Wskaż wszystkie wyrazy (także neologizmy) związane ze “słowem”, “językiem” i “mową”; oraz - leksemy pochodzące od “zielony”. O zieleni można nieskończenie. Powielając dźwiękiem jej znaczenie, Można kunsztem udatnych powieleń Tworzyć światu coraz nowszą zieleń. Nie dość słowo z widzenia znać. Trzeba Wiedzieć, jaka wydała je gleba, Jak zalęgło się, jak rosło, pęczniało, Nie - jak dźwięczy, ale jak dźwięczniało, Nie - jak brzmi, ale jakim nabrzmieniem Dojrzewało, zanim się imieniem, Czyli nazwą, wyrazem, rozpękło. W dziejach wzrostu słowa - jego piękno. Więc nie lepo-ż by nam zieleń ziemi Opowiedzieć słowiesy staremi! A poczniemy tę powieść - od spodu, Od pierwizny, od lęgu, od rodu, Od rdzennego zrodzenia, od jądra, Tam gdzie wnętrze, gdzie nutro, gdzie jątra, Od głębiny, gdzie szeptał w zawięzi Pierwszy dźwięczek zielonej gałęzi. Nie wydziwiaj i nie bierz mi za złe, Że w podsłowia tego świata wlazłem, Że się ziaren i źródeł dowiercam, Że pobożny jestem Słowowierca, Że po mojej ojczyźnie-polszczyźnie Z różdżką chodzę, wiedzący, gdzie bryźnie Strumień prawdy żywiący i żyzny Z mojej pięknej ojczyzny-polszczyzny. Jedni wiosną słuchają słowików, Innym - panny majowa przynęta, Dla mnie - dźwięczą słowicze dziewczęta W młodych pąkach liściastych słowników: Wieczna młodość w kwitnącej starzyźnie, Z wiosny w wiosnę i młodsza, i świeższa! Oto dom mój: cztery ściany wiersza W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie. Zjedźmy tedy w dzieciństwo tej mowy, Jako górnik zjeżdża w szyb węglowy I latarką rozświetla cmentarze Leśnych dziejów i drzewnych wydarzeń. Oto leży hercyńskie cesarstwo, A niepołomickie na nim warstwą, Na niepołomickim - białowieska, Starodrzewna monarchia litewska; Oto moje inowłodzkie lasy, Gdy w nich jeszcze Centaur miał popasy, A nad nimi mateczna, pogańska Atlantyda jodłowo-słowiańska; Oto miazga rozgromionej kniei: Herculanum dębowe, Pompei, Nieprzebyte uroczyska ciemne, Tajne jary i puszcze podziemne, Jarogniewem niebiosów spalone, Siekierami błyskawic zwalone, W tysiącwiecznym ubite moździerzu W węgiel, który jest z ogniem w przymierzu, W skamieniały grobowiec przepastny, Tchnący chłodem zamogilnej astmy, W diamentowy lodowiec - w milczenie. Zjedźmy w głąb i obudźmy kamienie, Wyczarujemy zielenie. Bo górnik, Spraw umarłych wskrzesiciel, powtórnik, Mogił świadom i głosów przedwiecza, Wie, że leśna rzecz jest jak człowiecza, Że w jednakich głębokościach giną, Ponikami płyną, aż wypłyną I wyjawią prawdę człowiekowi Źródłosłowin blaskiem i śródsłowin; I zaszumi rozruszony węgiel Lasem, polem, miodoborem, łęgiem, I wyszumi z siebie słońca snopy, Mchy piętrowe, brodate potopy, I płaz wszelki posłuch rozkazu, I wyślizną się jaszczury z głazu, Wiatr się wyrwie i ptaki wyskrzydli, Jeż z jałowcem się równie naigli, Aż zwierz grubszy wyruszy: korzenie, Pnie, konary opuszczą więzienie I otrząsną się po długim znoju, Zielem strzelą - i do słowopoju. Wtedy źródło wzejdzie od korzeni W trzon pijących gałęzie-jeleni, I samica przebudzona, Mowa, Po swych