Wojna polsko‑ruska to pierwsza powieść Doroty Masłowskiej, wydana w 2002 roku. O dojrzałości literackiej autorki może świadczyć fakt, że była finalistką Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Jej debiut odbił się szerokim echem nie tylko w środowisku literackim, ale także w show-biznesie. Dzięki temu Masłowska przeniknęła do świadomości masowej i została włączona w popkulturę. Jak pisze Henryk Czubała:

Henryk Czubała Zakazane dzielnice: o twórczości Doroty Masłowskiej

Budzące kontrowersje książki Doroty Masłowskiej pozostają najbardziej interesującymi zjawiskami literatury lat ostatnich nie dlatego, że skandalizują i bulwersują. Dorota Masłowska odniosła sukces, chociaż wokół niej samej i jej książek narosło wiele nieporozumień, które wynikają z zastosowania nieadekwatnego do jej sytuacji celebryckiego – jakże charakterystycznego dla kultury masowejkultura masowa, kultura popularna, przemysł kulturalnykultury masowej – kodu odczytywania jej literackich i paraliterackichparaliterackiparaliterackich wyborów.

Źródło: Henryk Czubała, Zakazane dzielnice: o twórczości Doroty Masłowskiej, „Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria” 2012, t. 12, s. 205.

Kontrowersje wzbudzili zarówno bohaterowie Wojny‑polsko ruskiej…, język, którym została napisana powieść, jak i sam wykreowany przez nią świat. Dorota Masłowska ma wyczulony zmysł obserwacji i analizy otaczającej ją rzeczywistości. Potrafi oddać stereotypy, stypizowane postacistypizowane postaciestypizowane postaci, charakteryzując je przez ich język:

R1TOqTp2aAtLc1
Slang jako nowy, zaskakujący materiał prozatorski.
Źródło: domena publiczna.
Krzysztof Uniłowski Zaangażowani i ponowocześni

[...] slangslangslang młodzieżowy nie funkcjonuje tu na zasadzie przytoczenia, cytatu z rzeczywistości. Autorka potraktowała go jako narzędzie kreacji. Opisywała świat, jaki wyłonił się z tego języka. Rzeczywistość utworu nie jest bowiem przedstawieniem czegoś uprzedniego, lecz symulacją, lingwistyczną (w żadnym razie narkotyczną) projekcją.

1 Źródło: Krzysztof Uniłowski, Zaangażowani i ponowocześni, [w:] tegoż, Kup pan książkę, Katowice 2008, s. 26.
Zofia Mitosek Opracowanie do rzeczywistości

Tekst Wojny polsko‑ruskiej mówi zapożyczonymi językami o zapożyczonych językach, a mimo to sprawia wrażenie, że mówi o rzeczywistości, że odtwarza w sposób głęboko realistyczny mentalność i zachowania polskiego „dresiarza” z czasów określanych jako „kapitalizm, reklama, spółka akcyjna”.

2 Źródło: Zofia Mitosek, Opracowanie do rzeczywistości, [w:] tejże, Poznanie (w) powieści. Od Balzaka do Masłowskiej, Kraków 2003, s. 334.

Język ten jedynie sprawia wrażenie, że mówi o rzeczywistości. Zarówno w przypadku prozy, jak i dramaturgii Doroty Masłowskiej nie sposób mówić o mimetyzmiemimetyzmmimetyzmie. Mówienie o rzeczywistości ma tu charakter globalny – ukazuje procesy, środowiska i popkulturępopkulturapopkulturę jako taką.

O autorce

R1W3EaFvd8KZ91
Dorota Masłowska
Źródło: Marcin Szczygielski, dostępny w internecie: commons.wikimedia.org, licencja: CC BY-SA 4.0.

Dorota Masłowska urodziła się w 1983 roku w Wejherowie, gdzie dorastała i uczęszczała do liceum. Podczas przygotowań do egzaminu maturalnego pisała powieść Wojna polsko‑ruska pod flagą biało‑czerwoną, która ukazała się w druku w 2002 roku. Po maturze rozpoczęła najpierw studia psychologiczne, następnie – kulturoznawcze.

W 2005 roku ukazała się powieść Masłowskiej Paw królowej, pierwszą polską powieść napisaną językiem hip‑hopu. W 2006 roku wydała swój pierwszy dramat Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku, który przeszedł bez echa. Dopiero kolejny Między nami dobrze jest odniósł sukces. Poza granicami Polski znana jest głównie właśnie jako dramatopisarka. W 2014 roku Masłowska wydała płytę jako Mister D. Utwory Hajs i Chleb stały się internetowymi viralamiviralviralami.

Dorota Masłowska
Wojna polsko‑ruska pod flagą biało‑czerwoną

[fragmenty]

Fragment I.

Najpierw ona mi powiedziała, że ma dwie wiadomości dobrą i złą. Przechylając się przez bar. To którą chcę najpierw. Ja mówię, że dobrą. To ona mi powiedziała, że w mieście jest podobno wojna polsko‑ruska pod flagą biało‑czerwoną. Ja mówię, że skąd wie, a ona, że słyszała. To mówię, że wtedy złą. To ona wyjęła szminkę i mi powiedziała, że Magda mówi, że koniec między mną a nią. To ona mrugnęła na Barmana, że jakby co, ma przyjść. I tak dowiedziałem się, że ona mnie rzuciła. To znaczy Magda. Chociaż było nam dobrze, przeżyliśmy razem niemało miłych chwil, dużo miłych słów padło, z mojej strony jak również z niej. Z pewnością. Barman mówi, żebym kładł na niej laskę. Chociaż to nie jest tak proste. Jak dowiedziałem się, że tak już jest, chociaż raczej, że już nie ma. to nie było tak, żeby ona mi to powiedziała w szczere oczy, tylko stało się akurat na tyle inaczej, że ona mi to powiedziała poprzez właśnie Arletę. Uważam, że to było jej czyste chamstwo, prostactwo. I nie będę tego ukrywał, chociaż to była moja dziewczyna, o której mogę powiedzieć, że dużo zaszło między nami różnych rzeczy zarówno dobrych i złych. To przecież nie musiała mówić tego przez koleżankę w ten sposób, że ja się dowiaduję ostatni. Wszyscy wiedzą od samego początku, gdyż ona powiedziała to również innym. Mówiła, że ja to jestem raczej bardziej wybuchowy i że musieli mnie przygotować do tego faktu. Boją się, że coś mi odpierdoli, bo raczej tak zawsze było. Mówiła, żebym wyszedł pooddychać. Dała mi te swoje fajki z gówna. Tymczasem ja czuję tylko smutek bardziej niż cokolwiek. Jeszcze żal, że nie zostało mi to powiedziane w cztery oczy przez nią. Chociaż jedno słowo.

