Sprawdź się
Scharakteryzuj mentalność gospodyni Wojciechowej na podstawie poniższego fragmentu Grzechów dzieciństwa Bolesława Prusa.
Grzechy dzieciństwaCzułem, że mi nie przychodzi dobra odpowiedź, i to mnie coraz więcej drażniło. Musiałem się nawet zmienić na twarzy, bo nasza gospodyni, stara Wojciechowa, dwa razy wchodziła do pokoju patrząc na mnie spod oka, aż nareszcie odezwała się:
– O, dla Boga, a czego to Kazio taki markotny?... Czy co Kazio zwojował, czy może z panem co?...
– Nic mi nie jest.
– Już ja widzę, że nie; nic przede mną się nie zatai. Jakeś co zmalował, to od razu idź do ojca i przyznaj się.
– Ale nic nie zrobiłem. Trochem się zmęczył i tyle.
– Jakeś się zmęczył, to se odpocznij i podjedz. Zaraz dam ci chleba z miodem.
Wyszła i za chwilę powróciła z ogromnym kawałem chleba, z którego miód aż kapał.
– Ale ja nie będę jadł, dajcie mi spokój!...
– Co nie masz jeść? Bierz ino prędko, bo mi miód po palcach ucieka. Podjesz se, to się zaraz rozweselisz. Człowieka zawsze trapi, kiedy głodny, ale jak se podje, zaraz mu się w głowie przetrze… No, ino weź do garści!Odpowiednio do postępowania starszych, ja także byłem poważny. Przecie sam ksiądz proboszcz mówił do ojca: „Patrzaj, mości dobrodzieju, panie Leśniewski, co to szkoła robi z chłopaka [...].
Tak mnie sądzili ludzie… I trzeba wypadku, żeby jakaś koza, która ani jednej klasy nie widziała, ażeby ona śmiała mi powiedzieć, że — „to do kawalera bardzo podobne!…”. Kawaler?… co mi za dorosła panna! Że zna jakiegoś Adasia, to już zadziera głowę. Cóż ten Adaś? Skończył trzecią klasę, a ja idę do drugiej. Wielka różnica! Jak będzie osioł, to go dogonię, a nawet przegonię. Jeszcze, w dodatku do wszystkiego, każe mi iść po Zosię, jakbym ja był jej lokajczukiem. Zobaczymy, czy cię drugi raz usłucham!… Słowo daję,
że jeżeli kiedy odezwie się z czymś podobnym, to po prostu — włożę ręce w kieszenie i odpowiem: „Tylko proszę sobie tak nie pozwalać!”. A nawet lepiej: „Moja Loniu, widzę, że nie nauczyłaś się grzeczności…”. Albo nawet tak: „Moja Loniu, jeżeli chcesz, ażebym się z tobą wdawał…”
Scena pochodzi z Grzechów dzieciństwa i opisana jest z perspektywy narratora pierwszoosobowego – młodego Kazia Leśniewskiego. Przeformułuj tekst w taki sposób, aby opisywał sytuację z perspektywy trzecioosobowego, wszechwiedzącego narratora – obiektywnego i zdystansowanego, bardziej typowego dla prozy pozytywizmu.
Grzechy dzieciństwaNa myśl o przechadzkach we dwoje coś grało mi w piersiach jak arfy, migotało jak słońce w kroplach rosy. Ale rzeczywistość nie zawsze odpowiada marzeniom. Toteż, gdy prowadzony przez siostrę, spotkałem znowu Lonię, odezwałem się do niej z zamiarem rozpoczęcia owych idealnych rozmów:
- Czy pani lubi łapać ryby? […]
- Wie kawaler… – zaczęła Lonia, lecz wnet poprawiła się:
- Wiesz, Zosiu, że mama stanowczo nie pozwala nam pływać czółnem. Powiedziałam, że nas będzie woził twój brat, ale mama…
Wyszeptała Zosi jakiś długi frazes do ucha; ja jednak od razu zgadłem, o co chodzi. Pewnie mama boi się, ażebym nie potopił dziewcząt, ja, taki pływak i uczeń drugiej klasy!...
Byłem zawstydzony. Spostrzegła to Lonia i nagle rzekła:
- Niech kawaler…
Znowu poprawiła się:
- Poproś, Zosiu, brata, ażeby nam urwał lilii wodnych. One takie ładne, a ja ich nigdy nie miałam w ręku.
