To, co najważniejsze
Sformułuj własną myśl według wzoru:
Jestem z tych, którzy wierzą, że Nauka jest czymś bardzo pięknym.
Maria Skłodowska‑CurieMaria Skłodowska‑Curie
Jestem z tych, którzy…
Przeczytaj fragment opowieści Ewy Curie. Zwróć uwagę na wartości, które przyświecają Marii i Piotrowi w ich codziennym życiu.
Robaczki świętojańskieMaria tymczasem w dalszym ciągu przerabia, kilogram za kilogramem, tony odpadków smółki uranowejsmółki uranowej […]. Dzięki nadludzkiej cierpliwości jest w ciągu czterech lat jednocześnie fizykiem i chemikiem, inżynierem, majstrem i wyrobnikiemwyrobnikiem. Dzięki pracy jej mózgu i jej mięśni znajdują się na stołach szopy związki coraz to bardziej aktywne, coraz bogatsze w radrad.
Zbliża się do celu. Już minął czas, kiedy stojąc w kłębach dymu na podwórzu, pilnowała ciężkich kotłów z wrącymi masami. Teraz nadchodzi okres oczyszczania […] roztworów silnie radioaktywnych. Ale ubóstwo urządzeń więcej niż kiedykolwiek przeszkadza w robocie. Trzeba by mieć koniecznie nadzwyczaj czyste pomieszczenie, aparaty najdokładniej zabezpieczone przed kurzem i zmianami temperatury. W szopie zaś, otwartej dla wszystkich wiatrów, unoszą się pyłki węgla i żelaza, ku rozpaczy Marii wciąż przedostając się do rozczynów, oczyszczonych z takim staraniem. Serce jej się ściska na widok tych codziennych drobnych nieszczęść, które tyle ją kosztują czasu i siły. Piotr jest już tak zmęczony tą nieustanną walką, że byłby niemal gotów ustąpić. […]
Czy – skoro przeszkody są tak wielkie, nie byłoby rozsądniej powrócić później w jakichś lepszych warunkach do tej pracy? […] Już nie może patrzeć na to, jak nędznymi rezultatami okupuje Maria swój olbrzymi wysiłek. Doradza jej „zawieszenie broni”.
Ale nie wziął w rachubę charakteru żony, Maria chce wydzielić rad, więc go wydzieli. […] W czterdzieści pięć miesięcy od chwili, gdy małżonkowie Curie ogłosili światu prawdopodobieństwo istnienia radu, Maria odniesie wreszcie w r. 1902 zwycięstwo w tej lichwiarskiejlichwiarskiej walce: wydzieli jeden decygramdecygram czystego radu […].
Jest dziewiąta wieczór, Piotr i Maria znajdują się w swoim domku przy bulwarze Kellermanna 108, gdzie mieszkają od r. 1900. […]
Stary doktor Curie już odszedł do siebie na górę. Maria wykąpała i położyła córkę, przesiedziawszy potem długą chwilę obok jej łóżeczka. To jest „rytuał”. Irena, jeśli matki nie ma przy niej wieczorem, gdy zasypia, póty ją będzie nieznużenie wzywać owym osobliwym mianem „Mé”, które dla nas obu na zawsze zastąpi imię: „Mama”, póki się Maria nie podda uporowi swego czteroletniego tyrana. I dopiero gdy jej równy oddech dziecka powie, że mała zasnęła, schodzi z powrotem do Piotra, który już się niecierpliwi. […]
Maria siada, robi parę ściegów przy obrąbku nowego fartuszka Ireny. Jej zasadą jest nie kupować nigdy gotowych ubrań dla małej: uważa, że są niewygodne i przeładowane ozdobami […].
Lecz tego wieczoru nie może skupić uwagi na szyciu.
Wstaje zdenerwowana.
– Gdybyśmy tam poszli na chwilę? – pyta nagle z akcentem prośby, zupełnie zresztą zbytecznej, gdyż Piotr płonie taką samą, jak ona, chęcią powrotu do szopy, którą opuścili zaledwie przed dwiema godzinami.
Rad – kapryśny, jak żywa istota, zniewalający, jak miłość – wzywa ich ku swej siedzibie, ku ubogiemu ich laboratorium.