Przechylając się przez bar niczym sprzedawczyni przez ladę. Jak gdyby zaraz miała sprzedać mi jakieś podroby, jakiś wyrób czekoladopodobny Arleta. Żelazistą wodę w szklance od piwa. Barwnik do pisanek. Cukierki, co by sprzedała, by były puste w środku. Samo pazłotko. Czego by nie dotknęła swoimi palcami z paznokciami, podrobione i fałszywe. Gdyż ona sama jest fałszywa, pusta wewnętrznie. Pali fajkę. Kupioną od Ruskich. Fałszywą, nieważną. Zamiast nikotyny są w niej jakieś śmieci, jakieś nieznane nikomu drągi. Jakieś papiery, trociny, co nie śniło się nauczycielkom. Co nie śniło się żadnej policji. Chociaż powinni Arletę posadzić. Których nie zna nikt, a na które ona wszystkich bajeruje, na swoje oczy. Na swój telefon, na swoje dzwonki w telefonie.

Fragment II.

Bo to jest Magda. Arleta przyszła, żebym dał jej ognia, mówi, że niby robię cyrk, podobno tak Magda mówi. Proszę bardzo, oto są słonie, co przeze mnie idąc, zniszczyły moje serce, oto są pchły. Oto są psy tresowane, gdyż byłem niczym psy tresowane, co nie dostają nic w zamian, tylko jeszcze liścia na twarz i ani dziękuję, ani spierdalaj. Oto jestem psem tresowanym, żeby prowadził samochód bez dachu. Ognia nie mam. Gdyż jestem wypalony. I chcę teraz umrzeć. W ostatniej chwili, gdy będę umierał, chcę zobaczyć Magdę. Jak pochyla się nade mną i mówi: nie umieraj. Nie umieraj, to wszystko moja wina, będę teraz z tylko tobą, tylko nie umieraj, przecież nie o to tu chodzi, chodzi, żeby się dobrze bawić, a to wszystko były takie żarty, tak naprawdę przed tobą nie byłam Z nikim, z innymi nie byłam albo nawet nie byłam wcale, tak żartowałam, Żeby cię rozzłościć, palancie, teraz wszystko będzie dobrze, będziemy mieć dziecko, Klaudię, Bryczka, Nikolę, wiesz zresztą, zawsze tego chciałeś, będziemy je wozić w wózku, zobaczysz, jak będzie, tylko obiecaj, że nie umrzesz, a teraz ja muszę iść do toalety, ponieważ Arleta bajeruje teraz takiego jednego, on mówi, że jest prezesem i zna wszystkich, podobno dobie zresztą zna nawet, mówi: Silny, znam go, a ja nic, cisza, nie powiedziałam mu, że jesteś moim chłopakiem, bo było inaczej, ale teraz mu powiem, jaka jest prawda, żeby wiedział, jak jest.

Fragment III.

Magda wchodzi, ale bez Irka. Wygląda tak, jak gdyby coś się stało, jak gdyby rozsypała się na czynniki pierwsze, włosy gdzie indziej, torebka gdzie indziej, kiecka na lewo, kolczyki na prawo. Rajstopy całe w błocie na lewo. Twarz na prawo, z jej oczu płyną czarne łzy. Jak gdyby walczyła na wojnie polsko‑ruskiej, jakby podeptało ją całe wojsko polsko‑ruskie, idąc przez park. Odżywają we mnie wszystkie moje uczucia. Cała sytuacja. Społeczna i ekonomiczna w kraju. To cała ona, to wszystko jej. Jest pijana, jest zniszczona. Jest naspidowana, jest upalona. Jest brzydka jak nigdy. Ciekną jej po brodzie czarne łzy, ponieważ jej serce jest czarne równie jak węgiel. Jej łono jest czarne, podarte. Przez całe łono idzie oczko. Z tego łona ona urodzi dziecko murzyńskie, czarne. Andżelę o zgnitej twarzy, z ogonem. Z tym dzieckiem to ona daleko nie zajedzie. Nie wpuszczą jej do taksówki, nie sprzedadzą jej białego mleka. Będzie leżeć na czarnej ziemi na działkach. Będzie mieszkać na szklarniach. Jedzona przez glizdy, jedzona przez robaki. Będzie karmić to dziecko czarnym mlekiem z czarnych piersi. Będzie je karmić ziemią ogrodową. Ale ono i tak umrze prędzej czy później.

Fragment IV.

