Sprawdź się
Oceń prawdziwość zdań.
Twierdzenie | Prawda | Fałsz |
Pirron wierzył, że filozofia dostarcza pewnych sądów. | □ | □ |
Starożytni sceptycy postulowali zawieszanie sądów. | □ | □ |
Stoicyzm to system filozoficzny. | □ | □ |
W społeczeństwie nowożytnym problematyczna stała się jednostkowa tożsamość. | □ | □ |
Zgodnie z anegdotą Pirron pewnego razu miał uciec przed atakującym go psem na drzewo. Kiedy zaś szydzono z jego tchórzostwa, miał spokojnie odpowiedzieć:
Zarys filozofii greckiejTrudno się całkowicie wyzuć z człowieczeństwa.
Odpowiedz na pytanie: Czym dla Pirrona było człowieczeństwo?
Przeczytaj Opowieść o największej kłótni z 13 bajek z książki pt. Królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz innych bajek Leszka Kołakowskiego. Następnie odpowiedz na pytanie, czy przedstawiona historia opowiada o wiedzy, czy o niewiedzy jako źródle dokonywania wyborów przez ludzi.
Zapoznaj się z Opowieścią o największej kłótni z 13 bajek z książki pt. Królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz innych bajek Leszka Kołakowskiego. Następnie odpowiedz na pytanie, czy przedstawiona historia opowiada o wiedzy, czy o niewiedzy jako źródle dokonywania wyborów przez ludzi.
Opowieść o największej kłótni z 13 bajekEino był najstarszym z braci, poważnym i rozsądnym. Aho był średni – ten wiecznie niezadowolony i wiecznie coś mu się nie podobało, od dzieciństwa też nie chciał słuchać starszych. Najmłodszy był Laje, który nie wiedział dokładnie, czego chce, i łatwo się dawał przekonać każdemu, kto powiedział coś ostatni.
Trzej bracia wybrali się w podróż, kiedy zły bogaty sąsiad zabrał im rodzinną ziemię i nie mieli już z czego żyć. Słyszeli, że w mieście znajdzie się pracę, ale nie wiedzieli dokładnie, gdzie takie miasto leży. Nie było wtedy map ani kolei. Poszli więc drogą w nadziei, że gdzieś na koniec dojdą. Po dwóch dniach podróży natrafili na rozwidlenie drogi, ot takie: T. Nie było żadnych napisów i nikt z nich nie wiedział, jak należy iść dalej. Najstarszy Eino powiedział: „Idziemy prosto”.
– A ja uważam – powiedział stanowczo Aho, średni - że powinniśmy pójść w prawo. Przeczuwam, że tam właśnie czeka nas szczęście.
– Ja myślę – powiedział nieśmiało Laje, najmłodszy – że chyba najlepiej pójść w lewo.
– Prosto – upierał się Eino.
– Na prawo – krzyczał Aho.
– Na lewo – szepnął Laje.
– No dobrze – powiedział Aho. – Skoro każdy z nas chce iść gdzie indziej, to proszę bardzo. Niech każdy idzie w swoją stronę osobno i zobaczymy, jak się każdemu uda.
– Tak, tak – przyświadczył Laje. – Każdy pójdzie w inną stronę.
– Głupi jesteście – powiedział Eino poważnie. – Wszystkie trzy drogi idą przez lasy. W lasach są niedźwiedzie, węże i tygrysy. Jeśli każdy pójdzie osobno, na pewno zaraz padnie ofiarą zwierząt. Jakkolwiek by było, musimy iść razem, bo inaczej nikt z nas nie dojdzie.
Obaj młodsi bracia zastanowili się. „No dobrze – powiedział Aho – idziemy razem. Ale dokąd idziemy?”
– Jak to, dokąd? Oczywiście, prosto - powiedział Eino.
– Pójdziemy prosto – przytaknął Laje.
– Ale dlaczego prosto? – upierał się Aho. – Zgadzam się, bezpieczniej iść razem niż w pojedynkę. Ale trzeba uzgodnić dokąd. Z tego, że mamy iść razem, jeszcze nie wynika, że mamy iść prosto. Ja uważam, że powinniśmy pójść na prawo.
– Pójdziemy na prawo – powiedział Laje.
Teraz brat Eino bardzo się zniecierpliwił. – Postanowiliśmy, że pójdziemy razem, tak? – zapytał. – Skoro tak, nie możecie iść na prawo, bo przecież powiedziałem, że idziemy prosto.
