Przeczytaj
Człowiek egzystującyegzystujący jest istotą myślącą, więc powinien móc wysłowić swoją egzystencję, czyli to, co jako niedające się pomyśleć jest niewysławialne. Jak to zrobić? Otóż wydaje się, że praktyczne próby udzielenia na to pytanie odpowiedzi wyznaczają właśnie strategię pisarską Kierkegaarda. Po pierwsze, można to zrobić tylko w pierwszej osobie liczby pojedynczej: obiektem namysłu egzystującego myśliciela może być tylko jego własna egzystencja, bezpośrednio dostępna w wewnętrznym przeżyciu. Po drugie, ponieważ ta egzystencja nieustannie się zmienia, a więc właściwie nie jest, zatem konieczne staje się tutaj pomnożenie tych wewnętrznych przeżyć, ich wielorakość, przypisanie ich jednemu Ja o wielu twarzach – stąd wielość pseudonimów Kierkegaarda, pluralizm autorów lirycznych jego opowieści. Po trzecie, co wynika już z dwóch pierwszych uwarunkowań, forma tych opowieści musi być różnorodna i zawierać elementy monologu, spowiedzi, pamiętnika, dialogu, korespondencji czy eseju – słowem, musi być literacka. Filozofia, która ma wyrazić to, co nie daje się pomyśleć, powinna przechodzić w literaturę, a literatura, skupiająca się na egzystencji, powinna być filozoficzna. Po czwarte wreszcie, trzeba, aby taka filozoficzna literatura – ze względu na nieuchwytność i zmienność swego przedmiotu – miała wśród swych najważniejszych instrumentów do dyspozycji ironięironię.
Ale tak opisana ironia nie odsłania jakiegoś zamkniętego w sobie egotycznego Ja. Subiektywność, którą ukazuje Kierkegaard, jawi się nie w izolacji od innych i od świata, ale zawsze w sytuacji, zawsze w relacji do niej. Sytuacja ta czy zastawany kontekst nie są przy tym dla egzystującego podmiotu niczym absolutnym – człowiek jako jednostka ma zawsze możliwość wyboru i unieważnienia sytuacji, w jakiej się znalazł. Temu właśnie służy postawa ironisty fundująca osobowość.
Człowiek żyje pośród sprzeczności niedających się „zmediatyzować” i pojednać. I to one wyznaczają pole jego wyborów, a nie jakaś jego niezmienna tożsamość. Człowiek stanowi syntezę tych swoich wyborów, ale syntezę nigdy się niekończącą, gdyż nieustannie ponawia próbę nawiązania relacji między niepoddającymi się zapośredniczeniu aspektamiaspektami rzeczywistości, w której żyje: ciała i ducha, konieczności i wolności, skończoności i nieskończoności. To jego rozdwojenie, rozdarcie, niemożność osiągnięcia trwałej równowagi i spokoju sprawiają, że lęk i rozpacz są normalnymi stanami egzystencji ludzkiej. Właściwy człowiekowi, choć niełatwy sposób egzystowania, to „bycie pomiędzy”. Dlatego zadanie bycia sobą jednostka ludzka realizuje, zawsze zaczynając jakby „od początku”, jako powtórzenie, ale w nowej sytuacji, czyli jako ustanawianie ciągle na nowo równoważności członów relacji. Tak uchwycona subiektywność ludzka, jednostkowość nie jest zatem bytem skupionym w sobie, zamkniętym, lecz stanowi strukturę otwartą na to, co od niej inne, różne. To różnica, a nie tożsamość wyznacza istotę egzystencji ludzkiej. Otóż największą różnicą dającą się przeżyć i pomyśleć jest różnica między skończonością i zmiennością egzystencji a nieskończonością i wiecznością Boga; inne różnice można ironicznie zrelatywizować. Otwartość na transcendencjętranscendencję Boga wyznacza zatem najwłaściwszy horyzont realizacji egzystencji ludzkiej. A sposobem urzeczywistniania tego otwarcia jest wiara.