I kiedy budzę się nad morzem, to właśnie tyle pamiętam z tego czasu, kiedy jeszcze kojarzyłem ze sobą różne fakty, że ciągnę przez długopis, co na nim napisane jest Zdzisław Sztorm, Wytwórnia Piasku, ul. 12 marca ileś. Jak wyobrażam sobie ten piasek, który jest produkowany przez nowoczesne technologie, nowocześnie przetworzony, nowocześnie upakowany w worek, nowocześnie podany do dystrybucji ręcznej i czynnej. Pamiętam moje myśli o charakterze prawdziwie ekonomicznym, które mogły uratować kraj przed właśnie zagłada, o której już zresztą napominałem, przed zagładą, którą szykują na kraj skurwieni arystokraci ubrani w płaszczach, w fartuchach, którzy gdyby tylko stworzono im takie warunki, by nas sprzedali, obywateli, na Zachód do burdeli, do Bundeswehry na organy, na niewolników. Którzy wreszcie chcą wysprzedać nasz kraj jako pierwszy z brzegu lumpeks, kupę szmat i dawnych płaszczów z metką Mińsk Mazowiecki, starych pociętych pasków za przeproszeniem, gdyż w moim pojęciu jedynym środkiem jest tu wypędzenie ich z domów, wypędzenie ich z bloków i uczynienie naszej ojczyzny ojczyzną typowo rolniczą, która produkuje chociażby właśnie na eksport zwykły polski piasek, który ma szansę na światowych rynkach w całej Europie. Gdyż są to moje właśnie poglądy natury lewackiej, które każą mi uważać, że by należało rozbudować sieć zsypów w blokach, żeby rolnicy, bo właśnie na rolnikach by w moim mniemaniu kraj polegał, mogli wyrzucać więcej płodów, mieszkając w blokach, właśnie o to chodzi, żeby tą drogą ich życie stało się bardziej zmechanizowane, bardziej po prostu dobre.

I kiedy teraz budzę się, pamiętam to dobrze, bo mógłbym powiedzieć każde słowo, co pomyślałem, ale kiedy budzę się, Magdy już nie ma, choć może nie ma jej jeszcze albo nie ma jej wcale. Wstaję z ziemi, która jest o tej porze nocy zimna i strzepuję się z dżinsów, strzepuję się z katany. Magdy nie ma i to zauważam od razu, od razu się podkurwiam, choć po ocenieniu okazuje się, że mam zarówno portfel, co jest kluczowe dla sprawy, jak również dokumenty. Nie bardzo też wiem, co było, kiedy już moja wizja natury gospodarczej znikła na ten czas, kiedy robiłem coś, zanim się tu obudziłem. Jest to gorzej bardziej niż, przepraszam za słowo, ale urwany film. Widzę mnóstwo piasku, co uważam, że jest prawdziwie ekonomicznym marnotrastwem, co, muszę stwierdzić z przykrością, mnie prowadzi do kurwicy. Po prostu groźna choroba kurwica. Kiedy więc idąc znajduję woreczek foliowy, bez cienia zwłoki sypię do niego piach. Po czym zakręcam i chowam, gdyż na przypadek braku gotówki, na przypadek załamania rynku, może się to okazać cennym faktem, wręcz plusem. Potem znajduję jeszcze dwie reklamówki z Hitu, co również boli mnie w serce, ten brak jakiejkolwiek ekonomii w kraju, gdzie dobre jeszcze całkiem reklamówki są położone na ziemi i zostawione na mar‑nacje. A przede wszystkim pastwę lumpenproletariatu. Tak więc po obietnicy solennej, że zaraz Magda na pewno przyjdzie, gdyż przykładowo poszła się chociażby odlać, idę sypać piasek. Uważam, że trzeba go w całości zebrać jak najprędzej. Gdyż jeśli on nie trafi w nasze ręce, to koniec. Zostanie on do cna rozdrapywany przez zdrajców.

Andżela jest to dziewczyna innego typu niż Magda. Inna w dotyku, inna w ogóle. Jest w stylu bardziej takim mrocznym, ciemnym. Czarna kiecka z jakby takiego meszku, takież buty na sznurowadła, majtki nienormalne, lecz dość wyzywająco siatkowe. Kolczugi, kastety na dłoniach i uszach. Cała w lakierze do paznokci odcienia czarnego. Cała nim wysmarowana, ale równo i starannie. Wokół ust, a także i oczu. Z których sterczą sklejone na ostateczność rzęsy.

Masz fajny, ciekawy styl - tak jej z miejsca od razu zamykam usta komplementem. Widzę zaraz, że sprawia jej to rozkosz, mówienie o tym. Ona na to odpowiada: o jaki styl ci chodzi? Ja mówię od razu: no wiesz. Ubioru, zachowania, noszenia się. Ona mówi, że ona po prostu taka już jest, że nie jest to z niczyjej strony narzucone, tylko przez nią wybrane. Że całe życie nosiła się ot tak jak ja i ty, jak my wszyscy, lecz któregoś dnia powiedziała sobie, że chce być sobą i zachować swój własny niepowtarzalny styl. Tak jak ona sama wewnętrznie mroczny i czarny. Ja mówię, iż to bardzo ciekawe i interesujące z jej strony. Że najważniejsze w życiu, to być właśnie sobą, nikim innym. Ona mówi, że również to odkryła. Wtedy rozmowa na chwilę urywa się. Andżela popijając drink rozgląda się po sali. Dobrze się bawisz? - mówię do niej, by napocząć rozmowę. Pewnie mówi ona dobrze. Choć nienawidzę przeważnie takich ludzi jak ty. To ci powiem od razu.

Mnie to kompletnie zaskakuje, taki gryps usłyszeć od pozornie miłej dziewczyny, która jeszcze przez telefon okazywała się tak sympatyczna. Patrzę się na nią. Ona na to w ten sposób: bo wiesz. Nie chodzi mi konkretnie o ciebie, gdyż ty jesteś przyjemny, schludny, po prostu inteligentny. Bardziej mam na myśli te diskodupy, te diskowywłoki, które nienawidzę po prostu. Spójrz na swych znajomych. Same dziwki, palanty, łaknące się nawzajem. Wszystkie myślą o tym, by znaleźć męża. Jest to totalna żenada, proszenie się samemu o rozpłód. Brak antykoncepcji. Lecz ty jesteś inny, co od razu tu zauważyłam. Romantyczny, gdyż z miejsca rozpoznaję to w twej prawdziwej naturze. Romantyzm, czułość, spacery we dwoje, motory, rowery wodne. To, co lubię.

