Sprawdź się
Wyjaśnij, jaki uniwersalny problem poruszył Czesław Miłosz w wierszu Campo di Fiori.
PoczątekPrzez kilka miesięcy dawał sobie radę dzięki skromnym środkom pieniężnym i gorliwej opiece Pawełka. Lecz pewnego razu popełnił błąd, ponieważ nabrał pewności siebie, a miał dopiero osiemnaście lat i sukcesy przewróciły mu w głowie. Udał się mianowicie do cukierni na Marszałkowskiej, zapominając o swym wyglądzie. Henryczek Fichtelbaum usprawiedliwiał się później przed sobą, że nigdy wcześniej nie studiował swej twarzy pod kątem znamion rasowych, co więcej – nikt w jego życiu nie zwracał mu uwagi na żydowskie rysy jako szczegół godny obserwacji. Jeśli w szkole czymś się przed wojną wyróżniał, to zamiłowaniem do przedmiotów ścisłych, nie zaś kształtem nosa i warg. W cukierni wzbudził najpierw dyskretne zaciekawienie, później popłoch, wreszcie gwałtowną reakcję jakiegoś mężczyzny, który wykrzyknął – „Żyd je ciastko!” – jak gdyby Żyd jedzący ciastko w cukierni na Marszałkowskiej był czymś w rodzaju dinozaura, rosyjskiej arcyksiężniczki bez brylantowych butonów w uszach albo Żyda, jedzącego ciastko w cukierni na Marszałkowskiej w roku 1942. Kilka osób w pośpiechu opuściło cukiernię, kelner zawołał – „O Jezu! Teraz nas wszystkich pozabijają” – i tylko jakiś starszy pan zachował spokój, wygłaszając krótkie, treściwe przemówienie, skierowane do sufitu:
– Najpierw i tak pozabijają Żydów, a potem nas, nie ma więc żadnego powodu do paniki, niech ten młodzieniec zje ciasteczko, gotów jestem za niego zapłacić, proszę nie popadać w podniecenie oraz prostracjęprostrację, zachować godność, trwa wojna, jesteśmy skazani, chyba że Adolf Hitler wyzionie ducha w sposób niespodziewany, czego mu zresztą serdecznie życzę, więc dajcie spokój, nic się nie stało, tu jest Polska, póki co tu jeszcze jest Polska, i proszę mi nie odbierać tej nadziei. To wszystko, co mam do powiedzenia w sprawie incydentu. Ale inny pan zawołał drżący i pobladły: – Nie dość, że ich mordują, to jeszcze włóczą się po mieście i narażają innych, Bogu ducha winnych! Ja tego Żyda nie widziałem, ja go nie widziałem…
– Pan go przecież widzi, drogi panie!
Ale już go nie widzieli, bo Henryczek Fichtelbaum wyskoczył z cukierni, puścił się biegiem przed siebie, przerażony jak nigdy przedtem, nawet bardziej niż owego wieczora, gdy przełaził przez mur getta, bo wtedy był sam i tylko Bóg przechodził śpiesznie w pobliżu, a teraz znalazł się w tłumie ludzi, czuł na sobie spojrzenia przechodniów, współczujące, zdumione, lękliwe, niechętne, a może nawet całkiem wrogie i wyrażające niezłomne postanowienie. Więc uciekał bez tchu, coraz dalej i dalej.
Zapoznaj się z definicją terminu „tragikomiczny”. Udowodnij, że scena pojawiająca się we fragmencie Początku Andrzeja Szczypiorskiego ma wymiar tragikomiczny.
Słownik języka polskiego PWNtragikomiczny «o sytuacji tragicznej, a jednocześnie zabawnej»
Na podstawie fragmentu eseju Jana Błońskiego Biedni Polacy patrzą na getto, sformułuj tezę i dwa argumenty, które ją uzasadniają.
