Sprawdź się
Teksty do ćwiczeń
Trędowata - kultowy romans o mezaliansiemezaliansie i odtrąceniu przez arystokrację panny z dobrego domu. Powieść realizuje melodramatyczne odwrócenie klasycznego motywu Kopciuszka (guwernantka Stefcia Rudecka) i księcia (ordynat Michorowski) – tym razem Kopciuszek jednak przegrywa. Popada w chorobę i umiera.
TrędowataŚwieży oddech wiosny dmuchnął na delikatne zasłony szyb, muskając puszyste sobolowo‑złote włosy Stefci Rudeckiej, ciekawie wychylonej na świat. Była w bieliźnie, z warkoczem trochę roztarganym. Obudził ją odgłos dzwonka i kukułki wołającej w parku. Dziewczyna podskoczyła do okna
Ranek zachwycił ją, powietrze orzeźwiło, wciągała je w piersi z lubością.
Widok kwiatów, pokrytych blaskiem rosy, świergot ptaków oczarował ją, rozmarzył trochę.
Pąsowe usta uśmiechały się majowo jak poranek, ale w dużych fiołkowych oczach pozostał smutek, niezgodny z młodzieńczą postacią i wesołym głosem, jakim zawołała:
– Cudny świat! Już nie zasnę, pójdę do lasu! Odbiegła od okna i zaczęła się ubierać.
Włosy splotła w warkocz i zwinęła w ciężki węzeł z tyłu głowy; z natury falowały puszysto, osłaniając miękkimi zwojami drobne uszy i kąty ładnie zarysowanego czoła.
Narzuciła na siebie skromną suknię z szarego batystu, ozdabiając ją sznurem różowych korali, błyszczących jak duże czereśnie.
Ubrana, zajrzała do sąsiedniego pokoju. Ciemny od zapuszczonych firanek, wyglądał, jakby sam spał. Stefcia szepnęła:
– Lucia śpi smacznie. Sama pójdę.
Na palcach przeszła parę pokoi bogato i gustownie urządzonych. W ogromnej sieni pałacowej zatrzymała się bezradnie, ujrzawszy ciężkie oszklone drzwi zamknięte na klucz. Pomógł jej służący, który właśnie szedł po schodach ze szczotkami w ręku. Szeroko otworzył zaspane oczy na jej widok, ale uprzejmie pospieszył odkręcić zamek. Po chwili wbiegła do parku. Chodząc po żwirowanych uliczkach, zrywała białe smukłe narcyzy. Liliowy bez w bujnych kiściach opadał z krzaków, rozkołysany, pachnący. Kielichy narcyzów, przeczysto białe, wonne, pełne były chłodnej rosy; żółte oczy kwiatów w czerwonej rzęsie wyglądały jak załzawione.
Dziewczyna przychylała do ust białe czarki i piła te łzy ze swawolnym uśmiechem. Pierwsza młodość jej życia i pierwsze poranne blaski słońca złożyły się w potężny hejnał szczęścia, spłynęły do duszy stubarwną tęczą.
Podskakiwała do większych bukietów bzu, strząsając z pachnących pióropuszów kroplisty deszcz na swe lśniące włosy. W świetle słonecznych jaśni głowa jej migotała niby w srebrzystej rosie. Z więzią kwiatów wyszła z parku do ogrodu owocowego i tu krzyknęła z zachwytem. Wspaniale przystrojone kwieciem drzewa stały uroczyste. Jabłonie, w różowych pękach, miały wygląd młody, pieszczący wzrok. Wiśnie stały osypane bielą kwiatów, niby szeregi dziewcząt idących do ślubu w białych welonach. Zapach płynął duszący, gałęzie sypały potoki woni. Słońce malowało złotem kwiaty, wiatr niósł szumy, brzęczały pszczoły. Czasem, oderwany z drzewa, biały motyl unosił się w górę jak strząśnięty kwiat. Stefcia, upojona zapachem, odłamała parę gałązek wiśniowych, przypinając je do włosów, do paska, i tak ukwiecona, szła wąską uliczką, wysadzoną krzewami porzeczek.
Uliczka wiodła do lasu za ogrodem, zwanego borkiem. […]
Koło nóg jej śmignęła wiewiórka i prędko wskoczyła na drzewo. Ćwierkały wróble, monotonnie stukał dzięcioł.
W pobliskiej olszynce ślicznym sopranem wyśpiewywał słowik, z głębi lasu wołała tenorem kukułka, największa próżniaczka między ptakami. Świat leśny wrzał życiem, pełen szczebiotów, nawoływań, fruwań, pełen chrzęstu igieł sosnowych, szumu leszczyny, dźwięczał, huczał, brzmiał.