Poczym pyta, czy mam już jakąś dziewczynę. Na co ja odpowiadam, że jeszcze nie, gdyż nie mogę się otrząsnąć po dziewczynie, od której musiałem odejść, gdyż codziennie kilkakrotnie niszczyła mnie duchowo. Ona na to: jasne, dobrze żeś zerwał z nią. Ja na przykład nie jestem taka. To znaczy płytka, głupia. Na przykład pomyśl, że ja nie jem mięsa. Mięso produkt zbrodni. Cukier robiony z kości zwierzęcych, więc cukru nie jem również.

Patrzę na nią jak w zaklętą. Przychodzi mi taka myśl, że może ona jest jakąś wariatką, co zwiała ze szpitala i mnie sobie upatrzyła na kolejną ofiarę. I powinnem teraz uciekać precz stąd, zapłacić za siebie, Barmanowi powiedzieć, że fajna ostra dupa chce go poznać i spiżdżać stąd co sił. Lecz tego nie robię. Nie mam instynktu zwierzęcego, który ratuje przez wyniszczeniem gatunku. Siedzę i patrzę na nią, jej kieckę, jej nogi. Co będzie to będzie. Ona to widzi, dopija swojego drinka. Czy wiesz, że nie jem również jajek? Tego już nie wytrzymuję, gdyż pojmować takich niedorzecznych poglądów nie pojmuję. Mówię do niej: co ty, jesteś walnięta? Coś ci jajka złego zrobiły? Ona patrzy na mnie dość z oburzeniem, jak gdybym nie wiedział o elementarnych podstawach moralnych. Mówi do mnie tak: A jak ty byś się czuł, gdyby cię zabijano bez twej zgody? Gdybyś nawet był tego nieświadomy, wobec tego bezbronny? Zresztą przekonasz się o tym. Ponieważ świat jest już na krawędzi. Gdy patrzę rankiem przez balkon, wiem jedno, świat ginie, umiera. Środowisko naturalne. Człowieczeństwo do reszty zdegradowane. Powszechna nadwaga, otyłość. Smutek. Amerykanizacja gospodarki. Rozumiesz te wszystkie fakty? Zanieczyszczenie CV. Azbest. VTC. My jako ludzie jesteśmy skończeni. To koniec.

Tu nawiązuje się na tym tle dyskusja. Mówię tak, gdyż wytrąciło mnie to z ustalonej równowagi: a czy ty wiesz, że czasem bywa tak i tak się zdarza, że kury, koguty zadziobują swe własne jajka i je jedzą?

Na to ona jeszcze bardziej rozsierdzona: gdyż one się buntują! Mówią nie przeciwko złym ludziom, którzy bezprawnie odbierają im jedyne potomstwo. Wolą je zniszczyć niż żywić ponury naród ludzki.

Choć sam postuluję za niezanieczyszczaniem przyrody przez amerykańskie przedsiębiorstwo, jej mowa nieco mnie zaszokowała. Są to jakby moje myśli o charakterze antyglobalistycznym, lecz niezupełnie do końca. Bardziej histeryczne, bez trzeźwości, bez równowagi.

Uważam, iż twe poglądy są zbyt radykalnie pesymistyczne, mówię, kładąc jej rękę na udzie. Ona mówi, że po prostu jest realistyczna. W zeszłym miesiącu rzucił ją jej chłopak. Amen, taka to historia. Od tej pory nie ma żadnych złudzeń, nie jest już tak naiwna by się wiązać. Świat ją przeraża, przytłacza. Lecz gdyby tylko spotkał ją ktoś, kto lubiłby jeździć na rowerze, uprawiać sport, badminton, piłka plażowa. Podzielał jej hobby. Kto by jej pomógł odkryć piękno świata. Przyjaźń, miłość, romantyczne spacery. Potrafiłaby się poświęcić, oddać. Odpisałaby na list.

Fragment V.

Robię dla nas po kresce i mówię, czy ona ma przy sobie fifkę lub też jakiś długopisik. Ona mówi, że ma. Ja na to, by wtedy dała. Wtedy ona mi daje. Zdzisław Sztorm „Wytwórnia Piasku”. Mówię wtedy: kuuurwa twa mać. Ona na to: co, ruski jakiś, sfałszowany? Ja na to: nie, to nie to. Wręcz dobry. Po prostu zwykły długopis jak długopis. Ale wy jako kobiety jesteście wszystkie jeden chłam, jedno ciemiężnicze ścierwo. I powiem ci coś jeszcze. Już kobiety nie chcę więcej mieć, choćby mi się cisnęła na mnie jak lep. Bo każda jest zwykłą kurwą. Raz na miesiąc się psuje i nie chce działać. Każda ma przynajmniej jeden egzemplarz długopisu „Zdzisław Sztorm”. Teraz koniec. Choćby kobieta prosiła, klęczała, abym ją miał. Wtedy powiem do takiej: o nie. Spierdalaj mi. Z serca i z oczu. To znaczy nie bynajmniej do ciebie. Do innej jakiejś suki, co mi się będzie napraszać. Palcem nie kiwnę w bucie ani u ręki. Na to ona patrzy na mnie, jak gdyby chciała być na miejscu przeleciana, tu naprzeciw baru, pod tą ścianą. I tak mi odpowiada: Silny, masz prawdę. Nie chcę być również ani z kobietą, ani z żadnym mężczyzną. Bo nie ma właściwie żadnej różnicy, i z tym, i z tym jeden chuj, jeden wielki problem. Nie ma płci, nie ma podziału na kobiety i mężczyzn. Nie ma płci ani przeciwnej, ani innej. Są tylko skurwysyny, tylko krwiopijcy.  Wszyscy ludzie bez względu na otrzymaną przy narodzinach płeć są tą samą rangą. Wiesz jaką? Rangą jak i rasą skurwieli, zwykłych potencjalnych skurwysynów. Tyle usłyszysz ode mnie. jedna rasa, ludzka rasa.