pierwszych płodownikach wdowa, Na zielone wyjdzie rykowisko! I zakapie ze słowiska wyskok, I pociągnie od końców korzeni Krew-zielica, miód żywiczny ziemi, I - brzask w lesie, zaiskrzy się wszystko: Grekowisko, żmudzisko, sanskrzysko, Po ziemi pójdą echa bliźnie W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie. Zaziołali na głos bracia braci, Wszystko krewni i powinowaci, I zaczęli się wabić, tokować, Imionami-echami mianować, Choć z oddali, to po dziadach z bliska, Zieleniacy bujnego słowiska, Z prajednego szczepu, z pra-praiska. Do nurtowań, gruntowań się wzięli, Kto z zielinek i pozielców wiela Kto się pierwszy w cel zielisty wzieli, Wydrze ślad najdrzewiejszego ZIELA, Kto z ziołoci stawów i strumieni Zielorostek pierwszy wyzieleni, Kto z zielistków, ziółek i przyziółków ZIELA zerwie w podsłownym zaułku I w zieliszczu, w szumnej zielbie świata, Antenata znajdzie, Zielonata. Przyłączyły się do nich jaszczurki, Że tej samej są zieleszczyzny córki, Że też zielskie - i że przecież one, Jak te inne zielki, są zielone! Lecz zielacy trawowici, iści, Zaszumieli - i większością liści Więc uchwalił, że im praw nie przyzna, "Precz" szeleszcząc i "Ziel i zielszczyzna!" Zapłakały jaszczurki skulone, Powtarzając: przecież my zielone... Zapłakały jak płaczki na tryźnie, W swojej pięknej ojczyźnie-zielszczyźnie. Przeszukali milion zieloności, Nie znaleźli ziela Zieloności, Bo on, kłączek zieleniście mokry, Trwał nie w trawie i nie mchem się pokrył, I nie w liściach, nie w lesie, nie w grządce, Lecz w zielątce - w zielonawej łątce, Co w tym wierszu od początku fruwa, Śród słów krąży, łączy je, rozsnuwa, Siada na nich, na wylot przeziela, Dźwięki spaja, przeszczepia, rozdziela I odleci - i znowu przyfruwa. Tak nad pracą ziołowieda czuwa Nakrapiana słońcem łątka trawna... Nie od dzisiaj. Z pradawien pradawna: Gdy się jeszcze zioło nie zieliło Ani ziełana ziemli nie było, Ani zołte ze żełtem przemiennie Wspólnym gełtas nie pluskało w Niemnie (A i dziś - wyjdź za Wilno, na pole, Na tym polu nie trawa, lecz żole, Nie zieleni się: żelti murawa, A żolynas: złotawa otawa), Jeszcze w Renie nie bulgnęło gulthem I nie było ni złotem, ni żółtem, Ani w skarbcach łotewskich zeltsem (Znaczy: złotem - a słychać go zielcem!), Jeszcze krętej wikliny zawijas Nie rozprężył się Prusom w żalias, Jeszcze Żmudzin, zanim słowo znalazł, Rdzy wiewiórczej nie nazywał żalas, Jeszcze zołki-bylice, przed złakiem, Słowiańszczyźnie żółciły się złatem, Jeszcze ZEL kroplą "i" się nie zrosił, Jeszcze żółcień o złocistość prosił, Jeszcze żołna (zielony dzięciołek Chloropicus, pożółtek, od-ziołek) Żlutą żluną nad Wełtawą była, Jeszcze Chloe się nie zieleniła Ani trawy zielonawy porost Nie podszepnął Greczynowi: chloros - A już łątki-polotki złocone Ze słowami grywały w zielone, I przez myśli domyślne, przedśpiewne, Już ziołoród przeświecał niepewnie. Tak to było i tak się ziściło, Taką pieśnią się dozieleniło. I zielono, zielono w ojczyźnie, W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie.