– Ale dlaczego mamy pójść prosto, a nie na prawo? – spytał Aho.
– Dlatego, że musimy iść razem, przecież powiedziałem.
– Więc chodźmy razem na prawo.
– Ale nie możemy iść razem na prawo.
– Dlaczego?
– Bo razem trzeba iść prosto.
Kłótnia ciągnęła się długo, aż wreszcie Eino wpadł na pomysł. „Musimy iść prosto – bo ja jestem najstarszy”.
– Pójdziemy więc prosto – powiedział Laje.
– Dobrze – zgodził się w końcu Aho. – Pójdziemy prosto. Ale pamiętajcie, że was uprzedzałem: idąc na prawo, doszlibyśmy do wielkiej fortuny i szczęścia. Jestem pewien, że tam właśnie znajduje się wielkie miasto, gdzie wszyscy są szczęśliwi i nikomu niczego nie braknie. Jeśli nigdzie nie dojdziemy, to będzie Twoja wina, Eino.
I poszli prosto. I było tak, jak Eino zapowiedział. Szli brzegiem lasu, a po drodze nękały ich różne bestie: tygrysy, niedźwiedzie, wilki i węże. Bracia nauczyli się walczyć i przy wielkich wysiłkach udało im się pokonać napastników. Ale widzieli wyraźnie, że nie mogliby ich pokonać, gdyby każdy szedł w pojedynkę. Dzięki temu, że byli razem, mogli ocaleć. Eino tryumfował i co chwila wypominał im ich nierozsądek: „A nie mówiłem, widzicie – powtarzał. – Gdybyśmy szli pojedynczo, dawno by nas te zwierzęta schrupały. A więc słusznie zrobiliśmy idąc prosto”.
– Słusznie zrobiliśmy, idąc razem – odpowiedział Aho. – Ale czy słusznie zrobiliśmy idąc prosto, tego nie wiadomo.
Szli bardzo długo. Mijały tygodnie, bracia byli znużeni i głodni. Żywili się czasem jakąś rybą, którą udało im się złowić w strumyku, czasem jakimś owocem z napotkanego drzewa, czasem znowu korzeniem. Ale nie było to dobre jedzenie. Opadali z sił i czuli się coraz słabsi. Minęło wiele tygodni niebezpiecznej i męczącej wędrówki. I nagle, jak to nieraz bywa, kiedy już niemal nie mieli nadziei, że dotrą gdziekolwiek, zobaczyli przed sobą miasto, utęsknione miasto, gdzie można zarobić na chleb. Nadzieja dodała im sił i szybko jak wiewiórki przeskoczyli ostatnie mile. Byli w mieście. Miasto było bardzo bogate, ale większość ludzi w nim była biedna. Było dużo pałaców, ale jeszcze więcej biedaków, którzy ledwo mieli czym zaspokoić głód. Dużo takich miast jest na świecie. Trzej bracia szukali miejsca, gdzie można pracą zarobić na chleb. Najpierw długo ich wysiłki były daremne, w końcu jednak udało im się dostać pracę przy kopani ziemi, na której miał stanąć nowy pałac króla. Kopali ziemię, nosili kamienie i żwir, było im bardzo ciężko. Jednak zarabiali tyle, żeby zaspokoić głód, i ostatecznie jakoś żyli.
– Widzicie, widzicie – wykrzykiwał z tryumfem Eino – mówiłem, że tak trzeba było pójść. Pracujemy ciężko, to prawda, ale głodu już nie cierpimy. – Prawda, prawda – przytakiwał Laje. – Dobrą obraliśmy drogę.
Ale Aho nie mówił nic. To znaczy, długo nic nie mówił, ale w końcu wybuchnął i zaczął się skarżyć. „No tak – powiedział – dostajemy codziennie strawę za ciężką pracę. Ale przecież ja mówiłem, że gdy pójdziemy na prawo, będziemy dostawali lepszą strawę, a pracować będziemy mniej. Mielibyśmy lepsze jedzenie, lepsze mieszkanie, lepsze odzienie i nie męczylibyśmy się tak bardzo”.
– Nie, nie męczylibyśmy się – poparł brata Laje.
– Jesteś prawdziwym osłem – krzyknął Eino – i do tego niepoprawnym. „Mówiłem, mówiłem” – powiadasz. No i co z tego, że mówiłeś! Przecież nikt nie wie, co było na prawo, a wszyscy wiemy, co się okazało na mojej drodze. Mamy zupę i mamy kawałek chleba. A tam co? Na jakiej podstawie mówisz, że tam czekałby nas lepszy los? Zmyślasz sobie i gadasz od rzeczy!