Fragment VI.

I kiedy wstaję tak w południe, myślę chwilę, czemu moja starsza nie wróciła jeszcze z firmy Zeptera. Choć może dzwoniła, lecz ja nic o tym nie wiem. Zastanawiam się, czemu ja nie odbierałem telefonu. Nie mogę przypomnieć. Zastanawiam się, co to są w ogóle za porządki i czy przypadkiem nie jest tak, że naraz sam w tym mieście żyję, bo cały gatunek wymarł. A kiedy tak stoję, przede mną widok na całe mieszkanie utrzymany w stylistyce batalistycznej, krajobraz po bitwie. Zastanawiam się, czy przypadkiem wojna już się nie stała tu pod moją nieobecność, kiedy spałem, decydująca bitwa, samo centrum dowodzenia, gdy spałem Ruski weszli na mieszkanie, wdarli się. wszystko powywracali kolbami, pozestrzelali z obrazów pejzaże z wodospadami, słoneczniki, a szczególnie zniszczyli zegar skórzany. Matkę Boską z Lichenia z błękitnego plastiku strącili z lodówki, łebek odleciał, święta woda nabrudziła na posadzkę. Zadeptali kafelki w łazience. Wszystkie kobiety, co się dało, zgwałcili tu na wersalce, urządzili tu sobie sztab generalny, komitet do spraw przeleceń. Konie wprowadzili, ptasie mleczko wyjedli, papierosy spalili, tapicerkę zasyfili i do widzenia, do zobaczenia w przyszłym życiu na Białorusi. Mojego brackiego i mą starszą wzięli na niewolników. Mnie pewnie zabili, bo tak właśnie mam wrażenie, że to właśnie zrobili ze mną, zabili mnie jakimiś ciężkimi przedmiotami, zatłukli, co jeszcze słyszę wewnątrz głowy dalekie echa tych ciosów, wystrzałów. Lecz dlaczego mnie, skoro moja matka robiła z nimi niezłe interesy, siding, panele, Zepter. Dlaczego mnie zatłukli akurat, dlaczego w same głowę, co teraz czuję właśnie, że pełna jest uczucia żelastwa, pokręteł wirujących dookoła własnej osi, złomowiska, blach wygiętych. Gdzie oni byli, jak Magda miała poglądy przeciwko nim i jawnie prowadziła ideologię antyruską?

Fragment VII.

[...] teraz tak. Ledwie co zdążymy wejść do domu, włożyć łączki, kapcie, a jak nie zadzwoni dzwonek, raz, drugi trzeci, jak ktoś nie zacznie walić w drzwi pięściami. Straż miejska. Tudzież Izabela. Koniec żartów - myślę sobie i by nie było siary, że szukają mojego brackiego, żeby nie było siary, że jako rodzina jesteśmy wszyscy kryminalni, mówię Andżeli, by ogarnęła trochę w pokoju, a ja w tym czasie otworzę. Zdanżam na czas, bo Natasza nie zdołała jeszcze wykopać na wylot dziury w kształcie jej buta w drzwiach autozamykających Gerda. Choć była niedaleko od dokonania tego.

Patrzę na nią. Natasza to Natasza. Zapoznałem ją w dyskotece. Choć nie mam pojęcia, co ona tutaj, w Dzień Bez Ruska akurat robi w tym miejscu, w tym czasie, w mym mieszkaniu. Swego czasu rzuciła pokalem w Magdę, to tak się poznaliśmy wtedy właśnie, kiedy Magda przyszła do mnie na skargę, że jakaś dziewczyna się z nią zaczyna, i jeżeli miałaby prawdziwego chłopaka, to on by powiedział tej szmacie, by się odpieprzyła wreszcie. Myśmy już wtedy byli ze sobą trochę, ja z Magdą, trochę się znaliśmy bliżej, no to musiałem iść, gadać. Natasza mi powiedziała, że nienawidzi Magdę za samą jej twarz i że jak idzie przez salę taneczną, to Magda pod ścianę i salut. Potem jeszcze się znaliśmy dość bliżej. A teraz stoi w drzwiach, w me spodnie się gapi, jakbym zaraz miał tu uszykowany wskaźnik, co go wezmę, pokażę na swe podbrzusze i powiem mapę pogody. Dziś będzie pogoda zdecydowanie czerwona w porywach do czarnej, z przejaśnieniami. Dziś będzie ruska pogoda. Nad miastem zbierają się chmury czerwone. Dzień Bez Ruska może ze względu na warunki pogodowe zostać odwołany.

Nie mam pojęcia żadnego, o co ona tutaj przyszła, co chce ode mnie. A wlosy z białym pasemkiem z przodu. Przebiegły wzrok. Niewielki garb.

Masz doła? - ona się mnie pyta odnośnie tych spodni, uśmiechając się obleśnie, niby coś wiem, ale nie powiem. Chociaż fajna to jest dupa. Że niby co. Że niby coś nie tak z moją płcią, ostateczne zaburzenie płci, pa, dżordż, mam cię dość, przez ciebie upierdoliłem sobie spodnie, i co, i koniec, usiłowanie zabójstwa z ostrym narzędziem, gorzej, samobójstwo prawie, zestaw od lat trzech „małe samobójstwo”, nożyk do ziemniaków i trumienka mała na dżordża nie biodegradująca, na łańcuszku. A dla tych, co zadzwonią jako pierwsi, niespodzianka, pokrowiec.

