[muzyka]
Gdyby dotknął życia, takim, jakie ono jest
Dziś powiedzielibyśmy, że cesarz Hajle Sellasje miał dobry PR, zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Władcy przyświecał cel unowocześnienia rządów i europeizacji kraju, stąd reformy społeczne i ekonomiczne, rozwój szkolnictwa i modernizacja armii. A świat patrzył na to z przychylnością, nie szczędził pieniędzy. Skąd zatem ta rozbieżność ocen rządów Sellasjego? Tak tłumaczy to Ryszard Kapuściński w „Cesarzu”:
[muzyka]
„W tych latach istniały dwa wizerunki H.S. Jeden – znany opinii międzynarodowej – przedstawiał cesarza jako nieco egzotycznego, ale dzielnego monarchę, odznaczającego się niespożytą energią, bystrym umysłem i głęboką wrażliwością, który stawił czoło Mussoliniemu, odzyskał cesarstwo i tron, miał ambicję rozwijania swojego państwa oraz odgrywania ważnej roli w świecie. Drugi – formowany stopniowo przez krytyczną i początkowo niewielką część opinii rodzimej – ukazywał monarchę jako władcę zdecydowanego za wszelką cenę bronić swojej władzy i przede wszystkim jako wielkiego demagoga i teatralnego paternalistę, który słowami i gestami osłaniał sprzedajność, tępotę i serwilizm rządzącej elity, przez niego stworzonej i hołubionej. Oba te wizerunki były zresztą, jak to w życiu, prawdziwe, H.S miał osobowość złożoną, dla jednych był pełen uroku, u innych budził nienawiść, jedni go wielbili, inni przeklinali. Rządził krajem, w którym, znane były tylko najokrutniejsze metody walki o władzę (lub jej utrzymanie), w którym wolne wybory zastępował sztylet i trucizna, dyskusję – strzał i szubienica. Był produktem tej tradycji, sam po nią sięgał. A zarazem rozumiał, że jest w tym jakaś niemożliwość, jakaś niestyczność z nowym światem. Ale nie mógł zmienić systemu, który trzymał go u władzy, a władza była dla niego ponad wszystko. Stąd ucieczki w demagogię, w ceremoniał, mowy tronowe o rozwoju, jakże puste w tym kraju przygniatającej biedy i ciemnoty. Był wielce sympatyczną postacią, przenikliwym politykiem, tragicznym ojcem, chorobliwym sknerą, skazywał niewinnych na śmierć, winnych ułaskawiał, ot kaprysy władzy, labirynty polityki pałacowej, dwuznaczności, ciemności, nikt ich nie przeniknie”.
[muzyka]
Jakże więc cesarz był zdziwiony, gdy ukazał się film brytyjskiego dziennikarza Jonathana Dimbleby’ego. Dotąd reporter chwalił cesarskie rządy, a teraz obnażył prawdziwe oblicze władcy otoczonego luksusami, podczas gdy tysiące ludzi umierało z głodu. Tak relacjonuje to zdarzenie jeden z rozmówców Ryszarda Kapuścińskiego:
[muzyka]
„Dość że tym razem Dimbleby, miast pokazywać, jak pan nasz rozwoju dogląda i troszczy się o pomyślność maluczkich, przepadł gdzieś na północy, skąd ponoć wrócił przejęty i roztrzęsiony i zaraz wyjechał do Anglii. Nie minął miesiąc, a z naszej ambasady przychodzi doniesienie, że pan Dimbleby pokazał w telewizji londyńskiej swój film pod tytułem „Ukryty głód”, w którym ten pozbawiony zasad oszczerca dopuścił się demagogicznej sztuczki, ukazując tysiące ludzi umierających z głodu, a obok czcigodnego pana, jak biesiaduje z dostojnikami, następnie pokazał drogi, na których leżą dziesiątki szkieletów zagłodzonych biedaków, a zaraz potem nasze samoloty przywożące z Europy szampany i kawior, tu – pola całe konających chudzielców, tam – nasz monarcha ze srebrnej patery mięso swoim psom podający, i tak na przemian: przepych – nędza, bogactwo – rozpacz, korupcja – śmierć. W dodatku pan Dimbleby oświadcza, że klęska głodu spowodowała już śmierć stu, a może dwustu tysięcy ludzi i że drugie tyle może w najbliższych dniach podzielić ich los. Doniesienie ambasady mówi, że po filmie wybuchł w Londynie wielki skandal, są apelacje do parlamentu, gazety biją na alarm, dostojnego pana potępiają. Tu widzisz, przyjacielu, całą nieodpowiedzialność obcej prasy, która podobnie jak pan Dimbleby latami monarchę naszego chwaliła, a nagle, bez żadnego powodu i umiaru – potępiła. Dlaczego tak? Dlaczego taka zdrada i niemoralność? W dalszym ciągu ambasada donosi, że z Londynu wylatuje cały samolot dziennikarzy europejskich, którzy chcą zobaczyć śmierć głodową, poznać naszą rzeczywistość, a także ustalić, gdzie podziewają się pieniądze, które tamtejsze rządy dawały czcigodnemu panu, aby rozwijał, doganiał i przeganiał. A więc, krótko mówiąc, interwencja w wewnętrzne sprawy cesarstwa! W pałacu poruszenie, oburzenie, ale osobliwy pan nakazuje spokój i rozwagę. Teraz czekamy, jakie będą najwyższe ustalenia. Od razu rozlegają się głosy, aby przede wszystkim odwołać ambasadora z powodu tak przykrych i alarmistycznych doniesień, tyle niepokoju w życie pałacu wnoszących. Jednakże minister spraw zagranicznych argumentuje, że takie odwołanie rzuci strach na pozostałych ambasadorów, którzy w ogóle przestaną donosić cokolwiek, a przecież czcigodny pan musi wiedzieć, co o nim mówią w różnych częściach świata. Następnie odzywają się członkowie rady koronnej, którzy żądają, aby samolot z dziennikarzami zawrócić z drogi i całej tej bluźnierczej hałastry do cesarstwa nie wpuszczać. Ale jakże tu, powiada minister informacji, nie wpuścić, jeszcze większy krzyk podniosą i pana miłościwego bardziej potępią. Rada w radę postanawiają podać dobrotliwemu panu następujące rozwiązanie – wpuścić, ale zaprzeczyć. Tak jest, wyprzeć się głodu! Trzymać ich w Addis Abebie, pokazywać rozwój i niech piszą tylko to, co w naszych gazetach potrafią wyczytać. A prasę, przyjacielu, mieliśmy lojalną. Prawdę mówiąc, nie było jej wiele, bo na trzydzieści z okładem milionów podwładnych tłoczono dziennie dwadzieścia pięć tysięcy egzemplarzy gazet, ale pan nasz z takiego wychodził założenia, że nawet najbardziej lojalnej prasy nie należy dawać w nadmiarze, gdyż może z tego wytworzyć się nawyk czytania, a potem już krok do nawyku myślenia, a wiadomo, jakie to powoduje niewygody, utrapienia, kłopoty i zmartwienia”.
[muzyka]
Jak to się stało, że cesarz nie dostrzegł i nie rozwiązał na czas problemu głodu? Historycy uważają, że nie był on w pełni informowany o rzeczywistej sytuacji w państwie. A kiedy zdarzało się, że wizytował prowincję, przed jego przyjazdem tuszowano przejawy nędzy. Wspomina o tym w książce cesarski dostojnik:
[muzyka]
„A pan nasz lubił odwiedzać prowincje, lubił prostym ludziom dawać do siebie dostęp, poznawać ich troski, pocieszać obietnicą, pochwalać kornych i pracowitych, karcić leniwych i władzom nieposłusznych. Ale ta skłonność dobrotliwego pana szczerbiła skarbiec, bo prowincję trzeba było najpierw przygotować, pozamiatać, odmalować, zakopać śmieci, przetrzebić muchy, zbudować szkołę i dać dziatwie mundurki, odnowić budynek municypalny, uszyć flagi i wymalować portrety czcigodnego monarchy. Nie byłoby to godne, aby pan nasz zjawiał się niespodziewanie, wyłaniał się spod ziemi niczym mizerny poborca podatków, ot, dotknął życia takim, jakie ono jest. Można by sobie wyobrazić zaskoczenie i popłoch miejscowych notabli! Ich dygotanie, ich strach! A przecież władza nie może pracować w klimacie zagrożenia, władza to jest pewna umowność oparta na ustalonych regułach”.
[muzyka]
Nie wiadomo, czy gdyby jednak chciał „dotknąć życia, takim, jakie ono jest”, pozostałby u władzy. Został obalony we wrześniu 1974 roku przez rewolucyjny komitet wojskowy. Do końca życia przebywał w areszcie domowym. Według oficjalnych informacji nowego rządu zmarł po nieudanej operacji w sierpniu 1975 roku w Addis Abebie.
„Cesarz” może być dzisiaj odczytywany jako przestroga dla państw demokratycznych. Nadmierna centralizacja władzy przy jednoczesnym poszerzaniu wpływu wąskiej grupy ludzi na wszelkie przejawy społecznej i politycznej działalności, w tym na niezależne instytucje, ograniczanie praw i swobód obywatelskich, niedostrzeganie rzeczywistych problemów kraju, to zagrożenia, z którymi muszą mierzyć się współczesne demokracje.
[muzyka]