Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki
R1epl2vr3ZM5o1
Alexandre Delcommune, Zdjęcie parowca o nazwie „Król Belgów” w Górnym Kongo, 1889, domena publiczna

NowelanowelaNowela Jądro ciemności autorstwa Josepha Conrada w sugestywny sposób przedstawia obraz XIX‑wiecznego kolonializmukolonializmkolonializmu.

Główny bohater Charlie Marlow wyrusza w głąb Afryki, aby udzielić pomocy choremu agentowi spółki handlującej kością słoniową. Jego podróż ma charakter symboliczny, duchowy – weryfikuje poglądy bohatera o świecie i ludziach, a jej kolejne etapy składają się na obraz kolonializmu europejskiego w Afryce. Bohater często podkreśla swoją niewiedzę i martwi się, że nie rozumie kultury i obyczajowości mieszkańców, widzi w nich cierpiących ludzi, sprzeciwia się obiegowemu przekonaniu kolonizatorów o ich dzikości. Jest świadkiem wyzysku i cierpienia tubylców traktowanych w nieludzki sposób.

Joseph Conrad Jądro ciemności

Obszedłem wielką dziurę, wykopaną przez kogoś na zboczu w celu niemożliwym do przeniknięcia. Nie wyglądała w każdym razie ani na kamieniołom, ani na jamę, z której wybrano piasek. Była to po prostu dziura. Może miała coś wspólnego z filantropijnym zamiarem dostarczenia zbrodniarzom jakiegoś zajęcia. Nie wiem. Potem znów o mało co nie wpadłem do bardzo wąskiej szczeliny, wyglądającej na zboczu jak nieznaczna blizna.

RZo8ujx72COxD1
Jądro ciemności pierwszy raz zostało opublikowane w odcinkach w Blackwood's Magazine, 1899, domena publiczna

