Sprawdź się
Prosto od krowy (o reportażu)Spójrzmy np. na Tworzywo, zawierające okres od 1900 do 1939. W tym okresie 39 lat są przeprowadzane życiorysy czterech głównych bohaterów, mnożonych przez czworakie pochodzenie: fornal, robotnik, mieszczanin, żołnierz, przez trzy dzielnice, przez trzy epoki, przez dwie części świata. Elementów więc jest 4X4X3X3X2 = 288. Jeślibym pisał reportaż klasyczny, musiałbym dać 288 życiorysów. Tymczasem w każdym życiorysie jest jakiś punkt szczytowy, a reszta — szara. A więc jeden z ludzkich prototypów Tworzywa miał w zaraniu wóz Drzymały i już potem nic. Inny nie reprezentował nic ciekawego, nim nie znalazł złota. Jeden uciekł w Polsce spod szubienicy, a potem w Kanadzie miał szare życie, ale natomiast jego syn, jako lotnik kanadyjski został zestrzelony nad powstańczą Warszawą. Jeśli się pisze o jednym z nich, trzeba uwzględnić te wszystkie szarości, tempo opowiadania jest zwolnione, reportaż nawet zyskuje na plastyce. Ale przecież w panoramie losu polskiego szeroko rzutowanej, nie idzie o typy indywidualne — idzie o typ środowiska i epoki. [...] No więc — powiedzą obrońcy powieści — czegóż się pchać na taką tematykę z reportażem, który przez swoje przeciążenie autentyzmem nie ma dostatecznych środków ekspresji? A mozaika? A składanie z autentycznych kamyczków? Z każdego życiorysu dla wieloplanowego w czasie i przestrzeni reportażu wycina się kulminacyjny punkt.
Mariusz Szczygieł wymienia Hannę Krall jako swoją nauczycielkę i mistrzynię. Porównaj fragmenty reportaży Hanny Krall pt. Pola ze zbioru Tam już nie ma żadnej rzeki i Mariusza Szczygła Ani kroku bez Baty z książki Gottland.
Małgorzata Szejnert, charakteryzując warsztat pracy reporterów, mówiła często, że należy patrzeć na świat oczyma bohaterów. Jak rozumiesz to zdanie? Swoją odpowiedź uzasadnij.
Zapoznaj się z fragmentem reportażu Arkadego Fiedlera Ryby śpiewają w Ukajali. Napisz dalszy ciąg historii podróży dwóch pań, starając się zachować styl autora (ok. 10 zdań).
Ryby śpiewają w UkajaliRazem ze mną z Liverpoolu wyjechały dwie panie. Siedziały przy stole naprzeciwko mnie i z tej racji wywiązała się między nami pewna zażyłość. Była to matka z córką. Obydwie były śpiewaczkami, tylko że matka znacznie ładniejsza pomimo wieku i szronowatych włosów. Urodzona w Brazylii, wyszła za Europejczyka (jakiej narodowości, nie wiem), mieszkała w Anglii, gdzie wychowała córkę na Angielkę, a poza tym obydwie znały doskonale Paryż. Przebywały tam w kołach artystycznych. Przyczyną ich obecnej podróży była ponoć tragedia małżeńska. Matka, zawsze pełna swobody i uśmiechu, wybuchła pewnego razu spazmatycznym płaczem na dźwięk jakiejś melodii. Obydwie niewiasty, wybitnie inteligentne, doświadczone w bólach i radościach, ponosiły już, zdaje się, wiele klęsk; były jak piękne motyle, przywykłe i do słońca, i do słoty. Życie ich toczyło się wśród burzliwych nurtów, odległych od cichych portów, i upływało — dosłownie — na wielu statkach. Do dziwnych tych kobiet współpasażerowie odnosili się z wielkim zaufaniem i chętnie zwierzali im się z najtajniejszych trosk.
Noc na KremluPrzez następne pokoje przeszliśmy tak szybko, że mielibyśmy duże trudności z odnalezieniem drogi powrotnej. Przypominały nam one na przemian wiktoriańskie hotele pałacowe, puste korytarze w zimnych budynkach urzędów i antyczne salony, zagubione w dużych wiejskich rezydencjach. Bolszoj dworiec stawał się coraz bardziej okazały w miarę jak posuwaliśmy się naprzód; zastygłe sylwetki NKWD‑zistów w ich szarych, bezstylowych mundurach oraz w walonkach z białego filcu pojawiały się w coraz większym zagęszczeniu. Spoglądali na nas z bezosobową, pozbawioną wszelkiego zainteresowania obojętnością.
W końcu zatrzymaliśmy się pod rozległym sufitem, pełnym złota i światła. Olbrzymie lampiony skrzyły się kryształkami. Długie, białe stoły zastawione były szkłem, srebrem i czerwonymi kwiatami. Zauważyłem gdzieś filary z niebieskiego marmuru lub malachitu. Był to kolorowy, bogaty obraz nazbyt pełen przepychu. Później ponad głowami generała Sikorskiego, ambasadora Kota i generała Andersa, którzy stanowili czoło naszego orszaku, zobaczyłem grupę mężczyzn. [...]
Szli stłoczeni razem - albo tak się to przynajmniej wydawało – wyglądali z daleka jak grupa robotników, przybywających na zmianę. Większość z nich nosiła ciemne ubrania, tak że postać barczystego mężczyzny średniego wzrostu w jasnym garniturze zapiętym aż po szyję na tym tle stawała się szczególnie wyrazista. Duże czarne wąsy, szczotka siwiejących, krótko ostrzyżonych włosów nad czołem – Stalin.
Kto jest dla ciebie mistrzem reportażu? Przedstaw swojego ulubionego reportera lub reporterkę. Uzasadnij swój wybór.