Duch we mnie wstąpił. Przynajmniej teraz pokażę, co umiem.
Dużo lilii rosło na sadzawce, ale nie przy brzegu, tylko trochę dalej. Ułamałem pręt i wszedłem na huśtające się czółno.
Lilie mają jakby sprężyste łodygi. Zaczepione prętem zbliżały się, lecz wnet odpływały. Ułamałem kij dłuższy, zakończony rodzajem haczyka. Tym razem udało mi się lepiej. Mocno pochwycona lilia przepłynęła tuż, tuż… Wyciągam lewą rękę, jeszcze za daleko. Klękam na dziobie łódki, wychylam się i już mam zerwać kwiat, gdy nagle – padam na wodę jak długi, pręt wymyka mi się z ręki, a lilia znowu odpływa.
Panny w krzyk… Ja wołam: „To nic! to nic! tu płytko!...” Wylewam wodę z czapki, kładę ją na głowie i brodząc po pas w sadzawce, a po kolana w błocie, zrywam jedną lilią, drugą, trzecią, czwartą…
- Kaziu! na miłość boską, wracaj!... – woła z płaczem siostra.
- Dosyć, już dosyć!... – wtóruje jej Lonia.
Ja nie słucham. Rwę piątą, szóstą i dziesiąta lilią, a potem liście.
Wyszedłem z sadzawki zmoczony od stóp do głów, zabłocony powyżej kolan i na rękawach. Na brzegu Zosia płacze, Lonia nie chce brać kwiatków [...].
Widzę, że Lonia ma także łzy w oczach, lecz nagle zaczyna się śmiać:
- Patrz, Zosiu, jak on wygląda!…
- Boże! co powie tatko?... – woła Zosia. – Mój Kaziu, umyjże sobie przynajmniej twarz, boś cały zamazany.
Machinalnie dotykam nosa zabłoconą ręką. Lonia ze śmiechu aż siada na murawie. Zosia także śmieje się ocierając oczy [...].
Na podstawie poniższego fragmentu napisz, jaką szkołę ukazuje Prus w noweli Antek.
AntekNauczyciel wyrysował drugi znak.
- Tę literę – mówił – zapamiętać jeszcze łatwiej, bo wygląda jak precel. Widzieliście precel?
- Wojtek widział, ale my to chyba nie… – odezwał się jeden.
- No, to pamiętajcie sobie, że precel jest podobny do tej litery, która nazywa się B. Wołajcie: be! be!
Chór zawołał: be! be! – ale Antek tym razem rzeczywiście się odznaczył. Zwinął obie ręce w trąbkę i beknął jak roczne cielę.
Śmiech wybuchnął w szkole, a nauczyciel aż zatrząsł się ze złości.
- Hę! – krzyknął do Antka. – Toś ty taki zuch? Ze szkoły robisz cielętnik? Dajcie go tu na r o z g r z e w k ę!
Chłopiec ze zdziwienia aż osłupiał, ale nim się upamiętał, już go dwaj najsilniejsi ze szkoły chwycili pod ramiona, wyciągnęli na środek i położyli.
Jeszcze Antek niedobrze zrozumiał, o co chodzi, gdy nagle uczuł kilka tęgich razów i usłyszał przestrogę:
- A nie becz, hultaju! a nie becz!
Puścili go. Chłopiec otrząsnął się jak pies wydobyty z zimnej wody i poszedł na miejsce.
Spośród tematów poruszanych w nowelach Bolesława Prusa wybierz ten, który można – twoim zdaniem – uznać za najważniejszy dla czytelników drugiej połowy XIX wieku. Uzasadnij swój wybór, formułując wypowiedź na 100 słów.
Na podstawie poznanych nowel napisz, na jakie problemy Bolesław Prus stara się zwrócić uwagę społeczeństwa. Sformułuj wypowiedź na 200 słów.
Napisz, jak rozumiesz cytat pochodzący z noweli Cienie.
CienieW pomroce życia, gdzie po omacku błądzi nieszczęsny rodzaj ludzki, gdzie jedni rozbijają się o zawady, inni spadają w otchłań, a pewnej drogi nikt nie zna; gdzie na skrępowanego przesądami człowieka poluje zły przypadek, nędza i nienawiść – po ciemnych manowcach życia również uwijają się latarnicy. Każdy niesie drobny płomyk nad głową, każdy na swojej ścieżce roznieca światło, żyje niepoznany, trudzi się nieoceniony, a potem znika jak cień…