Niee, to takiej koleżanki jednej - mówię Nataszy odnośnie tych spodni, chociaż mam nadzieję, że Andżela nie słyszy, tylko sprząta. Fu, to jakaś świnia nie koleżanka, że cię tak uświniła, co? mówi Natasza, ślini palec i próbuje zetrzeć tam, gdzie trzeba. Taka jedna. Taka jedna zboczona odpowiadam. Natasza na to, że czy ta dziewczyna ma tak na imię i nazwisko, zboczona, bo ona właśnie o imię i nazwisko się pyta, a nie o gatunek. I ściera mnie tym palcem, bezczelnie patrząc mi centralnie w oczy. To ja na to stękam. Ona wtedy popycha mnie, krzyczy, że jestem świnia taka jak ze wszystkich, że ona do mnie po przyjacielsku, a ja do niej wyjeżdżam ze wzwodami, i czy ja albo mój bracki mamy jakieś ziele, jakieś do nosa coś, bo po to przychodzi. Ścisz sobie swój wokal, co? mówię. Pół tonu ciszej. Jedna moja kuzynka tu siedzi, besztam Nataszę. Serialnie? - syczy Natasza, wchodzi i idzie na palcach adidasów do pokoju, gdzie zagląda.

To żadna kuzynka, syczy w moją stronę - to jakaś sadomaso gotykkurwa. Zamknij się, dobra okej? - syczę do Nataszy i patrzymy we dwoje przez szparę między zawiasami. Andżela na kolanach anemicznie dość zbiera papierki i niedopałki z podłogi. Kurwa, ona w ogóle żyje, czy ty ją z grobu wykopałeś, czy może to jest trup na baterię R6? - syczy Natasza, popycha drzwi i wchodzi. Halo, szefowa. Imię twoje chcę wiedzieć. Ja jestem Natasza, podaje Andżeli rękę i mówi: Nata. Nata Blokus.

Andżelika - mówi Andżela - ale spokojnie możesz mówić Andżela, po prostu Andżela. Sama Andżela, tak? - mówi Natasza i podciąga sobie spodnie. Po prostu Andżela - mówi Andżela.

Fajne masz te bransolety, gwoździe. Po ile kupiłaś? - mówi Natasza. To różnie. Zależy które - odpowiada Andżela, podnosząc się z kolan. Bo to różnie wychodzi, ale przeważnie kupowałam teraz latem w Zakopcu albo na wycieczkach wysokogórskich. Fajne - mówi Natasza. Zajebiste.

Fragment VIII.

Wtedy palimy, nic nie mówimy. Dzień Bez Ruska, festyn, szczęk i skurcz w mikrofonach, tańczy zespół Biedronki i bardziej młodzieżowy Fantastic Dance. Dym z grilla doszczętnie pokrył miasto, ofiara z kiełbasy, żeberek i chrzęści zwierzęcych złożona bogom w imię zwycięstwa z zaborcami. Swąd pełznie ulicami wokół amfiteatru miejskiego i brudzi na tę część budynków, co miała niby być biała. Co więc teraz jesteśmy państwem flagi szaro‑czerwonej, brudny orzeł na czerwonym tle w okopconej koronie. Andżeli by się nie spodobało, choć nie wiem, gdzie ona teraz jest, pewnie zdejmuje majtki. Definitywny wzrost zawartości czadu w powietrzu naturalnym, kiełbasa matka jej zwyczajna poddana całopaleniu, wszędzie śmierć, wszędzie zbrodnia, poćwiartowane zwierzęta, gdyby mogły, to by krzyczały, ale już nie mogą, już im usta skonfiskowano i zapakowano w inną paczkę. Krtań cielęca, ucho, oko, zmielone, zapakowane w paczki po dwadzieścia deka, następnej zimy wyrosną czarne przebiśniegi, następnej zimy w całym mieście pogasną światła i wszystko po ciemku. Popkultura sadzi na scenie swe fałszywe rośliny, sztuczne gerbery, sztuczne palmy, atrapy kwiatów doniczkowych bezpośrednio w nieurodzajnej blasze, w wacie szklanej. Lecą fajerwerki, lecą papierki od cukierków, lecą ulotki, pękają bańki mydlane, przewracają się pokale na stołach.

I niebo jest jak w dzień ostatecznej apokalipsy, ciemne, obwisłe, że gdyby chciało mi się wyciągnąć rękę do góry, to bym to wszystko rozwalił, szwy by poszły i cała konstrukcja by zjebała się na miasto, łącznie ze wszystkimi filiami. Z czyścem i całym zapleczem produkcyjnym. Taką mam myśl. A parasole opatrzone informacją „Coca‑Cola” są niczym biało‑czerwone rośliny liściaste wołające o pomstę do nieba, wywinięte na lewą stronę. I plastikowe sztućce plastikowe talerze frunące przez amfiteatr miejski w tym samym kierunku co dym, niczym osobny wiatr.

Fragment IX.

I kiedy tak idę i już wyczajam, gdzie są kulisy, garderoby, napotykam Kacpra. Kacpra. Co jest zupełnie nie na miejscu, gdyż od kilku dni go nie widziałem. W dodatku jest z jakąś dziewczyną, co jej wcześniej nie widziałem.

Kacper ma oczy wydęte na wierzch od amfy, wypolerowane i błyszczące się jak gałki od meblościanki, wykonując nadprogramową ilość ruchów. Mówię, czy nie przedstawi mi swej koleżanki, bo gdzieś ją już chyba widziałem. Ona wtedy mówi: Ala i podaje rękę ze złotym pierścionkiem, co od razu zauważam. Studiuje ekonomię - mówi Kacper i kładzie jej rękę na tyłku, co dziwię się, że się nie spuścił z satysfakcji. Ona łagodnie, lecz stanowczo zdejmuje jego rękę i mówi: ale jednocześnie kończę kurs dla sekretarek z językiem niemieckim. Po tym kursie będę mogła pracować wszędzie, w kancelariach, w sekretariatach.