– Od rzeczy gadasz – oburzył się Laje – naprawdę od rzeczy!
Aho usiadł zgnębiony, bo nie wiedział, co ma teraz powiedzieć. Ale po chwili zawołał: „ A ja wam pokażę, że miałem rację! Pójdę z powrotem do tamtego miejsca, pójdę tą drogą, którą wskazałem, i dojdę w końcu do znacznie lepszego miasta!”
– Lepszego miasta, tak, lepszego miasta – pisnął Laje.
Eino tylko zaśmiał się złośliwie.
– Spróbuj, spróbuj – powiedział. – Przecież wiesz, że po drodze pożrą cię dzikie zwierzęta i nigdzie nie dojdziesz. Jest już za późno, żeby się cofać, rozumiesz? Za późno, żeby się cofać!
– Za późno – przytaknął Laje poważnie.
– A ja pójdę – upierał się Aho.
I rzeczywiście Aho poszedł. Na początku walczył dzielnie ze zwierzętami, ale w końcu one były silniejsze. Dziki niedźwiedź zadusił Aho i pożarł w mgnieniu oka. I tak Aho nigdy nie dostał się do lepszego miasta, o którym marzył.
Obaj bracia dowiedzieli się o smutnym losie Aho od znajomych ptaków. Zmartwili się, ale nic nie można było poradzić. Eino powiedział tylko: „Przecież mówiłem”.
Laje zmartwił się niezmiernie, bo kochał swojego brata Aho i bardzo czuł się pokrzywdzony jego śmiercią. Pracowali więc razem, w trudzie i ubóstwie, aż nagle Laje nieoczekiwanie któregoś dnia powiedział: „Idę”.
– Dokąd?! – krzyknął Eino.
– Idę tam, gdzie Aho – powiedział Laje. – Szukać lepszego miasta.
– Chyba zwariowałeś! – wrzasnął Eino. – Chcesz, żeby i ciebie niedźwiedź zadusił?!
– Nie chcę, żeby mnie niedźwiedź zadusił – powiedział Laje. – Chcę znaleźć lepsze miasto.
– Ale wiesz, co się stało z Aho!
– Wiem. Ale może mnie się uda.
– Nie uda ci się! Co ci strzeliło do głowy. Zawsze przecież przyznawałeś mi rację!
– A teraz chcę iść szukać lepszego miasta.
– Niedźwiedź cię pożre!
– Może pożre, a może nie pożre. Przecież musi być jakieś lepsze miasto na świecie.
– Jesteś wariatem! – krzyknął Eino. – Nic mnie to nie obchodzi.
I Laje poszedł w drogę. Niestety, na tym urywają się nasze wiadomości. Nie wiemy, czy Laje dotarł do lepszego miasta, czy też padł ofiarą zwierząt, jak Aho. Nic w ogóle nie wiemy więcej w tej sprawie. Gdyby ktoś z was wiedział, niech nam doniesie.
Przeczytaj wypowiedź Jana Brożka, polskiego filozofa i naukowca z XVII w., którą skierował do studentów medycyny:
Zapoznaj się z wypowiedzią Jana Brożka, polskiego filozofa i naukowca z XVII w., którą skierował do studentów medycyny:
Wybór pismA kiedy nauczą się wiele, niechże jednak myślą co dzień o owym powiedzeniu Teofrasta: „To, co wiemy, nie stanowi nawet tysiącznej części tego, co jest nam nieznane” i niech nie idą w ślady tych, którzy wyszedłszy o parę kroków poza pierwsze litery, sądzą, że wiedzą wszystko. Jest to choroba naszych czasów.
Przeczytaj fragment z książki Liane Moriarty Dziewięcioro znajomych. Następnie, przypominając sobie cytat z Jana Brożka, odpowiedz z uzasadnieniem na dwa pytania:
Zapoznaj się z fragmentem z książki Liane Moriarty Dziewięcioro znajomych. Następnie, przypominając sobie cytat z Jana Brożka, odpowiedz z uzasadnieniem na dwa pytania:
Dziewięcioro znajomychMasza niczym zombie uniosła sztywną lewą rękę nad głowę. Jej dłonie zacisnęły się kurczowo. Wciąż oddychała nierówno, a jej ciało wyprężało się w skurczu.
Miała atak padaczki.
