Wincenty Kadłubek, Kronika polska (ks. IV, rozdz. 26)
Panowie krakowscy wysyłają przeto posłów do księcia Lestka ofiarowując mu najwierniejsze posłuszeństwo i pryncypat. Lecz wmieszała się odrobina kwasu, który zakwasił całe ciasto. Był bowiem pewien mąż szlachetnego rodu, nieskazitelnego charakteru, dzielny w radzie, powabem wszelkich cnót znakomity, imieniem Goworek, który wtedy sprawował u księcia Lestka godność palatyna, a nawet na jego orzeczenie poruszały się zawiasy wszystkich godności.
Między nim a palatynem Mikołajem nie wiem, jaki złowrogi los wzniecił nieubłaganą niezgodę, spowodowaną może przez podstępnych zauszników, którzy starają się [okazywać] zawiść cnotom i zasiewać między zboże zgubny kąkol. Pod tym więc tylko warunkiem Mikołaj przyrzeka swą uległość i wyraża zgodę na wprowadzenie księcia Lestka na tron, że oddali od siebie i wygna komesa Goworka. Twierdzi bowiem, że wśród waśni nie ma miejsca ani dla wierności, ani dla posłuszeństwa i że każda rzeczpospolita lubi spokój, a nie spory. Waha się książę Lestek, wahają się i jego stronnicy, nie wiedząc, co mają wybrać. Czy mają wyrzec się Krakowa, czy wygnać tak użytecznego, tak zasłużonego męża?
Pierwsze byłoby jednak szkodliwe, drugie występne. Gdy tak wszyscy zwlekali, rzekł komes Goworek: „Nie godzi się, aby w sprawie tak oczywistej wahał się wasz rozum. Któż by wątpił, że korzyść wielu okupuje się kosztem niewielkiej straty? Któż by nie wiedział, że raczej należy poświęcić kogokolwiek niż ogół? Któż by nie wiedział, że trzeba wybierać mniejsze zło, zwłaszcza gdy pożytek publiczny należy przedłożyć nad własny. Jakże więc życie poświęci dla przyjaciela, kto boi się pójść na wygnanie dla dobra pana [swego]? Lecz nie nazwałbym tego wygnaniem, gdy ktoś choć jest wygnańcem, ani przyjaciół nie opuszcza, ani przez przyjaciół nie jest opuszczony. Szczęśliwe wygnanie! Towarzyszy mu łaska, a nienawiść nie ściga”.
Wtedy ktoś [tak przemówił]: „Wprawdzie to, co sobie ułożyłem, wydaje się bajką, wszelako może pojmie kto sens zmyślonej przypowieści, bowiem w plewach jest ziarno. Mówią, że gryf jest królem zarówno ptaków, jak i czworonogów. Ptaki bojąc się jego zapalczywości kryły się gdzieś w gałęziach dębu. Dlatego gryf, chciwy, być może, zdobyczy lub uniesiony gniewem, raz po raz z jakąś zaciekłością uderza o konary tego drzewa mniemając, że albo drzewo uderzeniem obali, albo gałęzie strzaska. Większe jednak jemu groziło niebezpieczeństwo niż drzewu, albowiem od uderzeń skrzydło sobie zwichnął, z bólu niemałego upadł na ziemię i za późno poznał na sobie, do czego wiedzie napaść na drugiego. I gdy szukał ratunku skądniebądź, nadchodzi lisica i zbliża się z wolna, a on do niej: «Czy znasz, córko, jakieś okłady na bóle?». Ona odpowiada: «Czegóż nie znałaby mistrzyni fortelu?». On na to: «Pomóż, będziesz druga po mnie w królestwie».
Wtedy ona: «Jeśli pragniesz pomocy lekarza, musisz odkryć ranę». Gryf rzecze: «Zwichnąłem skrzydło». A na to ona: «Nierówność skrzydeł jest powodem, że nie możesz latać, niech więc skrzydło wyższe zejdzie do położenia zwichniętego, które niełatwo dałoby się nagiąć do wyższego, a nawet, gdy skrzydła się zrównają, wróci również zdolność latania». Ów rzecze: «Zgadzam się, gdyż to, co mówisz, wygląda całkiem prawdopodobnie». Każe mu lisica zdrowe skrzydło wetknąć między drzewa aż po pachę, tak żeby skrzydło wetknięte między drzewa nie ruszyło się. «Śmiało ruszaj, nie bój się! Od ciebie zależy twoje ocalenie!». A on wierzy i, jak mu nakazano, gwałtownie rzuca się naprzód. Skrzydła jednak nie wydobywa, lecz łamie na kawałki. Tak pozbawiony obu, ginie z głodu i pożerają go lisy oraz gady”. Na to książę Lestek: „Taką ty opowiadasz przypowieść, jak gdybym ja wszelkim sposobem zamyślał spełnić [moje] pragnienie władzy. Z dala niech jednak będą od księcia wszelkiego rodzaju targi! Z dala niech będzie nieuczciwe kupczenie. Cóż bowiem ofiarowują ci, którzy pragną nagrody za [utrącenie] najniewinniejszego człowieka, skoro sprzedajność dostojeństw pociąga za sobą opłakane skutki, a dla wolnego człowieka nie ma żadnego poszanowania. Innego więc niż księcia Lestka niech sobie szukają krakowianie, który by odpowiadał ich żądaniom!”.