Przez cały dzień ciężko pracowali i najrozsądniej byłoby teraz położyć się, odpocząć. Ale Piotr i Maria nie zawsze bywają rozsądni, jak wiadomo. Kładą płaszcze, zawiadamiają dr Curie o swej „wyprawie” — i wymykają się szybko. Idą pieszo, pod rękę, od czasu do czasu zamieniając parę słów. […] Piotr otwiera drzwi z klucza. Skrzypnęły, jak już skrzypiały tysiące razy: co dzień, od lat czterech. Uczeni znów znaleźli się w królestwie swych marzeń.
– Nie zapalaj światła – mówi Maria. I dorzuca z uśmiechem:
– Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałeś mi: „chciałbym, żeby rad miał ładną barwę”?
Rzeczywistość, która zachwyca Piotra i Marię, od kilku miesięcy, jest jeszcze nieporównanie piękniejsza od tego naiwnego życzenia. Rad ma cechę znacznie wspanialszą od „ładnej barwy” – jest świecący! I w ciemnej szopie, gdzie jego cenne odrobiny w malutkich szklanych naczyńkach znajdują się – z powodu braku szaf – na stołach, na półkach przybitych do ściany, ich fosforyzujące, błękitnawe sylwetki błyszczą, jakby zawieszone w nocnej czerni.
– Patrz... patrz! – szepce Maria.
Robi ostrożnie parę kroków, po omacku znajduje wyplatane kuchenne krzesło. Siada – w mroku i w ciszy. Dwie twarze zwracają się w stronę bladych błysków tajemniczych źródeł promieni – w stronę radu; ich radu! Pochylona, wpatrzona chciwie, Maria przybiera postawę taką, jaką miała przed godziną, obok łóżeczka swej ślicznej śpiącej dziewczynki.
Ręka męża z lekka gładzi jej włosy.
Maria zapamięta na zawsze ten wieczór „robaczków świętojańskich”. Tej bajki.
Uderzony zdumiewającą mocą tych promieni, Piotr zaczyna badać wpływ radu na organizm zwierząt, współpracując w tym zakresie ze znamienitymi lekarzami […]. Po krótkim już czasie udaje im się stwierdzić, że rad, niszcząc chore komórki, leczy […] niektóre guzy i pewne formy raka. Ta gałąź lecznictwa otrzyma nazwę Curieterapii, a lekarze francuscy […] pierwsi zaczną ją stosować z dobrymi wynikami u ludzi, używając do tego tubek z emanacją radowąemanacją radową, których im pożyczają Piotr i Maria Curie.
Rad zatem jest pożyteczny. I to pożyteczny wspaniale!
Łatwo zgadnąć, jaki to ma bezpośredni skutek. Wydobycie nowego pierwiastka przestaje być sprawą czysto naukową, doświadczalną, lecz robi się koniecznością, która ma np. na celu dobro człowieka. […]
Którejś niedzieli Piotr rozmawia z żoną […]. Właśnie do cichego domku przy bulwarze Kellermanna nadszedł list ze Stanów. Uczony przeczytał go uważnie, położył na biurku i mówi:
– Musimy się zastanowić przez chwilę nad naszym radem. Jest już dziś rzeczą zupełnie pewną, że jego produkcja szeroko się rozwinie. Oto np. list z BuffaloBuffalo: chcą tam uruchomić fabrykę i proszą mnie o wskazówki techniczne.
– No więc? – pyta Maria, nie zdradzając żywszego zainteresowania.
– Więc mamy do wyboru dwie drogi. Albo podać im bez wszelkich zastrzeżeń wyniki naszych prac, włącznie z metodą wydzielania czystego radu –
Maria potakuje machinalnie i z roztargnieniem mówi:
– Oczywiście. –
– albo – kończy Piotr – możemy uważać się za właścicieli: za „wynalazców” radu. I zanim podamy do wiadomości metodę, za pomocą której go otrzymałaś, opatentujemyopatentujemy ją, aby sobie zapewnić prawo do udziału w zyskach z tej produkcji w całym świecie.
Mówi to wszystko starannie i dokładnie, usiłując jak najobiektywniej przedstawić sytuację. A że mimo woli przy słowach: „opatentować” i „zapewnić sobie prawo” jego głos nabiera pewnego akcentu niechęci i wzgardy, to już nie jego wina...
Maria zastanawia się przez chwilę.
– Nie – odpowiada. – To byłoby sprzeczne z duchem nauki.
