„Iam grzesznik, złego iadem struty...”, czyli kim był François Villon
Tadeusz Boy-Żeleński
Od tłumacza
Czym był Villon, na tle połowy XV wieku, dla francuskiego piśmiennictwa? Spróbuję to objaśnić w kilku słowach. Villon jest pierwszym poetą Francji w nowożytnym znaczeniu; jest w poezji francuskiej pierwszą wybitną jednostką. Dawne twory poezji francuskiej noszą cechę twórczości zbiorowej: narastają pokoleniami, przechodzą z ust do ust, już pierwszy spisujący je twórca jest raczej ich redaktorem; wyrażają zarazem zbiorowe, nie indywidualne pojęcia i wierzenia. Późniejszą, chronologicznie bliższą Villonowi poezję cechuje także jej bezosobisty poniekąd charakter: poeta nie tyle dąży do wyrażenia siebie, ile kładzie swą ambicję w to, aby utarte i ogólnikowe tematy ująć w sposób nowy [...]. [...] Villon natomiast bierze stare, gotowe formy, aby je odmłodzić żywą krwią swoją; aby w nich dać siebie: gorącą, namiętną, rzewną spowiedź życia, jęk zmarnowanej młodości, spazm niezaspokojonego serca. Nie ucieka się do pomocy fikcji poetyckiej ani alegorii, nie przypina sobie szlachetnego koturnu, nawet koturnu nieszczęścia; jak nikt przed nim, a mało kto po nim, bez szaty godowej wchodzi do zaczarowanego pałacu wielkiej sztuki; od pierwszego wiersza mówi do nas on sam, biedak, więzień, zbrodniarz.
François Villon
Wielki Testament
W trzydziestym życia mego lecie,
Hańbą do syta napoiony,
[...]
Do Syna modlę się Bożego,
Którego wzywam w każdey doley,
Iżby dotarła aż do Niego
Prośba ma, ieśli on zezwoli;
Który mnie wspiera nieustannie,
Y wydarł z ręki mnie katowi
[...]
Iam grzesznik, złego iadem struty,
Iednak Bóg nie chce mey katuszy,
Lecz nawrócenia y pokuty,
Y widzi, aża z szczerey duszy,
Czy z nagabywań k'niemu dążę;
Toć, ieśli weźrzy w me sumienie,
Snadno z występku mię rozwiąże
Y ześle na mnie przebaczenie.
[...]
Biedakiem iestem iuż od młodu,
— Ot, niebożęta leda iacy! —
Ociec móy był z biednego rodu,
Toż praszczur, co był zwan Horacy.
[...]
Nie iestem, wiem to aż za wiele,
Synem anioła — brednie czyste! —
Diademu nie mam z gwiazd na czele;
Ociec móy umarł, świeć mu Chryste;
Ciało spoczywa w ciasnym grobie…
Y matka, biedna kobiecina,
Niedługo życia wróży sobie;
Wnetki schowaią też y syna…
[...]
Wiem, że iuż czas mi w lepsze kraie;
Charkam — materia biała, brzydka —
Plwociny niby kurze iaie:
[...]
Pomnę, gdy z miastem się żegnałem,
Hey, w roku pięćdziesiątym szóstym,
Legacik mały tam spisałem,
Który nieiedni, własnym gustem,
Raczyli nazwać Testamentem;
O moią zgodę w tem nie stoią:
Ha! Nie iest człeka prawem świętem,
By władał nad własnością swoią.
[...]
Dość iuż, sza! Ani pary z brzucha:
Do testowania iuż się biorę;
Kleryk móy, Fremin, który słucha
(Ieżeli nie śpi), w każdą porę
Zaświadczy oto, co powiadam,
Iż dla nikogo nienawiści
Nie mam, y wszytko, co tu gadam,
Mniemam, po dobru iż się ziści.
[...]
Czuię, iak serce moie mięknie;
Iuż człek od mdłości ledwie dyszy;
Niech Fremin przy mem łóżku klęknie,
Nikt obcy niechay nas nie słyszy:
Bierz papier, pióro, spisz chędogo,
Wiernie tak, iako ci dyktuię,
A potem odpisz razy mnogo,
Y rozday wszędy: Iuż testuię.
[...]
Day Bóg spoczynek zasłużony,
Światłość y pokóy wiekuisty,
Temu, co pługa ani brony
Nie posiadł, ni koszuli czystey;
Nagi, do skóry ogolony,
Na sposób rzepy obłuszczoney,
Day Bóg spoczynek zasłużony…
Srogim wyrokiem przepędzony,
Wbrew apelacii uroczystey,
W sam zadek celnie ugodzony,
Błąkał się, tułacz wiekuisty:
Day Bóg spoczynek zasłużony…
Ba, coraz ciężey mi iuż mówić,
Nie żartem ponoś człek iest chory;
Brwi, rzęsy, włosy, wszytko boli,
Swędzi, od pięty do ciemienia:
Pilnieysza tedy zda się koley,
U wszytkich pytać przebaczenia.