Nie był to przyjemny widok, ale Yao wiedział, że takie napady należy po prostu przeczekać. Szyi Maszy nie uciskał kołnierzyk. W pobliżu nie znajdował się żaden przedmiot, w który mogłaby uderzyć głową.Ktoś trzymał w górze telefon i filmował swoją szefową, jakby był w koncercie rockowym.
– Zacznij uciskać. – Spojrzenie Finna stało się chłodne i spokojne. W pierwszej chwili – na sekundę, nie dłużej – Yao zamarł, kiedy jego mózg z trudem przetwarzał to, co się właśnie działo. Zapamiętał na zawsze ten moment paraliżującej dezorientacji. Wiedział, że zatrzymanie akcji serca może wyglądać jak atak padaczki, ale nie przyszło mu do głowy, bo jego umysł podsunął mu tylko jedną, błędną diagnozę: “Ta pacjentka ma epilepsję”. Gdyby nie było przy nim Finna, to pewnie kucnąłby przy kobiecie, której serce przestawało pracować, i nie kiwnąłby palcem, jak pilot kierujący samolot prosto w ziemię, bo nadmiernie zaufał niesprawnym instrumentom. Najdoskonalszym instrumentem Yao był jego umysł, który tego dnia zaszwankował.
Znajdź w dostępnych źródłach i odsłuchaj piosenkę Katarzyny Nosowskiej Boję się, następnie wykonaj dwa zadania.
Znajdź w dostępnych źródłach tekst piosenki Katarzyny Nosowskiej Boję się i zapoznaj się z nim, następnie wykonaj dwa zadania.
Przeczytaj fragmenty książki Nikki Meredith Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła, w którym autorka, po dwudziestu latach znajomości z jedną ze słynnych morderczyń z grupy Mansona, próbuje zrozumieć, dlaczego ludzie podejmujący decyzje o zwolnieniach warunkowych nie chcą dostrzec oczywistej w oczach Meredith resocjalizacji Leslie Van Houten. Następnie odpowiedz na pytanie: Pewność jakiego rodzaju sądów podważa autorka książki?
Zapoznaj się z fragmentami książki Nikki Meredith Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła, w którym autorka, po dwudziestu latach znajomości z jedną ze słynnych morderczyń z grupy Mansona, próbuje zrozumieć, dlaczego ludzie podejmujący decyzje o zwolnieniach warunkowych nie chcą dostrzec oczywistej w oczach Meredith resocjalizacji Leslie Van Houten. Następnie odpowiedz na pytanie: Pewność jakiego rodzaju sądów podważa autorka książki?
Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność złaMam jeszcze inną teorię tłumaczącą, dlaczego Leslie jest traktowana tak surowo. Oczywiście, dopuściła się potwornego czynu, ale według mnie jej zwyczajność, inteligencja, empatia i serdeczność niosą w sobie o wiele większe zagrożenie niż sama więźniarka, w której odruchowo widzi się postać odrażającą. Jeśli ktoś z jej przymiotami jest zdolny do morderstwa, jeśli ktoś z jej wychowaniem i wrażliwością jest w stanie zabić osobę pokroju Rosemary LaBianki, to może to uczynić każdy i każda z nas, a to oznacza, że nigdy nie możemy czuć się bezpieczni. Moim zdaniem wszyscy pracownicy biura prokuratora okręgowego, wszyscy członkowie komisji do spraw zwolnień warunkowych i wszyscy krewni małżeństwa LaBianców mają świadomość, że nic im nie grozi ze strony Leslie, a jednak wciąż się jej obawiają. Im bardziej jawi się ona jako „zwykła kobieta”, tym niebezpieczniejszy wydaje nam się świat, nawet jeśli ona sama niebezpieczna nie jest.
Przeczytaj fragmenty wywiadu Jacka Żakowskiego z Ulrichem Beckiem, a następnie odpowiedz na pytania: Jakie poszukiwania poznawcze zdominowały zdaniem naukowca nowoczesność? Dlaczego efekty tych poszukiwań są bardzo niepewne w sensie epistemologicznym?
Zapoznaj się z fragmentami wywiadu Jacka Żakowskiego z Ulrichem Beckiem, a następnie odpowiedz na pytania: Jakie poszukiwania poznawcze zdominowały zdaniem naukowca nowoczesność? Dlaczego efekty tych poszukiwań są bardzo niepewne w sensie epistemologicznym?
Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność złaJednak przed nowoczesnością życie było bardziej niebezpieczne. Ludzie żyli krócej, umierali na banalne choroby, częściej ginęli przedwcześnie albo tracili dobytek.
Bo byli wystawieni na niebezpieczeństwa. To były poważne naturalne zagrożenia, ale nie ryzyka! Ryzyko powstało wraz z nowoczesnością. Jest konsekwencją naszych racjonalnych decyzji, produktem ubocznym nowoczesnej idei kolonizowania przyszłości – próby uwolnienia świata od niebezpieczeństw, a później też od ryzyka. Bardzo długo ludzie nie rozumieli, że likwidując naturalne niebezpieczeństwo zarazem tworzą ryzyko. Tak samo jak dziś nie całkiem rozumieją, że ograniczenie każdego ryzyka ma zawsze skutki uboczne powodujące jakieś nowe ryzyko. By zmniejszyć naturalne niebezpieczeństwo głodu, wymyśliliśmy przemysłowe rolnictwo, które tworzy ryzyko ekologiczne na przykład zanieczyszczając wodę. By się przed tym ryzykiem uchronić, pijemy wodę źródlaną dostarczaną w pojemnikach, które zanieczyszczają środowisko podobnie jak samochody rozwożące tę wodę. Mamy też efekt uboczny w postaci większego uzależnienia od ropy, której przetworów potrzebują rolnicy, producenci butelek i samochody dostarczające wodę. To powoduje efekt uboczny w postaci uzależnienia od sytuacji w rejonach, gdzie wydobywa się ropę, i ryzyko zaangażowania w tamtejsze kryzysy. Do tego dochodzi ryzyko bezrobocia, chemicznie skażonej żywności, nadprodukcji, napięć międzykulturowych...
Chcąc wyzwolić się od niebezpieczeństw wpadliśmy w spiralę ryzyka.
Ale nie od razu to było widoczne. Przez długi czas ludzie próbowali się od ryzyka ubezpieczać. W połowie XX w. prawie wszystkie niebezpieczeństwa i ryzyka były asekurowane. Ale to też ma swoje skutki uboczne i powoduje kolejne ryzyka. Skutkiem ubocznym zabezpieczeń społecznych jest na przykład migracja do krajów zamożnych, starzenie się społeczeństw, krachy budżetowe. One się ujawniają w miarę, jak nowoczesność się radykalizuje. System się komplikuje, więc ryzyka stają się coraz bardziej nieprzewidywalne i dla większości z nas coraz mniej zrozumiałe. Niebezpieczeństwa były przewidywalne – przynajmniej statystycznie. Ryzyka przewidzieć się nie da, dopóki się ono nie objawi. Dziury ozonowej nikt nie mógł przewidzieć. Załamania przyrostu naturalnego także.
I do dziś nie ma całkowitej pewności, jakie są ich przyczyny.
To jest inny problem. Ludzie wierzą w ryzyko lub nie. Ryzyka nie da się dotknąć, zjeść ani powąchać. Ocena ryzyka jest kwestią uznaniową. Mamy instytucje, które je mniej czy bardziej trafnie oceniają albo przewidują, autorytety, które określają różne hierarchie ryzyka, i ludzi, którzy mogą mniej lub bardziej w nie wierzyć. Są niewielkie ryzyka, którymi większość bardzo się przejmuje, i wielkie – takie, które nam grożą zagładą – powszechnie lekceważone.
To znaczy, że przejmujemy się nie tym, czym należy?
To się okazuje po fakcie – kiedy ryzyko minie lub spełni się jako katastrofa...
Więc co decyduje o tym, czym ludzie się przejmują?
Z tym jest różnie w rozmaitych kulturach. Amerykanie na przykład zawsze byli dużo bardziej optymistyczni niż Europejczycy. Nigdy się specjalnie nie przejmowali ryzykiem. My od lat segregowaliśmy śmieci, ograniczaliśmy emisję zanieczyszczeń, jedliśmy zdrową żywność, limitowaliśmy nowe technologie, a oni szli do przodu na nic nie zważając. Sądzili, że w Europie jesteśmy lekko szaleni z naszymi obsesjami na temat ryzyka technologicznego. Tak było do 11 września. Wtedy wszystko się odwróciło. Nagle Amerykanie jak jeden mąż uwierzyli, że rosnące ryzyko jest największym problemem. Konkretnie ryzyko terrorystyczne. Tak mocno w to uwierzyli, że nie ufają nikomu, kto myśli inaczej. Dlatego przestali ufać Europie.