Biedni Polacy patrzą na gettoCzesław Miłosz wypowiedział kilkakrotnie osobliwe słowa o obowiązku oczyszczenia, który ciąży na polskiej poezji. Oczyszczenia rodzinnej ziemi, która jest – przytaczam – „obciążona, skrwawiona, zbezczeszczona”. Obciążać może tylko krew cudza. Krew własna, krew ofiary podsyca wspomnienie, budzi żal, litość, szacunek. Domaga się pamięci, modlitwy, sprawiedliwości. Pozwala także na przebaczenie, chociaż przebaczenie to nie przychodzi łatwo. Inaczej już z krwią cudzą, ale przelaną w sprawiedliwej walce. [...] Miłosz nie myśli ani o krwi rodzimej, ani o krwi najezdników. Jasne, że myśli o krwi żydowskiej, o ludobójstwie, którego naród polski nie jest winien, ale które dokonało się na naszej ziemi i tę ziemię jakoś na wiek wieków naznaczyło. Poezja, literatura – albo ogólniej, pamięć, zbiorowa świadomość – nie może o tym krwawym i ohydnym znaku zapomnieć. Nie może zachować się tak, jakby go nie było... Słychać jednak czasem głosy (zwłaszcza młode), których ten znak nie porusza. Odrzucamy przecie – powiadają – zasadę odpowiedzialności zbiorowej... Jeśli tak, nie musimy wracać do spraw zapadłych nieodwracalnie w przeszłość. Dość będzie, jeśli zbrodnię potępimy in toto, jak potępiamy wszelką krzywdę, wszelką nikczemność. Odpowiem tak: kraj ojczysty nie jest hotelem, w którym dość sprzątnąć brudy po przypadkowych gościach. Zbudowany jest przede wszystkim z pamięci, inaczej mówiąc, jesteśmy sobą tylko dzięki pamięci o przeszłości. Tą przeszłością nie możemy dowolnie rozporządzać, chociaż – jako jednostki – nie jesteśmy za tę przeszłość bezpośrednio odpowiedzialni. Musimy nosić ją w sobie, chociaż bywa to przykre czy bolesne. I winniśmy dążyć do tego, aby ją oczyścić. [...] Czytamy czy słuchamy rozważań o żydowsko‑polskiej przeszłości i kiedy tylko dojdzie do nas zdarzenie, fakt, który nie najlepiej o nas świadczy, gorączkowo staramy się go pomniejszyć, wytłumaczyć, zbagatelizować. Nie jest nawet tak, abyśmy go chcieli ukryć czy zaprzeczyć, że miał miejsce. Czujemy przecież, że nie wszystko było w porządku. Jakże zresztą mogłoby być w porządku? Współżycie społeczności – jak współżycie jednostek – nigdy nie jest bez skazy. Cóż dopiero takie burzliwe, nieszczęśliwe współżycie. Nie umiemy jednak rozmawiać o nim spokojnie. Dlatego, że – świadomie czy nieświadomie – boimy się oskarżenia. Boimy się, że odezwie się strażnik‑kret i powie, zajrzawszy w swoją księgę: ach, wyście także służyli śmierci? I wyście pomagali zabijać? Albo przynajmniej: patrzyliście spokojnie na żydowską śmierć? Pomyślmy jednak uczciwie: takie pytanie musi paść. Musi je zadać każdy, kto rozmyśla nad polsko‑żydowską przeszłością, niezależnie od odpowiedzi, jakiej udzieli. Ale my – świadomie czy nieświadomie – nie chcemy, aby to pytanie padło. Odsuwamy je od siebie jako niemożliwe, skandaliczne. Przecieśmy nie stanęli po stronie morderców. Przecież sami byliśmy następni w kolejce do pieca. Przecież – nie najlepiej, ale jednak – jakoś z tymi Żydami współżyliśmy, oni zaś także nie byli w naszych sporach bez winy. Więc stale musimy o tym wszystkim przypominać. Bo co o nas inni pomyślą? Jak my sami będziemy o sobie myśleć? Jakże to będzie z dobrym imieniem naszego kraju, naszego społeczeństwa?... Ta troska o „dobre imię” jest stale obecna w prywatnych – a bardziej jeszcze w publicznych – wypowiedziach. Inaczej mówiąc, rozważając przeszłość, chcemy z tych rozważań wyciągnąć moralny zysk. Nawet wtedy, kiedy potępiamy, chcemy sami stanąć ponad – czy poza – potępieniem. Chcemy znaleźć się absolutnie poza oskarżeniem, chcemy być zupełnie czyści. Chcemy być także – i tylko – ofiarami... [...] Myślę, że w naszym stosunku do żydowsko‑polskiej przeszłości winniśmy [...] przestać się bronić, usprawiedliwiać, targować. Podkreślać, czego nie mogliśmy zrobić, za okupacji czy dawniej. Zrzucać winę na uwarunkowanie polityczne, społeczne, ekonomiczne. Powiedzieć najpierw: tak, jesteśmy winni. Przyjęliśmy