Powieść Dołęgi Mostowicza Znachor można uznać za klasyczny scenariusz filmu drogi i thrillera obyczajowego. Tytułowy znachor, w istocie profesor medycyny Rafał Wilczur, stracił pamięć z powodu ataku rabusiów po hulance spowodowanej ucieczką żony lekarza. Wątki sensacyjne splatają się w niej z wątkami obyczajowymi – Mostowicz kapitalnie sportretował zabobonną, zabiedzoną prowincję lat 30. XX wieku.
Znachor. Profesor WilczurProkop wzruszył ramionami.
– Jakże ja mogę ciebie wziąć, do domu obcego człowieka puścić?
– Ja i nie napraszam się.
– To i mądrze robisz. Nie znam ciebie ani nikt ciebie tu nie zna. Sam rozumiesz. Może ty i dobry człowiek, bez żadnych złych zamiarów, ale może i zły. Nawet twego nazwiska nie wiem, ani skąd ty rodem.
– Nazwisko moje Antoni Kosiba, a rodem ja z Kalisza.
– Kto by go wiedział, gdzie ten sam Kalisz.
– Pewno, że daleko.
– Świat jest wielki – westchnął Prokop – a ludzie na nim rozmaici.
Zapanowało milczenie, lecz młynarz po chwili zapytał:
– A cóż ty chodzisz, że miejsca nigdzie nie zagrzejesz? To domu nie masz?
– Nie mam.
– I baby swojej nie masz?
– Nie.
– A dlaczego?
– Nie wiem... Od baby nic dobrego na świecie.
– Co prawda, to prawda – przyznał Prokop przez nie tylko zgorszenie i kłopoty. Ale zawsze należy się ożenić. Takie prawo Boskie. I pomyślał stary Prokop, że to prawo dla niego okazało się okrutne. Urodziła mu wprawdzie żona trzech synów i córkę, ale nie na pociechę, tylko na nieszczęście.
Rozmyślania jego przerwał przybysz:
– Pewno, że mnie nie znasz. Ale przecie u ludzi pracowałem, świadectwa mam. Możesz je przeczytać.
– I czytać nie będę. Z czytanego i z pisanego nie ma nic dobrego.
– Dokumenty też w porządku. Żebym złodziej był, nie pracy bym szukał, tylko co ukraść. Jakbym był złodziejem, to już dawno zamknęliby mnie w więzieniu. A ja już dwanaście lat chodzę. I nawet nie miałbym ukryć się u kogo, bo nikogo bliskiego nie mam.
– A dlaczego nie masz?
– A ty masz? – zapytał przybyły.
Młynarza to zastanowiło.
– Jakże? Mam rodzinę. Ale jakby, nie daj Boże, wymarła, to znalazłbyś bliskich?... Znalazłbyś życzliwych, serdecznych, co pomogliby ci w biedzie?... Nieznajomy mówił jakby z goryczą i patrzył w oczy Prokopowi.
– Nikt nie ma bliskich – zakończył, a Mielnik nic na to nie odpowiedział.
Pierwszy raz w życiu podsunięto mu taką myśl i wydała mu się prawdziwą. Toteż przyjaźniej spojrzał na przybysza.
– Co tam ludzie o mnie mówią czy myślą – powiedział – niewiele mnie to obchodzi. Pewno i tobie bajek naopowiadali. Ale ja sam wiem, jak należy się żyć. Krzywdy ani biedy niczyjej nie chcę. Przyjdzie kto do mnie, to głodny nie odejdzie. Bogiem się świadczę! Tak i tobie powiem: mnie chleba nie brakuje i ty się najesz.
Popularna i lubiana awanturniczo–przygodowa powieść fantasy Andrzeja Sapkowskiego współgra z konwencjami literatury rycerskiej i łotrzykowskiejłotrzykowskiej. Świat bohaterów wypełniają zarówno postaci ludzkie, jak i bestiarium fantastyczne – zjaw, strzyg i demonów.
Krew elfów– Ja, Donimir z Troy – krzyknął chudy rycerz z trzema lwami na wamsiewamsie – byłem w obu bitwach o Sodden, alem was tam nie widział, panie krasnoludzie!
– Boście pewnikiem taborów pilnowali! – odpalił Sheldon Skaggs. – A ja byłem w pierwszej linii, tam, gdzie było gorąco!
– Bacz, co mówisz, brodaczu! – poczerwieniał Donimir z Troy, podciągając obciążony mieczem pas rycerski. – I do kogo!
– Sam bacz! – krasnolud trzepnął dłonią po zatkniętym za pas toporze, odwrócił się do swych kompanów i wyszczerzył zęby. – Widzieliście go? Rycerz chędożony! Herbowy! Trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!