Wtedy nie mam czasu nawet przyjrzeć jej się dokładniej, bo Kacper mówi do mnie, że gdzie niby idę. Ja mówię, niby obojętnie, że tak sobie idę, po Magdę. Wtedy widzę, że on się trochę nagle denerwuje, patrzy na wszystkie strony, wyjmuje papierosa. Na co ona, ta Ala, kładzie mu rękę na paczce i patrzy mu w oczy jakby przybyła tu z odległego Monaru ratować moralnie ofiary nikotyny. Wtedy on, widać, że zupełnie wkurwiony, ale gestem psa chowa tą paczkę do kieszeni i mówi:

Chodź, Silny, gdzieś z nami, napijemy się czegoś, to pogadamy o tym i owym, powiem ci, jak jest z Magdą.

Ta panienka wtedy od razu staje na baczność jak popieszczona prądem i mówi: co to, to nie, Kacper, w takim wypadku ja wracam do domu. I jest jakby występowała w akademii szkolnej odnośnie zgubnego wpływu alkoholu i papierosów na kondycję i uprawianie sportu.

Wtedy Kacper jak gdyby mięknie, rozkleja się, ale robi dobrą minę, że niby wszystko w porządku i że on też niby występuje w tej akademii. Ja mówię wypijemy, to nie mówię: najebiemy się, to znaczy upijemy się, tylko mówię jedno piwo w szklance zero koma dwa. A ta dziewczyna na to zastanawia się, co teraz miała powiedzieć, co teraz było w scenariuszu i wreszcie przypomina sobie i mówi: ale Kacper, wiesz przecież, że tak się zawsze mówi, że to jest oszukiwanie samego siebie, moralna zasłona dymna. Wiesz, jaka jest między nami umowa i jeśli traktujesz mnie poważnie, to powinieneś ją respektować.

Kacper patrzy na mnie przepraszająco i mówi z udręką:

Silny chodź na kole - poczym gdy dziewczyna odwraca głowę za jakimś lecącym ptakiem czy balonem, on czyni do mnie dramatyczne gesty rąk i oczu, istny teatrzyk, z którego przesłania wynika, że dziewczyna jest niedawalska i ogólnie oporna. Ale kiedy już zwracamy się w stronę sprzedaży napojów, to ona pozwala mu się chwycić za mały palec u ręki i Kacper pokazuje mi oczami, że może jeszcze będą z niej normalni ludzie, z tej Ali, że może coś się z niej uda wydusić, jakieś przyjemności.

Fragment X.

Ona przysiada się. I z miejsca tak: przepraszam, ale musiałam na chwilę skorzystać z toalety. Ale już jestem. Wiecie, skoro już tak tu siedzimy, to może ja wam opowiem taką historię. To znaczy to nie jest właściwie historia, to jest film, który niedawno zdarzyło mi się widzieć w kinie Silverscreen. Tak naprawdę to pojechałam tam z moimi rodzicami i moją siostrą, a także kuzynką, która akurat wtedy nas odwiedziła. Przywiozła nam dużo przetworów mięsnych, ale niestety, mama musiała je wyrzucić, ponieważ teraz jest wiele przypadków salmonelli, gronkowca.

Kacper szyje nogą i rozgląda się wszędzie dookoła, czasem wtrąca, nie patrząc na nią: dobre! No ale nie przerywaj - mówi wtedy ona, lekko urażona - nigdy nie pozwalasz mi skończyć, chociaż znamy się już od kilku dni. Ale posłuchajcie dalej. No i pojechaliśmy do tego kina. Już nie wspominając o tym. że zapodziałam gdzieś bilet! Moja siostra mówi do mnie: wiesz Ala, ależ ty jesteś zapominalska. Do licha, wkurzyłam się wtedy, bo rzeczywiście zdarza mi się być roztrzepaną. Taki mam już charakter i nikt nie potrafi mnie tego oduczyć. Powiedziałam sobie wtedy: kurczę pieczone, ten bilet musi gdzieś być. I wyobraźcie sobie, wiecie gdzie był? Miałam go centralnie w torebce, na samym wierzchu. Jest takie przysłowie: najciemniej pod latarnią. Oczywiście bez żadnych skojarzeń. To wtedy weszliśmy do sali. Ja już nieraz bywałam na wielu filmach w Multikinie, ale na przykład ta moja kuzynka Aneta, ona pochodzi z dość niewielkiej wsi i to była dla niej totalna egzotyka. Mówię wam, było mi aż wstyd, wszyscy się patrzyli na nią. Ale nieważne, to taka dygresja. I wtedy rozpoczął się film. Nieważne jaki tytuł, pewnie oglądaliście. Była kobieta i mężczyzna, zresztą pewnie to widzieliście. Różne takie perypetie, najpierw ona go odrzuciła, potem on do niej wrócił, wiecie. Wszystko działo się w Ameryce. Uważam, że z całego filmu najlepsze było, jak miał miejsce wypadek samochodowy. To znaczy autobusu z samochodem. Oni akurat jechali tym autobusem, ale jeszcze się nie znali. I wpadli na siebie, było to szalenie zabawne i nawet moja mama się śmiała, uważała, że to było bardzo zabawne. Najgorsza moim zdaniem scena, to gdy bohater i bohaterka idą ze sobą do łóżka. Rozumiecie. Kochają się ze sobą. Czułam się bardzo skrępowana, ponieważ siedziałam tuż obok mojego taty i dotykałam go ramieniem. Zdawałoby się, że on także czuł się skrępowany. Ciągle wydaje mu się, że jestem jego małą córeczką, że nie wiem nic o źle tego świata, o prawdziwym bagnie. I wiecie jak się skończyło?