Żydów do naszego domu, ale kazaliśmy im mieszkać w piwnicy. Kiedy chcieli wejść na pokoje, obiecywaliśmy, że wpuścimy, jeśli przestaną być Żydami, jeśli się „ucywilizują”, jak mawiano w XIX wieku, nie tylko w Polsce, rzecz jasna. Tak myślały najświatlejsze umysły, Orzeszkowa, Prus... Znaleźli się wśród Żydów tacy, co gotowi byli tej rady posłuchać. Ale wtedy zaczęliśmy mówić o najeździe Żydów, o niebezpieczeństwie, które nam zagrozi, kiedy przenikną w polskie społeczeństwo! Zaczęliśmy – jak to expressis verbis napisał Dmowski – stawiać warunki: jak choćby ten, że tylko tych Żydów uznać można za Polaków, co będą współdziałać w ograniczeniu żydowskich wpływów! Mówiąc zwyczajnie: tych, co zwrócą się przeciw bliskim, przeciw rodzicom! Wreszcie straciliśmy dom i w tym domu okupant zaczął Żydów zabijać. Czyśmy im solidarnie pomogli? Ilu z nas uznało, że to nie ich rzecz! Byli też tacy (pomijam zaś zwykłych zbójów) co się po cichu cieszyli, że Hitler załatwił nam „problem” żydowski... Nie umieliśmy nawet powitać i uszanować niedobitków, cóż z tego, że rozgoryczonych, zbłąkanych, może i dokuczliwych. Słowem, miast się targować i usprawiedliwiać, winniśmy najpierw pomyśleć o sobie, o własnym grzechu czy słabości. Taki właśnie moralny przewrót jest w stosunku polsko‑żydowskiej przeszłości konieczny. Tylko on może stopniowo oczyścić skażoną ziemię. Co w słowach łatwe, w praktyce jednak trudne. Zmienić się musi bowiem społeczna świadomość problemu. Domagamy się nieraz od Żydów (albo od ich przyjaciół) ostrożnej, sprawiedliwej oceny wspólnych dziejów. Powinniśmy jednak najpierw wyznać naszą winę i prosić o przebaczenie. I w gruncie rzeczy oni tego tylko czekają – jeżeli czekają. Przypominam sobie wzruszające przemówienie. Mówca zaczął od stwierdzenia, że stosunek wielu Żydów do Polski przypomina zawiedzioną miłość. Mimo cierpień i trudności – ciągnął – społeczność żydowska była istotnie przywiązana do Polski. Znalazła tam bowiem dom i schronienie, możliwość „bycia u siebie”. Świadomie czy podświadomie oczekiwali, że jej los będzie się polepszać. Że zmniejszy się ciężar poniżenia, przyszłość stanie się jaśniejsza. Stało się inaczej. Nic się już – kończył – nie zmieni. Żydzi nie mają i nie mogą mieć żadnej w Polsce przyszłości. Powiedzcie więc tylko – wołał – że w tym co się stało nie było naszej winy. Niczego innego nie chcemy. Ale z takiego przyznania nie możemy zrezygnować.
Objaśnij poniższe sformułowania w kontekście eseju Jana Błońskiego Biedni Polacy patrzą na getto.
Zapoznaj się z odezwą skierowaną przez Żydowską Organizację Bojową do ludności Warszawy w czasie powstania w getcie warszawskim, a następnie sformułuj tekst odezwy – odpowiedzi, którą Polacy mogliby wesprzeć walczących Żydów.
Polacy, Obywatele, Żołnierze Wolności.
Wśród huku armat, z których armia niemiecka wali do naszych domów,
do mieszkań naszych matek, dzieci i żon;
Wśród terkotu karabinów maszynowych, które zdobywamy w walce na tchórzliwych żandarmach i S.S.-owcach;
Wśród dymu pożarów i kurzu krwi mordowanego ghetta Warszawy
– my – więźniowie ghetta – ślemy Wam bratnie serdeczne pozdrowienia.
Wiemy, że w serdecznym bólu i łzach współczucia, że z podziwem i trwogą o wynik tej walki przyglądacie się wojnie, jaką od wielu dni toczymy z okrutnym okupantem.
Lecz wiedzcie także, że każdy próg ghetta, jak dotychczas, tak i nadal będzie twierdzą, że może wszyscy zginiemy w walce, lecz nie poddamy się; że dyszymy, jak i Wy żądzą odwetu i kary za wszystkie zbrodnie wspólnego wroga.
Toczy się walka o Waszą i naszą Wolność.
O Wasz i nasz – ludzki, społeczny, narodowy – honor i godność.
Pomścimy zbrodnie Oświęcimia, Treblinek, Bełżca, Majdanka.
Niech żyje braterstwo broni i krwi walczącej Polski!
Niech żyje Wolność!
Śmierć katom i oprawcom!
Niech żyje walka na śmierć i życie z okupantem!
Źródło: Barbara Engelking, Jacek Leociak, Getto Warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, Warszawa 2001, s. 746.