Przeczytaj
Aresztowanie Józefa K. odbywa się w jego własnym domu. Do końca powieści czytelnik nie dowiaduje się, czy bohater w ogóle czymkolwiek zawinił. On sam tego nie wie i do pewnego momentu lekceważy całe zdarzenie.

ProcesROZDZIAŁ PIERWSZY.
(fragment)
K. [...] prawa dysponowania własnymi rzeczami, prawa, które może jeszcze posiadał, nie cenił wysoko, o wiele ważniejsze było, aby zdać sobie sprawę ze swego położenia. W obecności jednak tych ludzi nie mógł się nawet zastanowić, potrącany co chwila niemal po przyjacielsku brzuchem jednego ze strażników – mogli to być chyba tylko strażnicy – ale gdy podnosił wzrok, widział zupełnie z tym grubym ciałem nieharmonizującą suchą, kościstą twarz, z grubym, w bok skrzywionym nosem, twarz, która ponad jego głową porozumiewała się spojrzeniem z towarzyszem. Co to byli za ludzie? O czym mówili? Jakiej władzy podlegali? K. żył przecież w państwie praworządnym, wszędzie panował pokój, wszystkie prawa były przestrzegane, kto śmiał go we własnym mieszkaniu napadać? Zawsze był skłonny wszystko lekko traktować, wierzyć temu, co najgorsze, dopiero kiedy ono nań spadło, nie zabezpieczać się na przyszłość, choćby zewsząd groziły niebezpieczeństwa – w tym jednak wypadku nie wydawało mu się to właściwe. Można było wprawdzie wziąć to wszystko za żart, gruby żart, który mu, z niewiadomych powodów, może z okazji jego dzisiejszej trzydziestej rocznicy urodzin, spłatali jego koledzy z banku.
Źródło: Franz Kafka, Proces, tłum. B. Schulz, Warszawa 1974, s. 8.
Z czasem jednak machina biurokratyczna wciąga go w swoje tryby, zmieniając jego sposób postępowania. Bohater ulega namowom innym, korzysta z pomocy adwokata, wciąż jednak nie chcąc brać udziału w procedurze sądowej; zmienia się to dopiero tuż przed śmiercią. Zostaje zniewolony psychicznie przez sąd i pozostaje wobec niego bezbronny do samego końca.

ProcesROZDZIAŁ DZIESIĄTY
(fragment)
Po wymianie kilku grzeczności w związku z tym, kto wykona dalsze zadania – widocznie nie podzielono między nich zleconych czynności – podszedł jeden z nich do K. i zdjął mu surdut, kamizelkę, wreszcie koszulę. K. wstrząsnął mimowolny dreszcz, na co ów uspokoił go lekkim uderzeniem w plecy. Następnie złożył starannie rzeczy jak coś, czego się jeszcze będzie używało, jeśli nawet nie w najbliższym czasie.
Aby nie narażać K. na bezruch w chłodnym powietrzu nocy, wziął go pod ramię i chodził z nim trochę tam i z powrotem, gdy tymczasem drugi obszukiwał kamieniołom, by znaleźć jakieś odpowiednie miejsce. Gdy je znalazł, kiwnął na pierwszego, i ten zaprowadził tam K. Było to blisko ściany kamieniołomu, leżał tam odłamany kamień. Panowie posadzili K. na ziemi, oparli go o kamień i ułożyli na nim jego głowę. Mimo całego wysiłku, jaki sobie zadali, i mimo całej uprzejmości, jaką im K. okazywał, pozycja jego była dziwnie wymuszona i nieprawdopodobna. Dlatego jeden z nich prosił drugiego, by mu pozwolił samemu zająć się ułożeniem K., ale i to niczego nie polepszyło.
Wreszcie zostawili K. w położeniu nawet nie najlepszym ze wszystkich dotychczasowych. Potem rozpiął jeden z panów swój żakiet i wyjął z pochwy, która wisiała na pasku ściskającym kamizelkę, długi, cienki, z obu stron wyostrzony nóż rzeźnicki, podniósł go i badał ostrze w świetle księżyca. Znowu zaczęły się odrażające ceremonie, jeden podawał drugiemu nóż, ten znowu zwracał go z powrotem nad głową K. K. wiedział teraz dobrze, że byłoby jego obowiązkiem chwycić nóż przechodzący tak nad nim z rąk do rąk i przebić się. Ale nie zrobił tego, tylko obracał wolną jeszcze szyję i rozglądał się dokoła. Nie potrafił wytrzymać próby do samego końca i wyręczyć całkowicie władzy, odpowiedzialność za ten ostatni błąd ponosił ten, który mu odmówił tej reszty potrzebnej siły. Jego wzrok padł na najwyższe piętro graniczącego z kamieniołomem domu. Jak błyska światło, tak rozwarły się tam skrzydła jakiegoś okna: jakiś człowiek, słaby i nikły w tym oddaleniu i na tej wysokości, wychylił się jednym rzutem daleko przez okno i wyciągnął jeszcze dalej ramiona. Kto to był? Przyjaciel? Dobry człowiek? Ktoś, kto współczuł? Ktoś, kto chciał pomóc? Byłże to ktoś jeden? Czy byli to wszyscy? Była jeszcze możliwa pomoc? Istniały jeszcze wybiegi, o których się zapomniało? Na pewno istniały. Logika wprawdzie jest niewzruszona, ale człowiekowi, który chce żyć, nie może się ona oprzeć. Gdzie był sędzia, którego nigdy nie widział? Gdzie był wysoki sąd, do którego nigdy nie doszedł? Podniósł ręce i rozwarł wszystkie palce.
Ale na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił. Gasnącymi oczyma widział jeszcze K., jak panowie, blisko przed jego twarzą, policzek przy policzku, śledzili ostateczne rozstrzygnięcie. „Jak pies!” – powiedział do siebie: było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.
Źródło: Franz Kafka, Proces, tłum. B. Schulz, Warszawa 1974, s. 224–226.
Parabola
Proces jest powieścią‑paraboląpowieścią‑parabolą, o czym świadczy znaczne ograniczenie elementów fabuły, schematyczna kreacja postaci, uproszczenie wydarzeń. Utwory paraboliczneparaboliczne stanowią pretekst do przekazania określonego morału bądź wiedzy o prawidłach rządzących światem.
W powieści Kafki owych kierunków odczytania jest bardzo wiele wiele: ujawnia ona tragizm ludzkiej egzystencji, której sensu ani kierunku nie możemy pojąć, można ją również interpretować jako swoisty traktat teologiczny na temat lęku człowieka przed tajemnicą Boga albo skrupulatnej, przepełnionej poczuciem winy religijności. Niektórzy widzieli w niej wiarygodny psychologicznie opis osobowości neurotycznej. Proces czytano także jako zapowiedź państwa totalitarnego, które odbiera człowiekowi jego tożsamość, wciąga go w machinę biurokracji i raz za razem stawia na ławie oskarżonych.
Słownik
(łac. absurdus – niedorzeczny) – wyrażenie wewnętrznie sprzeczne, pozbawione sensu, niedorzeczność, nonsens
(gr. parabole - zestawienie obok siebie) inaczej przypowieść; jeden z najstarszych gatunków literackich z kręgu literatury dydaktycznej. Charakterystycznymi cechami przypowieści/paraboli są: uproszczona fabuła, schematyczne postaci, brak jasno określonego czasu i miejsca akcji, uniwersalizm, obecność alegorii i symboli. Świat przedstawiony przypowieści podporządkowany jest ukrytemu, przenośnemu sensowi danej historii, którego rozszyfrowanie jest kluczowe dla zrozumienia sensu całej przypowieści