Poważna twarz Piotra rozjaśnia się. Lecz, aby już całkiem być w zgodzie z sumieniem, nalega:
– Ja też tak myślę... jednak nie chciałbym, abyśmy tę decyzję powzięli lekkomyślnie. Jesteśmy w ciężkich warunkach i wydaje się, że zawsze już tak będzie. Mamy córkę, możemy mieć więcej dzieci. Taki patent – to i dla nich i dla nas majątek. Duży majątek! To zapewnienie wygodnego życia, pozbycie się trosk, ciężkiej zarobkowej pracy...
I wreszcie z uśmiechem a zarazem i z westchnieniem wspomina jeszcze o czymś. O jedynej rzeczy, której mu jest się strasznie ciężko wyrzec:
– To także możliwość posiadania pięknego laboratorium.
Oczy Marii nabierają wyrazu natężonej uwagi. W skupieniu rozpatruje kwestię tej materialnej nagrody za pracę i prawie natychmiast ją odrzuca:
– Fizycy zawsze ogłaszają bez wszelkich zastrzeżeń wyniki swych badań. Fakt, że nasze odkrycie ma przed sobą także i handlową przyszłość, jest zbiegiem okoliczności, z którego nie wolno nam korzystać. Jeśli zaś rad ma służyć jako środek leczniczy, tym bardziej nie wydaje mi się możliwe, abyśmy zarabiali na nim.
Nie usiłuje zresztą wcale przekonać męża: wie, że tylko przez sumienność wspomniał o owym patencie. I wie, że słowa, które oto wypowiedziała z głębi przekonania, są wykładnikiem przekonań ich obojga, ich niezachwianej wiary w istotę roli, jaka jedynie przystoi uczonemu.
[…] Oto uczynili już wybór pomiędzy bogactwem a ubóstwem – na zawsze. Wieczorem wrócą zmęczeni, z naręczami listowialistowia i polnych kwiatów.
Maria Salomea Skłodowska-Curie
Światowej sławy uczona pochodzenia polskiego. Mieszkała we Francji. Była pierwszym profesorem‑kobietą na Sorbonie. Odkryła dwa nowe pierwiastki: polon (nazwany tak ze względu na pochodzenie Marii) i rad. Dwukrotnie została wyróżniona Nagrodą Nobla za osiągnięcia naukowe. Pierwszy raz w 1903 r. w dziedzinie fizyki, wraz z mężem Piotrem Curie, za badania nad zjawiskiem promieniotwórczości, a drugi raz w 1911 r. w dziedzinie chemii za wydzielenie czystego radu.
Córka Marii i Piotra Irena Joliot‑CurieIrena Joliot‑Curie także otrzymała, wraz ze swoim mężem, Nagrodę Nobla.
Przedstaw głównych bohaterów tekstu „Robaczki świętojańskie”. Jacy pojawiają się tu bohaterowie epizodyczni? Kim oni są dla głównych bohaterów?
Jakie cechy charakteru Marii Skłodowskiej‑Curie pomogły jej w dokonywaniu odkryć? Zapisz nazwy cech tutaj lub w zeszycie.
O jakim odkryciu opowiada tekst? Jakie miało ono pozytywne skutki dla ludzi?
Podziel tekst pt. „Robaczki świętojańskie” na trzy części. Każdą z nich zaznacz w tekście innym kolorem. Następnie nadaj tym częściom tytuły i zapisz je tutaj lub w zeszycie.
Przyjrzyj się ilustracji do tekstu. Którego fragmentu opowiadania dotyczy komiks? Czy łatwo byłoby narysować jego dalszą część? Uzasadnij odpowiedź.
Przyjrzyj się zdjęciu, na którym znajduje się Maria Skłodowska‑Curie w otoczeniu największych uczonych początku XX wieku. Ile wśród nich jest kobiet? Z czego to wynika?
Maria Skłodowska‑Curie jako jedna z pierwszych kobiet uzyskała prawo jazdy i zdobyła Rysy, była jedną z pierwszych studentek na Sorbonie i pierwszą kobietą profesorem tej uczelni.
Porozmawiajcie o tym, czy to dobrze być dzieckiem uczonych. Zapiszcie swoje wnioski tutaj lub w zeszycie.
Aby dowiedzieć się czegoś więcej o Marii Skłodowskiej‑Curie, poszukaj informacji w dostępnych źródłach. Przygotuj plakat o jej osiągnięciach.