Skok wiary rodzi się z paradoksówparadoksów, z którymi nie może poradzić sobie rozum. Jak zrozumieć to, że Bóg mógł przybrać postać ludzką (Chrystus), jak zrozumieć to, że jesteśmy odpowiedzialni za coś, czego nie uczyniliśmy (grzech pierworodny), jak zrozumieć to, że Abraham poświęcający swego syna to nie morderca? Bóg milczy. I nie sposób racjonalnie udowodnić nawet jego istnienia. A zbiór dogmatówdogmatów czy twierdzeń teologicznychteologicznych pochodzi „z drugiej ręki” i jako taki jest niewiarygodny. Trzeba wykroczyć poza rozum, trzeba powtórzyć za św. Pawłem i Tertulianem: credo, quia absurdum (wierzę, bo to absurdalne), trzeba zgodzić się z Pascalem, że w kwestiach wiary „nie ma nic równie zgodnego z rozumem, jak zaparcie się rozumu”. Wiary nie nabywa się z przekazów historycznych ani z żadnych opisów czy dowodów. Nie może być uzasadniona i zrozumiana, przekazana za pomocą słowa – jest zgodą na absurd, który można przeżywać, ale nie wyrażać w języku. To akt całkowicie irracjonalny będący próbą zbliżenia się do Boga, ale bez żadnych gwarancji sukcesu, akt podejmowany pośród niepewności i ryzyka, wprawdzie całkowicie wolny, ale rodzący „bojaźń i drżenie”.
Przechodząc na grunt rozważań dotyczących wiary chrześcijańskiej, Kierkegaard głosi zatem konsekwentnie, że wiara powinna być aktem podejmowanym przez każdego chrześcijanina „na własną rękę”, bez zapośredniczenia przez tradycję i instytucje. Przy czym chrześcijaninem nie jest się raz na zawsze, permanentnie – ryzyko wiary podejmować trzeba ustawicznie. Chrześcijanin sam powinien się określić wobec Boga, który stał się człowiekiem, wobec Chrystusa jako „nauczyciela” będącego dlań kimś właściwie współczesnym. Przedmiotem wiary nie jest nauka owego nauczyciela, którą można by zwerbalizować i zrozumieć, a potem przekazać innym, lecz sam ten nauczyciel. W prawdziwym chrześcijaństwie nie ma zatem „uczniów z drugiej ręki”, „uczniów uczniów”, lecz uczniowie odnoszący się wprost do „nauczyciela” – ten zaś, będąc Bogiem, musi zarazem stać się człowiekiem, aby uczeń mógł go nie tyle „zrozumieć”, ile doń dotrzeć. Na kanwie tych rozważań formułuje Kierkegaard oryginalną koncepcję „komunikacji pośredniej”, wyrażającą, najogólniej mówiąc, przekonanie, że oprócz treści ludzkiego doświadczenia dostępnych w poznaniu i wyrażalnych w języku istnieje sfera tego, co niepoznawalne metodami obiektywnymi i niewyrażalne, sfera prawdy subiektywnej, realizującej się w egzystencjalnym kontakcie z inną subiektywnością, całkowicie różną i niesprowadzalną do tej pierwszej. „Komunikacja pośrednia” nie byłaby zatem obiektywnie weryfikowalnym przekazem jakichś „pozytywnych” treści (np. nauki nauczyciela, która jest komunikatem „bezpośrednim”, lecz znosi kontakt osobisty wchodzących w relację stron), a wielorakością pozajęzykowych oddziaływań, przeżyć zrodzonych z bliskiej więzi pomiędzy jednostkowymi egzystencjami (np. nauczycielem i uczniem), nierezygnującymi z własnej odrębności.
Stadia na drodze życia. Nowa formuła podmiotowości
Uzyskana w akcie wiary absolutna jednostkowość egzystencji nie jest jednak stanem trwałym (o ile w ogóle można nazwać ją stanem). Jest czymś, co może, ale wcale nie musi się wydarzyć, choć warto byłoby sobie tego życzyć – Kierkegaard wyraźnie najwyżej wartościuje ów sposób życia, traktując go jako ideał egzystencji ludzkiej. Nie ma jednak złudzeń, że sposób ten może być czymś powszechnym i trwałym. Przeciwnie, występuje on tylko wyjątkowo i jest dostępny jedynie dla wybrańców – co zgadza się wszak z Kierkegaardiańską charakterystyką egzystencji jako zmiennej, nieuchwytnej, wielokształtnej. Stąd też filozof używa wszystkich swoich talentów bystrego obserwatora życia i literata, by przedstawić różne rodzaje egzystencji, jakie ludzie wiodą, nieraz zmieniając je w ciągu swego życia i miotając się między nimi. Układa z tego swego rodzaju typologię, którą nazywa „stadiami na drodze życia” – przy czym nie traktuje tych stadiów jako koniecznych faz nieuchronnej ewolucji zmierzającej do ideału, ale jako dosyć autonomiczneautonomiczne rodzaje życia czy światopoglądów, które choć mają różną wartość i są uszeregowane hierarchicznie, to mogą, ale nie muszą przechodzić na poziom wyższy. A przejście to, jeśli już się zdarzy, nigdy nie jest płynne i poprzedzone namysłem, tylko dokonuje się na zasadzie „skoku” – przez praktyczne zaangażowanie i akt wyboru: albo–albo. Kierkegaard wyróżnia trzy takie zasadnicze stadia: estetyczneestetyczne, etyczneetyczne i religijne.