– Pokój, pokój! – siwowłosy druid w białej szacie ostrym, władczym głosem zażegnał awanturę. – Nie godzi się, moi panowie! Nie tu, nie pod konarami Bleobherisa, dębu starszego od wszystkich sporów i zwad tego świata! I nie w przytomności poety Jaskra, którego ballady winny uczyć nas miłości, nie kłótni. – Słusznie! – poparł druida niski, otyły kapłan o twarzy błyszczącej od potu. – Patrzycie, a oczu nie macie, słuchacie, a uszy wasze głuche. Bo miłości bożej nie ma w was, boście są jako puste beczki...
– Jeśli już o beczkach mowa – zapiszczał długonosy gnom z wozu ozdobionego napisem „Artykuły żelazne, wyrób i sprzedaż” – to wytoczcie jeszcze jedną, panowie cechowi! Poecie Jaskrowi ani chybi w gardle zaschło, a i nam z tego wzruszenia niezgorzej!
– Zaprawdę, jako puste beczki, powiadam wam! – głuszył gnoma kapłan, nie zamierzając dać się zbić z pantałyku i przerywać kazania. Nic a nic z pana Jaskrowych ballad nie pojęliście, niczegoście się nie nauczyli. Nie zrozumieliście, że ballady te o losie ludzkim mówiły, o tym, żeśmy w rękach bogów jeno zabawką, a krainy nasze bożym są igrzyskiem. Ballady o przeznaczeniu mówiły, o przeznaczeniu nas wszystkich, a legenda o wiedźminie Geralcie i księżniczce Cirilli, choć rzucona na prawdziwe tło owej wojny, to przecież tylko metafora, wytwór wyobraźni poety, który temu miał służyć, byśmy...
– Bredzisz, święty mężu! – zawołała z wysokości swego wozu Vera Loewenhaupt. – Jaka legenda? Jaki wytwór wyobraźni? Kto jak kto, ale ja Geralta z Rivii znam, widziałam go na własne oczy, w Wyzimie, gdzie córkę króla Foltesta odczarował. A później jeszcze spotkałam go na Kupieckim Trakcie, gdzie na prośbę Gildii zabił srogiego gryfa, co na karawany napadał, którym to uczynkiem wielu dobrym ludziom życie ocalił. Nie, nie legenda to i nie bajka. Prawdę, szczerą prawdę wyśpiewał nam tu mistrz Jaskier.
– Potwierdzam – powiedziała smukła wojowniczka z czarnymi włosami gładko sczesanymi do tyłu i splecionymi w gruby warkocz. – Ja, Rayla z Lyrii, również znam Geralta Białego Wilka, słynnego pogromcę potworów. Widywałam też nie raz i nie dwa czarodziejkę Yennefer, bom bywała w Aedirn, w mieście Vengerbergu, gdzie owa ma swą siedzibę. O tym, aby tych dwoje się kochało, nic mi jednak nie wiadomo. – Ale musi to być prawda – odezwała się nagle melodyjnym głosem urodziwa elfka w gronostajowym toczku. – Tak piękna ballada o miłości nie mogła być nieprawdziwa. […]
– Jeśli pieśń mówi, że się kochali – uśmiechnął się czarodziej – to tak było i miłość ta przetrwa wieki. Taka jest moc poezji.
Na podstawie fragmentu Trędowatej Heleny Mniszkówny wykaż schematyczność kreacji bohaterki. Opisz, jakie jej cechy są charakterystyczne dla typowych bohaterek romansów?
Na podstawie fragmentu powieści Znachor Tadeusza Dołęgi‑Mostowicza podaj cechy łączące Antoniego Kosibę z bohaterami eposów antycznych.
Zapoznaj się z fragmentem Krwi elfów Andrzeja Sapkowskiego. Następnie wyjaśnij, na czym polega zabawa z konwencją romansu rycerskiego, którą zastosował autor.
Odwołując się do poznanych tekstów literatury popularnej, oceń słuszność zacytowanej poniżej tezy. Sformułuj dwa argumenty.
Dlaczego literatura popularna jest popularnaIstnieją trzy podstawowe przyczyny popularności gatunków popularnych: związek z najważniejszymi archetypami ludzkości, klasyczna forma narracyjna, bezpośrednia reakcja na otaczający świat i problemy żyjącego w nim człowieka.
Wybierz dowolny utwór literacki z archiwum kultury masowej i podaj funkcjonujące w nim nawiązania do kultury wysokiej. Przygotuj się do dyskusji na temat związków kultury wysokiej i popularnej.
Czy literatura popularna może ukształtować dobry gust czytelnika? Rozważ problem w rozprawce, wykorzystując cytowane fragmenty utworów należących do literatury popularnej oraz inny tekst kultury masowej. Twoja praca powinna liczyć 300 słów.