Wskaż wszystkie wyrazy (także neologizmy) związane ze “słowem”, “językiem” i “mową”; oraz - leksemy pochodzące od “zielony”. O zieleni można nieskończenie. Powielając dźwiękiem jej znaczenie, Można kunsztem udatnych powieleń Tworzyć światu coraz nowszą zieleń. Nie dość słowo z widzenia znać. Trzeba Wiedzieć, jaka wydała je gleba, Jak zalęgło się, jak rosło, pęczniało, Nie - jak dźwięczy, ale jak dźwięczniało, Nie - jak brzmi, ale jakim nabrzmieniem Dojrzewało, zanim się imieniem, Czyli nazwą, wyrazem, rozpękło. W dziejach wzrostu słowa - jego piękno. Więc nie lepo-ż by nam zieleń ziemi Opowiedzieć słowiesy staremi! A poczniemy tę powieść - od spodu, Od pierwizny, od lęgu, od rodu, Od rdzennego zrodzenia, od jądra, Tam gdzie wnętrze, gdzie nutro, gdzie jątra, Od głębiny, gdzie szeptał w zawięzi Pierwszy dźwięczek zielonej gałęzi. Nie wydziwiaj i nie bierz mi za złe, Że w podsłowia tego świata wlazłem, Że się ziaren i źródeł dowiercam, Że pobożny jestem Słowowierca, Że po mojej ojczyźnie-polszczyźnie Z różdżką chodzę, wiedzący, gdzie bryźnie Strumień prawdy żywiący i żyzny Z mojej pięknej ojczyzny-polszczyzny. Jedni wiosną słuchają słowików, Innym - panny majowa przynęta, Dla mnie - dźwięczą słowicze dziewczęta W młodych pąkach liściastych słowników: Wieczna młodość w kwitnącej starzyźnie, Z wiosny w wiosnę i młodsza, i świeższa! Oto dom mój: cztery ściany wiersza W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie. Zjedźmy tedy w dzieciństwo tej mowy, Jako górnik zjeżdża w szyb węglowy I latarką rozświetla cmentarze Leśnych dziejów i drzewnych wydarzeń. Oto leży hercyńskie cesarstwo, A niepołomickie na nim warstwą, Na niepołomickim - białowieska, Starodrzewna monarchia litewska; Oto moje inowłodzkie lasy, Gdy w nich jeszcze Centaur miał popasy, A nad nimi mateczna, pogańska Atlantyda jodłowo-słowiańska; Oto miazga rozgromionej kniei: Herculanum dębowe, Pompei, Nieprzebyte uroczyska ciemne, Tajne jary i puszcze podziemne, Jarogniewem niebiosów spalone, Siekierami błyskawic zwalone, W tysiącwiecznym ubite moździerzu W węgiel, który jest z ogniem w przymierzu, W skamieniały grobowiec przepastny, Tchnący chłodem zamogilnej astmy, W diamentowy lodowiec - w milczenie. Zjedźmy w głąb i obudźmy kamienie, Wyczarujemy zielenie. Bo górnik, Spraw umarłych wskrzesiciel, powtórnik, Mogił świadom i głosów przedwiecza, Wie, że leśna rzecz jest jak człowiecza, Że w jednakich głębokościach giną, Ponikami płyną, aż wypłyną I wyjawią prawdę człowiekowi Źródłosłowin blaskiem i śródsłowin; I zaszumi rozruszony węgiel Lasem, polem, miodoborem, łęgiem, I wyszumi z siebie słońca snopy, Mchy piętrowe, brodate potopy, I płaz wszelki posłuch rozkazu, I wyślizną się jaszczury z głazu, Wiatr się wyrwie i ptaki wyskrzydli, Jeż z jałowcem się równie naigli, Aż zwierz grubszy wyruszy: korzenie, Pnie, konary opuszczą więzienie I otrząsną się po długim znoju, Zielem strzelą - i do słowopoju. Wtedy źródło wzejdzie od korzeni W trzon pijących gałęzie-jeleni, I samica przebudzona, Mowa, Po swych