Anastazja były młodymi i niewinnymi dziewczynami i nie „rozumowały”, jak to nazwał ojciec w majaczeniach agonii. Rastignac i Krzysztof odprowadzili sami, w towarzystwie dwóch karawaniarzy, wóz, który zawiózł biedaka do pobliskiego kościoła Saint‑Étienne du Mont. Tam wniesiono ciało do niskiej i ciemnej kapliczki, w której oczy studenta próżno szukały córek ojca Goriot lub ich mężów. Był sam z Krzysztofem, który czuł się w obowiązku oddać ostatnią posługę człowiekowi dającemu mu niekiedy sposobność do sutych napiwków. Czekając przybycia księży, chłopca i kościelnego, Rastignac uścisnął dłoń Krzysztofa, nie mogąc wyrzec słowa.
– Tak, panie Eugeniuszu – rzekł Krzysztof – to był zacny i uczciwy człowiek; nigdy głosu na człowieka nie podniósł, nikomu nie wszedł w drogę i nie uczynił krzywdy.
Dwaj księża, chłopiec i kościelny przybyli i spełnili wszystko, co można mieć za siedemdziesiąt franków w epoce, gdy religia nie jest dość bogata, aby się modlić darmo. Księża odśpiewali psalm „Libera” i „De profundis”. Nabożeństwo trwało dwadzieścia minut. Był tylko jeden powóz dla księdza i dla chłopca, którzy zgodzili się wziąć z sobą Eugeniusza i Krzysztofa.
– Nie ma żadnego orszaku – rzekł ksiądz – będziemy mogli jechać szybko, aby się nie spóźnić, jest już wpół do piątej.
Jednakże w chwili gdy umieszczono trumnę na karawanie, dwie karety, zdobne herbami, ale próżne, jedna hrabiego de Restaud, druga barona de Nucingen, przyłączyły się i odprowadziły kondukt aż na cmentarz. O szóstej ciało ojca Goriot spuszczono do dołu, dokoła którego stała służba jego córek. Wszystko rozpierzchło się wraz z księżmi natychmiast po krótkiej modlitwie, która się należała staremu za pieniądze studenta. Grabarze rzucili kilka grudek ziemi na trumnę, po czym podeszli do Rastignaka, prosząc o napiwek. Eugeniusz przetrząsnął kieszenie i nie znalazł nic: musiał pożyczyć franka od Krzysztofa. Ten fakt, błahy sam w sobie, wprawił studenta w stan okropnego smutku. Zmrok zapadał, wilgotny zmierzch drażnił nerwy, Eugeniusz spojrzał na grób i pogrzebał w nim ostatnią swoją łzę młodzieńczą, ową łzę wydartą świętymi wzruszeniami czystego serca, jedną z tych łez, które padłszy na ziemię, tryskają promieniami aż w niebiosa. Skrzyżował ręce, wodził okiem po chmurach; widząc go tak zadumanym, Krzysztof zostawił go.
Źródło: Honoriusz Balzak, Ojciec Goriot, Warszawa 1966, s. 303–304.
Słownik
(z gr. génos – pochodzenie, gatunek, logia – zbiór, lógos – myśl) – dziedzina poetyki, której przedmiotem badań są rodzaje literackie, gatunki literackie, ich odmiany i przekształcenia, bada się ich cechy strukturalne, rolę w komunikacji literackiej, ewolucję w toku procesu historycznoliterackiego
(gr. – imitacja, podobieństwo) – zasada twórczego naśladownictwa natury bądź dzieł mistrzów, którym udało się tę naturę odtworzyć. Zasada ta powstała w antyku, po raz pierwszy opisał ją Platon, później Arystoteles w Poetyce. Filozof rozróżniał sztuki uzupełniające naturę i ją naśladujące, takie jak: malarstwo, rzeźba, poezja, częściowo muzyka — polegające na odtwarzaniu zjawisk i rządzących nimi praw. Mimesis, czyli naśladowanie rzeczywistości, ludzkich czynności w dziele sztuki nie było równoznaczne z wiernym kopiowaniem, a uchwyceniem w realistyczny sposób prawideł życia
(fr. réalisme) – w literaturze prąd spopularyzowany w prozie II połowy XIX wieku, dążący do jak najwierniejszego odzwierciedlenia świata znanego czytelnikowi z codzienności. Realiści opisywali wydarzenia, bohaterów i ich egzystencję w sposób reprezentatywny dla przedstawionej w utworze grupy społecznej
(łac. soci(etas) – społeczeństwo + gr. lexikón – słownictwo) – odmiana językowa właściwa dla danej grupy społecznej np. młodzieży, rodziny, sąsiadów (gwara środowiskowa) lub zawodowej, np. lekarzy, prawników, mechaników (gwara zawodowa); inaczej slang lub żargon