Podsumowanie
Podmiot ludzki to zatem struktura otwarta na transcendencję i w swoisty sposób przez nią wyznaczona. Jest to podmiot zależny od tego, co inne, co jako inne właśnie jest dlań nieuchwytne, nieprzedstawialne, pozapojęciowe, ale co na niego działa i zmusza do podejmowania praktycznych aktów wyboru. Podmiot więc kształtuje się praktycznie, egzystencjalnie, w nieuchronnym rozdarciu pomiędzy skończonością a nieskończonością, zrozumiałością i absurdem. Jest to podmiot, który ani nie ma żadnych specyficznych teoretycznych (poznawczych) celów, ani nie pozwala się teoretycznie opisać; trzeba go „praktykować” w doświadczeniu życiowym. Dlatego nie dysponuje on językiem i milczy – pozostaje mu „komunikacja pośrednia”. I w związku z tym ani nie jest sam dla siebie przejrzysty i zrozumiały, ani też nie narzuca światu swoich śmiałych, teoretycznych czy praktycznych, projektów. Otóż taka wizja ludzkiej podmiotowości, w której subiektywność znajduje swoje ugruntowanie poza sobą, różni się zdecydowanie od rozmaitych modeli „silnej” podmiotowości obecnych w filozofii nowożytnej na przykład u Kartezjusza, Hegla czy u Stirnera. Kierkegaardiańska wizja antycypuje natomiast te koncepcje ludzkiego podmiotu, które znalazły wyraz w XX‑wiecznym egzystencjalizmie (niektórych jego wersjach), „filozofii dialogu” czy w postmodernizmie.
Słownik
(łac. absolutus — zupełny, bezwględny) byt istniejący samoistnie, bez przyczyny, utożsamiany najczęściej z Bogiem; człowiek w myśl koncepcji Hegla uczestniczy w Absolucie, ale w toku codziennego życia nie ogarnia go w pełni
(łac. aspectus — spojrzenie, wygląd) punkt widzenia, z którego się coś rozpatruje; kategoria gramatyczna czasownika wyrażająca jego niedokonaność lub dokonaność
(gr. autonomia — niezależność, samodzielność) samodzielność i niezależność w decydowaniu o sobie; w etyce: niezależność od norm etycznych zewnętrznych, innych niż własne sumienie
(gr. dogma — sąd, orzeczenie) w teologii chrześcijańskiej: prawda uznana przez Kościół za objawioną przez Boga; twierdzenie przyjmowane za pewne i prawdziwe jedynie na mocy autorytetu osoby, która je wygłasza
(gr. dichotomos — przecięty na dwie części) podział jakiejś całości na dwie różniące się zasadniczo części; też: ta różnica
(łac. existere z ex — na zewnątrz + sistere — stać, znajdować się) istnienie kogoś lub czegoś; materialne warunki czyjegoś życia; w egzystencjalizmie: swoisty sposób istnienia właściwy tylko człowiekowi
(gr. aisthetikos — odczuwający) dyscyplina filozoficzna zajmująca się nauką o pięknie
(gr. ethikos (logos) — moralność, etyka) nauka o moralności, która jest ogółem ocen i norm moralnych przyjętych w danej zbiorowości społecznej (zbiorowości, klasie lub grupie społecznej, środowisku) w określonej epoce
(gr. eironeía — przestawienie, pozorowanie) drwina, złośliwość lub szyderstwo ukryte w wypowiedzi pozornie aprobującej
(gr. paradoxos — nieoczekiwany, niepojęty) twierdzenie zaskakująco sprzeczne z przyjętym powszechnie mniemaniem, często ujęte w formę aforyzmu; też: sytuacja pozornie niemożliwa, w której współistnieją dwa całkowicie różne lub wykluczające się fakty; rozumowanie pozornie oczywiste, ale wskutek zawartego w nim błędu prowadzące do wniosków jawnie sprzecznych ze sobą lub z uprzednio przyjętymi założeniami
(gr. theos — bóg + logos — słowo, nauka) nauka o Bogu, jego naturze i relacji do świata i ludzi, odrębna dla każdej religii
(łac. transcendens, transcendentis — przekraczający) istnienie poza granicami bytu lub poza granicami ludzkiego poznania