Silny, wiesz, że Magda wyjeżdża? - mówi Kacper dość poważnie, patrząc na mnie. Przepraszam, ale nie jestem w temacie - odpowiada mu Ala - mówicie o Magdzie? Mam jedną kumpelę Magdę, jest ze mną na roku, jest świetna z socjologii makrostruktur. Chociaż jest beznadziejną kujonką. Nazywa się Magda Stencel. Jej rodzice oboje są po prawie.

Nie, mówimy akurat o innej Magdzie - mówi jej Kacper powoli i wyraźnie, jakby znał jakiś inny obcy język, którym mówi się przez zęby. I boję się, że zaraz krew się poleje, że będzie dym, bo on powoli traci cierpliwość i dobre serce. Choć ona ma twarz na wskroś niewinną, jak gdyby błonę dziewiczą bezpośrednio nadrukowaną na twarzy.

Wiesz, Kacper, mam wrażenie, że źle się odżywiasz - mówi nagle Ala - jesteś jakiś nerwowy, wiecznie po prostu zdenerwowany. Wyluzuj się trochę, bo jesteś jakiś spięty, zupełnie rozedrgany. Z tej strony cię nie znałam.

Fragment XI.

Mój tata jest nauczycielem, a moja mama także nauczycielką. Mieszkamy w domku jednorodzinnym nieopodal. Cieszę się, że nie mieszkam na wielkim osiedlu. W ogóle to trochę może infantylne, ale hoduję papużki faliste. Ten inteligentny i towarzyski ptak pochodzi z Australii i żyje tam w dużych stadach, w Polsce papużka falista jest najpopularniejszą papugą pokojową. Jest niewielka, nieuciążliwa w hodowli, a samca z łatwością możesz nauczyć naśladowania różnych dźwięków. Może to się wydać dość monotonne, ale klatkę trzeba sprzątać codziennie.

Ja wtedy, gdy tak słucham tych jej morskich opowieści, już postanawiam przystąpić do zmasowanego ataku, najazdu, nalotu, desantu. To mówię jej, że jest bardzo oczytana, choć kiedy to wypowiadam, to brzmi to bez mała jak gdybym mówił, iż niech się nie obraża, ale chcę ją zabić.

Dzięki - mówi ona - dzięki Andrzej, ale powiem ci jak koledze, wbrew temu co czujesz, pozostańmy na razie przyjaciółmi. Nie chciałabym zapoznawać nowych chłopców, zanim wszystko się nie ułoży. Ale to nie znaczy, że nie możemy zostać dobrymi kolegami. Notabene mam takie małe pytanie, czy widziałeś gdzieś Kacpra?

Fragment XII.

A czy Ala jest w rzeczywistości dziewicą, tego nigdy własnoręcznie się nie dowiedziałem. Z jakich powodów, o tym później. Nie dowiedziałem się także nigdy, czy ogólnie jest kobietą. Gdyż podejrzewam, że raczej nie jest. Jest czymś pośrednim. Drobiem. Ptactwem domowym. Rośliną doniczkową. Zwierzęciem typowo cieniolubnym. Używającym pudru w kamieniu, a między nogami ma zszyte na okrętkę, by żaden zboczeniec nie mógł zamachnąć się na jej świętość. Gdyż ona prawdopodobnie jest świętą. Gdyż nie popełnia żadnego grzechu. Nie pije alkoholu i nie pali papierosów oraz nie współżyje przed ślubem. Za te właśnie nieprzeciętne zasługi dostanie wkrótce medal i dyplom towarzystwa przyjaciół wstrzemięźliwości za bezwzględne sprzeciwianie się popełnianiu grzechów przez ludzi. Za te właśnie nieprzeciętne swe zasługi pójdzie do osobnego nieba dla niepalących, gdzie dostanie własny fotel w świetlicy. Będzie tam siedzieć jak teraz, noga założona na nogę, i przerzucać strony magazynu dla kobiet pod tytułem „Twój Styl”.

[...]

Dorota Masłowska, Wojna polsko‑ruska pod flagą biało‑czerwona, Warszawa 2003, 6‑132.

Słownik

kultura masowa, kultura popularna, przemysł kulturalny
kultura masowa, kultura popularna, przemysł kulturalny

dominujący typ kultury nowoczesnej odpowiadający modelowi społeczeństwa masowego, w którym korzysta się powszechnie ze środków masowego przekazu.

Stanowi efekt demokratyzacji kultury oraz rozwoju technologii, zwłaszcza w dziedzinie komunikowania; głównym atrybutem kultury masowej jest jej zasięg, zgodnie z nazwą obejmujący ponadlokalne, ponadnarodowe, a nawet globalne grupy uczestników.

mimetyzm
mimetyzm

(gr. mimesis – imitacja) – naśladowanie rzeczywistości w sztuce i literaturze

pastisz
pastisz

(wł. pasticcio - pasztet) odmiana stylizacji; utwór, który powstał w wyniku świadomego podrabiania stylu autora, dzieła lub szkoły literackiej; polega na szczególnym wyeksponowaniu cech typowych dla naśladowanego stylu; może służyć ośmieszeniu lub skrytykowaniu danego sposobu pisania

paraliteracki
paraliteracki

zbliżony do literatury, ale niebędący literaturą w dosłownym znaczeniu

popkultura
popkultura

(ang.) kultura przeznaczona dla masowego odbiorcy

slang
slang

(ang.) – potoczna odmiana języka używana przez jakąś grupę zawodową lub środowiskową

stypizowane postacie
stypizowane postacie

postacie pretekstowe będącę typem, modelem pozbawione cech indywidualnych

viral
viral

(ang. – wirusowy) – chwytliwa treść bardzo szybko rozprzestrzeniająca się w intrenecie i w krótkim czasie zyskująca dużą popularność; przekazywana zazwyczaj za pomocą krótkiego filmu, fotografii, sloganu, postu