Odkryłem, że wrzucono tam całe mnóstwo rur sprowadzonych dla zdrenowania osady. Potłukły się co do jednej. Był to objaw rozpasanego niszczycielstwa. Dotarłem wreszcie do drzew. Zamierzałem powałęsać się trochę w ich cieniu; ale ledwie się tam znalazłem, wydało mi się, że przestąpiłem ponury krąg jakiegoś Inferno. Pobliski przełom rzeki wytwarzał nieustanny, jednostajny, ślepy, gwałtowny hałas, przepełniony tajemniczym rytmem żałobny spokój gaju, jak gdyby gwałtowny rytm rozpędzonej ziemi stał się nagle słyszalny wśród drzew, gdzie się nie czuło najlżejszego powiewu, gdzie nie drgnął żaden listek. Czarne kształty czołgały się, leżały, siedziały między drzewami, opierając się o pnie, tuliły się do ziemi – to widzialne, to przesłonięte mętnym półmrokiem – we wszystkich możliwych postawach bólu, zgnębienia i rozpaczy. Rozległ się znowu wybuch miny w skale i ziemia wzdrygnęła się lekko pod mymi nogami. Praca posuwała się naprzód. Praca! A tutaj było miejsce, gdzie niektórzy jej wykonawcy usunęli się, aby umrzeć. Umierali powoli – to nie ulegało wątpliwości. Nie byli nieprzyjaciółmi, nie byli zbrodniarzami, nie zostało w nich już nic ziemskiego – były to tylko czarne cienie choroby i głodu, leżące bezwładnie w zielonkawym mroku. Ściągnięci ze wszystkich zakątków wybrzeża na podstawie legalnych kontraktów, rzuceni w nieodpowiednie warunki, żywieni nie znaną im strawą, osłabli, stali się niezdolni do pracy; pozwolono im wreszcie odpełznąć i wypoczywać. Te konające postacie były wolne jak powietrze – i prawie równie niematerialne. Zacząłem rozróżniać połysk oczu pod drzewami. Potem, spojrzawszy w dół, zobaczyłem twarz tuż koło mej ręki. Czarne kości leżały wyciągnięte na ziemi, opierając się ramieniem o drzewo; powieki podniosły się z wolna i zapadłe oczy spojrzały na mnie, olbrzymie i nieprzytomne; w głębi orbity zatliło się jakby ślepe, białe światełko i gasło powoli. Ów człowiek wyglądał na młodego, prawie chłopca – ale wiecie, że trudno się w nich połapać. Nie miałem pojęcia, co bym mógł zrobić dla niego, i tylko podałem mu suchar ofiarowany mi na okręcie przez zacnego Szweda. Palce biedaka zamknęły się powoli wkoło suchara i trzymały go – był to ostatni ruch, jaki spostrzegłem, ostatnie spojrzenie. Naokoło szyi miał zawiązane pasemko białej wełnianej przędzy. Dlaczego? Skąd je wydostał? Czy to był jakiś znak szczególny – czy ozdoba – czy amulet – czy akt błagalny? Czy była w ogóle jakaś myśl z tym związana? Wyglądała dziwnie niepokojąco na czarnej szyi ta odrobina białej przędzy zza mórz. Niedaleko tego samego drzewa jeszcze dwie wiązki kątów ostrych siedziały z podwiniętymi nogami. Jedna z nich oparła głowę o kolana, patrząc w próżnię w przerażający, nieznośny sposób; obok bratnia mara podtrzymywała sobie czoło, jakby owładnięta wielkim znużeniem; inne jeszcze były rozrzucone wokoło, poskręcane we wszelkich możliwych pozach, pełnych wyczerpania, jak na obrazie rzezi lub moru. Kiedy stałem, porażony zgrozą, jedna z tych istot podniosła się na ręce i kolana i powędrowała na czworakach w stronę rzeki, aby się napić. Chłeptała wodę z dłoni, potem usiadła na słońcu, skrzyżowawszy przed sobą golenie, a w chwilę później wełnista głowa opadła jej na piersi. Miałem już dosyć tego wałęsania się w cieniu i pospieszyłem ku stacji. W pobliżu zabudowań spotkałem białego, ubranego z tak nieoczekiwaną elegancją, że w pierwszej chwili wziąłem go za coś w rodzaju wizji. Zobaczyłem wysoki nakrochmalony kołnierzyk, białe mankiety, lekką alpakową kurtkę, śnieżne spodnie, jasny krawat i lakierki. Kapelusza nie miał. Włosy jego były rozdzielone, wyczesane i wypomadowane, a w dużej białej ręce niósł parasol z zieloną podszewką. Był zdumiewający; za jego uchem tkwiło pióro. Podałem dłoń temu cudu i dowiedziałem się, że jest to główny księgowy spółki i że księgowość prowadzi się właśnie na tej stacji. Powiedział, iż wyszedł tylko na chwilę, aby »odetchnąć świeżym powietrzem«. To wyrażenie brzmiało bardzo dziwacznie, budząc asocjacje biurowego, siedzącego życia. Nie byłbym wcale wspominał o tym urzędniku, ale z jego ust usłyszałem po raz pierwszy nazwisko agenta, który tak nierozerwalnie się łączy z moimi wspomnieniami z tego okresu. A przy tym poczułem do faceta szacunek. Tak; czułem szacunek dla jego kołnierzyków, szerokich mankietów, wyczesanej czupryny. Wyglądał niewątpliwie jak lalka od fryzjera, ale wśród wielkiego rozprzężenia w całym kraju dbał o swą powierzchowność. To się nazywa trzymać fason. Jego nakrochmalone kołnierzyki i gorsy od koszul były wynikiem siły charakteru. (...) Poza tym wszystko na stacji było w nieładzie – głowy, rzeczy, budynki. Długie sznury pokrytych kurzem Murzynów o płaskich stopach przybywały i odchodziły; potok wszelkiej manufaktury: lichych perkali, paciorków i miedzianego drutu odpływał w głąb ciemności, skąd sączyła się w zamian drogocenna kość słoniowa.

cyt Źródło: Joseph Conrad, Jądro ciemności.

Conrad w sugestywnych, realistycznych scenach porównywanych do „Boskiej Komedii” Dantego ukazuje przemoc fizyczną i symboliczną. Ta druga jest o wiele bardziej niebezpieczna, gdyż polega na narzuceniu jednostce określonego postrzegania świata, zaszczepieniu jej poczucia niższości, pozbawieniu kultury i języka. Sankcjonuje ją prawo kolonialne, które określa kolonizację jako relację z nowym krajem, polegającą na korzystaniu z jego dóbr i niesieniu prymitywnym ludom zdobyczy kultury intelektualnej, społecznej, naukowej, artystycznej, literackiej, handlowej i przemysłowej.
Prawda jest zupełnie inna, kolonizatorzy ogarnięci żądzą zysku, wykorzystując wyższość cywilizacyjną, urządzają piekło na ziemi, w którym panuje chaos, rozprzężenie obyczajów, rozpad więzi międzyludzkich, skupienie się na własnych interesach i egoizm.

Słownik

dyskurs
dyskurs

(łac. discursus – rozmowa, rozprawa, rozumowanie), w ujęciu szerszym: proces dowolnej interakcji między ludźmi, w ujęciu ściślejszym: dyskurs werbalny, czyli proces tworzenia tekstu mówionego lub pisanego

kolonializm
kolonializm

zjawisko historyczne polegające na opanowaniu i utrzymaniu kontroli politycznej i gospodarczej przez jedne kraje nad innymi w celu ich eksploatacji

nowela
nowela

krótki utwór epicki pisany prozą, o prostej, zwięzłej, zazwyczaj jednowątkowej fabule i wyrazistej kompozycji