Rene Descartes
Rozprawa o metodzie właściwego kierowania rozumem i poszukiwania prawdy w naukach
Upewniwszy się (...) co do zasad i oddzielając je wraz z prawdami wiary, które zawsze były na pierwszym miejscu w moich przekonaniach, uznałem, iż odnośnie do reszty poglądów, mogę swobodnie zacząć się ich pozbywać. Otóż spodziewałem się lepiej z tym uporać, obcując z ludźmi, niż pozostając dłużej zamknięty w izbie, gdzie przemyślałem to wszystko. (...) I przez całe następne dziewięć lat nie czyniłem nic innego, jak tylko wędrowałem po świecie, starając się być raczej widzem niż aktorem we wszystkich komediach, jakie się w nich odgrywa. Rozważając zaś w każdym przedmiocie szczególnie to, co mogłoby go uczynić podejrzanym i dać nam sposobność do pomyłki, wykorzeniałem równocześnie z mego umysłu wszystkie błędy, jakie mogły wcześniej do niego wniknąć. Nie oznacza to, abym w tym naśladował sceptyków, którzy wątpią, aby wątpić, i chcą się wydawać niezdecydowanymi; przeciwnie bowiem, cały mój plan zmierzał jedynie do tego, aby zdobyć pewność i aby odrzucić ruchomą ziemię i piasek w celu znalezienia skały lub gliny. Udawało mi się to, jak sądzę, dość dobrze, o ile starając się odkryć fałsz lub niepewność twierdzeń, jakie rozpatrywałem, nie za pomocą słabych przypuszczeń, ale za pomocą jasnych i pewnych rozumowań, nie spotkałem wśród nich tak wątpliwego, z którego nie wyciągnąłbym jakiejś dość pewnej konkluzji, choćby tej właśnie, iż nie zawiera ono nic pewnego. I jak, burząc stare domostwo, zachowuje się zazwyczaj gruzy, aby posłużyły do zbudowania nowego, tak niwecząc wszystkie przekonania, które osądziłem jako niepewne, czyniłem różne spostrzeżenia i nabywałem wielu doświadczeń, które posłużyły mi później do zbudowania bardziej pewnych. Z powodu, iż zmysły nasze zwodzą nas niekiedy, przyjąłem, że żadna rzecz nie jest taka, jak one nam się przedstawiają. Ponieważ zaś są ludzie, którzy mylą się w rozumowaniu odnośnie do najprostszych nawet problemów geometrii i wyciągają z nich mylne wnioski, uznając przy tym, iż ja także podlegam błędom podobnie jak każdy inny, odrzuciłem jako błędne wszystkie racje, które przyjąłem poprzednio za dowody. Wreszcie uważając, że wszystkie myśli, jakie mamy na jawie, mogą nam przychodzić wówczas, kiedy śpimy, ale wówczas żadna z nich nie jest prawdziwa, postanowiłem założyć, iż wszystko, co kiedykolwiek dotarło do mego umysłu, nie bardziej jest prawdziwe niż senne złudzenia. Jednak zaraz potem zwróciłem uwagę, iż wtedy gdy postanowiłem przypuszczać, że wszystko jest fałszywe, konieczne jest, abym ja, który to myślę, był czymś; i spostrzegłem, iż ta prawda; myślę, więc jestem, jest tak mocna i pewna, że wszystkie najbardziej skrajne przypuszczenia sceptyków nie są zdolne jej obalić, uznałem, iż mogę ją przyjąć bez obawy za pierwszą zasadę filozofii, której szukałem. Następnie, rozpatrując z uwagą, czym jestem, spostrzegłem, iż o ile mogę sobie przedstawić, że nie mam ciała i że nie ma żadnego świata ani miejsca, gdzie byłbym, nie mogę sobie jednak wyobrazić, jakobym nie istniał wcale. Przeciwnie, z tegoż właśnie, iż zamierzałem wątpić o prawdzie innych rzeczy, wynikało bardzo jasno i pewnie, że istnieję; natomiast, gdybym tylko przestał myśleć, choćby nawet wszystko pozostałe, co sobie wyobraziłem, było prawdą, nie miałbym żadnego powodu przypuszczać, że istnieję. Poznałem w ten sposób, że jestem substancją, której cała istota, czyli natura, jest jedynie myślenie i która, aby istnieć, nie potrzebuje żadnego miejsca ani nie zależy od żadnej rzeczy materialnej; tak, iż owo Ja, to znaczy dusza, przez którą jestem tym, czym jestem, jest całkowicie odrębna od ciała, a nawet jest łatwiejsza do poznania niż ono, i że gdyby nawet ono nie istniało, byłaby i tak wszystkim, czym jest. Skoro (...) znalazłem twierdzenie, o którym wiedziałem, że jest pewne, sądziłem, iż powinienem również wiedzieć, na czym polega ta pewność. I stwierdziwszy, iż w owym: myślę, więc jestem, nie ma niczego, co by mnie upewniało, iż mówię prawdę, prócz tego, iż widzę bardzo jasno, że aby myśleć, trzeba istnieć, uznałem, iż mogę przyjąć za ogólną regułę, że wszelkie rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i wyraźnie, są prawdziwe; zachodzi jedynie pewna trudność w tym, aby stwierdzić dokładnie, które rzeczy pojmujemy wyraźnie. Zastanawiając się następnie nad tym, iż wątpię, i że tym samym istota moja nie jest zupełnie doskonała, widziałem bowiem jasno, iż znać jest większą doskonałością niż wątpić, powziąłem myśl, aby sprawdzić, w jaki sposób nauczyłem się myśleć o czymś bardziej doskonałym niż ja sam, i rozpoznałem z całą pewnością, iż musiałem się nauczyć tego od jakiejś istoty, która rzeczywiście jest bardziej ode mnie doskonała. Co się tyczy moich myśli o wielu innych rzeczach na zewnątrz mnie, jak niebo, ziemia, światło, ciepło i tysiącu innych, nie martwiłem się tym, skąd pochodzą. Nie widząc bowiem w nich niczego, co miałoby je czynić w mym przekonaniu wyższymi ode mnie, mogłem sądzić, iż jeżeli są prawdziwe, są dziedziną zależną od mojej natury, od tego, co posiada ona doskonałego; jeżeli nieprawdziwe, otrzymałem je z nicości, to znaczy znalazły się we mnie na skutek tego, co we mnie ułomne. Jednak inna była sprawa z ideą istoty bardziej doskonałej niż moja; to bowiem, abym je czerpał z nicości, było rzeczą oczywiście niemożliwą. Natomiast myśl, aby coś doskonałego mogło być następstwem czegoś mniej doskonałego i było dziedziną od niej zależną, jest równie sprzeczna jak to, aby coś mogło powstać z niczego, nie mogłem również wysnuć tego pojęcia z samego siebie; tak iż powstało tylko, że pomieściła ją we mnie istota rzeczywiście bardziej ode mnie doskonała, a nawet posiadająca sama w sobie wszystkie doskonałości, o których mogę mieć jakieś pojęcie, to znaczy, aby się wyrazić w jednym słowie, która jest Bogiem.