pierwszych płodownikach wdowa, Na zielone wyjdzie rykowisko! I zakapie ze słowiska wyskok, I pociągnie od końców korzeni Krew-zielica, miód żywiczny ziemi, I - brzask w lesie, zaiskrzy się wszystko: Grekowisko, żmudzisko, sanskrzysko, Po ziemi pójdą echa bliźnie W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie. Zaziołali na głos bracia braci, Wszystko krewni i powinowaci, I zaczęli się wabić, tokować, Imionami-echami mianować, Choć z oddali, to po dziadach z bliska, Zieleniacy bujnego słowiska, Z prajednego szczepu, z pra-praiska. Do nurtowań, gruntowań się wzięli, Kto z zielinek i pozielców wiela Kto się pierwszy w cel zielisty wzieli, Wydrze ślad najdrzewiejszego ZIELA, Kto z ziołoci stawów i strumieni Zielorostek pierwszy wyzieleni, Kto z zielistków, ziółek i przyziółków ZIELA zerwie w podsłownym zaułku I w zieliszczu, w szumnej zielbie świata, Antenata znajdzie, Zielonata. Przyłączyły się do nich jaszczurki, Że tej samej są zieleszczyzny córki, Że też zielskie - i że przecież one, Jak te inne zielki, są zielone! Lecz zielacy trawowici, iści, Zaszumieli - i większością liści Więc uchwalił, że im praw nie przyzna, "Precz" szeleszcząc i "Ziel i zielszczyzna!" Zapłakały jaszczurki skulone, Powtarzając: przecież my zielone... Zapłakały jak płaczki na tryźnie, W swojej pięknej ojczyźnie-zielszczyźnie. Przeszukali milion zieloności, Nie znaleźli ziela Zieloności, Bo on, kłączek zieleniście mokry, Trwał nie w trawie i nie mchem się pokrył, I nie w liściach, nie w lesie, nie w grządce, Lecz w zielątce - w zielonawej łątce, Co w tym wierszu od początku fruwa, Śród słów krąży, łączy je, rozsnuwa, Siada na nich, na wylot przeziela, Dźwięki spaja, przeszczepia, rozdziela I odleci - i znowu przyfruwa. Tak nad pracą ziołowieda czuwa Nakrapiana słońcem łątka trawna... Nie od dzisiaj. Z pradawien pradawna: Gdy się jeszcze zioło nie zieliło Ani ziełana ziemli nie było, Ani zołte ze żełtem przemiennie Wspólnym gełtas nie pluskało w Niemnie (A i dziś - wyjdź za Wilno, na pole, Na tym polu nie trawa, lecz żole, Nie zieleni się: żelti murawa, A żolynas: złotawa otawa), Jeszcze w Renie nie bulgnęło gulthem I nie było ni złotem, ni żółtem, Ani w skarbcach łotewskich zeltsem (Znaczy: złotem - a słychać go zielcem!), Jeszcze krętej wikliny zawijas Nie rozprężył się Prusom w żalias, Jeszcze Żmudzin, zanim słowo znalazł, Rdzy wiewiórczej nie nazywał żalas, Jeszcze zołki-bylice, przed złakiem, Słowiańszczyźnie żółciły się złatem, Jeszcze ZEL kroplą "i" się nie zrosił, Jeszcze żółcień o złocistość prosił, Jeszcze żołna (zielony dzięciołek Chloropicus, pożółtek, od-ziołek) Żlutą żluną nad Wełtawą była, Jeszcze Chloe się nie zieleniła Ani trawy zielonawy porost Nie podszepnął Greczynowi: chloros - A już łątki-polotki złocone Ze słowami grywały w zielone, I przez myśli domyślne, przedśpiewne, Już ziołoród przeświecał niepewnie. Tak to było i tak się ziściło, Taką pieśnią się dozieleniło. I zielono, zielono w ojczyźnie, W mojej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie.