Søren Kierkegaard
Sokratyczna definicja grzechu (Choroba na śmierć)
Grzech to niewiedza. Taka jest, jak wiadomo, sokratyczna definicja, która – jak wszystko, co sokratyczne – zasługuje na zastanowienie. W każdym bądź razie zarówno to mniemanie, jak i wiele innych rzeczy sokratycznych, ma się ochotę przekroczyć. Nie chciałbym w żadnym razie podważać sokratycznej definicji tylko dlatego, że nie można się na niej zatrzymać; ale mając in mente (z łac[iny] na myśli) chrześcijaństwo, chcę zająć się nią – aby ukazać całą jej ostrość – właśnie dlatego, że sokratyczna definicja jest tak bardzo grecka; tak aby każda inna definicja, która by w najściślejszym pojęciu nie była chrześcijańska, to znaczy każda definicja połowiczna, ukazała swą całkowitą pustkę. (...) Sokrates nigdy nie dochodzi do pojęcia grzechu w naszym rozumieniu, co jest niechybnie winą jego definicji. Dlaczego? Jeżeli bowiem grzech jest niewiedzą, to właściwie nie istnieje, gdyż grzech jest właśnie świadomością. Jeżeli grzechem jest nieświadomość prawdy, a niewiedza jest przyczyną grzechu, to grzech nie istnieje. Jeżeli jest grzech, to przyjmuje się, co Sokrates także przyjmował, że się nie zdarza, aby ktoś znający słuszność postępował niesłusznie albo ktoś świadomy niesłuszności postępował niesłusznie. W ogóle, jeżeli definicja Sokratesa jest słuszna, to grzechu nie ma. (...) Grecki intelektualista był zbyt szczęśliwy, zbyt naiwny, zbyt estetyczny, zbyt ironiczny, zbyt dowcipny, zbyt grzeszny, aby mógł dopuścić mniemanie, że ktoś mając wiedzę może czynić zło albo posiadając wiedzę, wiedzę o rzeczach słusznych, może czynić niesłusznie. Greckość ustanawia jakiś intelektualny imperatyw kategoryczny.
Tym samym ocalona jest sokratyczna definicja. Kiedy kto nie postępuje słusznie, znaczy to, że nie wie, co czyni; jego rozumienie jest złudzeniem. (...) Kto postępuje słusznie, ten przecież nie grzeszy; a jeżeli nie czyni słusznie, to znaczy, że nie rozumie swego czynu; gdyby naprawdę wiedział, co czyni, poczułby popęd do innego uczynku, który byłby w zgodności z jego rozumieniem; ergo grzech jest niewiedzą. Na czym polega więc ta trudność? Na tym, co sokratyczne, ale tylko do pewnego stopnia; trzeba bowiem tu zauważyć, co nam bardzo pomaga, że brak nam dialektycznego określenia samego przejścia od faktu, że się coś rozumie, do faktu, że się coś czyni. W tym właśnie przejściu poczyna się myśl chrześcijańska; idąc dalej po nici tej drogi dochodzi się do stwierdzenia, że grzech polega na woli; do tego, że grzech jest buntem; a żeby zakończyć nitkę węzłem, dochodzi tu dogmat o grzechu pierworodnym. (...)
A potem dopiero przychodzi zagadnienie, co powie wola o tym zrozumieniu. Wola jest czymś dialektycznym i ma pod sobą znowuż całą niższą naturę człowieka. Jeżeli nie podoba się jej owo zrozumienie, to nie wynika stąd, że wola idzie na całego i decyduje się uczynić coś wręcz przeciwnego, niż nakazuje zrozumienie; tak silne przeciwieństwa zdarzają się rzadko. Ale wola pozwala upłynąć pewnej ilości czasu, następuje tu interim (łac. ad interim tymczasowy, chwilowy), które brzmi: poczekajmy do jutra. A tymczasem zrozumienie, poznanie zaciemnia się stopniowo coraz bardziej, a najniższe popędy biorą górę coraz więcej; (...) Wola nic nie ma przeciwko temu, patrzy na to przez palce. Ale kiedy poznanie zaciemni się już dostatecznie, może się lepiej porozumieć z wolą; w końcu zgadzają się całkowicie, poznanie przechodzi na stronę woli i przyznaje, że to, czego chce wola, jest całkiem słuszne. (...) Z tym wszystkim nie wyszliśmy poza pozycję sokratyczną; albowiem, jak chciał powiedzieć Sokrates, jeżeli się tak stanie, to dowodzi to, że ten człowiek nie rozumiał, co jest słuszne. To znaczy, że duch greczyzny nie ma odwagi powiedzieć, że człowiek świadomie może uczynić zło, że wiedząc, co jest słuszne, może niesłusznie postąpić; pomaga on sobie mówiąc; jeżeli ktoś postępuje niesłusznie, to nie rozumie słuszności. (...) Dlatego chrześcijaństwo postępuje inaczej mówiąc, że aby człowiek mógł zrozumieć, czym jest grzech, potrzebne jest jeszcze boskie objawienie i grzech nie polega na tym, że człowiek nie rozumie słuszności, ale na tym, że nie chce zrozumieć, na tym, że nie chce uczynić.
Jeśli zaś idzie o rozróżnienie: nie móc zrozumieć i nie chcieć zrozumieć, to w tej materii nawet Sokrates nic nie wyjaśnia. (...) Sokrates twierdzi, że ten, kto nie postępuje słusznie, nie rozumie tego, co słuszne; ale chrześcijaństwo posuwa się nieco dalej wstecz i twierdzi, iż to się dzieje dlatego, że człowiek nie chce rozumieć, a to znowuż dlatego, że nie chce czynić tego, co słuszne. A dalej uczy ono, że człowiek postępuje niesłusznie przez krnąbrność, chociaż rozumie, co jest słuszne, lub aż omieszka czynić dobrze, chociaż wie, co trzeba czynić; jednym słowem chrześcijańska nauka o grzechu jest jedną zniewagą dla człowieka, oskarżeniem za oskarżeniem, jest ciężarem, który boskość pozwala sobie nałożyć na człowieka jako sprawcę. Ale jaki człowiek może zrozumieć tę doktrynę chrześcijańską? Żaden. (...) W chrześcijańskim rozumieniu grzech tkwi w woli, nie w rozumieniu; skażenie woli sięga poza świadomość oddzielnych osobników. To jest całkiem konsekwentne; gdyż, gdyby było inaczej, dla każdego poszczególnego człowieka musiałoby wynikać pytanie o początek grzechu.
Definicja grzechu, jakąśmy dali w tym rozdziale, musi być jeszcze tak uzupełniona: grzech to – po objawieniu boskim, czym jest grzech – trwać w obliczu Boga w rozpaczy z powodu niechcenia bycia sobą lub też w rozpaczy z powodu pragnienia bycia sobą.