Leszek Kołakowski
Udręczenie (fragmenty)
Od kiedy ludzie myśl swoją zapisywali, nie pytali „po co życie?”, lecz „po co zło?”; zarówno moralne zło, jak cierpienie chcieli „wytłumaczyć”; nie przyczynowo objaśnić, bo to często można, lecz w celowym porządku świata umieścić. [...] Ale ci, co nadal pytają, [...] nie mają dobrych odpowiedzi albo jeśli je mają, to takie, że innych nie mogą do nich przekonać wedle reguł logicznie niezawodnych. Bo przecież prawie wszystko, co w tej sprawie powiedzieć można i co teologowie przez stulecia mówili, zawarte jest w Księdze Hioba. Mało co dodać, doprawdy. Szatan, nie tylko z przyzwolenia Boga, ale na zasadzie wyraźnej z Bogiem umowy, ściga Hioba wszystkimi możliwymi nieszczęściami i bólem; wszystkie dziesięcioro dzieci powybijane, cały majątek stracony, bolesne i straszne choroby, Hiob na dnie nędzy i nieszczęścia, a jeszcze na pośmiewisko wydany. A gdzież Bóg, woła, na wschodzie Go nie widać ani na zachodzie, ani po lewej stronie, ani po prawej, gdzież Bóg, opiekun sprawiedliwy? Przychodzą bardzo mądrzy ludzie, dziś byliby profesorami zwyczajnymi na wydziale teologii, gdyby nie to, że mówią pięknie, wzniośle, dramatycznie, porywająco; i mówią mu tyle mniej więcej: grzesznikiem jesteś, Pan Bóg cię pokarał. I jeszcze mówią: pobożnemu Pan Bóg sprzyja, pomyślnością go wszelką obdarza, dobrodziejstwa zsyła, a złych w nieszczęścia wtrąca. Ale Hiob krzyczy, że to kłamstwa okropne: jakże to, każdy przecie wie, że najgorsi złoczyńcy w dostatku, szczęściu i chwale dni swoich dożywają, a ja? Sprawiedliwy byłem, biednym pomagałem, nikomu krzywdy nie wyrządziłem, i oto zapłata? Ale Pan Bóg się wtrąca. Pan Bóg wie – jasno to jest powiedziane – że Hiob pobożnym i sprawiedliwym był mężem. On go nie karze, On jego wierność w zabawie z szatanem wypróbowuje. I gdzieś ty był, powiada, gdym ja ziemię budował? I długą listę spraw wylicza, o których Hiob nic wiedzieć nie może i które, by odmienić, siły nie ma. O krokodylu mówi, o gazeli, o strusiu, o sokole, o śniegu i gwiazdach. Głupiś i niemocny, powiada, Pana nie pouczaj i nie skarż się. Nie, Pan Bóg Hioba nie karze, Pan Bóg się Hiobem bawi. W sumie mówi mu: nie mędrkuj, bo nic nie wiesz. Pan Bóg nawet powiada, że profesorowie zwyczajni teologii nieprawdę mówili, ale nie wyjaśnia, na czym ta nieprawda polegała, więc i my nie wiemy. Hiob korzy się przed Bogiem i oto, okazuje się, profesorowie zwyczajni teologii jakby rację mieli, bo Bóg mu wszelkie dobra zwraca: znowu jest majętny, żyje długo i szczęśliwie i znowu ma dziesięcioro dzieci (ale Dostojewski nie bez racji pyta: czy mógł Hiob o tych dziesięciorgu zabitych zapomnieć? Jakże to, nowe dzieci na miejsce pomarłych przychodzą i dobrze jest?). Księga Hioba, dzieło mądrości pełne, jedno z najwspanialszych, jakie ludzkość wydała, nie tłumaczy nam w końcu zła i cierpienia, a tylko podsuwa radę: ufajcie Bogu, nie pytajcie, skarg przeciw niebu nie podnoście, choćby w najgorszych utrapieniach. I do tego sprowadza się właściwie pouczenie tradycyjnych teodycei: nie tylko nie możemy zła wykorzenić, ale w żadnym poszczególnym wypadku nie umiemy go Boskimi zamiarami wyjaśnić, bo tych zamiarów nie znamy, możemy tylko, i powinniśmy ufać, że jest taki zamiar, że jest dobry, i zdać się na Opatrzność. „Oddać Bogu swoje cierpienia”, jest to może najlepsza rada przez chrześcijaństwo podana.